Mój sąsiad niedźwiedź. Rozmowa z zoologiem

NIKITA OVSYANNIKOV, zoolog: Spotkałem się z nimi tysiące razy i tylko w czterech sytuacjach próbowały mnie zabić. Za każdym razem udało mi się zatrzymać agresję. Wystarczył gaz pieprzowy i patyk.

12.03.2023

Czyta się kilka minut

Młody samiec polujący samotnie na lodzie. Jeśli się mu nie powiedzie, starsze niedźwiedzie mogą podzielić się z nim jedzeniem. Spitsbergen, Norwegia, czerwiec 2016 r. / ROY MANGERSNES / BE&W
Młody samiec polujący samotnie na lodzie. Jeśli się mu nie powiedzie, starsze niedźwiedzie mogą podzielić się z nim jedzeniem. Spitsbergen, Norwegia, czerwiec 2016 r. / ROY MANGERSNES / BE&W

MARIA HAWRANEK: Zacząłeś od lisów arktycznych.

NIKITA OVSYANNIKOV: Od zawsze pociągały mnie ssaki drapieżne i ich zachowania. Lisom poświęciłem dekadę. Wybrałem Wyspę Wrangla na Oceanie Arktycznym, bo to był jedyny obszar chroniony, gdzie ich nie łapano i mogłem je obserwować na wolności. Wtedy, na przełomie lat 70. i 80., ich zachowanie nie było dobrze zbadane. Uważano je za samotnicze zwierzęta, które tworzą pary tylko w okresie godowym. Odkryłem nowy świat ich życia społecznego – np. to, że potrafią tworzyć pary na całe życie. W czasie tych badań zainteresowałem się też niedźwiedziami polarnymi.

Jak bada się zachowania zwierząt w dziczy?

Musisz poświęcić znaczną część życia, by żyć obok nich. To jedyny sposób, by zrozumieć, jaka jest dynamika ich relacji. Być i widzieć na własne oczy. Mówię o tym, bo dziś wiele badań przeprowadza się za pomocą technologii – wyłapywanie, znakowanie itd. Śledzi się niedźwiedzie z helikoptera, by je uśpić i pobrać próbki do biopsji. To bardzo inwazyjne metody, które stresują zwierzęta. I nie dają pełnej wiedzy – zbierasz próbki, ale nie obserwujesz procesów. Musiałem zamieszkać wśród zwierząt, żeby obserwować ich naturalne życie, którego nie zaburza obecność obserwatora.

Można stać się obojętnym obiektem? Przecież zwierzęta Cię widzą, mogą uznać za zagrożenie. Jak zaznaczyć swoje granice?

Z lisami polarnymi to było łatwe – są małe, nie mogą cię skrzywdzić, to ty jesteś dla nich dużym zwierzęciem. Wystarczy ich nie krzywdzić, nie gonić. Są mądre, szybko zorientują się, że nie masz złych intencji. Ignorują cię, stajesz się kolejnym zwierzęciem w tym habitacie.

Nie są ciekawe? Nie podchodzą?

Oczywiście, że podchodzą. Ale ja im nie przeszkadzam w życiu. Podchodzą, patrzą: a, znamy tego gościa, jest nieszkodliwy. Z niedźwiedziami jest inaczej. Gdy się pojawisz, nie ma możliwości, by nie podeszły sprawdzić, co z ciebie za jeden. Są ogromne i dlatego niebezpieczne – mogą cię uznać za ofiarę. Wcześniej nie miałem żadnego doświadczenia z tak wielkimi drapieżnikami, ale moja filozofia od samego początku opierała się na zasadzie: jeżeli mam ambicję, by żyć wśród niedźwiedzi polarnych i badać je w ten sposób, nie mogę ich skrzywdzić. Dlatego nigdy nawet nie pomyślałem o tym, by nosić przy sobie broń.

No właśnie – z tego słyniesz, że jako jeden z niewielu badaczy niedźwiedzi polarnych nie nosisz broni.

Jeżeli nie mogę badać tych zwierząt bez wyrządzenia im krzywdy, to po prostu nie powinno mnie tam być. Jeśli do nich przyjeżdżam, robię to na własne ryzyko. Broń nie wchodzi w grę.

Jak się do tego w ogóle zabrałeś?

Znałem małą chatę położoną na przylądku Blossom Point na Wyspie Wrangla, dawną stację meteorologiczną. Wymagała remontu, ale nadawała się do użytku. To miejsce, gdzie zwykle na plaże tłumnie przybywają stada morsów arktycznych, więc i niedźwiedzie polarne często się tam pojawiają. Spodziewałem się, że jeśli przyjadę tam na przełomie lata i jesieni, spotkam ich przynajmniej tuzin i to będzie dobry początek moich badań.

Pojechałem tam z operatorem BBC. Wsiedliśmy na obładowane quady i jechaliśmy cały dzień. Gdy zaczęliśmy zbliżać się do końca przylądka, zdałem sobie sprawę, że dzieje się coś dziwnego. Co kilometr widzieliśmy niedźwiedzia polarnego albo dwa. Ogromna koncentracja. Gdy dotarliśmy do chatki, zapadał zmierzch, a wokół niej kręciło się 25 niedźwiedzi polarnych.

25?! I co zrobiły?

Później zdaliśmy sobie sprawę, że na przylądku było wielkie zgrupowanie niedźwiedzi, a w okolicy było ich około 200.

Gdy podjechaliśmy do chatki, oczywiście odeszły na pewien dystans, ale po chwili zaczęły się przybliżać, by zbadać przybyszów. My się rozpakowywaliśmy, a one zaglądały przez okna, obwąchiwały ściany. Musiałem je odstraszyć od chatki. A potem zdecydować, co dalej. Nie miałem pojęcia, co mogą zrobić. W różnych książkach i zapiskach z Arktyki były odmalowywane jako niebezpieczne, atakujące ludzi. Gdyby tak było, musielibyśmy natychmiast wycofać się z tej chatki, bo nocą weszłyby do środka i nas stamtąd wywlekły. Do rana nic by z nas nie zostało.

Rozumiem, że przyjąłeś inne założenie.

Pomyślałem, że niedźwiedzie są normalnymi dzikimi zwierzętami, więc powinny być ostrożne wobec wszystkiego, co może im się wydać potencjalnym niebezpieczeństwem. Jeśli przedstawię się jako wielki, agresywny drapieżnik, może dominujący w społeczności, zrozumieją to, uszanują i będą wobec mnie zachowywać dystans. I tak zrobiłem. Pokazywałem im, że jestem wielki, że je zaatakuję, odstraszałem je od chatki z łopatą w ręku. I zauważyłem, że są bardzo wrażliwe, ostrożne, przerażał je widok tego potwora pod chatką.

Krzyczałeś? Czytałam, że nie reagują na dźwięk.

Nie. Ostatnio dowiedziałem się zresztą, że ludzki głos mógłby być prowokujący, czyli przyniósłby odwrotny efekt. Noc spędziliśmy spokojnie, chociaż słyszałem, jak podchodzą i nas obwąchują.

Moim pierwotnym celem było badanie zachowań społecznych, polowań i strategii przetrwania niedźwiedzi. Tamtego pierwszego wieczoru zrozumiałem, że również moje spotkania z niedźwiedziami będą ważnym źródłem wiedzy o ich zachowaniach. Zacząłem prowadzić dziennik naszych spotkań, tak samo jak prowadziłem dziennik ich obserwacji. Rozwijałem metody bezpieczeństwa, niewymagające użycia broni. Opracowałem je dla siebie, teraz uczę ich innych.

Jak przedstawiłbyś ich główne założenia?

Po pierwsze, zapobiegać bezpośrednim spotkaniom. Po drugie, nie pozwolić, aby spotkanie przemieniło się w konflikt, a po trzecie – jeśli już konflikt się pojawi, wówczas w ekstremalnych wypadkach – zatrzymać agresję. Ale nigdy z użyciem broni. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym skrzywdzić niedźwiedzia w jakikolwiek sposób.

W czasie 26 sezonów spędzonych w Arktyce niedźwiedzie zaatakowały Cię tylko cztery razy.

Spotkałem się z nimi tysiące razy i tylko w czterech sytuacjach próbowały mnie zabić. I zawsze to ja je prowokowałem, popełniając jakiś błąd. Za każdym razem udało mi się zatrzymać agresję. Wystarczył gaz pieprzowy i patyk. Ten sposób zawsze działa.

Czemu prawie zawsze jeździłeś sam?

Ze względów bezpieczeństwa. Jeśli jestem sam, jestem odpowiedzialny tylko za siebie i wiem, co robię. Jeśli jestem z kimś, muszę też pilnować tej drugiej osoby – nigdy nie wiem, jaki błąd może popełnić, a on może doprowadzić do eskalacji konfliktu. Wiedziałem, że będąc sam, ryzykuję. Ale w ten sposób ograniczałem też moją interferencję w środowisko – niedźwiedzie postrzegały mnie jako samotnika. Jeśli jest nas dwoje, niedźwiedzie widzą nas już jako grupę, co wywołuje inne reakcje, większą ostrożność. A ja chciałem, by zachowywały się przy mnie jak najbardziej naturalnie.

Ile czasu w ciągu roku spędzałeś na ich badaniu?

Kilka miesięcy, czasem połowę roku. Na Wyspie Wrangla spędziliśmy też z żoną i córką cztery lata, przyjechaliśmy, jak miała 2,5 roku. Większość czasu przebywała na lądzie z babcią, w ciepłym klimacie. Poza tym mieszkaliśmy w wiosce, która wkrótce po upadku ZSRR wyludniła się i zamknęła. Moja żona badała ze mną lisy i nadal je bada, a kiedy ja zająłem się niedźwiedziami, ona zaczęła obserwować sowy śnieżne. Moja córka też jest zoolożką, zrobiła doktorat z badań nad delfinami i mieszka w Australii.

Gdy byłeś sam, nie czułeś się samotny?

Z niedźwiedziami nigdy nie czuję się samotny! Pierwsze 15 lat obserwowałem je do czasu, gdy schodziły na lód. Robiły to, gdy Ocean Arktyczny zamarzał. W latach 90. zaczynało się to w październiku, w listopadzie lód był już na tyle gruby, by niedźwiedzie mogły po nim chodzić. W ciągu 2-3 dni znikały z wyspy. W latach 2000. przeciągało się to do grudnia. Wtedy nie było łatwo się stamtąd wydostać – pogoda się pogarszała, noc polarna, nic nie lata, wybrzeże zamar­znięte, trudno jechać skuterem do wioski, trudno ściągnąć helikopter. Kilka razy utknąłem na wyspie do grudnia i to było przetrwanie w trudnych warunkach. W jednych sezonach nie miałem wystarczająco dużo paliwa, w innych zaczynało brakować jedzenia. Ostatnie wyprawy badawcze kończyłem wcześniej, w listopadzie.

Jak wygląda Twój dzień?

Grafik jest napięty, bo zwierzęta są aktywne całą dobę. Im więcej obserwujesz, tym więcej informacji zbierasz, i tym więcej rozumiesz. Stresuję się, że ominie mnie coś ważnego – jedna interakcja w społeczności zwierząt może zmienić sytuację. Opuszczasz punkt obserwacyjny, by się przespać, wracasz rano, a tu wszystko się zmieniło, nawet nie wiesz dlaczego.

Budziłem się wcześnie rano. Najpierw ciepłe śniadanie. Nie wolno wychodzić na zewnątrz w tak ekstremalnych warunkach, jeśli nie czujesz się komfortowo. Musisz szybko rozgrzać się w chatce. Dopiero kiedy czujesz się dobrze – w pełni obudzony, najedzony, napojony herbatą – możesz iść. Zakładam ubranie – na zimno i wiatr, na górę białą parkę dla kamuflażu. Biorę kanapki, termos z herbatą. Ustawiam się dwa kilometry od miejsca największej koncentracji niedźwiedzi. Jestem tam gdzieś od 8 rano do zmierzchu. Nie zostaję na noc, by nie natknąć się na nie z bliska. Potem ciepły posiłek, herbata i jeszcze kilka godzin obserwacji z ganku chaty, bo tam też przebiegały ścieżki niedźwiedzi. Gdy zapada zmrok, sprawdzam notatki, sprzęt, idę spać.

Trochę jak mnich w monasterze. Czego dowiedziałeś się o niedźwiedziach, czego ludzie zwykle sobie o nich nie wyobrażają?

Nigdy nie bawiłem się tak dobrze, jak pracując z niedźwiedziami. Każdy z nich ma własną osobowość, to ogromna przyjemność móc ją odkryć. Są duże, więc jeśli podchodzą, by cię zbadać, zawsze oznacza to jakiś rodzaj socjalizacji. Wchodzimy w żywą, bardzo osobistą relację.

Jak różne to mogą być osobowości?

Niektóre są bardziej nieśmiałe, nerwowe, ostrożne czy wrażliwe. Inne są bardziej pewne siebie czy brutalne. To zależy od ich doświadczenia życiowego. W 2002 r. poznałem niedźwiedzia, samca. Był już dojrzały seksualnie, ale wciąż młody. Miał łagodny charakter. Bardzo go ciekawiłem – przychodził mnie obserwować, a ja obserwowałem jego. Z całej mojej kolekcji niedźwiedzich charakterów to jedyny, który chciał mnie wciągnąć w zabawę.

Jak to?

Odganiałem go od chatki kijem, jak inne niedźwiedzie, i na początku się mnie obawiał. Ale szybko się zorientował, że jak on odbiega, to ja go nie gonię już dalej na poważnie. Postanowił więc, że zaprosi mnie do zabawy. Biegł za chatkę, zaglądał, czy go gonię, potem biegł na drugą stronę, i znowu zaglądał, a ja udawałem, że go gonię. Mam przeczucie, że znał mnie od dziecka, wychował się w tym regionie i wiedział, że w tej chatce żyje sobie taki gość.

Pytałaś o niespodziewane obserwacje. W literaturze niedźwiedzie są opisywane jako samotnicze drapieżniki, tworzące pary jedynie na krótki czas godów. Potem się rozdzielają i żyją osobno. Ja odkryłem, że choć polują samotnie, to spotykają się ze sobą i spędzają razem czas, mają świadomość wzajemnej obecności, dzielą się jedzeniem.

Uważam, że to najbardziej społeczne z ośmiu współczesnych gatunków niedźwiedzi. Są elastyczne. Mogą przestawić się z samotniczego trybu życia na lodzie na życie w grupie na lądzie, podczas tzw. nadbrzeżnych zgromadzeń. Kiedy lód znika, a wraz z nim możliwość polowania na foki, na lądzie mogą się wyżywić morsami albo ciałami wyrzuconych na brzeg wielorybów. To niesamowite zobaczyć, jak tolerancyjne są wobec siebie, jak radzą sobie z dystansem społecznym w tych interakcjach. Prawdziwie samotnicze zwierzęta mają niskie umiejętności społeczne, niedźwiedzie polarne – wręcz przeciwnie.

Z kim dzielą się jedzeniem? Z każdym? Czy trzeba spełnić warunki? Być z rodziny? Być lubianym?

Nie polują w grupie, jak wilki, ale dzielą się zdobyczą. Nie mogą polować razem, bo gdyby zasadzały się w grupie na leżące na krach lodu foki, tylko by je wystraszyły. Każdy niedźwiedź jest kiedyś młody i niedoświadczony. Dla przetrwania populacji to ogromnie ważne, by starsze dzieliły się z nim jedzeniem. Jednak zanim się podzielą, musi zostać odprawiony specjalny rytuał.

Młody niedźwiedź, który chce dołączyć do posiłku, zaczyna krążyć dookoła, pokazując, że nie jest agresywny. Powoli i delikatnie zmniejsza dystans, podchodząc z lekko obniżoną głową i ogonem przyciśniętym na znak poddania. Na ostatnim etapie może podejść do upolowanej ofiary i dotknąć jej nosem, pytając o pozwolenie na dołączenie. Niektóre niedźwiedzie chętniej się dzielą niż inne.

Zaskoczyło mnie, że adoptują dzieci. Niektóre drapieżniki są tak zdeterminowane w walce o promocję swoich genów, że zabijają cudze dzieci.

Co roku osierocone młode niedźwiedzie znajdują nową mamę. Często widzę grupę: samica z młodymi, które dzieli tylko rok. Nie może być matką ich wszystkich, bo nie rodzą tak często. Widuję też półtoraroczne młode, które żyją samotnie. Może zagubiły się podczas pogodowych zamieci, może mama zmarła, coś się jej stało w morzu. I te młode wybierają sobie grupę rodzinną – samicę z młodymi. Idą za nimi, podchodzą, proponują zabawę. Tak zaczyna się proces dołączania do rodziny.

Zaobserwowałem też inny fenomen – rodziny patchworkowe. Mama z młodym może połączyć się z drugą dorosłą niedźwiedzicą, by razem żyć. Śpią w jednym legowisku, razem jedzą, pozostają blisko siebie. Przyjaźnie zdarzają się też między dorosłymi samcami, zwykle dwoma, choć zdarza się, że jest ich więcej. Nawet kiedy dwaj przyjaciele dołączają do większego zgromadzenia, nadal się nie rozdzielają. A jak się rozstaną, to w kolejnym sezonie znów mogą się spotkać i z tego spotkania się cieszą.

Skąd u nich te wszystkie zachowania społeczne?

To nie jakiś efekt uboczny innych relacji, te zachowania mają własną motywację – to potrzeba partnerstwa. Niedźwiedź polarny to jedyny gatunek, który nie tylko skolonizował bardzo specyficzne środowisko, czyli dryfujący lód morski, ale też uczynił z niego swój główny habitat.

Na początku myślałem, że dzielą się jedzeniem tylko w czasie nadbrzeżnego zgromadzenia. Ale miałem okazję obserwować to również na lodzie. Elastyczność zachowania pozwala im przetrwać. Warunki w Arktyce zmieniały się dramatycznie w różnych epokach. Teraz toczy się mnóstwo dyskusji na temat tego, jak wpływa na nie globalne ocieplenie. Z pewnością nie jest im łatwo.

Jednak weźmy pod uwagę, że ten gatunek pojawił się najpóźniej ok. 600-900 tys. lat temu, a może wcześniej. To oznacza, że w czasie swojej historii ewolucyjnej przetrwał jakieś 5-6 globalnych ociepleń, trwających dziesiątki tysięcy lat. Bywało cieplej niż teraz. A jednak niedźwiedzie polarne nadal tu są. Jak to możliwe?

No jak?

Przetrwały właśnie dlatego, że potrafiły zmieniać jedną strategię życiową na inną. Życie samotniczych wędrowców na lodzie zamieniały na życie w grupie na lądzie, jako zwierzęta społeczne i tymczasowo osiedlone w ekosystemie wybrzeża.

Czyli nie boisz się o to, czy przetrwają kolejne globalne ocieplenie.

Podczas ocieplenia lód morski znika. Nie ma go w większości Arktyki. Dla niedźwiedzi polarnych kluczowe jest to, że znika z obszaru płytkich wód, które są najbardziej obfite pod względem biologicznym, tracą więc swój najlepszy habitat. Co mogą zrobić? Przenieść się na ląd na jakiś czas. Część niedźwiedzi przejdzie pewnie do północnej Arktyki, by żyć na pozostałym tam lodzie, ale tam wody są głębokie i o wiele mniej produktywne.

Co stanie się z gatunkiem? Większość światowej populacji niedźwiedzi polarnych zniknie, będzie fragmentaryczna. W niektórych obszarach przetrwają, w innych nie. Ale jako gatunek mogą przeżyć. Kluczowe jest, byśmy zapewnili im całkowitą ochronę. Koniec eksterminacji ze strony człowieka, koniec z polowaniem! Musimy też dbać o ich naturalne siedliska, takie jak rezerwat na Wyspie Wrangla.

Zostało ich mało – optymistyczne szacunki mówią o 26 tys. osobników w 19 populacjach – a na Grenlandii czy Alasce nadal można na nie polować. Mogą to robić tylko rdzenni mieszkańcy?

Oficjalnie – tak. I tylko po to, by się wyżywić. Ale w Kanadzie polowania stały się komercyjne. Rdzenni mieszkańcy mogą sprzedawać swoje prawa innym myśliwym, więc niedźwiedzie stają się elementem biznesu łowieckich trofeów. To zabójcze dla gatunku. Morten Jørgensen z Danii napisał o tym dwie książki – „Polar Bears on the Edge” i „Polar Bears – Beloved and Betrayed”. Ja przeciwstawiam się jakiemukolwiek polowaniu. Dziś zabijanie niedźwiedzi nie jest nikomu potrzebne do przeżycia, zresztą z powodu zanieczyszczenia w ich mięsie są metale ciężkie. Większość rdzennych mieszkańców nie chce i nie musi polować na niedźwiedzie. Optuje za tym tylko grupa, która chce w ten sposób zarabiać. Nie możemy na to pozwalać.

Inaczej zepchniemy je na granicę wymarcia. Bo będą musiały sobie radzić jednocześnie i z wpływem ocieplenia, i z presją człowieka. ©

NIKITA OVSYANNIKOV ponad 20 lat badał zachowanie niedźwiedzi polarnych na Wyspie Wrangla. Zaobserwował ponad 2 tys. przedstawicieli tego gatunku. Autor dziesiątek artykułów naukowych oraz nieletalnych procedur bezpieczeństwa w kontaktach z niedźwiedziami.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Niezależna reporterka, zakochana w Ameryce Łacińskiej i lesie. Publikuje na łamach m.in. Tygodnika Powszechnego, Przekroju i Wysokich Obcasów. Autorka książki o alternatywnych szkołach w Polsce "Szkoły, do których chce się chodzić" (2021). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Mój sąsiad niedźwiedź