Miej życie w sobie

Wielkanoc – święto zmartwychwstania. Ewangelia, gdy o nim wspomina, prowadzi nas do bardzo cielesnego doświadczenia. Tu i teraz.

29.03.2021

Czyta się kilka minut

Bramantino, Chrystus Zmartwychwstał, ok. 1490 r.,  ze zbiorów Muzeum Thyssen-Bornemisza w Madrycie / HERITAGE / ALAMY / BEW
Bramantino, Chrystus Zmartwychwstał, ok. 1490 r., ze zbiorów Muzeum Thyssen-Bornemisza w Madrycie / HERITAGE / ALAMY / BEW

Obudziłem się bez lewej ręki. Gdy spałem, tętnica pod pachą musiała naciskać krawędź materaca. Miękką – przez sen nic nie poczułem. Ale dostatecznie twardą, by ugiąć ściankę krwionośnego naczynia i zablokować przepływ.

Zadzwonił budzik, otworzyłem oczy. Mózg wykonał ruch ręką w stronę komórki, by wyłączyć wesołą, wkurzającą rano muzyczkę. Umysł po ułamku sekundy zorientował się, że kończyna nie tylko się nie poruszyła, ale że w ogóle jej nie czuć. Sięgnąłem prawą. Opuszki palców dotknęły lekko uginającą się powierzchnię walca, który, jak podpowiedziała pamięć ciała, był moim lewym przedramieniem.

Umysł, dotąd ledwo obudzony, rozjaśniło zaskoczenie sprzecznymi sygnałami: „Tu leży twoja ręka!” – krzyknęła pamięć. „Jakieś obce ciało!” – wołał dotyk, bo opuszki prawej dłoni czuły skórę, lecz skóra lewej ręki nie czuła ich nacisku. „Zbyt długo to trwa – zaniepokoiłem się – dlaczego czucie nie wraca?”. Lęk narastał przez kilka oddechów. W końcu z ulgą poczułem pierwsze ukłucia bólu w lewej dłoni. Znak, że krew znowu płynie, a wraz z nią – życie.

Rozbić lustro

Przedziwny jest nasz stosunek do krwi. Hektolitry czerwonej farby w filmach klasy B – o, to tak! Ale widoku prawdziwej krwi raczej unikamy. Trudno ją zobaczyć nawet w reklamach środków opatrunkowych, a płyn, który wsiąka w zachwalany, nowy model podpaski, ma kolor bladoniebieski – żeby nawet się nie kojarzył.

A przecież już starożytni dostrzegli związek życia i krwi. Był on też oczywisty dla autorów biblijnych, widzieli oni jego wyższy sens. Być może zatem nasze napawanie się sztuczną filmową krwią i niedostrzeganie krwi prawdziwej ma znaczenie symboliczne – jest objawem i wskazówką naszego stosunku do życia. Zanurzeni jesteśmy w sztuczne, pozorne; z prawdziwym nie mamy kontaktu, choć mamy je w sobie.

Życie jest w ciele, lecz czy my tam jesteśmy? Czyż nie uwiódł nas, i to nie przypadkiem, zmyślny wynalazek – lustro? To w nim, tak sądzimy, widzimy siebie: twarz, fryzurę, pryszcz na nosie. Rzeźbę mięśni, atrakcyjną sylwetkę, zmarszczki, obwisły brzuch. Czy dobrze krawat zawiązany. Ciało nagie, ciało wystrojone. Ale lustro łudzi nas nie tylko tym, że zmienia lewe na prawe. Lustro oddala nas od samych siebie na dystans dwa razy większy niż odległość, która dzieli oko od pokrytego srebrem szkła. Lustrzane poznanie wyrzuca każdą i każdego z nas na zewnątrz tego, kim jesteśmy.

W życiu osobistym, kulturze, a nawet religii za dużo władzy oddaliśmy lustrom i lustrzanemu sposobowi poznawania siebie. Niby znamy siebie, jednak jakby z oddali, niczym w oku kamery. Postrzegamy siebie tak, jak widzą nas inni. Odbijamy się w ich wzroku, w opiniach, na tle społecznej siatki ról i hierarchii.

A przecież można inaczej. Spróbuj, na przykład, zaznajomić się ze swoją twarzą. Nie patrz na posrebrzane szkło, poznaj ją od wewnątrz. Poczuj: oto czoło. Jaka jest temperatura powietrza, którego dotyka? Rozszerz uwagę, zauważ skronie. Uświadom sobie, jak ułożone są twoje brwi. Podnoszą się? Marszczą? Nie przeocz tej małej przestrzeni między brwiami, często spiętej. Czy masz tam pionową kreskę? Nie patrz w lustro. Poczuj. Potem przejdź łagodnie do powiek. Uświadom sobie ich delikatny ciężar. Opuść i podnieś powoli. A teraz nos – od nasady po czubek i nozdrza. Są spięte czy luźne? Pod nosem jest górna warga. Dotyka zębów? Napięta ściska się z wargą dolną czy luźna niemal się od niej odrywa, trzymana tylko lekko klejącą, prawie zaschniętą warstewką śliny? A kąciki ust – unoszą się nieznacznie czy opadają? Broda – wysuwasz ją do przodu czy może cofasz ku szyi? Co robią twoje policzki? Co czują uszy?

Czy słyszysz w uszach cichy szum? Nawet jeśli, zajmując się mnóstwem spraw, nie zdajesz sobie z niego sprawy, brzmi stale i nieprzerwanie. Tak bowiem dźwięczy płynąca do mózgu krew. Ustanie tego dźwięku zwiastuje śmierć. To życie szumi ci w głowie.

Wcielenie Logosu

Długo nie zdawałem sobie sprawy z tego, że takie proste, zmysłowe ćwiczenie ma głębokie religijne znaczenie. A przecież wyrosłem w chrześcijańskiej tradycji. W religii Wcielenia, opartej na zdaniu z Prologu Ewangelii Jana: „Słowo stało się ciałem” (J 1, 14), gdzie napisano sarks, co dosłownie znaczy: „mięso”. W tradycji, której najstarsze powszechnie przyjęte wyznanie wiary – wkuwane na pamięć przez dzieci, gdy uczą się pacierza – głosi: „wierzę w ciała zmartwychwstanie”, en sarkos anastasin. Czytałem Pawła z Tarsu, który uświadamiał Koryntianom: „Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest” (1 Kor 6, 19). A jednak: przez długie lata żyłem tylko półświadomy swego ciała oraz życia, które w nim płynie, płonie, tętni, bulgoce.

To, że brak kontaktu z własnym ciałem jest możliwy i zarazem szkodliwy, przekonałem się kilka lat temu. Była to sytuacja przedłużającego się, ciągnącego przez kilkanaście tygodni bardzo silnego stresu. A ja cały czas byłem nad podziw spokojny – to znaczy: tak mi się wydawało – aż wylądowałem w szpitalu, z bólem w klatce piersiowej i trudnościami w oddychaniu. Podejrzenie zawału albo zatoru płucnego. Seria badań, które nic nie wykazały: płuca czyste, serce jak dzwon.


Czytaj także: Kalina Wojciechowska: Było ich wiele


Przez ostatnie kilka lat zapoznałem się bliżej ze swoim ciałem, wiem już, co wówczas się stało. Żyłem tylko „w głowie”. Z lękiem i frustracją rozprawiałem się racjonalnymi argumentami i – trochę – siłą woli. Ale one tylko pozornie znikały. Wycofywały się w zakamarki ciała, którego nie byłem świadomy. Nie czułem lekko ściśniętego żołądka, spięcia mięśni w barkach i między żebrami, podwyższonego ciśnienia i tętna krwi.

I było tak: stresowy bodziec – dajmy na to wzbudzona widokiem kalendarza myśl, że czas ucieka, a ktoś nie podjął kluczowej dla mnie decyzji; wokół tej myśli rozchodzi się fala lęku; na jej grzbiecie wyobrażenie, co będzie, jeśli nie zdążę; za nią druga fala emocji, tym razem złość na tych, przez których opieszałość rozsypać się mogą moje ważne życiowe plany. A wszystko to działo się w konkretnych przestrzeniach ciała: łączyło się z biciem serca, napięciem mięśni, przepływem soków w żołądku. Wtedy nie zwracałem na ciało uwagi, aż musiało krzyknąć: „dość!”.

Cielesność: zatrważająca, ożywiająca

Dziwne to trochę, że nie byłem uczony życia w ciele ani na katechezie, ani w kościele. Jak cielesna bowiem jest Dobra Nowina! Weźmy choćby szósty rozdział Ewangelii Jana. Zdanie, w którym Jezus mówi: „»Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu«. Rzekli więc do Niego: »Panie, dawaj nam zawsze tego chleba!«. Odpowiedział im Jezus: »Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie«” (J 6, 33-35).

Czyż nie jest to nowina o jedzeniu? I o tym, co wcześniej – o pragnieniu i o głodzie? Kto nie doświadczył, jak najbardziej świadomie, ssania w pustym żołądku, rozdrażnienia mięśni osłabionych brakiem środków odżywczych, bólu głowy, wyschniętych ust i sztywniejącego języka pozbawionego wody, nie zrozumie w pełni przesłania Jezusa.

A mówi On dalej coś, czego sens jest tak cieleśnie zatrważający, że umysł w naturalny sposób broni się, uciekając od dosłownego znaczenia słów w spekulatywne uwznioślenia: „Rzekł do nich Jezus: »Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie jedli ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto zjada moje ciało i pije moją krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem. Kto zjada moje ciało i krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie zjada, będzie żył przeze Mnie«” (J 6, 53-57).

Tu nawet nie chodzi o to, że reguły koszerności zabraniały Żydom jeść mięsa z krwią. Jezus nie mówi o jedzeniu jakiegokolwiek mięsa – mówi o jedzeniu mięsa (sarks) swego ciała i piciu swojej krwi. Przecież to jest mowa kanibalistyczna! Nie powinna więc dziwić reakcja zgorszonych uczniów: „A spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: »Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?«” (J 6, 60). „Trudna” to za mało powiedziane. Grecki przymiotnik skleros znaczy zawsze coś bardzo nieprzyjemnego: jeśli wiatr – to ostry; jeśli klimat – to surowy; jeśli głos – szorstki; smak – cierpki; jeśli człowiek – to ponury albo okrutny.

Zastanawiający jest więc komentarz Mistrza na temat reakcji uczniów: „Jezus jednak świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: »To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem? Duch tworzy życie; ciało nic nie pomoże. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem«” (J 6, ­61-63).


Czytaj także: Ks. Jacek Prusak: Bóg bez boga


W perspektywie czwartej Ewangelii drogą, którą Jezus wstępuje, „gdzie był przedtem”, jest podniesienie jego ciała przybitego do krzyża, agonia ponad głowami tłumów i śmierć. On wiedział, że ten widok zgorszy uczniów – i to wcale nie z powodu fizycznego cierpienia. Śmierć na krzyżu była losem złoczyńców i – w perspektywie pobożnych Żydów – znakiem odrzucenia przez Boga.

Zauważywszy zaznaczony przez Jezusa związek mowy o jedzeniu Jego ciała i piciu krwi ze śmiercią na krzyżu i zmartwychwstaniem (opisywanym w czwartej Ewangelii obrazem wstępowania do Ojca), nie przeoczmy słów Mistrza, którymi kończy swój komentarz: że samo ciało jest bierne, a to Duch tworzy życie, oraz że wcześniejsze odrzucające, kanibalistycznie brzmiące słowa są właśnie „duchem i życiem”.

Warto mieć świadomość, że w polskim przekładzie ginie cielesno-zmysłowa warstwa sensu i tego zdania Ewangelii. Przyzwyczajeni do frazy „Duch daje życie”, możemy nie zauważyć, że zdanie to równie dobrze można przetłumaczyć: „to oddech jest życiodajny”. Ewangelista nieprzypadkowo skonstruował tekst łącząc sferę Najwyższego z podstawową, fizjologiczną aktywnością organizmu. Chcesz doświadczyć Ducha – oddychaj, świadomie. Podążaj uwagą za powietrzem wchodzącym ze świata w ciebie przez nos, krtań, tchawicę, płuca – jak napełnia ciało tlenem, energią, życiem. Poczuj wydech i jak wraz z wydechem rozluźniają się spięcia i blokady w mięśniach, stawach. Wdech i wydech, wdech i wydech – zawsze teraz, wieczne połączenie twego ciała – ciebie! – z tym, co cię otacza. Z życiem świata.

Zmartwychwstanie

W Wielkanoc Jezus zwraca się do nas jak do Marty opłakującej śmierć brata, Łazarza: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?” (J 11, 25-26). Ale mówi też: „Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma” (Mt 13, 12).

Wierzysz w zmartwychwstanie ciała? Ale czy twoje ciało żywe jest teraz? ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2021