Masz krowo placek. Felieton Pawła Bravo

Coraz łatwiej na targach dostać cukinie o właściwym rozmiarze – to znaczy nie dłuższe niż 15 cm. Takie maleństwa najlepiej się smaży, piecze lub gotuje na parze. Ale co, jeśli znajdziemy tylko dwa razy większe grubasy?

01.08.2022

Czyta się kilka minut

 / AGNIESZKA CYNARSKA-TARAN
/ AGNIESZKA CYNARSKA-TARAN

Trzy przecinek osiem sztuk krowy, wieprza, kury, a także owcy, indora oraz wszelkiego innego hodowlanego stworzenia występuje na hektar przeliczeniowy ziemi rolnej w Królestwie Niderlandów. To naprawdę dużo – taka na przykład Polska, dumne imperium drobiowe i mleczarskie eldorado, może się pochwalić niecałym ogonem na hektar, a Niemcy mają tylko ciut powyżej jednego. Jeśli doliczyć do tego powierzchnie, które zajmują szklarnie, to w ogóle dziw, że mieści się tam jeszcze garstka ludzi i ich rowery.

I te niecałe cztery zwierzęta na hektar to dużo za dużo, jeśli mamy na sercu równowagę w przyrodzie oraz kondycję planety. Krowi żołądek to genialne urządzenie do trawienia prawie wszystkiego, ale zachodzące w nim procesy emitują metan, bardzo szkodliwy gaz cieplarniany. Gdyby krowy potraktować jako osobny byt geopolityczny (wyobrażam to sobie znakomicie – całkiem przyjemne do życia, pokojowe państwo), byłyby szóste na świecie pod względem jego emisji.

Od kilkunastu lat firmy biotechnologiczne próbują wykorzystać solidnie potwierdzony naukowo fakt, że spożycie czosnku zmniejsza w istotny sposób konieczność emitowania po posiłku metanu. Prace nad suplementem do krowiej paszy dającym się stosować w praktyce, a nie tylko w warunkach laboratoryjnych, to opowieść o ludzkim geniuszu zapędzonym do zadań tak absurdalnych, że aż pięknych. Z pewnością do tego w naszej rubryczce powrócimy, także z racji nigdy dość gromko wyznawanej miłości do czosnku. Ale dziś na pierwszym planie są związki azotu – niezbędne, żeby cokolwiek wyrosło, ale w nadmiarze czyniące spustoszenie w ekosystemach. Uboczny produkt hodowli zwierzęcej, w każdej zrównoważonej gospodarce bardzo cenny i pożądany. Holendrzy jednak (a także Niemcy z sąsiedniego landu Dolna Saksonia) udowodnili, że zbyt obfity obornik i gnojówka mogą okazać się przekleństwem, a nie cennym nawozem.

Niderlandzki rząd wziął się za ograniczenie obecności azotanów w glebach i wodach, zgodnie zresztą z wytycznymi unijnej strategii przewidującej redukcję wszelkich rolnych dopalaczy, od których Europa w XX wieku się uzależniła, budując na nich swój agro­imperializm. Funkcjonariusze tego imperium wcale nie przypominają złowrogich generałów i kolonizatorów w mundurach khaki. To rolnicy w gumiakach i na traktorach, chciałoby się rzec – sól ziemi. Sami zresztą tak o sobie myślą i reagują w jedyny możliwy sposób, gdy rząd każe im ograniczyć pogłowie czy wręcz zapowiada zamykanie gospodarstw. Wszak ja tu, panie, z dziada pradziada widłami ten gnój przerzucam! – krzyczą, nie rozumiejąc, że to, co robił pradziad, w dzisiejszej wersji turbo jest dla wszystkich zabójcze.

W lipcu na niderlandzkich drogach i ulicach zrobiło się gorąco, zapłonęły stosy słomy, policja nawet ostrzelała blokady. Rząd nie po to stworzył w styczniu osobne ministerstwo ds. polityki azotanowej, żeby teraz tak po prostu ustąpić – powołano mediatora, zobaczymy, co z tego wyniknie. Tymczasem przedstawiciele zbuntowanych hodowców jeżdżą po świecie w poszukiwaniu wsparcia. I to wsparcie dostają, przede wszystkim moralne – o ile słowo „moralność” pasuje do takich tuzów alt-prawicy jak Janusz Trump i Donald Kowalski (a może odwrotnie? Wybaczcie, pogubiłem notatki). Panowie – i panie, bo Marine Le Pen też znalazła chwilę, by się oburzyć – już zabrali głos, a polskie ministerstwo sprawiedliwości obiecało interwencję w obronie deptanych praw człowieka. To oczywiście farsa, ale spotkanie z naszym ministrem rolnictwa może mieć nawet polityczne skutki, o ile na serio mówił o montowaniu koalicji nacisków w Brukseli na rzecz cofnięcia niektórych ograniczeń i zakazów.

Niedawno pisałem o sytuacji na Sri Lance, gdzie władza cofnęła zegar postępu w rolnictwie – w zupełnie jednak innym kontekście i warunkach wyjściowych. Zresztą nie trzeba wiele wyobraźni, żeby pojąć, że rolnika tamilskiego z holenderskim niewiele łączy. Gdzie my się z naszą Polską w rozkroku lokujemy na tej skali? Jak daleko w stronę niderlandzkiego jej krańca wolno się posunąć? I kto ma prawo powiedzieć: stop? Kazać ludziom oddać na ubój połowę stada albo ograniczyć zasiew? Wiem, to są wszystko ciężkostrawne pytania i problemy, a właściwie nawet nie tyle problemy, co ściana, o którą prędzej czy później rozbijemy sobie łby. Ale to też jest smak tego lata, nie da się go wypluć wraz z łuskami młodego słonecznika. ©℗

Coraz łatwiej na targach dostać cukinie o właściwym rozmiarze – to znaczy nie dłuższe niż 15 cm. Takie maleństwa najlepiej się smaży, piecze lub gotuje na parze. Ale co, jeśli znajdziemy tylko dwa razy większe grubasy? Można je zapiec z nadzieniem, np. z ricotty. Rozcinamy cukinię wzdłuż, ale nie na równe połowy, tylko tak, żeby zdjąć z niej „pokrywkę”. Wydrążamy ostrożnie miąższ odpowiednim narzędziem lub łyżeczką do kawy, solimy uzyskaną łódeczkę, odkładamy. Miąższ siekamy drobno wraz z odciętą częścią, podsmażamy na oliwieczosnkiem przez kilka minut. Kiedy wystygnie, mieszamy pół na pół z ricottą, sporą garścią tartego parmezanu, pieprzem i np. tymiankiem lub cząbrem, dodajemy tyle bułki tartej, żeby wyszła zwarta masa. Przekładamy ją do łódeczek, które osuszyliśmy z wody, jaka wydzieliła się pod wpływem soli, na wierzch jeszcze trochę tartego sera i bułki, skrapiamy oliwą, pieczemy w 180 st. C około pół godziny, aż ładnie się zrumieni.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2022