Ludzie greckiej ulicy

Władze stolicy Grecji podejmują radykalne kroki wobec mieszkających w squatach migrantów i wałęsających się po ulicach narkomanów. Ale to nie rozwiąże problemów społecznych miasta.

24.02.2020

Czyta się kilka minut

Stacja metra przy placu Wiktorii, Ateny, listopad 2019 r. / ULA IDZIKOWSKA
Stacja metra przy placu Wiktorii, Ateny, listopad 2019 r. / ULA IDZIKOWSKA

Tassos Smetopoulos, założyciel organizacji Steps (Kroki), skręca w boczną ulicę w okolicy placu Omónia. – Jeszcze wczoraj tutaj byli... – Smetopoulos wypatruje grupy narkomanów, którą policja przegania z miejsca na miejsce. W skórzanej kurtce, z papierosem przyklejonym do ust i w czarnych sportowych butach, Smetopoulos sam przypomina dilera narkotyków. Często jest też o nie nagabywany. Ale prochy rzucił dawno temu. Podobnie jak pracę, by poświęcić czas na, jak to ujmuje, „ograniczanie skutków życia na ulicy”.

– Widzisz, wiedziałem, że daleko nie poszli – Smetopoulos wskazuje na grupkę ludzi. Wyciąga z białego vana stolik campingowy. Lądują na nim biszkopty, kostki mydła, termos i prezerwatywy. Nikt się nie pcha, każdy czeka na swoją kolej. Tylko niektórzy wydają się „niezdrowo pobudzeni”, jak powie studentka marynistyki i wolontariuszka, która rozlewa herbatę do plastikowych kubków. Większość przyjmuje poczęstunek z nieco błędnym wzrokiem i odchodzi chwiejnym powolnym krokiem.

– W Steps działam od dwóch lat – mówi studentka socjologii, także wolontariuszka. Ubrana na czarno, drobna dziewczyna z piercingiem i z ufarbowanymi na niebiesko włosami, towarzyszy Smetopoulosowi dwa razy w tygodniu. – Wielu Greków pogardza ludźmi ulicy – opowiada Katerina. – Ale nie zdają sobie sprawy, że to zewnętrzna warstwa ukrytych problemów społecznych, a niekoniecznie wina tych ludzi. Niektórzy wylądowali na ulicy, bo nie mogli sobie poradzić z utratą pracy, często też domu.

– Nasz rząd spisuje uzależnionych na straty – uważa dziewczyna. – Nie ma żadnych programów z metadonem. Ci ludzie często umierają na ulicach. Tania szisza, grecka kokaina ubogich, wyniszcza ich w kilka miesięcy.

Gdy tylko zdobędę papiery

Na skutek kryzysu finansowo-gospodarczego, który trwa tutaj już od ponad dekady, w Grecji gwałtownie wzrosła liczba ludzi uzależnionych od narkotyków. Równocześnie w ostatnich kilku latach znacząco wzrosła liczba imigrantów, którzy utknęli w greckiej stolicy. Okoliczności – zwłaszcza brak perspektyw na legalizację pobytu – sprawiają, że imigrant jest wystawiony na pokusę, aby przekroczyć granicę, która strategię przetrwania oddziela od przestępczości.

W Atenach handel narkotykami odbywa się właściwie w biały dzień. Wszyscy wiedzą, gdzie i co można sprzedać bądź kupić. I kiedy się zwinąć, gdy przyjeżdża patrol policji.

– Marihuana, haszysz, heroina, kokaina, ekstazy, meth, tramadol. Czego potrzebujesz? – dilerzy sami podchodzą do potencjalnych klientów, gdy ci przechodzą przez plac Exarchion, położony w dzielnicy Exarchia (uważanej za bastion tutejszych anarchistów).

35-letni mężczyzna, który przedstawia się imieniem Khalifa, jeszcze do niedawna pracował nielegalnie w branży turystycznej. – Ale odkąd w 2019 r. zmienił się rząd, urzędnicy bardziej kontrolują. Jeżeli nie masz papierów, możesz zapomnieć o pracy – mówi Khalifa.

Ponieważ on sam nie ma dokumentów, kręci się teraz po Exarchii, sprzedając narkotyki. – Ale tylko te miękkie – podkreśla. Na decyzję o azylu mężczyzna czeka już ponad półtora roku. Odpowiedź będzie zapewne negatywna, gdyż Khalifa pochodzi z Maghrebu, a kraje tego regionu uważane są za bezpieczne.

Skąd dokładnie pochodzi, tego Khalifa nie powie. – Nie chcę, żeby ludzie mieli później błędne skojarzenia z naszym krajem. To, że robię to, co robię, nie oznacza, że wszyscy tak postępują. Muszę jakoś zarabiać na życie. Jak tylko załatwię papiery, to już mnie na tym placu nie zobaczysz – Khalifa odpala skręta, odwraca się na pięcie i znika za rogiem. W śnieżnobiałej koszulce, odpucowanych czarnych butach i z kubkiem frappé, mrożonej kawy, do złudzenia przypomina Greka.

Trójkąt bermudzki

Tassos Smetopoulos zna wielu migrantów, którzy sprzedają narkotyki, aby przetrwać. Albo sami popadli w nałóg. – Tak niestety czasami wygląda integracja młodych ludzi. Na sprzedaży narkotyków, a nawet własnego ciała, na kradzieżach... – mówi założyciel Steps.

– Niektórzy chłopcy są wysyłani do Europy, aby zarabiać i zabezpieczyć rodzinę. I kończą tutaj, w Atenach. Grzęzną na lata. Wstydzą się tego, co robią. Często okłamują rodziny. Wysyłają zdjęcie na tle super fury i mówią: „Patrz, mamo, mam tutaj taki fajny samochód” – Smetopoulos gorzko się uśmiecha i odwraca wzrok. – Ci młodzi mężczyźni stali się dorośli na siłę, bez przeżytej młodości. W ten sposób nie da się dorosnąć. Czegoś w nich po prostu brakuje. I będzie brakować już zawsze.


Czytaj także: Sonia Nandzik: Lesbos jest zmęczone


Prostytucja młodych mężczyzn, często nieletnich, to w Atenach tajemnica poliszynela. Media bębnią o tym od 2016 r. To wtedy Unia Europejska zamknęła granice, aby zapobiec przemieszczaniu się migrantów i uchodźców w głąb kontynentu. W efekcie 50 tys. ludzi bez wielu możliwości utknęło w Grecji. W tym 3 tys. nieletnich, którzy do Europy przybyli bez opieki dorosłych np. z Afganistanu, Syrii czy Iraku. Prawie połowa z nich wypadła w Grecji z „systemu”. Wielu trafiło na ulice, gdzie są narażeni na wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwa, w tym wykorzystywanie seksualne.

Policja ma rzekomo związane ręce. „Aby skazać mężczyznę sypiającego z nieletnimi, trzeba go przyłapać na gorącym uczynku” – tak były wiceburmistrz ds. migrantów i uchodźców w Atenach, Lefteris Papagiannakis, mówił w reportażu filmowym Laurenta Laughlina z 2018 r. Jednak nie jest tajemnicą, gdzie szukać: siatki zajmujące się seksualną eksploatacją nieletnich operują w tzw. trójkącie bermudzkim Aten – tak czytamy w raporcie greckiego biura lewicowej Fundacji im. Róży Luksemburg z 2019 r. W obrębie trójkąta jest największy park Pedion tou Areos oraz place Wiktoria i Omónia.

Choć Papagiannakis sugerował, że władze Aten powinny zająć się rozwiązaniem problemu, a były burmistrz Jorgos Kaminis w 2017 r. z zaciśniętymi pięściami grzmiał, że prostytucja nieletnich to jedna z najbardziej palących kwestii, żadna strategia dotąd nie powstała.

Tymczasem męska prostytucja kwitnie. Karwan (19 lat) z irackiego Kurdystanu i Elias (22 lata), wywodzący się z afgańskiej mniejszości w Iranie mówią, że byli wielokrotnie nagabywani. – Z reguły mówię, że mają odejść, jeśli nie chcą, żebym ich zabił – stwierdza Karwan, który ma wielu prostytuujących się znajomych. Elias mówi: – Ostatnio skonfrontowałem jednego z facetów, który w natarczywy sposób namawiał mnie, żebym poszedł z nim do hotelu. Zapytałem, czy uważa to za normalne, że ja, młody chłopak, mam mu się oddać za 30 euro.

„Czyszczenie” Exarchii

Władze Aten, na czele których od połowy 2019 r. stoi nowy burmistrz – 42-letni Kostas Bakojanis z centroprawicowej Nowej Demokracji – mają inne priorytety niż problem eksploatacji nieletnich. Na czele listy są np. liczne squaty w Exarchii: władze co i rusz wzywają ich mieszkańców do opuszczenia zajmowanych nielegalnie budynków i grożą użyciem siły.

Tymczasem w anarchistycznych ­squatach Exarchii schronienie znalazło wielu uchodźców i migrantów, którzy nie mieli się gdzie podziać. – To, że pozwolono im tam mieszkać, było do tej pory najlepszym rozwiązaniem – twierdzi wolontariuszka Sophia z organizacji Steps. – Musimy spojrzeć prawdzie w oczy, Grecja nie jest w stanie zapewnić mieszkań swoim własnym obywatelom, a co dopiero nowo przybyłym...

Rząd, który od połowy 2019 r. tworzy Nowa Demokracja, widzi to inaczej. „Bezprawna” dzielnica Aten ma zostać „oczyszczona”, aby spełnić obietnicę wyborczą nowego premiera Kyriakosa Mitsotakisa. W sierpniu 2019 r. rzecznik związków zawodowych policji w programie telewizyjnym nazwał interwencje policyjne „cichym odkurzaczem”, który „stopniowo wyssa wszystkie śmieci” z Exarchii. Dopytany, wyjaśnił: „Oczywiście nie mamy na myśli tych ludzi [migrantów – red.], którzy są kurzem, który może być denerwujący, ale nie ma w Exarchii większego znaczenia. Mamy na myśli prawdziwe śmieci z pozostałych dziesięciu squatów, które są prowadzone przez zatwardziałych przestępców, skrajnych lewicowych, ekstremalnych anarchistów”.

To jednak głównie migranci znaleźli się bez dachu nad głową w grudniu, gdy policja przeprowadziła operację usuwania mieszkańców squatów. Część umieszczono w i tak przepełnionych obozach, niektórzy zostali zatrzymani za brak dokumentów, a niektórym nie zapewniono żadnej alternatywy.

Na fałszywych paszportach

Karwan dziwi się, że policja używa siły, by usunąć ludzi ze squatów, a nie reaguje, gdy widzi bezdomnych śpiących na ulicach. Np. w pobliżu placu Wiktorii w nocy wielu przytula się do murów cerkwi św. Pantaleona, największej świątyni w Atenach. – Jak przyjedziesz do Grecji i nie masz pieniędzy, nie masz co liczyć na pomoc – uważa Karwan. – Chyba że jesteś niepełnoletni.

On ma gdzie mieszkać. – Ale tylko dlatego, że skłamałem. Powiedziałem, że mam 15 lat, choć mam 19 – z kieszeni wyjmuje kartkę papieru. – Teraz to mój oficjalny papier, żeby meldować się w hotelu, w którym mieszkam.

To Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji przydzieliła Karwanowi miejsce w dwuosobowym pokoju. W ciągu dnia chłopak chodził do szkoły, by uczyć się greckiego. – Ale to nuda, większość podstawowych zwrotów już znam, a tam nie mają wyższego poziomu.

Karwan ma głowę do języków, zna kurdyjski, perski i arabski, a także trochę angielski i grecki. W centrum detencyjnym w Fylakio, gdzie trafiają migranci przekraczający granicę między Turcją i Grecją, służył za tłumacza. – Jeśli ktoś chciał coś załatwić, przychodził do niego – opowiada 17-letni Aref z Iranu, który zanim trafił do Aten, przebywał w tym samym ośrodku co Karwan. – On potrafił się zakręcić, wszyscy go tam znali. W Atenach zresztą też.

Ale tu jest z innego powodu. Tutaj Karwan już nie tłumaczy, lecz pracuje dla fałszerzy dokumentów. Pośredniczy w zakupie paszportów. – Fałszerze niechętnie się ujawniają, w domu mają pełno paszportów, dużo ryzykują. Stąd potrzebny jest pośrednik. A jak mnie złapią, nic mi nie zrobią, nic przy sobie nie mam – Karwan otwiera szeroko ramiona.

Ze względu na tę profesję, ale też z nudów Karwan dużo czasu spędza na ulicach. Krąży między Omónią, Wiktorią, Syntagmą i placem z cerkwią św. Pantaleona. Przesiaduje w szisza barach, gdzie spotyka się ze zleceniodawcami, albo w gay barach, gdzie śmieje się ze znajomych, którzy wychodzą ze starszymi mężczyznami. – Nie lubię tej roboty – deklaruje. – Ale chcę uzbierać na paszport i się stąd wydostać. Jeden koleś proponował mi pracę w swoim sklepie z elektroniką. Chciał płacić euro za godzinę! Powiedziałem, że zapłacę mu dwa euro, jak sobie tu godzinkę ze mną posiedzi.

– Greece is not good, Grecja to nic dobrego – Karwan wypuszcza obłoki dymu z fajki wodnej. To zdanie jest jego mantrą i usprawiedliwieniem tego, co robi, by osiągnąć swój cel.

Niektórzy mają więcej szczęścia. Jak znajomy Arefa, który już za pierwszym razem dostał się do Wiednia. Samolotem, to najszybsza i najbezpieczniejsza droga. Aref i jego ojciec też próbowali lecieć, do Rzymu. – Ale nas złapali i odesłali do Aten – opowiada. Choć mieli podrobione hiszpańskie paszporty, nie trafili nawet na komisariat. Policja nie zaprząta sobie głowy takimi przypadkami, bo jest ich mnóstwo. A ludzie się nie poddają. Nawet gdy policja ich zawróci, nieważne, jeden raz czy kilkanaście razy. Próbują do skutku.

Ojciec Arefa codziennie kręci się po Wiktorii, by zdobyć nowe fałszywe paszporty dla siebie i syna. Ale to trudne. Dlatego Aref będzie prawdopodobnie kontynuował podróż sam: – Jeśli się nie uda samolotem, pójdę do Anglii na piechotę. Codziennie trenuję, robię z dziesięć kilometrów. Chodzę do różnych miejsc, gdzie dostajemy czekoladę i jedzenie.

Czekając na wiosnę

Zimą trudniej wydostać się z Aten. Samolot to najlepsza opcja, właściwie jedyna. Na pieszą wędrówkę jest za zimno, bo jedyna – i niebezpieczna – droga prowadzi przez góry. Większość migrantów czeka więc do wiosny. Ci, których stać, wynajmują mieszkania lub dzielą skrawek podłogi z innymi w pokojach.

Karwan chciał spróbować w Boże Narodzenie. – Wtedy jest łatwiej, bo policja jest mniej podejrzliwa. Gdy widzą kogoś młodego, tak jak ja, to zaraz zaczynają pytać, dlaczego nie jest w szkole. A na gwiazdkę można powiedzieć, że się wraca do domu na święta.

Plan nie wypalił. Karwan w skupieniu zgina rogi rachunku za sziszę. Na stoliku ląduje łódka z papieru. – Jeżeli nie uda mi się polecieć, to popłynę. Do Włoch, a stamtąd jakoś przedostanę się do Belgii, gdzie mam rodzinę. Inshallah.

W styczniu tak też zrobił. Z Włoch dostał się do Paryża, a stamtąd do Brukseli. Teraz czeka na rozpatrzenie wniosku o azyl. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2020