Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
I taki nadwrażliwy, umęczony własną nadwrażliwością i tym, że trzeba ją ukrywać - a zarazem prześladowany przez tę myśl o ideach - pojechałem w ostatni sobotni wieczór na spotkanie z Leszkiem Kołakowskim w Auditorium Maximum UJ. Rozmowa zeszła w pewnym momencie na literaturę - czym ona jest, jak działa, jaką rolę w życiu odgrywa - i Leszek Kołakowski przypomniał pewien epizod, opowiedziany zresztą przez niego także w pierwszej części wspomnień "Czas ciekawy, czas niespokojny".
Był początek lat 60., Kołakowski spotkał się w Zakopanem ze swoim nauczycielem, wybitnym filozofem Kazimierzem Ajdukiewiczem. "Usiedliśmy na ławce i on ni stąd, ni zowąd mówi mi tak: »Wie pan, panie Leszku, ja doszedłem do wniosku, że ten socrealizm w literaturze miał rację. Bo literatura jest od tego, żeby ludzi podtrzymywała na duchu, żeby ich uczyła, że trzeba być dzielnym i nie zrażać się przeciwnościami losu. Najlepsza książka, jaką znam - mówi dalej - to »Opowieść o prawdziwym człowieku« Borysa Polewoja. Takie książki trzeba pisać! A książek, które budzą zniechęcenie, desperację, nie powinno być w ogóle, trzeba ich zakazać policyjnie!«. Zapytałem go o Franza Kafkę. A on na to ze złością: »Franz Kafka? Zakazać«". Wedle świadectwa Kołakowskiego, Ajdukiewicz mówił to stuprocentowo serio. "A był to przecież człowiek, którego trudno byłoby posądzać o sympatię dla socjalizmu" - dodał w czasie spotkania Kołakowski.
Dziwne jest pocieszenie, które daje literatura. Może na pewnym etapie życia rzeczywiście trzeba czytać przede wszystkim lektury budujące? Ja czytałem namiętnie, i naprawdę nie używam tu tego słowa z nawyku, otóż namiętnie czytałem Karola Maya, Jamesa Fenimore`a Coopera czy Wiesława Wernica, których powieści były apoteozą przyjaźni, wierności i odwagi. Czy uzbroiło mnie to dostatecznie, by potem - i aż do dzisiaj - czytać Kafkę, Coetzee`ego, Gombrowicza? Z czasem, kiedy obraz życia coraz bardziej się komplikuje, pocieszeniem stają się, paradoksalnie, lektury z założenia niebudujące, rozbijające nasze przyzwyczajenia, kwestionujące nasze hierarchie, przewracające nasz świat do góry nogami. Czyli to wszystko, co daje się umieścić na antypodach - przywołanego tu bardziej jako symbol pewnej postawy - socrealizmu.
Jest Rok Herberta. Jeszcze o Herbercie nie pisałem. Pewnie coś w najbliższym czasie napiszę, bo ostatnio spędzam z nim wiele czasu. W słynnym wywiadzie zrobionym w połowie lat 80. przez Jacka Trznadla jest takie zdanie, chyba nigdy później niecytowane, choć sam wywiad cytowano wielokrotnie i obficie. Herbert mówi tam o młodych poetach stanu wojennego: "Kiedy czytam ich wiersze, bardzo patriotyczne, bardzo słuszne, bo przeciw gwałtowi i przemocy, chciałbym powiedzieć: życie jest bardziej zawiłe, bardziej tajemnicze, bardziej skomplikowane niż partia, wojsko, policja; oderwijmy się trochę od codzienności, rzeczywiście okropnej, i starajmy się pisać z wątpliwości, niepokoju, rozpaczy".
Oczywiście, nie ma powodu, abyś celowo nasycał swoje dzieła rozpaczą, niepokojem, wątpliwościami. Ale jeśli są w tobie, znajdą się też w twoich utworach.