Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mówi, że składał przysięgę Hipokratesa, a nie NFZ-tosa. Dlatego w działającym od 2011 roku hospicjum domowym Proroka Eliasza w Michałowie (ponad trzydzieści kilometrów na wschód od Białegostoku) pomaga nie tylko tym, za których Narodowy Fundusz Zdrowia zwraca pieniądze – chodzi głównie o chorych onkologicznie – ale wszystkim potrzebującym. Jest surowym krytykiem systemu służby zdrowia. „Żyjemy w świecie, w którym leczenie traktuje się jak biznes, gdzie medycyna i lekarze zostali przez system zgwałceni: papierologią, procedurami, przelicznikami” – uważa. Sam otarł się o śmierć – podczas tzw. testu omdleniowego w szpitalu reanimowano go po 45-sekundowym ustaniu akcji serca. To zdarzenie – a także fascynacja medycyną paliatywną, która stała się jego kolejną specjalizacją – przyczyniło się do decyzji o wyjeździe na Podlasie.
Znał się z księdzem Janem Kaczkowskim, zmarłym w wieku 39 lat na glejaka mózgu twórcą Hospicjum Św. O. Pio w Pucku. Ich historie mają punkty styczne. Obaj otwierali hospicja domowe (duchowny kilka lat przed Grabowskim) z dala od dużych miast, by wypełnić choć jedną z „białych plam” polskiej opieki paliatywnej. Obaj przygotowywali w ten sposób grunt – głównie w sensie mentalnym, łamiąc obawy miejscowych przed przyjęciem pomocy hospicyjnej – pod placówkę stacjonarną: ks. Kaczkowski stworzył taką na Kaszubach dekadę temu, Grabowski na Podlasiu jest w trakcie budowy. Obaj pasjonaci, obaj poświęceni bez reszty swojej pracy.
Czytaj także: Sceny z życia - Przemysław Wilczyński o hospicjum ks. Jana Kaczkowskiego
Paweł Grabowski został właśnie pierwszym laureatem nagrody „Okulary ks. Kaczkowskiego. Nie widzę przeszkód” (druga nagroda przypadła Jolancie Bobińskiej, prowadzącej Fundację „Dom w Łodzi” na rzecz chorych i porzuconych dzieci, zaś trzecia Pawłowi Bilskiemu z Fundacji „Oczami Brata”, pomagającej osobom z niepełnosprawnością intelektualną). Laur przyznaje od tego roku stworzona i kierowana m.in. przez krewnych zmarłego ponad trzy lata temu kapłana sopocka Fundacja im. ks. Kaczkowskiego. „Paweł jeździ do ludzi, którzy siedzą czasem we czwórkę, w piątkę w wioskach na końcu świata, gdzie nikt nie przyjeżdża, nic nie przejeżdża, nic się nie wydarza – i z nimi jest. Przytula ich, wysłuchuje, a oni traktują go jak syna” – mówił o laureacie podczas piątkowej gali prowadzący imprezę Szymon Hołownia.
Pytany o to wyróżnienie, Grabowski mówi, że „trochę się buntuje”, bo dostał nagrodę za „normalność, o której zapomnieliśmy, że jest normalnością”. Czyli za leczenie ludzi bez względu na procedury i przeliczniki. W czasie jednego z wykładów mówił: „Jestem po dwóch fakultetach, dwóch specjalizacjach, doktoracie, studiach podyplomowych, a jak trzeba komuś umyć tyłek, to po prostu to robię”.
O normalności mówi też, poproszony o wspomnienie księdza Kaczkowskiego. „Czułość, opieka, leczenie bez względu na procedury ludziom się należą, a my im to mamy dać. Jan podkreślał zwyczajność działań, którym wszyscy przypisują jakieś metafizyczne znaczenie. Trochę się śmiał ze zdań typu: To taka święta praca, że grzech wykonywać ją za pieniądze” – mówi Grabowski, wspominając też czteroletni okres cierpienia duchownego: „Zaakcentował normalność choroby. Tłumaczył: taki człowiek potrzebuje tego samego, co ktoś, kto umrze dopiero za 50 lat. Pogadać, napić się herbatki, przytulić. Pokazywał, że hospicjum to część ludzkiego życia, jak każda inna”.
Cytaty z wypowiedzi dr. Grabowskiego pochodzą z wywiadu, który opublikujemy w najbliższym numerze „TP” >>>