Lanolinę wcieraj na ciepło

W noc przed sztafetą gorączka skoczyła mu do 39 stopni. Woda w Pacyfiku ma trzy stopnie, ale Rafał Ziobro wie, że drugiej okazji do przepłynięcia wpław Cieśniny Beringa nie dostanie.

27.01.2020

Czyta się kilka minut

Rafał Ziobro w lodowej kąpieli przed jedną z wypraw, Kraków, 2011 r. /  / Fot. Archiwum Rafała Ziobry
Rafał Ziobro w lodowej kąpieli przed jedną z wypraw, Kraków, 2011 r. / / Fot. Archiwum Rafała Ziobry

Nad filiżanką herbaty tańczą obłoczki pary. Wnętrze pachnie świeżo zmieloną kawą i korzennymi przyprawami. Mżawka na zewnątrz skutecznie wypędza kolejnych turystów z krakowskiego Rynku i dzwonek w drzwiach kawiarni raz za razem oznajmia przybycie kolejnych zziębniętych gości.

– Różnica temperatur – rzuca Rafał, spoglądając w stronę kobiety w zaparowanych okularach. – Nie uwierzysz, ale ja marznąć nie lubię.

Na zdjęciach sprzed kilku lat Ziobro, rocznik 1977, wygląda na kilkanaście kilogramów więcej niż teraz, gdy przy filiżance kawy opowiada o swojej drodze od amatora alpinizmu do niemal wyczynowego pływaka. Niemal, bo Rafał upiera się, że w pływaniu tylko raz otarł się o zawodowstwo. I na więcej nie ma ochoty.

– Jako pierwszy Polak i dziewiąty człowiek w historii przepłynąłem Cieśninę Magellana. Uczestniczyłem też w sztafecie, która dokonała pierwszego i jak dotąd jedynego przepłynięcia Cieśniny Beringa – wylicza. – Jestem również pierwszym Polakiem, który wpław dotarł do Afryki przez Cieśninę Gibraltarską, i jedną z kilku osób, którym udało się przepłynąć ponad kilometr w lodowatych wodach wokół przylądka Horn.

Tyle że – jak twierdzi – wszystko to pozostaje w zasięgu każdego zdrowego i w miarę zdeterminowanego człowieka. – Nie mam ani wyjątkowej odporności na niskie temperatury, ani wybitnego talentu pływackiego, o który się zresztą nigdy nie podejrzewałem, bo pływać nauczyłem się dopiero w szkole średniej – tłumaczy wpatrzony w filiżankę swojej kawy. – Zawsze ciągnęło mnie jednak do przygód i podróżowania. Na studiach zafascynowałem się taternictwem, zrobiłem kursy i zaliczyłem kilka sezonów w górach, aż dotarło do mnie, że ani wybitnym, ani nawet dobrym alpinistą nigdy nie będę.

Potem o wszystkim zdecydował przypadek. Na jednej z imprez Rafał założył się, że przepłynie delfinem 3,8 km, czyli dystans, który triathloniści pokonują wpław podczas zawodów Iron Man. Słowo się rzekło. Na basenie krakowskiej Akademii Ekonomicznej zaczął systematyczne treningi.

– I sam nie wiem kiedy mnie to pływanie całkowicie wciągnęło – rozkłada ręce.

Szczęście debiutanta

Latem 2008 r. Ziobrowie ruszają na wakacje na południe Hiszpanii, gdzie Rafał zamierza wejść do wody i wyjść już w Afryce – pokonując Cieśninę Gibraltarską. Godziny spędzone na basenie napawają go nadzieją, że 14 kilometrów przesmyku łączącego Morze Śródziemne z Atlantykiem nie będzie wyzwaniem ponad jego możliwości. – Dziś jestem pewien, że dałem radę tylko dlatego, że nie zdawałem sobie sprawy z tego, na co się porywam. Nie wiedziałem nawet, że tam się czeka latami na zgodę kapitanatu. Złożyłem wniosek, okazało się, że jakiś pływak wypadł z rozkładu i wskoczyłem na jego miejsce. W internecie wyczytałem, że pływacy długodystansowi zabezpieczają się przed utratą ciepła smarując ciało lanoliną, ale nie wiedziałem, że to się nakłada na skórę po podgrzaniu. No i wklepywałem w skórę zimny tłuszcz, który nie chciał się trzymać albo zbijał się w grudy.

Start był, jak twierdzi, wręcz przyjemny. Ciepła woda, słaby wiatr, głowa wolna od wątpliwości i niezła kondycja. Po kilku kilometrach odezwało się jednak zapalenie barku. Potem dopadły go silne prądy. – Jedną ręką nie mogłem ruszać. Do tego prąd ściągał mnie na wschód. W pewnym momencie zobaczyłem ostatni cypel na wybrzeżu marokańskim, za którym linia brzegowa uciekała ostro na południe i zrozumiałem, że jeśli w niego nie trafię, zepchnie mnie na wody otwarte. Jakimś cudem się do niego dowlokłem.

Pierwsze polskie przepłynięcie Gibraltaru, zgodnie z przewidywaniami Rafała, nie zostało w Polsce nawet zauważone. Pływanie długodystansowe, jak twierdzi, nigdy nie zawładnie masową wyobraźnią. – Do tego nie trzeba góry sprzętu, nikomu nie opłaca się więc promować tej dyscypliny – przekonuje Ziobro. – Wiem, co mówię, bo prowadzę firmę, która handluje sprzętem sportowym. No i mile widziana jest tu lekka nadwaga, co kłóci się z kanonem współczesnej urody.

Eskapada okazała się jednak bezcenna w wymiarze prywatnym, bo uświadomiła Rafałowi, że stać go na więcej. Od kilku lat trenował także w wodach otwartych. Kiedy po lecie przychodziła jesień, spędzał ją na zalewie w Kryspinowie. Zimą przenosił się na Wisłę koło kombinatu w Nowej Hucie, gdzie znajduje się zrzut wody używanej podczas produkcji stali i rzeka nie zamarza nawet w silne mrozy. I zaczął rozglądać się za kolejnym celem.

W afrykańskiej pralce

Rok 2010. Próba opłynięcia Przylądka Dobrej Nadziei musi rozpocząć się na jednej z plaż. Od strony lądu, który opada tu do morza stromymi klifami, trudno się do nich dostać, Rafał płynie więc na nią wynajętą łodzią. Ostatnie kilkaset metrów przez strefę przyboju musi jednak pokonać wpław. Kiedy postawi stopę na kamienistym brzegu, będzie mógł ruszyć ponownie w morze, już w celu opłynięcia przylądka.

– Z pokładu widać było, że morze jest wzburzone, ale strach poczułem dopiero, gdy wskoczyłem do wody. Pierwsza fala, która przyszła zza pleców, dosłownie wbiła mnie w skaliste dno. Potem kolejne. Czułem się jak w pralce nastawionej na wirowanie, do której ktoś dosypał kamieni. Dopłynąłem w końcu do plaży, ale poobijany i wystraszony. Mowy nie było, żeby w tym stanie kontynuować próbę, na szczęście moi znajomi z łodzi w porę wezwali wsparcie od strony lądu.

Zamiast wokół Przylądka Dobrej Nadziei, Rafał płynie więc 7,5 kilometra przez cieśninę oddzielającą Kapsztad od Robben Island; znajduje się tam więzienie, w którym 28 lat spędził Nelson Mandela. Ta wyprawa, jak mówi, zaowocuje dwoma cennymi doświadczeniami. – Po pierwsze przestałem się bać fal. Wychowałem się w Krakowie, przez całą młodość synonimem dużej wody był dla mnie zalew w Kryspinowie – mówi. – Dopiero w RPA nauczyłem się od miejscowych, jak manewrować między wysokimi falami i co robić, kiedy nad głową załamuje ci się wysoka na siedem metrów ściana wody.

– I co robisz?

– Po prostu daję nura. Pod wodą siła uderzenia fali jest słabsza. Muszę przyznać, że nawet to polubiłem.

W RPA Rafał po raz pierwszy styka się także z pływaniem w zimnej wodzie. Podczas próby w Cieśninie Gibraltarskiej woda miała ponad 18 stopni. W Afryce – około 12. Różnica pozornie niewielka, ale trzeba się do tego już przygotować.

Niezbyt głęboki wdech

– To było upalne lato kilka miesięcy przed wyjazdem do Kapsztadu – wspomina. – Blokowisko na Ruczaju. Na balkonie rozstawiliśmy dmuchaną wannę, wypełniliśmy ją zimną wodą i dosypaliśmy lodu w kostkach. Zmierzyliśmy temperaturę, wyszło coś koło czterech stopni i wlazłem do tej lodowej kaszy. Pojęcia nie miałem, jak długo mogę tam siedzieć, nie narażając się na niebezpieczeństwo. W internecie nie było wtedy żadnych porad treningowych. W bibliotece znalazłem tylko wyniki badań, które w czasie II wojny światowej prowadzili Rosjanie i Niemcy. Ale tam sprawdzano możliwości przetrwania w zimnej wodzie przy założeniu, że rozbitek musi jedynie utrzymywać się na powierzchni, a nie pływać.

W wannie z lodową kaszą wytrzymał pół godziny. Zaprzyjaźniony lekarz, którego Ziobro zaprosił na próbę, zmierzył mu temperaturę wewnątrz zabezpieczonego przed wodą ucha. Termometr wskazał nieco ponad 30 stopni.

– Mogłem ten wygłup przypłacić zdrowiem, bo wychłodziłem się daleko poza margines bezpieczeństwa – przyznaje Rafał. – Kara przyszła szybko. Powrót do normalnej temperatury był torturą. Myślałem, że z bólu odpadną mi ręce i nogi. Przez kilka godzin miałem zawroty głowy i czułem się jak na strasznym kacu.

Teraz początkującym jest łatwiej. Zimowe pływanie pozostaje sportem niszowym, ale już nie na tyle, żeby nie zostawić po sobie śladu w internecie. Na debiutantów czeka tu garść cennych porad, które start czynią mniej bolesnym. Ot, choćby wskazówka, by nad wodę zabrać worek na śmieci, na którym warto ułożyć ubranie w piramidkę ułatwiającą szybkie ubranie się po kąpieli: na dole kurtka, na niej spodnie i ciepła bluza, jeszcze wyżej bielizna, czapka oraz skarpety. Obok buty, koniecznie rozsznurowane, żeby nie mocować się z nimi zgrabiałymi palcami.

Kontakt z wodą o temperaturze poniżej 10 stopni Celsjusza dla niewytrenowanego organizmu zawsze stanowi duże obciążenie. Tymczasem początkujący zwykle przenoszą do tej dyscypliny nawyki z lata, kiedy kąpiel jest okazją do schłodzenia. Zimą woda zazwyczaj jest cieplejsza od powietrza, warto więc zacisnąć zęby i zanurzyć się od razu mniej więcej do pasa, a przed kolejnym krokiem wziąć głębszy, ale nie za głęboki wdech.

W pierwszym kontakcie z lodowatą wodą mięśnie klatki piersiowej zesztywnieją w chwilowym paraliżu i trudno będzie nabrać powietrza do płuc; łatwiej je za to wypuścić. Szybkie zanurzenie wpływa zbawiennie nie tylko na komfort pływaka. Sprawia też, że w rękach i w nogach gwałtownie kurczą się naczynia krwionośne, bo organizm desperacko walczy o utrzymanie ciepła w pobliżu najważniejszych organów. Na tym etapie ból w kończynach, zwłaszcza w stopach, może być naprawdę trudny do wytrzymania, na szczęście ustępuje dosyć szybko. Potem uspokaja się tętno, a w końcu znika także uczucie zimna. Można zacząć pływać. Byle nie za długo.

W wodzie o temperaturze poniżej 4 stopni organizm wychładza się błyskawicznie, a utraty ciepła nie da się choćby w części zrekompensować ruchem. Po wyjściu z wody zaś trzeba się liczyć z przykrymi objawami wychłodzenia, jak problemy z logicznym myśleniem, bełkotliwa mowa, a nawet zwężenie pola widzenia. Ogrzać się też nie można zbyt szybko. Zimna krew z rąk i nóg po dotarciu do serca może nawet wstrzymać jego akcję. Wiele zależy także od pogody. Gdy wieje, mokre plecy wystające z wody przyspieszają wychłodzenie. W bezwietrzny i słoneczny zimowy dzień w takiej samej temperaturze można pływać o wiele dłużej.

– Przekonałem się o tym w 2011 r., płynąc Magellana – uśmiecha się Rafał.

Nadador polaco

Cieśnina Magellana pomiędzy Ameryką Południową, Wyspami Królowej Adelajdy, wyspą Riesco i wyspami Ziemi Ognistej łączy Pacyfik z Atlantykiem. Jej szerokość waha się od 4,5 do 45 kilometrów. Temperatura wody rzadko osiąga 7-8 stopni, zwykle utrzymuje się na poziomie 3-4.

Do Ameryki Południowej Rafał Ziobro wybiera się z pływakami poznanymi w RPA, ale im komplikują się plany i ostatecznie ląduje w Chile sam. Start jest już opłacony, a on przytył nawet do tej próby 5 kilogramów, żeby zwiększyć odporność na chłód.

Lokalne gazety piszą o nadador polaco, polskim pływaku, który spróbuje przepłynąć wpław cieśninę w jej najwęższym miejscu. Wyprawę wspiera chilijska marynarka, Rafała eskortuje nawet jeden z jej okrętów. Wszystko dopięte jest na ostatni guzik z wojskową precyzją i po kilku tygodniach Ziobro wraca z Chile jako pierwszy Polak, który pokonał wpław Cieśninę Magellana.

– Zabrzmi to głupio, bo bałem się tego startu, zwłaszcza zimnej wody, ale dziś wspominam go w zasadzie jako przyjemny – twierdzi. – Słońce dogrzewało mnie lekko od góry, praktycznie nie wiało. Chwilami było mi po prostu ciepło.

Pływanie długodystansowe ma w sobie coś z medytacji. Kontrola oddechu. Powtarzająca się sekwencja ruchów. Po pewnym czasie myśli odpływają gdzieś daleko, a przed sobą ma się tylko wielki błękit, który czasem przetnie jakieś ciekawskie morskie stworzenie. Takie pływanie Rafał lubi najbardziej. Ale nie zawsze tak się da.

– Po Magellanie zrobiło się o mnie głośno i dzięki temu dostałem zaproszenie do sztafety, która w 2013 r. miała dokonać pierwszej próby pokonania wpław Cieśniny Beringa z Rosji na Alaskę. Wielka impreza, symbol odwilży w stosunkach między obu krajami, a zarazem super wyzwanie sportowe. No pewnie, że się zgodziłem.

Rosjanie witają pływaków niemal jak kosmonautów. Śmiałkowie ruszają w morze siedmiopiętrowym statkiem-szpitalem. Sztafeta ma do pokonania 130 kilometrów w wodzie o temperaturze od 3 do 10 stopni. Pływacy będą się zmieniać co piętnaście minut. W nocy przed startem Rafał mierzy sobie jednak temperaturę. Prawie 39 stopni. – Wiedziałem, że nie mogę zrezygnować, bo drugiej takiej okazji nie będzie. Oj, wymłóciło mnie w tej cieśninie strasznie.

Pogoda tym razem nie sprzyja, a dodatkowo pływacy walczą z bardzo silnymi prądami. Niektórzy wchodzą do wody, by po kwadransie młócki w wysokich falach wyjść z niej w miejscu, które na mapie GPS okazuje się położone... 300 metrów bliżej rosyjskiego brzegu niż punkt, w którym wskoczyli za burtę. – Tamten wyjazd, wielka impreza, pokazał mi, jakiego sportu nie chcę – zapewnia Ziobro. – Wolę pływać sam, w ramach wyjazdów, które sam finansuję i przygotowuję. Dzięki temu w każdej chwili mogę odpuścić, przestraszyć się warunków i nie muszę się z takiej decyzji nikomu tłumaczyć – dodaje ze śmiechem.

Bo słowo „amator”, jak mówi Rafał, oznacza przede wszystkim kogoś, kto kocha to, co robi. Dlatego gdy pozwalają warunki, Ziobro wskakuje w samolot, leci do Włoch i wprost z lotniska przepływa delfinem Cieśninę Messyńską. Podczas wyjazdu służbowego do Kanady łapie samolot do San Francisco i przepływa prawie 3 kilometry cieśniny, która oddziela miasto od słynnego więzienia Alcatraz.

– Kaszka z mleczkiem – zapewnia. – Polecam tę ucieczkę z Alcatraz każdemu, byle w dobrych warunkach, za dnia i przy słabych prądach. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2020