Łagodny cień kryzysu

Rząd, związki zawodowe, Fiat, Kościół - w kryzysie Włosi jakoś dają sobie radę. Choć cena jest wysoka: wydatki państwa wynikające z potrzeby opanowania kryzysu wyniosą może sto, a może dwieście miliardów euro. O pomoc zabiega nawet świat mody.

09.06.2009

Czyta się kilka minut

Czy papieros może być lekarstwem na kryzys? Zapewne tak - bo pomaga odprężyć się i uspokoić. Tak przynajmniej sądzą specjaliści z włoskiego instytutu higieny, którzy poinformowali niedawno, że Włosi wracają do palenia. Nie tylko został zahamowany obserwowany od paru lat spadek liczby palących, ale w dodatku palacze odrabiają straty. Liczba palących wzrosła już o 3 proc. Specjaliści z instytutu są przekonani, że powrót do papierosów pozostaje w związku z kryzysem gospodarczym, bo rytuał palenia w jakiejś mierze pomaga rozładować stres.

Kryzys bowiem - to nie tylko pogorszenie się stanu gospodarki. To także stan ducha. A Włosi z obawą patrzą w przyszłość. Z niedawnych badań instytutu Ipsos wynika, że aż 73 proc. z nich boi się, iż będzie gorzej. Dlatego, według tego samego sondażu, kończy się czas rozszalałej konsumpcji. Włosi już nie kupują tak dużo jak dawniej: 70 proc. badanych ogranicza się w wydatkach, 80 proc. kupuje to tylko, co jest niezbędne, a połowa twierdzi, że z trudem wiąże koniec z końcem.

Jak to wróży przyjętej przez rząd Silvia Berlusconiego strategii pobudzania konsumpcji jako metody opanowania kryzysu? Już w listopadzie ubiegłego roku, gdy rząd podejmował pierwsze poważne decyzje antykryzysowe, premier Berlusconi apelował do rodaków, by nie ograniczali wydatków: "Pomagamy mniej zamożnym obywatelom, by nadal mogli kupować. Siła i czas trwania kryzysu zależą przecież od nas wszystkich".

Co dobre dla Fiata...

Trudno nie wierzyć badaniom Ipsos, nawet jeśli trudno te wyrzeczenia zauważyć na ulicach włoskich miast. Doskonale za to widać protesty - zwłaszcza w tak wielkim ośrodku przemysłowym jak Turyn, gdzie wszystko kręci się wokół Fiata (choć Turyn to również główna siedziba Alenia, włoskiego producenta samolotów, a także takich firm jak Martini, Campari, Ferrero czy Lavazza). Od paru miesięcy pracownicy Fiata regularnie protestują na ulicach. Ostatnio kilkanaście tysięcy ludzi zebrało się przed siedzibą firmy w dzielnicy Mirafiori, aby później ze sztandarami przemaszerować przez centrum miasta. W ten sposób zareagowano na doniesienia, że Fiat ma w planach zamknięcie dwóch fabryk we Włoszech.

Dyrekcja Fiata nie kryje, że podczas kryzysu nie obejdzie się bez zwolnień, a liczby, jakie przy tej okazji padają, są wysokie. Gdy jeszcze trwały rozmowy w sprawie przejęcia przez Fiata niemieckich zakładów Opla, ostrzegano, że zatrudnienie we włoskich fabrykach firmy trzeba będzie zredukować o 10 tys. Teraz już wiadomo, że Fiat Opla nie przejmie, ale obawy pozostały. Potęguje je praktykowane obniżanie pensji i kierowanie pracowników na przymusowe, niekiedy kilkumiesięczne nawet urlopy.

Hasło utrzymania miejsc pracy, nośne zawsze i wszędzie, w tym przypadku ma jednak wyjątkową wymowę. Fiat, który poza główną fabryką w Turynie posiada także montownie na południu kraju - koło Neapolu i na Sycylii - jest największym we Włoszech pracodawcą. W jego własnych zakładach w ubiegłym roku pracowało 200 tys. ludzi, ale gdy doliczy się osoby zatrudnione w licznych firmach kooperujących (dostawcy części, pracownicy serwisu i warsztatów samochodowych, salonów sprzedaży itp.), okaże się, że branża motoryzacyjna skupiona wokół Fiata zatrudnia aż milion ludzi!

Powiedzenie, że "co dobre dla Fiata, jest dobre także dla Włoch", nie jest więc pozbawione podstaw. I nie przypadkiem także minister rozwoju gospodarczego Claudio Scajola wysłał w maju do dyrekcji koncernu list, w którym przypomniał, iż Fiat nie tylko spełnia we Włoszech "rolę fundamentalną", ale także korzysta z pomocy państwa - bo tak należy rozumieć udzielenie nabywcom samochodów ulg na ich zakup.

Banki na zdrowych podstawach

O pomoc państwa zabiega także druga ważna dla Włoch branża - świat mody. Nie jest to, wbrew pozorom, sektor marginalny, zarówno w praktyce gospodarczej (Włochy są największym eksporterem tekstyliów w Unii Europejskiej), jak też w świadomości - bo Włosi są bardzo dumni z eleganckich ubrań i akcesoriów opatrzonych metką "Made in Italy". Branżowa organizacja Sistema Moda Italia skupia aż 60 tys. firm, w tym producentów ubrań, butów, artykułów skórzanych czy okularów. Świat mody zatem to także niebagatelna liczba miejsc pracy.

Tymczasem na tle branż, gdzie kryzys jest realnym zagrożeniem, sektor bankowy wydaje się oazą spokoju i stabilności. Żaden bank nie jest zagrożony upadkiem, nie ma toksycznych aktywów (jak zauważył minister gospodarki Giulio Tremonti, chyba głównie dlatego, że niewielu włoskich bankowców dobrze włada angielskim...). A choć rząd zadeklarował udzielenie niektórym z nich wsparcia finansowego, rozmiary pomocy są niewielkie w porównaniu z tym, na co mogą liczyć banki w innych krajach.

Z tego punktu widzenia kryzys we Włoszech okazał się więc mniej dotkliwy niż gdzie indziej. Przyznał to, choć nie bez uszczypliwości, brytyjski tygodnik "The Economist", pisząc niedawno, że "w kryzysie Włochy dają sobie radę lepiej niż inni, ale tylko dlatego, że gospodarka innych krajów padła bardzo szybko".

W połowie maja rząd skonkretyzował deklarowane wcześniej ogólne plany pomocy. Postanowiono m.in., że na pomoc dla banków przeznaczona zostanie suma 6 mld euro. Otrzymają ją cztery banki, w tym UniCredit (mający udziały w polskim Banku PeKaO SA). Na pożyczki dla małych firm rząd przeznacza 20 mld euro. Do tego należy doliczyć środki na pomoc dla najuboższych. Całość wydatków wynikających z potrzeby opanowania kryzysu minister Tremonti ocenia na 100-200 mld euro. "Tak ogromna suma zapewni płynność finansową nie tylko w sektorze bankowym", podkreślił.

Pieniądze nie trafią do banków bezwarunkowo. Aby je otrzymać, muszą one spełnić pewne warunki, przede wszystkim obniżyć bardzo wysokie opłaty za prowadzenie kont (średnio 182 euro rocznie, kilkakrotnie więcej niż w Niemczech, Francji czy Hiszpanii). Inne warunki to utrzymanie przez trzy lata łącznej sumy kredytów na poziomie z lat 2007-08, z położeniem nacisku na kredyty dla firm małych i średnich, oraz zawieszenie na co najmniej 12 miesięcy spłacania kredytów przez osoby, które straciły pracę lub zostały skierowane na przymusowy urlop.

Karta socjalna i pożyczka nadziei

Odpowiedzią na oczekiwania społeczne jest natomiast podjęta już jesienią 2008 r. decyzja o wydawaniu najuboższym tzw. karty socjalnej - bezzwrotnego kredytu w wysokości 40euro miesięcznie. Prawo do tej karty w kolorze błękitnym (mającej formę karty MasterCard i ważnej przez rok) przysługuje emerytom o najniższych dochodach oraz biednym rodzinom z małymi dziećmi. Można nią płacić za żywność i podstawowe artykuły, kupowane z 5-procentową zniżką, w wyznaczonych sieciach supermarketów, a także regulować domowe rachunki.

Opozycji ten pomysł bardzo się nie podoba. Kojarzy się z kartkami na chleb z czasów dyktatury Mussoliniego i z pomocą socjalną w USA epoki New Dealu. "To upokarzanie ludzi" - uważa Antonio Di Pietro, sędzia, który przed laty obnażył totalne skorumpowanie włoskiego świata politycznego, a dziś jako polityk stoi na czele niewielkiej partii Italia Wartości. Niemniej wydano już kilkaset tysięcy kart, połowę z potencjalnej liczby 1,3 mln (na tyle rząd ocenia liczbę osób, które mają do niej prawo). Koszty, szacowane na ok. 500 mln euro rocznie, częściowo (170 mln) pokryje budżet. Co do reszty, władze liczą na inne źródła, w tym pomoc ofiarodawców.

Najbiedniejszych chce też wspomagać Kościół. "Pożyczka nadziei", której formę episkopat uzgodnił ze stowarzyszeniem banków, to niewysoki i niskooprocentowany kredyt. Już od czerwca będą go mogły zaciągnąć rodziny wielodzietne i mające pod opieką chorych (niekoniecznie dzieci), gdy obydwoje rodzice znajdą się bez pracy. Kredyt wynosi 500 euro miesięcznie, można go otrzymywać przez okres do dwóch lat, a spłacanie rozpocząć, gdy jedno z rodziców otrzyma pracę.

Ze 180 mln euro planowanego funduszu pożyczkowego 30 mln ma wnieść Kościół (we wszystkich kościołach w ostatnią niedzielę maja zbierano pieniądze na ten cel), a resztę banki. To one będą przekazywać pieniądze. Istotna rola przypada proboszczom, bo oni najlepiej wiedzą, kto w parafii cierpi biedę, oraz lokalnym oddziałom Caritas. "Kościół nie zamierza zamienić się w bank. Kościół chce praktykować miłosierdzie" - zauważył kardynał Angelo Bagnasco, arcybiskup Genui i przewodniczący konferencji episkopatu Włoch.

Kryzys jako szansa?

Premier Berlusconi jest przekonany, że Włochy, przy swych nie najgorszych (w porównaniu z innymi krajami) wskaźnikach gospodarczych - bezrobocie 7 proc., inflacja 2,3 proc., wzrost gospodarczy według MFW minus 4,4 proc. (w tym roku, bo już w przyszłym ma nastąpić poprawa) - mogą jako pierwsze zacząć wychodzić z kryzysu. Czy tak będzie, za wcześnie jest prognozować. Ciekawe jest raczej, że wielu obserwatorów dostrzega w kryzysie szansę - na gruntowne zreformowanie kraju.

Chodzi o zaprowadzenie ładu w finansach publicznych (problemem Włoch jest wielki dług publiczny, który, jak się ocenia, przekroczy w tym roku 120 proc. PKB). Ale nie tylko. Na niedawnym, dorocznym spotkaniu z szefami banków gubernator Banku Włoch Mario Draghi apelował do rządu, by rozpoczął reformę administracji, stawiając m.in. na zwiększenie niezależności fiskalnej regionów. Tylko wtedy, mówił, walka z obecnymi problemami będzie skuteczna. Apelował także o reformę rynku pracy i powrót do wartości, które po II wojnie zaowocowały włoskim cudem gospodarczym.

Tego samego zdania jest Kościół. "Wyjdziemy z kryzysu, gdy na nowo odkryjemy związek, jaki powinien zachodzić między człowiekiem i pracą" - mówił kard. Bagnasco na forum episkopatu. Pracowników, przypomniał, nie wolno traktować tak, jak gdyby byli zbytecznym balastem.

Trzeba tylko pilnować, by kryzys nie umocnił mafii. Mafia bowiem, ostrzegł prezydent Giorgio Napolitano, może łatwo skorzystać z okazji, by przejąć kontrolę nad firmami, które popadły w kłopoty. Dla mafii kryzys też może być szansą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2009