Mówienie jest tym czasem, kiedy mówiący ma pewność, że na pewno nie dowie się niczego nowego o świecie. Dlatego dialog jest lepszy od monologu.
Na szczęście z pisaniem bywa inaczej. Najciekawsze pisanie to takie, które prowadzi w nieznane. Gdy nie wiadomo, kogo się tam spotka. Można spotkać siebie samego, może być ciekawie, choć nie ma obietnicy, że gdy wrócimy do tekstu, lektura będzie równie satysfakcjonująca. We własnych tekstach można spotkać tego siebie, którego nakładem wielkich wysiłków ukrywamy przed samymi sobą i światem. Bywa, że trafia się tam na rozhasanego i pretensjonalnego autora. Warto być dla niego wyrozumiałym, bo chodziło mu o coś ważnego. Warto mu pomóc, by nie rezygnował, tylko dalej szukał swojego języka.
Język niesie ryzyko. Potrafi budować dystans, który odbierze piszącemu szanse na bycie usłyszanym. Teksty miewają różne języki. Jedne zbliżają go do czytających, inne oddalają. Wszyscy rozumiemy, gdy ktoś mówi, co czuje. Rozumiemy, bo odwołuje się do naszego doświadczenia. Język, który nie zamyka drogi do zagranicznych przekładów, ma potencjał bycia ponadkulturowym.
Pisanie bez planu jest przygodą dla odważnych. Dla tych, którzy są gotowi na spotkanie z własnym wstydem, ale również dla tych, którzy są gotowi na odkrycia. Spotkanie z samym sobą wymaga dużo więcej pracy, niż warto wkładać w unikanie spotkań z innymi osobami.
Lepiej omijać słowa, które tekstowi nie są niezbędne. To samo ze zdaniami. Są takie, które niczemu nie służą, ale zobaczy je tylko oko tego, kto szanuje swoje czytelniczki i czytelników. Tego, który szanuje ich czas i ceni inteligencję. Protekcjonalnych autorów czytać nie warto. Nigdzie nas nie zaprowadzą, najwyżej do dobrze znanego i nielubianego poczucia, że znowu daliśmy się źle potraktować.
Pisanie bywa lepsze od rozmowy. Ta pozwala grać tyle, na ile rozmówca pozwoli, a pisanie jest wolnością. Jest wolnością, ale bywa pułapką. Wpadnie w nią każdy, kto pomyśli, że samo pisanie jest ważniejsze od tego, co może ono dać czytającym.
Lepiej, gdy tekstu jest mniej, bo szybciej nastąpi to, co się wydarzy po lekturze – moment unii piszącego z czytającymi. Czas, kiedy zamykają książkę, a mimo to książka nie jest zamknięta. Żyje w ich głowach. To tak, jakby piszący zyskiwał kolejne życie. Jeśli nie zapomni o tym, co jest dla niego ważne, nie zignoruje czytelniczek i czytelników, może czekać go nagroda wyjścia poza swoją epokę.
Nie warto opowiadać tego, czego od nas oczekują. Zawsze ciekawiej jest wybrać się we własną podróż, a ponieważ nikt z nas nie jest wyjątkowy, znajdą się czytelniczki i czytelnicy o podobnej wrażliwości. Ktoś, kto podąży za naszą historią. Autor szukający własnej opowieści to gwarancja uczciwości. Chodzenie własnymi drogami jest satysfakcjonujące, chodzenie cudzymi czasami cieszy innych.
Wspaniale jest, gdy najciekawsza chwila następuje już po zamknięciu książki. Gdy zamiast odpowiedzi dostajemy pytania, które wychodzą poza ramy tekstu. Gdy emocje postaci niepostrzeżenie stają się naszymi, a koniec lektury okazuje się dopiero początkiem.
Sens mówienia kończy się, gdy słuchający zaczynają żałować, że to nie oni są przy głosie.
I w mówieniu, i w pisaniu lepiej mniej.
Lepiej mniej.
Wykład Mistrzowski wygłoszony 29 października 2023 r. w Krakowie podczas gali zamknięcia 15. edycji Festiwalu Conrada
Autor jest pisarzem, reporterem i fotografem. Napisał m.in. „Oskarżam Auschwitz”, „Rejwach”, „Poufne" i – ostatnio – „Jezus umarł w Polsce”.