Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nawet nie warto porównywać, ile w ciągu dni "brukselskich" poświęcono czasu i uwagi czemukolwiek innemu, od kryzysu na światowych giełdach po los porwanego w Pakistanie polskiego inżyniera. A cóż dopiero mówić o sprawach tak drobnych, jak na przykład wiadomość, że kończący właśnie pracę (była już pierwsza tura wyborów) sejm litewski nie zajął się, tak jak być miało, ustawą pozwalającą na pisownię polskich nazwisk po polsku, co dla trzystutysięcznej mniejszości polskiej jest problemem najbardziej chyba bolesnym. Gdzieś w prasie mignęła mi notka na ten temat, i wydała mi się wieścią bardzo niedobrą, ale taką, która nikogo u nas nie obeszła. Pewnie nic dziwnego, skoro w ogóle od pewnego czasu coraz mniej wieści o naszych rodakach na wschód od nas, a dawniej żywa i energiczna "Wspólnota Polska", odpowiedzialna za te sprawy po stronie polskiej, tak jakby przestała być widoczna. Czy nowy od pół roku prezes, który zastąpił zasłużonego i spracowanego profesora Stelmachowskiego, pan Maciej Płażyński, choć raz został zaproszony na rozmowę o problemach Wspólnoty do tych studiów, które teraz nie mogą odkleić mikrofonów i kamer od najmniejszego szczególiku wojny polsko-polskiej?