Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kryzys narasta od 6 listopada. Wtedy to polscy kierowcy ciężarówek sparaliżowali ruch na trzech przejściach granicznych z Ukrainą. Od 24 listopada zakłócają płynność odpraw na czwartym, protestując w ten sposób przeciwko decyzjom Brukseli, które doprowadziły do wpuszczenia na wspólny rynek ukraińskich przewoźników.
Do 2022 r. Unia wydawała po 160 tys. takich zezwoleń dla Polski i Ukrainy, zatem transportem przez wschodnią granicę wspólnoty zajmowało się 320 tys. pojazdów. Po wybuchu wojny, dla usprawnienia dostaw dla Kijowa, Bruksela zniosła jednak koncesje na przewozy komercyjne z Ukrainy. W efekcie, jak mówi Jacek Sokół z Komitetu Obrony Przewoźników i Pracodawców Transportu, na unijny rynek wkroczyły ukraińskie firmy spedycyjne. Tylko w tym roku polską granicę przekroczył blisko milion ciężarówek ze wschodu.
Polscy kierowcy domagają się przywrócenia ograniczeń dla konkurentów zza wschodniej granicy i utrudniają im odprawę. Przejście Dorohusk-Jahodyn przekracza po kilkadziesiąt ciężarówek na dobę, choć przed blokadą ruch sięgał tu 700 pojazdów towarowych dziennie. Strona ukraińska twierdzi, że polscy kierowcy paraliżują w ten sposób również dostawy dla armii i transporty humanitarne. Zarówno przedstawiciele polskich związków zawodowych kierowców, jak i polskie organizacje pozarządowe podkreślają jednak, że transporty wojskowe i humanitarne przechodzą przez granicę bez opóźnień. Fundacja „Zarys” zaprosiła nawet mera Lwowa do jednego ze swoich konwojów.
Odchodzący rząd PiS zlekceważył kryzys, podrzucając go następcom. Protest kierowców na granicy zwiastuje jednak także problemy, jakie niechybnie wywoła w Polsce wejście Ukrainy do UE. Polscy przewoźnicy – jak przedstawiciele wielu branż – skutecznie konkurowali dotąd z zachodnioeuropejskimi rywalami głównie dzięki niższym cenom. Ukraina w Unii ich tego atutu pozbawi.