Krwawy korowód

Minister kultury Piotr Gliński upomina się o film "Historia Roja", który nie został zakwalifikowany do konkursu w ramach Festiwalu Filmowego w Gdyni.

07.03.2016

Czyta się kilka minut

Karolina Kominek i Krzysztof Zalewski-Brejdygant w filmie „Historia Roja” /  / ALEKSANDER BERLING / KINO ŚWIAT
Karolina Kominek i Krzysztof Zalewski-Brejdygant w filmie „Historia Roja” / / ALEKSANDER BERLING / KINO ŚWIAT

W oficjalnym stanowisku Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, opublikowanym na stronie internetowej ministerstwa, czytamy:

„Ze zdumieniem i rozczarowaniem przyjąłem informację o niedopuszczeniu filmu Jerzego Zalewskiego „Historia Roja” do konkursu w ramach 41. edycji Festiwalu Filmowego w Gdyni.”

A także:

„Film, który dotyka tak ważnej dla współczesnej Polski i polskiej wspólnoty tematyki jak historia Żołnierzy Wyklętych  powinien mieć szansę wzięcia udziału w konkursowej konkurencji. A tego prawa filmowi Jerzego Zalewskiego niestety odmówiono. Odnoszę wrażenie, że decyzja ta nie miała związku z jego artystyczną wartością.

Pominięcie „Historii Roja” przez komisję festiwalu w Gdyni nie jest pozytywnym sygnałem dla polskiej kultury. W demokratycznym kraju nie powinno mieć miejsca blokowanie filmów przez komisje festiwalowe.”

Ministrowi odpowiedział Michał Oleszczyk, dyrektor artystyczny Festiwalu Filmowego w Gdyni:

„Moje zasmucenie wywołał przede wszystkim fakt, że Premier Gliński sugeruje w swoim komentarzu, jakoby film "Historia Roja" nie przeszedł selekcji z powodów innych, niż merytoryczna ocena artystyczna.”

Oraz: „Temat filmu, czyli los Żołnierzy Wyklętych, jest doniosły i zasługuje nie na jeden, ale na co najmniej kilka świetnych polskich filmów i seriali. Mogę jedynie wyrazić nadzieję, że takowe powstaną i będą dziełami artystycznie spełnionymi na tyle, by stanąć w szranki w Konkursie Głównym któregoś z przyszłych Festiwali Filmowych w Gdyni.”

Przypominamy, co o filmie „Historii Roja” pisała kilka miesięcy temu Kalina Błażejowska.


Żeby wprowadzić do kin 150-minutowy film, trzeba mieć wielką wiarę – we własny talent i w cierpliwość widza. Tej wiary zabrakło TVP i PISF, które wycofały się z finansowania (planowany budżet wynosił 11 mln zł). Ale Jerzy Zalewski, wzorem bohatera swojego filmu Mieczysława Dziemieszkiewicza „Roja”, przez sześć lat nie chciał się poddać. Przy okazji stworzył legendę dzieła prześladowanego przez zakłamane elity III RP (szczegóły, w tym korespondencja z ministrem kultury, na stronie ratujmyroja.pl).

W końcu nadeszła dobra zmiana i w Pałacu Kultury odbyła się premiera „pierwszego filmu fabularnego o Żołnierzach Wyklętych”. Pytany przez dziennikarzy o grupę docelową, reżyser odpowiedział bez wahania: „Naród. My, naród”. Prezydent, który objął film patronatem, mówił o „wielkim momencie na drodze tworzenia kultury polskiej” oraz „przyszłości, na której będą wychowywane następne pokolenia Polaków”. Pojawiła się nawet Doda, od niedawna zapalona patriotka. W białej mini pozowała do zdjęć z Antonim Macierewiczem i kombatantami, a później reklamowała film na Facebooku, prezentując zaznaczony ostrzem różowego paznokcia cytat z prof. Henryka Elzenberga: „Sens walki powinien być mierzony nie jej szansami na zwycięstwo, lecz wartościami, w obronie których walka została podjęta”.

Ale zapomnijmy o Dudzie i Dodzie. Zapomnijmy o najwierniejszej widowni filmu: kibicach, którzy w hołdzie Żołnierzom Wyklętym budują tricepsy i tatuują na szerokich karkach hasło „Śmierć wrogom Ojczyzny” (patrz felieton Szymona Hołowni). Zapomnijmy nawet o sporach historyków i kontrowersjach wokół niektórych dowódców antykomunistycznego podziemia. Oceńmy „Historię Roja” jako dzieło, a nie jako wypełnienie społecznego zamówienia czy nieodrobioną wcześniej lekcję historii.

Jerzy Zalewski, do tej pory znany głównie jako dokumentalista, napisał scenariusz na podstawie zebranych w latach 90. świadectw kombatantów. Ze stu godzin nagrań ułożył 150 minut chaotycznej makabreski. Nie pokazał pasjonującej opowieści – pokazał mężczyzn, którzy się zabijają, w przerwach od zabijania zaś piją wódkę lub odmawiają pacierz. Trudno się zorientować, kto, z kim, przeciw komu – w kolejnych, podobnych do siebie akcjach ścierają się partyzanci, żołnierze Ludowego Wojska Polskiego, żołnierze sowieccy, funkcjonariusze Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, milicjanci i ubecy. Cały wysiłek poznawczy widza koncentruje się więc na próbach rozróżnienia, kto do kogo strzela. A dlaczego strzelają? W tym krwawym korowodzie nie ma czasu na to pytanie.

Z początku trudno nawet ustalić, kto jest głównym bohaterem, i zapamiętać w masie twarzy tę jedną dziecinną buzię. Kim jest? Kim był? Kim chce być? Polskim patriotą. Dlaczego walczy? Z miłości do ojczyzny. Ale skąd ta miłość? Z domu. Oddział Roja po pijaku skanduje zapamiętale: „Tu jest Polska!”.

Filmowy Rój to po prostu sympatyczny chłopak, który zajmuje się likwidowaniem wrogów. Jego słowa sprowadzają się do słów przysięgi, modlitw, poleceń lub bluzgów. Jedyne dłuższe wypowiedzi to patetyczne przemowy – do chłopów w kościele (mają pamiętać o wolnej Polsce), komunistów czekających na egzekucję (mają żałować, że zostali zdrajcami) czy dowódcy, który się ujawnia władzom (ma się wstydzić i więcej nie pokazywać). Dopiero pod koniec filmu (czyli po sześciu latach walki!) u bohatera pojawia się coś na kształt zwątpienia. Ranny, nękany jest przez majaki, w których widzi swoich bliskich – w tym upozowaną na pietę matkę, trzymającą zakrwawione zwłoki na kolanach. Gdy budzi się w dworku hrabiny, która wzięła go pod opiekę, i chce się jej przedstawić, ta przerywa mu: „Wiem, kim jesteś – wyrzutem sumienia”. „Mam dosyć swoich własnych wyrzutów sumienia” – odpowiada Rój. Tak oto, około setnej minuty, dowiadujemy się, że ma jakieś życie wewnętrzne. Gdy w jednej z ostatnich scen dzieli się z przyjacielem inną melancholijną refleksją, słyszy w odpowiedzi uspokajające zdanie: „Jeśli zaczniesz roztrząsać swoje racje – przegrałeś. Bóg, honor, ojczyzna mają siłę tylko wtedy, kiedy nie podważamy podstawowego sensu tych pojęć”. Prawdopodobnie jest to przesłanie filmu.

Również wątek miłosny, w prawdziwej historii bardzo ważny, na ekranie potraktowany jest zdawkowo. Jedna scena tańca, dwie szczątkowe sceny erotyczne, kilka sztucznych zdań - oto miłość, która doprowadziła bohatera do zguby.

Zdarzają się filmy słabe narracyjnie, które jednak potrafią zachwycić – jak „Ida” Pawła Pawlikowskiego. Ale do tego potrzeba wizji, zdecydowanej formy, nawet jeśli to tylko powielenie wzorów sprzed lat. W „Historii Roja” nie ma formy – jest rzewna orkiestrowa muzyka, niewyrafinowany montaż i irytująca praca kamery. „Normalne” ujęcia przetykane są ujęciami z ręki (dodajmy – ręki biegnącego paralityka) oraz ujęciami w zwolnionym tempie. Pierwszy zabieg może przyprawić wrażliwego widza o atak padaczki, drugi – o mdłości.

W finale Rój i jego ostatni towarzysz broni wznoszą toasty za poległych kolegów – słyszymy kolejne pseudonimy i widzimy momenty ich śmierci. Przypominają się płonące kieliszki z „Popiołu i diamentu” Andrzeja Wajdy, ale to niestety jedyne nawiązanie do dorobku szkoły polskiej. Nic dziwnego: twórcy tego nurtu, sami mający doświadczenia z lasów i kanałów, reprezentowali zupełnie inny typ patriotyzmu – szkoła polska to gorzkie rozliczenia, film Zalewskiego to kult straceńczej walki. Szkołę polską rozumiano i doceniano pod różnymi szerokościami geograficznymi, „Historii Roja” zagraniczny widz nie zrozumie i nie doceni. Nie to było jednak ambicją reżysera – ambicją było wypełnienie luki w polskiej pamięci. Owładnięty tą misją, zrobił film, o którym chce się jak najszybciej zapomnieć. ©℗

Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać, reż. Jerzy Zalewski, Polska 2015.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Absolwentka dziennikarstwa i filmoznawstwa, autorka nominowanej do Nagrody Literackiej Gryfia biografii Haliny Poświatowskiej „Uparte serce” (Znak 2014). Laureatka Grand Prix Nagrody Dziennikarzy Małopolski i Nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2016