Kozacka broń i rzymska moneta: sekrety wyspy na Dnieprze

Zniszczenie tamy na Dnieprze było tragedią. Ale przy okazji odsłoniło zatopione kiedyś tereny, które obfitują w archeologiczne znaleziska.
z Zaporoża

02.09.2023

Czyta się kilka minut

Sekrety Chortycy
Gdy w dopływach Dniepru obniżył się poziom wody, te statki osiadły na mieliźnie. Okolice Chortycy, sierpień 2023 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK

Ołeh Własow ślęczał przed komputerem. Nanosił poprawki na trzecie wydanie mapy Wełykiego Łuhu z XIX wieku. Były to zmiany nieznaczne – głównie kolejne toponimy, które odnalazł.

Nad pierwszą wersją mapy pracował przez trzy lata, od czasu do czasu rzucając tę robotę w kąt, bo nie wierzył, że efekt kogoś zainteresuje. Gdy po jej wydaniu mapa rozeszła się błyskawicznie, postanowił, że będzie ją poprawiał i dodrukowywał.

Własow jest historykiem i krajoznawcą, pracuje w narodowym rezerwacie przyrody na dnieprzańskiej wyspie Chortyca, położonej tuż koło miasta Zaporoże. Jest też miłośnikiem tego regionu – praca jest także jego pasją. Podkreśla to jego koszulka, na której nadrukowano Dniepr i jego dopływy.

Wełykyj Łuh – jak opisuje go Własow – to nizinne szuwary poprzecinane labiryntem cieśnin, odnóg, jezior i błot. Pokryte gęstymi trzcinami, grzybieniami, łąkami, lasami bagiennymi i krzewami, spomiędzy których gdzieniegdzie wyłaniały się wysokie wydmy.

Teren ten znajdował się na południe od dzisiejszego Zaporoża. Własow pisał: „Wełykyj Łuh to cud przyrody pradawnego Dniepru, który złożono w ofierze »postępu technologicznego« w połowie wieku XX”, gdy zbudowano Kachowską Elektrownię Wodną (jeden z sześciu takich obiektów regulujących nurt Dniepru). Po powstaniu tamy woda zalała Wełykyj Łuh. Pod jej powierzchnią zniknęły i liczne wsie, i zabytki historyczne. Wszystko po to, by produkować energię, zapobiec powodziom i usprawnić transport rzeczny.

Na mapie Własowa przeszłość wciąż dawała o sobie znać. Ale gdy pracował nad kolejnymi poprawkami, przez myśl mu nie przeszło, że wkrótce może stać się niemal aktualna.

Łuh powraca

Choć przyrodnicy od dawna postulowali, aby woda ze Zbiornika Kachowskiego – powstałego na terenie Wełykiego Łuhu – była stopniowo spuszczana (rzecz jasna w sposób kontrolowany), ukraińskie władze nie chciały o tym słyszeć. Dlatego dla Własowa mapa była wspomnieniem o tym, co było, ale prędko nie wróci. Nie mógł się spodziewać, że gdy kolejna edycja mapy opuści drukarnię, Zbiornika Kachowskiego już nie będzie. Ani że zniknie on w taki sposób.

Na początku czerwca elektrownia wodna została zniszczona – według najbardziej prawdopodobnej wersji zrobili to Rosjanie (choć nie zostało to potwierdzone). Woda spłynęła, a fala powodziowa zalała miejscowości znajdujące się na południe od Kachowki, w tym Chersoń. Tysiące ludzi musiałо być ewakuowanych z domów, co najmniej 88 osób zginęło. Woda odeszła od brzegów czasami na kilka kilometrów, co spowodowało, że tereny rolne i miejscowości znajdujące się przy zbiorniku nagle zostały pozbawione dostępu do wody, co zagroziło tym miejscom wymarciem.

Gdy Dniepr zaczął się gwałtownie obniżać i odsłaniać tereny zalane od ponad 70 lat, początkowo przyrodnicy obawiali się, że może dojść do katastrofy ekologicznej. Ale przyroda szybko wzięła sprawy w swoje ręce. Podobnie jak archeolodzy, którzy wkroczyli na odsłonięte miejsca – i zaczęli znajdować przedmioty liczące sobie nawet ponad 2 tys. lat.

Traf chciał, że niedługo po tym wydarzeniu pojawiło się wznowienie mapy Własowa.

Symbol narodowy

Jego biuro znajduje się w muzeum na wyspie Chortyca. Jest ona uznawana za jeden z siedmiu cudów Ukrainy. Pełna malowniczej przyrody, gdzie występuje ponad tysiąc gatunków roślin, bardzo kontrastuje z industrialnym krajobrazem miasta Zaporoże.

Jest to także miejsce naładowane historią. Od wieku XVI do XVIII była to część Siczy Zaporoskiej – stałego obozu kozackiego – i miejsce starć Kozaków z Imperium Osmańskim oraz z Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Dziś Chortyca jest postrzegana przez wielu Ukraińców jako symbol tożsamości narodowej, pełen legend i mitów. Niektóre tutejsze znaleziska są zresztą starsze – mają po kilka tysięcy lat. Na Chortycy są kurhany stare jak egipskie piramidy. Z myślą o turystach na początku XXI wieku powstała tutaj również drewniana rekonstrukcja kozackiej siczy, gdzie starano się oddać ducha epoki.

Gdy Mychajło Mułenko, pełniący obowiązki kierownika sektora ochrony przyrody w rezerwacie Chortyca, usłyszał o wysadzeniu tamy kachowskiej, był zdezorientowany. Nie wiedział, czego się spodziewać.

Jeszcze na uniwersytecie uczył się teorii, jak spuszczać wodę ze zbiorników wodnych. Popierał pomysł, aby ten kachowski zniknął, bo jego zdaniem każdego roku prowadził głównie do erozji kilku kilometrów kwadratowych brzegu. Jednak Mułenko myślał, że osuszenie zbiornika i przywrócenie Dniepru do starego nurtu będzie rozłożone na jedną czy nawet dwie dekady, aby zminimalizować szkody. Tymczasem wszystko wydarzyło się z dnia na dzień.

Straszne prognozy...

Mułenko obserwował, jak Dniepr u brzegów Chortycy gwałtownie opada, jak odsłania brzegi, które dawno nie były na powierzchni. Tylko wokół wyspy – według szacunków Mułenki – obszar piaszczystych plaż wzrósł czterokrotnie, z 70 do 270 hektarów.

Dwa dni po zniszczeniu tamy poziom wody w Dnieprze obniżył się o niemal cztery metry. Mułenko widział to wszystko w czarnych barwach.

W pobliżu Chortycy znajduje się wiele roślin wodnych, w tym chronionych – po wysadzeniu tamy groziło im obumarcie. Z powodu obniżenia poziomu wody swoje miejsca lęgowe mogły opuścić ptaki, a pisklęta w już założonych gniazdach zginąć. Ponadto do Dniepru i jego zbiorników od dziesięcioleci trafiały ścieki, dlatego na dnie zbierały się pestycydy, metale ciężkie i inne zanieczyszczenia. Teraz odsłonięty muł miał szybko wyschnąć, a wyschnięty byłby lekki i podatny na erozję wiatrową. Mułenko obawiał się, że wzbiją się chmury śmierdzącego pyłu, który będzie roznosił się po Zaporożu i po regionie.

Początkowo jedyną dobrą informacją było to, że nie dojdzie do masowego śnięcia ryb, bo woda odeszła tak szybko, że zabrała je ze sobą.

...się nie sprawdziły

Poziom Dniepru zatem wciąż się obniżał. W okolicy Nikopola o 10 metrów, a Kachowki aż o 13 metrów. W okolicy Chortycy, która znajduje się tuż przy Dnieprzańskiej Elektrowni Wodnej, ustabilizował się na poziomie ok. 4,5 m niższym niż przed wysadzeniem tamy (w ciągu doby różni się on jednak, bo jest zależny od ilości wody przepuszczonej przez Dnieprzańską Elektrownię Wodną).

Rzeczywiście – tak jak prognozował Mułenko – wiele roślin obumarło, ryby przeniosły się gdzieś dalej, podobnie jak ptaki. Nie doszło jednak do takiej degradacji, jakiej się obawiał.

Pod wpływem gwałtownych wydarzeń ekosystem się zmieniał. Największym zaskoczeniem było to, że odsłonięte muliste wybrzeże zaczęło gwałtownie porastać roślinami, które istniały na tych ziemiach przed powstaniem Kachowskiej Elektrowni Wodnej. Akurat w tym czasie pyliły wierzby i topole – puch z ich nasionami równomiernie osiadał na tafli Dnierpu, a następnie na dnie. Gdy nagle woda odeszła, zostały tam i puściły kiełki. Dziś te młode drzewka mają już po 70 centymetrów.

– Nawet nie przychodziło mi do głowy, że te tereny zarosną w ciągu miesiąca – przyznaje Mułenko.

Niemal natychmiast rzeka wróciła do swojego dawnego nurtu, dość podobnego do tego, który widnieje na mapie Własowa (autor zastrzega, że to teren, który szybko się zmienia, więc wiek XIX nie jest najlepszym odniesieniem). Jak wyjaśnia Mułenko, 70 lat dla Dniepru, który formował się milion lat, to żadna poważna zmiana. I jakkolwiek paradoksalnie by to brzmiało: ta ludzka tragedia stała się czymś pozytywnym z punktu widzenia środowiska naturalnego, bo daje nadzieję, że odtworzą się tereny, które zostały zatopione – takie jak Wełykyj Łuh.

Przyznaje też, że potrzeba więcej czasu, aby ostatecznie ocenić zmiany, do których doszło.

Co odsłonił Dniepr

W dniu wysadzenia tamy Anatolijem Wołkowem targały sprzeczne emocje. Z jednej strony rozumiał ogrom tragedii. Widział, co się stało w zalanych miejscowościach i z czym mierzą się mieszkańcy przy brzegach Dniepru. Z drugiej jednak strony czuł ekscytację, bo instynkt archeo­loga podpowiadał mu, że to niepowtarzalna szansa. – Zakładałem, że odsłonią się tereny, które będzie można badać i odnaleźć tam ciekawe materiały znajdujące się pod wodą od 70 lat – mówi.

Wołkow jest pracownikiem naukowym w dziale ochrony zabytków, archeologii i przyrody rezerwatu Chortyca.

Kilka dni po zniszczeniu tamy w Kachowce rozpoczął wraz z zespołem monitorowanie wybrzeża. Odtąd robią to każdego dnia. W ciągu tych trzech miesięcy znaleźli kilkaset przedmiotów. Większość to zabytki ceramiczne z epoki brązu czy kule do broni palnej z czasów kozackich. Wyjątkowym odkryciem była rzymska moneta z 141 r., która trafiła na Chortycę zapewne dzięki handlowi między Imperium Rzymskim a tutejszymi plemionami. Z czasów kozackich pochodzi też wiele innych znalezisk, jak klamry od pasów, guziki, szkło i ceramika.

W poszukiwaniach pomagają mieszkańcy. Dzwonią, że trafili np. na mokre drewniane elementy. Zwykle znajdują przedmioty z minionego wieku, ale zdarzało się, że odnajdywali historyczne perełki. Pod koniec czerwca na plaży znaleziono niemal siedmiometrową dębową łódź, która liczy kilkaset lat – dokładna data jest jeszcze określana.

Wołkow spodziewa się, że znalezisk będzie więcej. – To wszystko to dopiero pierwszy etap badań archeologicznych, czyli rekonesans i oględziny. Zbieramy na razie materiał, który jest na powierzchni. To jeszcze nie są inwazyjne badania – wyjaśnia.

Za jakiś czas planują wykopaliska. – Każde znalezisko jest dla mnie ważne i wywołuje euforię – przyznaje Wołkow. – Wcześniej znajdowaliśmy jedną-dwie metalowe kule, a teraz od razu czternaście. Bardzo podoba mi się ceramika, każde naczynie jest niepowtarzalne.

Wołkow pokazuje ozdoby, na których wzory, jak mówi, wygniatane były paznokciem – istotnie te wzory na każdym naczyniu się różnią.

Mapa teraźniejszości albo przeszłości

Także Ołeh Własow pochłonięty jest pracą. Aby ze mną porozmawiać, odrywa się od artykułu, który właśnie pisze. ­Dotyczy zmiany toponimów na terytorium rezerwatu przyrody. Gdy obniżył się poziom wody, zniknęła część jezior i wysp, które ukształtowały się w rezultacie powstania Zbiornika Kachowskiego. Mieszkańcy nadawali im swoje nazwy – czasem proste, jak Wyspa Południowa – a on to wszystko dokumentował.

Teraz na powierzchnię wyszły piaszczyste kosy, kamienne grzbiety i małe ostrowy, które przyciągają ludzi. Własow nie lubi, jak coś pozostaje nienazwane. – Ludzie chodzą po Chortycy i wybrzeżach Dniepru, robią temu wszystkiemu zdjęcia. Uważam, że przynajmniej część obiektów zasługuje na to, by miały swoją nazwę, a do tego niektóre z tych miejsc istniały do powstania zbiornika – wyjaśnia.

Być może zabierze się do tworzenia nowej mapy, która pokaże Dniepr w jego współczesnym nurcie. Czy będzie opisywać tylko krótki wycinek historii? Wszystko zależy od tego, czy władze w Kijowie będą trwać przy postanowieniu, że Kachowską Elektrownię Wodną trzeba niezwłocznie odbudować. Bo wtedy Wełykyj Łuh znowu zaleje woda. ©

 

Tekst powstał dzięki wsparciu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Sekrety Chortycy