Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie wiem, czy gorsi, czy lepsi, głupsi czy mądrzejsi o doświadczenie słabości przez nas konstruowanego świata i tego, że to, co dziś jest na wyciągnięcie ręki, może zostać nam odebrane. Mądrzejsi o doświadczenie kruchości istnienia. A może także o odkrycie piękna uniemożliwionych dziś przez wirusa spotkań z innymi, i w ogóle smaku normalnego życia, na które zwykliśmy narzekać? Jacy wyjdziemy z zagrożenia, którego kresu nikt nie zna? Te pytania dotyczą też wiary w Boga, dotyczą Kościoła.
Z pewnością nie ma jednej odpowiedzi dla wszystkich, bo ten sam czas różnie postrzegamy. Choćby nasi biskupi: jeden zapewniał, że nie można się zarazić koronawirusem, korzystając z wody święconej czy przyjmując komunię do ust (Szczecin), a inny wydał dekret zakazujący w ogóle odprawiania mszy „z udziałem ludu” (Gliwice). Wspólnym przeżyciem pozostał problem porozumiewania się. W Kościele zaowocuje to odkryciem nowych sposobów międzyludzkiej komunikacji. Oczywiście środki, po które sięgnęliśmy, od dawna w Kościele były znane. Jednak teraz, gdy ludzie nie mogą się gromadzić w kościołach, dzielące nas odległości i mury zostały pokonane przez internet. Dziesiątki tysięcy uczestniczą w transmitowanych każdego dnia mszach, w rekolekcjach, w nabożeństwach Drogi Krzyżowej, w modlitwie różańcowej. W mszach z własnej parafii lub odprawianych przez abp. Grzegorza Rysia, w rekolekcjach i różańcu ojca Adama Szustaka albo innych kaznodziejów. Uczestniczą i, jak mówią, łatwiej im się skupić na modlitwie przed ekranem, niż kiedy fizycznie są obecni w kościele.
Być może dzięki doświadczeniom narodowej kwarantanny wyjdziemy z epoki czytania ludowi kilometrowych listów pasterskich i ogłoszeń parafialnych – praktyk nieodzownych w czasach, gdy lud nie umiał czytać, a listy (pasterskie też) dostarczano końmi rozstawnymi. ©℗