Kim są alawici, stanowiący piątą część mieszkańców Turcji?

Dzieci Alego: dla jednych muzułmanie, dla innych heretycy mieszający doktryny i wierzenia.
z Elmalı (Turcja)

12.08.2023

Czyta się kilka minut

Dzieci Alego
Członkowie społeczności alawitów w Turcji z Bağlamą – świętym instrumentem alawizmu. Ankara, 8 listopada 2022 r. / ADEM ALTAN / AFP

Drogowskazy prowadzące do Tekke widać z daleka. Jadąc krętą drogą łączącą nadmorskie Finike z położonym w górach miasteczkiem Elmalı, trzeba skręcić w wąską asfaltówkę, którą częściej niż samochody osobowe jeżdżą traktory z otwartymi naczepami, gęsto wypakowanymi ludźmi, jadącymi bądź wracającymi z pracy w polu.

Bez trudu docieram do miasteczka wypełnionego szarymi, skromnymi domami, przed którymi siedzą starsi mężczyźni w swetrach (25 st. C to dla miejscowych nie powód, żeby się wyletniać) i kobiety w chustach i szarawarach w bure kwiatki. Grupka dzieci ugania się za piłką, a GPS kompletnie głupieje, każąc skręcać tam, gdzie jest czyjś kurnik. Otwieram szybę, ale nie muszę nawet zadawać pytania. – Türbe şu ­tarafta! – pokazuje dłonią starsza pani, a ja już wiem, gdzie jechać.

Po chwili parkuję na obskurnym parkingu, przed mocno zaniedbanym budynkiem centrum kultury Abdala Musy Sultana. „Takie brzydkie?”, myślę rozczarowana, bo po mauzoleum wybitnego myśliciela, poety i cudotwórcy, ­XIV-wiecznego duchownego alawickiego spodziewałam się jednak czegoś więcej. Moje zaskoczenie nie uchodzi uwadze grupy mężczyzn, którzy pod daszkiem sąsiedniego budynku piją herbatę, grając w tavlę. – Türbe şu tarafta – słyszę już drugi raz w ciągu kwadransa.

Dziękując za wskazanie grobu, idę spacerem w jego kierunku. Mijam skromne stragany z wydzierganymi ręcznie ubrankami dla niemowląt, kozim serem własnego wyrobu i makatkami, na których powiewają Atatürk w czerwieni i prorok Ali na zielonym tle. W końcu przekraczam bramę mauzoleum i czuję, jakbym znalazła się w innej rzeczywistości.

W miasteczku beton, nieład i palące słońce, tu ogród, zieleń i przystrzyżona trawa. Białe nagrobki z napisami w alfabecie arabskim lśnią w słońcu, z okolicznych topoli sypie się biały puch, zielona kopuła mauzoleum połyskuje tak, że trudno na nią spojrzeć bez zmrużenia oczu. W kącie ogrodu stojak na świece, które pielgrzymujący do grobu alawickiego świętego stawiają z prośbą o wstawiennictwo, a na okolicznych skałach metalowe barierki, upstrzone powiewającymi na wietrze, kolorowymi tasiemkami – zawiązywanymi tu w przeróżnych intencjach. Tasiemki odcina się nożycami z dużego kawałka materiału leżącego w jasnym przedsionku grobowca, który ozdobiony jest charakterystycznymi portretami proroka Alego i innych duchowych przywódców alawitów.

Nim znajdę się w środku, z grobowca wychodzi tyłem mężczyzna w średnim wieku, tak by nie odwrócić się plecami do trumny, w której spoczął Abdal Musa. Pochyla nisko głowę, całuje ościeżnicę i dopiero po uczynieniu tego gestu prostuje się i wychodzi. Zajmuję jego miejsce w niewielkiej, wypełnionej ludźmi i trumnami salce. Kilku mężczyzn siedzi, szepcząc modlitwy, kobieta w dżinsowej kurtce rozkłada modlitewny dywanik i bije pokłony, jakie zwykle wykonuje się w meczecie.

Całkiem inni muzułmanie

– Bo my jesteśmy muzułmanami – powie mi potem Onur Öztürk, jeden z chłopaków, którzy siedzieli na podłodze grobowca. Pani z dywanikiem to jego mama, która przyjechała z Niemiec na wakacje do rodzinnej miejscowości. Wszyscy są alawitami. – Nie jesteśmy oddzielną religią, jesteśmy sektą powstałą w wyniku innej interpretacji Koranu – tłumaczy spokojnie, a ja dopiero po chwili przypominam sobie, że wyraz sekta nie ma w języku i kulturze tureckiej tak negatywnych konotacji jak w Polsce.

Onur przywołuje postać Alego, od którego alawizm wziął swój początek i nazwę. Stryjeczny brat, a następnie zięć proroka Mahometa, który miał objąć po nim schedę, ale w wyniku walk o władzę do tego nie doszło, miał być szczególnie umiłowany przez Allaha. Urodził się już obrzezany, a rajskie owoce dostarczał mu ponoć sam archanioł Gabriel. Gdy otoczyła go kiedyś chrześcijańska armia, wystarczyło, że dotknął mieczem skał, a te się rozstąpiły, torując mu drogę. Czytając legendy i podania o jego życiu trudno się dziwić, że został otoczony kultem i... obwołany Bogiem.

Choć od większości alawitów słyszę, że są muzułmanami, ich doktryna jest nieco bardziej skomplikowana. Synkretyczny kult łączy elementy islamu, chrześcijaństwa, zaratustrianizmu, gnostycyzmu. Znajdziemy tu np. inkarnację. Bóg pojawia się na świecie co jakiś czas pod różnymi postaciami, a towarzyszą mu prorocy. Ostatnim, najdoskonalszym wcieleniem Boga, czy raczej boskiego światła, miał być Ali, obok którego występował prorok Mahomet. Przedtem pojawił się jako Szymon Piotr, któremu towarzyszył prorok Jezus. Szahada – muzułmańskie wyznanie wiary, uzupełniona jest o odwołania do Alego, a pozostałe cztery filary islamu (post, jałmużna, modlitwa, pielgrzymka do Mekki) traktuje się z dużą swobodą.

– Modlimy się, czytamy Koran, chodzimy do meczetu i na religię w szkole – mówi Onur, nie bawiąc się w teologiczne zawiłości. Gdy pytam o camevi – domy modlitwy, w których odbywają się alawickie nabożeństwa – tylko wzrusza ramionami. – Tak, w camevi też się modlimy – mówi, jakby nie było kompletnie żadnej różnicy między camevi a meczetem.

Ale różnica jest, dostrzegalna i na poziomie religijnym, i politycznym. – Niestety rząd nie uważa camevi za miejsca kultu – przyznaje w końcu. A to znaczy, że nie daje pieniędzy na ich utrzymanie i remonty.

– Wiesz, dlaczego to robią? – pyta mnie Ali Balkız, pisarz, były ­przewodniczący Alevi Bektaşi Federasyonu – tureckiego związku alawitów. – Bo chcą nas ­zasymilować. Mówią: przyjdźcie do meczetu, skoro chcecie się modlić. Chcą nas pozbawić tożsamości.

Wierni czy heretycy?

Alawici trudności napotykają nie od dziś. Pierwszą fatwą obłożeni zostali już w XIV wieku, zaś obecnie kilku konserwatywnym tureckim politykom wyrwało się, że to nie muzułmanie, a heretycy. Jeden z prominentnych urzędników religijnych stwierdził, że skoro alawici sami nie potrafią określić, kim są, nie mogą oczekiwać pomocy państwa. Pogardliwie o alawitach wypowiadał się też deputowany AKP Muhammet Kaynar, dziennikarz Hayrettin Karaman i były członek AKP Hüseyn Besli, który nazwał ich urodzonymi kłamcami, twierdząc, że skoro musieli niejednokrotnie ukrywać prawdziwą wiarę, kłamstwo mają we krwi.

Sytuacja nieco zmieniła się w zeszłym roku. W ramach kampanii wyborczej jeden z camevi w Ankarze zaszczycił wizytą prezydent Recep Tayyip Erdoǧan. O tej wizycie nie bez przyczyny rozpisywały się tureckie gazety. W ciągu poprzednich 20 lat rządów (Erdoǧan sprawuje władzę od 2002 r., najpierw jako premier, a od 2018 r. jako prezydent) jego noga nigdy nie postała w alawickim domu modlitwy, nie zabiegał też o relacje z tą grupą religijną.

Nie wszyscy uwierzyli w szczere intencje prezydenta, zwłaszcza że przed jego wizytą wnętrze domu modlitwy przearanżowano tak, by na oficjalnych zdjęciach z wydarzenia nie znalazły się „kontrowersyjne” postaci. Część oburzonych alawitów sprawę uznała za „ustawkę” i próbę zdobycia ich poparcia w wyborach. Wtedy nie było jeszcze wiadomo, że kontrkandydatem Erdoǧana w prezydenckim wyścigu będzie lider opozycyjnej CHP, Kemal Kiliçdaroǧlu – alawita.

Za wizytą poszły obietnice. Prezydent i towarzyszący mu współpracownicy przypomnieli, że już w 2021 r. do 1585 camevi w całym kraju ruszyli urzędnicy państwowi mający ocenić, czy można będzie je uznać za miejsca kultu. Orzekli, że tak, ale po wyborach sprawa utknęła w miejscu.

Trzydzieści lat bólu

– Naprawdę napiszesz o Sivas? – upewnia się Onur. Długo już rozmawiamy o alawitach w Turcji, przez cały ten czas przekonywał mnie, że nie jest może najłatwiej być alawitą w Turcji, ale też nie tak źle. Sunnicka większość lubi słuchać porywających pieśni alawitów, uczestniczyć we współfinansowanych z samorządowych i ministerialnych pieniędzy festiwalach kultury alawickiej, takich jak ten, który za kilka dni ma się rozpocząć w Tekke, na pamiątkę Abdala Musy, ale córek za alawitów woli nie wydawać, o czym świadczą choćby gazetowe artykuły, całkiem współczesne, których autorzy dowodzą, że poślubienie alawity jest... niezgodne z islamem. Onur – co prawda – nie spotkał się z żadnymi prześladowaniami, ale przyznaje, że gdy odbywał obowiązkową w Turcji służbę wojskową, nikomu się nie przyznawał, iż pochodzi z alawickiego domu (alawitą nie można się stać, trzeba się nim urodzić).

– Z religią w Turcji bywa jak z zamkniętym pudełkiem. Gdy nie ma woli, by wysłuchać krytyki czy podjąć dyskusję, łatwo manipulować ludźmi. Jedynym powodem masakry w Sivas była ignorancja – zaczyna Onur, nim jeszcze zdążę zapytać o wydarzenia, które rozegrały się 2 lipca 1993 r. W hotelu Madimak w Sivas odbywał się wówczas festiwal kultury alawitów, na którym gościło wielu artystów, muzyków, poetów i pisarzy. Jednym z nich był Aziz Nesin, który jakiś czas wcześniej przetłumaczył na turecki „Szatańskie wersety”, za które autora, Salmana Rushdiego, irański ajatollah Chomeini obłożył fatwą skazującą na śmierć. Był to jeden z głównych powodów wydarzeń, które rozegrały się w mieście po tym, jak po piątkowej modlitwie wierni wyszli z meczetów.

Na archiwalnych nagraniach widać grupę mężczyzn krzyczących, wygrażających pięściami i rzucających w budynek hotelu kamieniami lub kostką brukową. Część z nich ma charakterystyczne islamskie brody i szydełkowe nakrycia głowy, inni nie wyróżniają się z tłumu. Widać też bezradność policji i żandarmerii, które nie potrafią okiełznać rozwścieczonej tłuszczy, która w końcu wdziera się do środka i zaczyna demolować hotel.

A potem ktoś podłożył ogień. Miasto spowił czarny dym. Nawet przyjazd strażaków nie powstrzymał napastników, którzy – jak wynika ze wspomnień samego Aziza Nesina – wykrzykiwali: „Niech żyje szariat!”.

Tamtego lipcowego dnia zginęło 37 osób. Zarzuty „próby utworzenia państwa religijnego poprzez zmianę konstytucyjnego porządku” oraz zabójstwa 35 ofiar (dwie z nich były jednocześnie sprawcami pożaru) postawiono 190 osobom, z których większość na 15 lat trafiła za kraty, a 33 skazane zostały na śmierć. Karę zamieniono im na więzienie po 2002 r., gdy Turcja przestała wieszać skazańców.

Boga szukaj w sobie

Rocznica Sivas Katilami (masakry w ­Sivas) zawsze jest w Turcji uroczyście wspominana. Politycy zamieszczają okolicznościowe wpisy w mediach społecznościowych, rządzący składają kondolencje, gazety od prawa do lewa rozpisują się na temat pożaru. Można odnieść wrażenie, że los alawitów w ciągu tych trzech dekad znacznie się poprawił. Ale głosy są tu podzielone. Jedni wyliczają zdarzające się ciągle incydenty, takie jak mazanie obraźliwych napisów na domach alawitów czy pobicia członków tej społeczności, inni, w tym Ali Balkiz dowodzą, że rzeczywiście jest lepiej.

– Kiedy alawici i sunnici lepiej się poznali, zaczęli mieszkać na tych samych osiedlach, pracować w tych samych firmach i chodzić do tych samych szkół – uprzedzenia udało się przełamać. Teraz bywają przyjaciółmi, partnerami biznesowymi, sąsiadami, a nawet krewnymi albo członkami tej samej partii politycznej – mówi Balkiz.

A jednak w rządowych statystykach alawitów wciąż jest mniej (około 20 proc.) niż w tych, którymi dysponują sami zainteresowani. Wielu – może z przyzwyczajenia, a może z czystego pragmatyzmu – nadal woli się nie wychylać. Bo jak wyjaśnić praktykującym sunnitom czy nawet chrześcijanom kolejne rewelacje wynikające z alawickiej doktryny, które wykłada mi Ali Balkiz?

– Dla nas nie istnieje piekło i niebo. One są tutaj, na ziemi. To z ziemi powinniśmy uczynić niebo. Dlatego podstawową zasadą alawizmu jest bycie dobrym człowiekiem: nie zabijaj, nie kradnij, nie kłam, nie bądź z nikim prócz współmałżonka, bądź zawsze po stronie ciemiężonych. Szukasz Boga? Nie ma go w Mekce ani Jerozolimie, nie znajdziesz go podczas pielgrzymki. Szukaj w sobie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Dzieci Alego