Kim jest Javier Milei? Nowy prezydent Argentyny obiecuje wyciąć stary „system” i wymyślić kraj na nowo

W argentyńskich wyborach starły się dwie odmienne wizje przyszłości. Wygrała prawicowo-ultraliberalna. Dlaczego poparło ją wielu młodych ludzi?

23.11.2023

Czyta się kilka minut

Javier Milei podczas wiecu w San Martin. Argentyna, 25 września 2023 r. / Tomas Cuesta / Getty Images
Javier Milei podczas wiecu w San Martín. Argentyna, 25 września 2023 r. / Tomas Cuesta / Getty Images

Mężczyzna wymachuje piłą mechaniczną wśród skandującego tłumu. Jego skórzana kurtka, rozwichrzone włosy i zaniedbane bokobrody mogłyby sugerować, że jest gwiazdą rocka. Tymczasem to 53-letni Javier Milei, teraz już przyszły prezydent Argentyny. 

Milei, założyciel skrajnie konserwatywnej koalicji La Libertad Avanza, opowiada się za liberalnymi rozwiązaniami w gospodarce. O sobie mówi, że jest ultraliberałem i anarchokapitalistą. Zagłosowało na niego 55,7 proc. spośród tych Argentyńczyków, którzy wzięli udział w drugiej turze wyborów prezydenckich w niedzielę 19 listopada (frekwencja wyniosła 73 proc.). 

Jego rywalem był Sergio Massa, obecnie jeszcze minister ekonomii z koalicji Unión por la Patria, reprezentującej lewicujący ruch polityczny zwany peronizmem (w argentyńskiej polityce obecny od lat 40. XX w.). 

Dwie skrajne wizje | Na różnicę prawie dziesięciu punktów procentowych między oboma kandydatami nie wskazywały ani sondaże przedwyborcze, które w Argentynie sprawdzają się zresztą rzadko, ani – co pewnie ważniejsze – wyniki pierwszej tury. Wtedy, miesiąc wcześniej, to Sergio Massa był na pierwszym miejscu (dostał prawie 37 proc. głosów), a Milei na drugim z poparciem 30 proc. Jednak Patricia Bullrich z centroprawicowej partii Juntos por el Cambio, która zdobyła prawie 24 proc., zaraz po swojej przegranej wyraziła poparcie dla Mileia, co zapewne wpłynęło na ostateczny wynik wyborów. 

Dlaczego Milei? Sytuacja ekonomiczna i społeczna Argentyny jest dziś fatalna, ale ciężko wskazać jedną przyczynę jego sukcesu. Wygrana ultraliberała i konserwatysty to wypadkowa wielu czynników, w tym ogromnych napięć społecznych i ciągnącego się przez lata kryzysu ekonomicznego. 

Wizje przyszłości kraju proponowane przez Sergia Massę i Javiera Mileia były na tyle odmienne, że można było mówić o dwóch Argentynach. Minister ekonomii, przez niektórych nazywany superministrem, proponował stopniowe wprowadzanie zmian i reform. Natomiast Milei mówi obrazowo, że ma zamiar odciąć piłą mechaniczną cały „system” – i wymyślić Argentynę od nowa. 

Likwidować i prywatyzować | Milei twierdzi, że ma wszystko, co potrzebne, aby uratować Argentynę, której zmieniająca się kondycja ekonomiczna ma od stu lat kształt sinusoidy. Konsekwentnie niemal co dekadę kraj ten znajduje się na granicy bankructwa, następnie ratuje się, stabilizuje, aby zaraz potem wpaść w kolejny impas. Aktualnie jest w dołku: w tym roku inflacja osiągnęła już 140 proc. i nadal rośnie; aż 40 proc. społeczeństwa żyje w biedzie. 

Milei twierdzi, że te oraz inne problemy Argentyny rozwiąże niewidzialna ręka wolnego rynku. „Zlikwiduję Bank Centralny, bo to on jest przyczyną inflacji” – mówił w czasie kampanii wyborczej. Nie wyjaśnił jednak, kto miałby przejąć rolę regulatora finansów i jak ma zamiar chronić wewnętrzny rynek w przypadku globalnej recesji gospodarczej. Co więcej, liczne dobrze prosperujące gospodarki posiadają Bank Centralny, a grono państw, które obywają się bez tej najwyższej instytucji finansowej, jest małe i obejmuje głównie kraje o znikomym znaczeniu na globalnym rynku, jak Kiribati, Palau czy Tuvalu. 

Jednak nie tylko Bank Centralny jest na celowniku przyszłego prezydenta. Chce on zlikwidować także dziesięć z osiemnastu ministerstw, uzasadniając to m.in. potrzebą cięć wydatków publicznych. 

Kolejnym pomysłem Mileia, który wzbudził szczególnie duże oburzenie wśród dwóch dużych grup zawodowych – nauczycieli i lekarzy – jest prywatyzacja służby zdrowia i edukacji. 

Dolar za wszelką cenę | Javier Milei nie przebiera w słowach. „Argentyńskie peso jest mniej warte niż ekskrement” – twierdzi i proponuje jak najszybsze zastąpienie zdewaluowanej rodzimej waluty dolarem amerykańskim. 

Trudno się nie zgodzić, że pozytywnym i niemal natychmiastowym skutkiem dolaryzacji byłaby likwidacja inflacji. Problem jednak w tym, że Argentyna nie dysponuje wystarczającą ilością rezerw finansowych w dolarach, które pozwoliłyby na zastąpienie peso dolarem. Szacuje się, że gospodarka potrzebowałaby prawie 35 mld dolarów, by poważnie myśleć o takiej zmianie waluty. 

Trudno oczekiwać, że państwa zamożne będą skłonne pożyczyć lub sprzedać dolary Argentynie, której dług publiczny wynosi równowartość 419 mld dolarów amerykańskich. Jednak Milei deklaruje, choć bez podania szczegółów ani dowodów, że zdobył potrzebną ilość zagranicznej waluty. 

Jako jeden z argumentów za dolaryzacją podaje się przykład trzech państw Ameryki Łacińskiej – Panamy, Ekwadoru i Salwadoru – które przyjęły zagraniczną walutę. Tło społeczno-ekonomiczne, które towarzyszyło tam przejściu na dolara, było jednak zupełnie inne. 

W odpowiedzi na coraz bardziej kontrowersyjne pomysły przyszłego prezydenta grupa 113 ekonomistów z całego świata napisała list, alarmując, że zmiany, jakie chce on wprowadzić, będą mieć katastrofalne skutki: „Uważamy, że propozycje zakorzenione w ekonomii leseferyzmu i obejmujące kontrowersyjne idee, takie jak dolaryzacja oraz znaczące ograniczenia wydatków rządowych, są obarczone ryzykiem, które czyni je potencjalnie bardzo szkodliwymi dla argentyńskiej gospodarki i narodu argentyńskiego”. 

Krytycy twierdzą, że rozwiązania proponowane przez Mileia będą mieć działanie krótkoterminowe i szybko dadzą się odczuć zwłaszcza najbiedniejszej części społeczeństwa.

Aborcja, kobiety, broń… | List otwarty wystosowała też grupa tysiąca Argentynek – profesorek, aktywistek i pisarek, w tym Mariana Enríquez i Claudia Piñeiro. Krytykując plany Mileia i wzywając, by na niego nie głosować, pisały: „Jesteśmy przekonane, że odpowiedzi [na problemy Argentyny – DM] znajdziemy w ramach debaty i przy poszanowaniu demokratycznego współistnienia, bez wracania do mrocznych czasów, które pokonaliśmy”. 

Plany przyszłego prezydenta stoją w kontrze do tego, o co zabiegało przez ostatnie dekady wiele Argentynek. Milei zapowiada delegalizację aborcji (obecnie jest legalna bez ograniczeń do 14. tygodnia ciąży; tak stanowi ustawa uchwalona w 2020 r.) oraz likwidację Ministerstwa Kobiet, Płci i Różnorodności, które zajmuje się m.in. ochroną kobiet i walką z przemocą domową. 

Według Krajowego Rejestru Zabójstw Kobiet (w języku hiszpańskim istnieje słowo „feminicidio”, oznaczające zabójstwa popełniane na kobietach) w 2022 r. w Argentynie zostały zamordowane 252 kobiety w konsekwencji m.in. przemocy domowej, która z kolei jest wynikiem nadal silnie obecnej kultury macho

Do równie radykalnych pomysłów Mileia można zaliczyć powszechne pozwolenie na broń palną i legalną sprzedaż ludzkich organów. 

O dyktaturze i Franciszku | Oliwy do ognia w debacie nad propozycjami prezydenta elekta dolewa Victoria Villarruel, przyszła wiceprezydentka u jego boku. Jako adwokatka w przeszłości broniła byłych oficerów w trakcie procesów rozliczających zbrodnie popełniane przez dyktaturę wojskową, która rządziła Argentyną w latach 1976-83. 

Villarruel wprowadziła do kampanii wyborczej nowy wątek, podważając dominującą w ostatnich dekadach krytyczną ocenę tej ultraprawicowej dyktatury. Tymczasem wojskowy reżim pochłonął życie ponad trzydziestu tysięcy ludzi, jego przeciwników. Tych Villarruel nazywa „terrorystami”. 

Ostre słowa padały również pod adresem papieża Franciszka, którego Milei wprost nazwał „głupkiem” i „wysłannikiem złego”, jako że, jego zdaniem, papież ma popierać komunizm. Choć na ostatniej prostej, w czasie debaty poprzedzającej drugą turę, Milei złagodził tę wypowiedź, a także stwierdził, że jeżeli zostanie prezydentem, to zaprosi Franciszka do wizyty w ojczyźnie, słowa przeprosin nie padły.

Choćby w przepaść | – Większość z nas boi się, bo takie radykalne zmiany zawsze niosą ze sobą niespodziankę – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” 25-letnia Sol Quimey Medina, która w drugiej turze opowiedziała się za Javierem Mileiem. – Jednak zmiana zawsze oznacza nadzieję, a wybór Mileia pokazał, że młodzi są gotowi skoczyć choćby w przepaść, aby móc godnie żyć – tłumaczy swój wybór. 

Trudno jednoznacznie wskazać grupę społeczną, która przesądziła o sukcesie Mileia. Głosowali na niego ludzie w każdym wieku, z każdej klasy społecznej – wszyscy ci, którzy są zmęczeni zarówno ciężką sytuacją ekonomiczną, jak też politykami, którzy od lat składają obietnice bez pokrycia. 

Milei jest politykiem, ale nowym i bez doświadczenia – co okazało się atutem. Argentyńczycy znali go dotąd głównie z programów telewizyjnych, w których wypowiadał się jako ekspert od ekonomii, a także z mediów społecznościowych. 

Fakt, że na scenie politycznej pojawił się niedawno, zagrał zatem na jego korzyść. Część Argentyńczyków uważa bowiem, że jedynym ratunkiem dla kraju jest odcięcie się od dawnej klasy politycznej. 

– Dla wygranej Mileia decydujące było poparcie, którego przed drugą turą udzielili mu Patricia Bullrich i prezydent z lat 2015-19 Mauricio Macri – komentuje w rozmowie z „Tygodnikiem” Ariel Goldstein, socjolog z Universidad de Buenos Aires. – Dzięki temu część społeczeństwa zdecydowała się oddać głos przeciw starej klasie politycznej. Co nie oznacza automatycznie, że zgadzają się z poglądami Mileia.

Kolejna faza | Podczas tych wyborów, a zwłaszcza podczas ich drugiej tury, społeczeństwo argentyńskie podzieliło się na kilka frakcji. Są tacy, którzy wierzą, iż nowy prezydent to jedyny ratunek dla kraju. – Jestem szczęśliwa i mam nadzieję na pozytywną zmianę – mówi mi María del Huerto, która popiera nowego prezydenta. 

Ale są też tacy, którzy, choć liczą na zmiany w kraju, to równocześnie mają nadzieję, iż Milei nie zrealizuje swoich najbardziej radykalnych propozycji. Utwierdza ich w tym fakt, że prezydent elekt nie ma większości w parlamencie.

Ariel Goldstein uważa, że najbliższy czas może być gorący, a wiele grup zawodowych, jak nauczyciele i lekarze, jest gotowych, by wyjść na ulice i protestować. 

Bez względu na to, jakie będą pierwsze decyzje Javiera Mileia, pewne jest, że Argentyna właśnie wchodzi w kolejną fazę swojej niekończącej się sinusoidy. Jednak nie tylko Bank Centralny jest na celowniku przyszłego prezydenta. Chce on zlikwidować także dziesięć z osiemnastu ministerstw, uzasadniając to m.in. potrzebą cięć wydatków publicznych. 

Kolejnym pomysłem Mileia, który wzbudził szczególnie duże oburzenie wśród dwóch dużych grup zawodowych – nauczycieli i lekarzy – jest prywatyzacja służby zdrowia i edukacji. 

Dolar za wszelką cenę | Javier Milei nie przebiera w słowach. „Argentyńskie peso jest mniej warte niż ekskrement” – twierdzi i proponuje jak najszybsze zastąpienie zdewaluowanej rodzimej waluty dolarem amerykańskim. 

Trudno się nie zgodzić, że pozytywnym i niemal natychmiastowym skutkiem dolaryzacji byłaby likwidacja inflacji. Problem jednak w tym, że Argentyna nie dysponuje wystarczającą ilością rezerw finansowych w dolarach, które pozwoliłyby na zastąpienie peso dolarem. Szacuje się, że gospodarka potrzebowałaby prawie 35 mld dolarów, by poważnie myśleć o takiej zmianie waluty. 

Trudno oczekiwać, że państwa zamożne będą skłonne pożyczyć lub sprzedać dolary Argentynie, której dług publiczny wynosi równowartość 419 mld dolarów amerykańskich. Jednak Milei deklaruje, choć bez podania szczegółów ani dowodów, że zdobył potrzebną ilość zagranicznej waluty. 

Jako jeden z argumentów za dolaryzacją podaje się przykład trzech państw Ameryki Łacińskiej – Panamy, Ekwadoru i Salwadoru – które przyjęły zagraniczną walutę. Tło społeczno-ekonomiczne, które towarzyszyło tam przejściu na dolara, było jednak zupełnie inne. 

W odpowiedzi na coraz bardziej kontrowersyjne pomysły przyszłego prezydenta grupa 113 ekonomistów z całego świata napisała list, alarmując, że zmiany, jakie chce on wprowadzić, będą mieć katastrofalne skutki: „Uważamy, że propozycje zakorzenione w ekonomii leseferyzmu i obejmujące kontrowersyjne idee, takie jak dolaryzacja oraz znaczące ograniczenia wydatków rządowych, są obarczone ryzykiem, które czyni je potencjalnie bardzo szkodliwymi dla argentyńskiej gospodarki i narodu argentyńskiego”. 

Krytycy twierdzą, że rozwiązania proponowane przez Mileia będą mieć działanie krótkoterminowe i szybko dadzą się odczuć zwłaszcza najbiedniejszej części społeczeństwa.

Aborcja, kobiety, broń… | List otwarty wystosowała też grupa tysiąca Argentynek – profesorek, aktywistek i pisarek, w tym Mariana Enríquez i Claudia Piñeiro. Krytykując plany Mileia i wzywając, by na niego nie głosować, pisały: „Jesteśmy przekonane, że odpowiedzi [na problemy Argentyny – DM] znajdziemy w ramach debaty i przy poszanowaniu demokratycznego współistnienia, bez wracania do mrocznych czasów, które pokonaliśmy”. 

Plany przyszłego prezydenta stoją w kontrze do tego, o co zabiegało przez ostatnie dekady wiele Argentynek. Milei zapowiada delegalizację aborcji (obecnie jest legalna bez ograniczeń do 14. tygodnia ciąży; tak stanowi ustawa uchwalona w 2020 r.) oraz likwidację Ministerstwa Kobiet, Płci i Różnorodności, które zajmuje się m.in. ochroną kobiet i walką z przemocą domową. 

Według Krajowego Rejestru Zabójstw Kobiet (w języku hiszpańskim istnieje słowo „feminicidio”, oznaczające zabójstwa popełniane na kobietach) w 2022 r. w Argentynie zostały zamordowane 252 kobiety w konsekwencji m.in. przemocy domowej, która z kolei jest wynikiem nadal silnie obecnej kultury macho

Do równie radykalnych pomysłów Mileia można zaliczyć powszechne pozwolenie na broń palną i legalną sprzedaż ludzkich organów. 

O dyktaturze i Franciszku | Oliwy do ognia w debacie nad propozycjami prezydenta elekta dolewa Victoria Villarruel, przyszła wiceprezydentka u jego boku. Jako adwokatka w przeszłości broniła byłych oficerów w trakcie procesów rozliczających zbrodnie popełniane przez dyktaturę wojskową, która rządziła Argentyną w latach 1976-83. 

Villarruel wprowadziła do kampanii wyborczej nowy wątek, podważając dominującą w ostatnich dekadach krytyczną ocenę tej ultraprawicowej dyktatury. Tymczasem wojskowy reżim pochłonął życie ponad trzydziestu tysięcy ludzi, jego przeciwników. Tych Villarruel nazywa „terrorystami”. 

Ostre słowa padały również pod adresem papieża Franciszka, którego Milei wprost nazwał „głupkiem” i „wysłannikiem złego”, jako że, jego zdaniem, papież ma popierać komunizm. Choć na ostatniej prostej, w czasie debaty poprzedzającej drugą turę, Milei złagodził tę wypowiedź, a także stwierdził, że jeżeli zostanie prezydentem, to zaprosi Franciszka do wizyty w ojczyźnie, słowa przeprosin nie padły.

Choćby w przepaść | – Większość z nas boi się, bo takie radykalne zmiany zawsze niosą ze sobą niespodziankę – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” 25-letnia Sol Quimey Medina, która w drugiej turze opowiedziała się za Javierem Mileiem. – Jednak zmiana zawsze oznacza nadzieję, a wybór Mileia pokazał, że młodzi są gotowi skoczyć choćby w przepaść, aby móc godnie żyć – tłumaczy swój wybór. 

Trudno jednoznacznie wskazać grupę społeczną, która przesądziła o sukcesie Mileia. Głosowali na niego ludzie w każdym wieku, z każdej klasy społecznej – wszyscy ci, którzy są zmęczeni zarówno ciężką sytuacją ekonomiczną, jak też politykami, którzy od lat składają obietnice bez pokrycia. 

Milei jest politykiem, ale nowym i bez doświadczenia – co okazało się atutem. Argentyńczycy znali go dotąd głównie z programów telewizyjnych, w których wypowiadał się jako ekspert od ekonomii, a także z mediów społecznościowych. 

Fakt, że na scenie politycznej pojawił się niedawno, zagrał zatem na jego korzyść. Część Argentyńczyków uważa bowiem, że jedynym ratunkiem dla kraju jest odcięcie się od dawnej klasy politycznej. 

– Dla wygranej Mileia decydujące było poparcie, którego przed drugą turą udzielili mu Patricia Bullrich i prezydent z lat 2015-19 Mauricio Macri – komentuje w rozmowie z „Tygodnikiem” Ariel Goldstein, socjolog z Universidad de Buenos Aires. – Dzięki temu część społeczeństwa zdecydowała się oddać głos przeciw starej klasie politycznej. Co nie oznacza automatycznie, że zgadzają się z poglądami Mileia.

Kolejna faza | Podczas tych wyborów, a zwłaszcza podczas ich drugiej tury, społeczeństwo argentyńskie podzieliło się na kilka frakcji. Są tacy, którzy wierzą, iż nowy prezydent to jedyny ratunek dla kraju. – Jestem szczęśliwa i mam nadzieję na pozytywną zmianę – mówi mi María del Huerto, która popiera nowego prezydenta. 

Ale są też tacy, którzy, choć liczą na zmiany w kraju, to równocześnie mają nadzieję, iż Milei nie zrealizuje swoich najbardziej radykalnych propozycji. Utwierdza ich w tym fakt, że prezydent elekt nie ma większości w parlamencie.

Ariel Goldstein uważa, że najbliższy czas może być gorący, a wiele grup zawodowych, jak nauczyciele i lekarze, jest gotowych, by wyjść na ulice i protestować. 

Bez względu na to, jakie będą pierwsze decyzje Javiera Mileia, pewne jest, że Argentyna właśnie wchodzi w kolejną fazę swojej niekończącej się sinusoidy. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Studiowała nauki polityczne na Universidad de los Andes w Bogocie. W latach 2015-16 pracowała dla Hiszpańskiego Instytutu Nauki CSIC w departamencie antropologii w Barcelonie. Mieszkała w Kolumbii, Meksyku, Peru i Argentynie. Przeprowadzała wywiady m.in. z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Argentyna na nowo