Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiedy byłem mały, to byłem jaki? Bardzo chciałbym wiedzieć. Chciałbym pamiętać siebie od wewnątrz i z zewnątrz. Jak wyglądałem? Przecież nawet zdjęcia kłamią. Wystarczy inaczej się ustawić, nienaturalnie skrzywić lub uśmiechnąć. To ja? Tak, to ja – ale i nie ja. To jakieś przybliżenie, ja mniej więcej. To ja w drodze do siebie.
A przecież pamięta się tak wiele… Zapachy, smaki, dotyki, czasem nawet słowa, choć z tym najtrudniej. Pamięta się, jak coś się zgubiło, pamięta się surowe, oceniające spojrzenie nauczycielki, ale pamięta się też uśmiech pani, która na plaży leżała na kocu obok. Pamięta się krew kapiącą z rozciętej ręki, psa, który polizał nam twarz, i kulejącego starszego pana, który przyjechał do nas z Czechosłowacji, żeby zobaczyć papieża. Nie pamiętam wprawdzie dokładnie, jak wyglądał, bo ze względów bezpieczeństwa nie zrobiliśmy sobie wspólnego zdjęcia, ale wiem, że miał na imię Josef. Kiedy odjeżdżał, mój brat wychylił się z okna i sfotografował jego małą, oddalającą się sylwetkę, żeby została po nim choć taka pamiątka.
Pamiętam, że kiedy odwiedziła nas moja chrzestna mama, spałem z nią w łóżku, a ponieważ strasznie się wierciłem, na drugi dzień była niewyspana. W ogóle sypiałem dość niespokojnie, częściej w poprzek łóżka niż wzdłuż, a kiedy musiałem spać z kimś, wykładałem na niego nogi, żeby mi było wygodniej. Pamiętam też, jak znalazłem w trawie rozsypane cukierki, które musiały wypaść komuś z pękniętej torebki. To były kruche irysy o sezamowym smaku... A może z makiem? Tak, w trawie znalazłem te z makiem, a te sezamowe kupiłem kiedyś w sklepie za kilkadziesiąt groszy. Pamiętam, że kiedy znalazłem te irysy, było mi głupio, bo wyobraziłem sobie tego, kto je zgubił, i zrobiło mi się go żal. I oczywiście pamiętam, że szybko je zjadłem, i wszystkie sam, bo mama na pewno kazałaby mi je odnieść na miejsce, w którym je znalazłem…. Tylko kiedy to było? Byłem mały, bardzo mały czy wcale nie taki mały?
To właśnie myli mi się najczęściej… Mam wrażenie, że mały byłem bardzo długo, i nawet wspomnienia z okresu, gdy miałem dwanaście, czternaście lat, przekładam o kilka lat wstecz. Dziś myślę, że przez wiele lat żyłem rozdwojony – zbyt dziecinny jak na swój wiek, a jednocześnie w niektórych sprawach nadmiernie dojrzały. Czytałem książki, których moi rówieśnicy nie czytali, i wierzyłem w istnienie Świętego Mikołaja, w którego oni już nie wierzyli. Kiedy przestałem wierzyć? Nawet kiedy jako siedmiolatek dostałem od niego list napisany na maszynie, chyba wciąż wierzyłem jeszcze…
Dziś są filmy. Od małego rejestruje się, jak dziecko się zmienia, uczy się mówić, rośnie. Ja mam nagrania audio z czasu, kiedy jeszcze nie chodziłem do szkoły. Słychać na nich, że mówię przez nos, że trochę się spieszę i połykam niektóre sylaby. Ale czy to mój prawdziwy głos, czy zniekształcony? Dziecku wydaje się, że mówi wyraźnie, a tymczasem inni proszą: powtórz, tylko powoli. Zresztą później też tak jest, tylko mniej się tym przejmujemy.
Kiedy w domu pojawił się magnetofon, robiliśmy audycje muzyczne: nagrywaliśmy piosenki z radia, a pomiędzy nimi wygłupialiśmy się albo czytaliśmy fragmenty książek. Jako dziecko człowiek ma co chwilę inny zawód: byłem redaktorem gazety, prezenterem, przewodnikiem w muzeum, bibliotekarzem. Jeszcze wcześniej chciałem być strażakiem i to marzenie bardzo długo mnie nie opuszczało. Kiedy na wuefie okazywało się, że radzę sobie gorzej niż inni, byłem zrozpaczony, bo wiedziałem, że do straży mnie nie przyjmą.
Myślę o tym wszystkim, patrząc, jak po betonowej podłodze biega uśmiechnięty Lew w ciepłych skarpetkach i kopie przed sobą miękką piłkę.