Katolik na salonach

W telewizyjnym show Tomasz Terlikowski wypadł zaskakująco dobrze, ale wizerunek tam zaprezentowany nie przystaje do tego, który sam wykreował.

21.09.2014

Czyta się kilka minut

Kuba Wojewódzki, Agnieszka Szulim i Tomasz Terlikowski, 16 września 2014 r. / Fot. TVN
Kuba Wojewódzki, Agnieszka Szulim i Tomasz Terlikowski, 16 września 2014 r. / Fot. TVN

Wystąpienie szefa portalu Frondy i nowego naczelnego telewizji Republika w programie Kuby Wojewódzkiego wywołało w środowiskach katolickich dyskusję. Czy w ogóle warto przyjmować takie zaproszenia, jak się zachowywać, co mówić, czego odmawiać?

Terlikowski był swobodny, przyjazny, nawet dowcipny. Modne okulary, dżinsy, ładna marynarka, luźne zachowanie – szybko wszedł w konwencję i przystosował się do reguł stworzonych przez gospodarza. Wojewódzki już na początku przypiął mu łatkę katocelebryty, co ewidentnie gościowi nie przeszkadzało. Przyjął postawę dialogiczną, momentami wręcz pokorną. Zręcznie wymigiwał się od niewygodnych pytań lub powtarzał, że nie jest niczyim sędzią.

Dwie twarze, dwa światy

Efekt, trzeba przyznać, był pozytywny. Na tle Wojewódzkiego i Agnieszki Szulim (drugi gość) Terlikowski prezentował się niemal jak oaza spokoju, rozsądku oraz przykład poukładanego życia. Więcej: momentami można było odczuć, że wspomniana dwójka w jakiś sposób Terlikowskiemu zazdrości, a przynajmniej podziwia go za konsekwencję, autentyczność i poukładane, szczęśliwe życie rodzinne.

Gdy jednak opisany wyżej wizerunek nałożymy na ten, który znamy z publikacji Terlikowskiego lub firmowanych przez niego mediów, popadniemy w konfuzję. W telewizji potulny baranek. W publicystyce ostre sądy, łatwe wykluczenia z Kościoła, argumenty niepoparte faktami, nienaukowe tezy, przeinaczanie wypowiedzi adwersarzy, obraźliwe porównania. Ta druga postawa sprawiła, że naczelny Frondy.pl zapracował sobie na przydomek katotaliba. Jak on się ma do wyluzowanego katocelebryty z kanapy Wojewódzkiego? Czyżby to była tylko medialna kreacja?

Oskarżenie o fałsz byłoby nieuprawnione, ponieważ, jak by nie było, Terlikowski dał w TVN-ie przyzwoite świadectwo zaangażowanego katolika. Z drugiej strony nie sposób nie zadać pytania, skąd ta nagła odmiana.

Podam przykład. Prowadzący program w pewnym momencie wyznaje, że jest ateistą. – Czy wobec tego jestem gorszym Polakiem, gorszym człowiekiem? – pyta. Na co gość odpowiada, że nie jest sędzią, żeby to oceniać. Owo pytanie nie wzięło się z sufitu. Wszak kilka dni temu na Fronda.pl można było przeczytać materiał opatrzony przez redakcję dumnym tytułem: „Abp Jędraszewski rozprawia się z ateizmem. Przeczytaj!”. A tam tezy łódzkiego hierarchy o tym, że ateizm jest „ograniczeniem się do pustki”, „odbiera prawdę, poczucie sensu istnienia, odbiera prawdę, dlaczego warto cierpieć, poświęcać się i mimo tylu trudności żyć”. Z kolei w styczniu tego roku sam Terlikowski bulwersującą wypowiedź ks. Dariusza Oko o ateistach nazwał „kilkoma słowami prawdy”. Nie przeszkadzało mu wtedy, że katolicki ksiądz podczas spotkania w Pszczynie mówił m.in. tak: „Ateiści – to pokazują badania – są mniej moralni, mniej duchowi, bardziej zdolni do rzeczy złych i najgorszych. I też bardziej prymitywni, brutalni (...). Oni nie mają żadnych granic etycznych, tylko najwyżej fizjologiczne”.

Które wcielenie jest prawdziwe? Dla śledzących katolicką publicystykę nie ulega wątpliwości, że to z Frondy i Republiki.

Bez wątpliwości?

Jednak wchodząc do studia TVN-u Terlikowski przyjął pozę bardziej dialogiczną, niepasująca do łatki religijnego oszołoma, która dała szansę na pozostawienie pozytywnego chrześcijańskiego przekazu. I to się udało.

Z jednym zastrzeżeniem. Katolicki publicysta odegrał w tym medialnym show rolę wierzącego, który nie ma żadnych wątpliwości, zna odpowiedzi na wszystkie trudne kwestie i ponieważ odnalazł swoje miejsce, niczego już nie musi szukać. Przyjął pozę twardziela, próbującego przekonać widzów, że bycie praktykującym członkiem Kościoła sprawia, iż życie staje się niemal bezproblemowe. Co może i zaimponowało pozostałym uczestnikom programu, ale nie było całą prawdą o byciu człowiekiem wierzącym.

Jednak z drugiej strony – znowu to muszę przyznać – przyjęcie tej pozy dla wielu widzów, którzy poszukują, mogło być przekazem skłaniającym do większego zaangażowania w sferę religijną. Sam prowadzący nie bez przyczyny użył na koniec słowa „rekolekcje”. Dlatego, mimo wątpliwości, próbę Terlikowskiego należy uznać za udaną.

Również z tego powodu, że cierpimy dziś w Polsce na brak otwartego i prowadzonego z szacunkiem dialogu. Kuba Wojewódzki słusznie rozpoczął swój program od opisu rzeczywistości, w której „wszyscy się napierdzielamy i jak tak dalej pójdzie, to Pan Bóg wyrzuci nas ze swoich znajomych”. A tu doszło do spotkania dwóch światów, między którymi coś zaiskrzyło. Czy wpłynie to na stępienie ostrza „katotaliba”? Nie sądzę. Ale pozostaje szansa na pozytywny wpływ katocelebryty na półtoramilionową widownię.

Otwarte wrota

Co ciekawe, po emisji programu Terlikowskiemu dostało się mocno od niektórych środowisk konserwatywnych. Argumentowano, że to „przymilanie się salonowi”, że ludzie wierzący oczekiwali „prawdy i głębi”, liczyli na demaskowanie „kłamstw i manipulacji”, bo przecież misją naczelnego Frondy „jest rycerska obrona prawdy”. Innymi słowy: do mediów tzw. głównego nurtu można chodzić tylko na wojnę lub wcale. Teza ta wszak nie jest nowa. Znamy ją dobrze, ponieważ powtarzana była od lat przez ludzi ogarniętych mentalnością oblężonej twierdzy.

Zresztą sam Terlikowski był orędownikiem takiego podejścia. Czyżby dziś ten mur zaczął powoli się kruszyć? Czyżby bywanie na salonach z dialogicznym nastawieniem czy też pisanie do liberalnej prasy nie było już w konserwatywnym świecie tak surowo zakazane? Czyżby owoce zbierał pontyfikat papieża Franciszka, wysyłającego katolików na peryferie? Niedawno opublikowany w „Gazecie Wyborczej” antyaborcyjny artykuł Michała Łuczewskiego („Nowoczesna zagłada”, 30 sierpnia 2014) potwierdza ten proces.

Jeśli tak, jeśli faktycznie oblężona twierdza otwiera niektóre wrota, to chyba warto by było oczekiwać jakichś słów wyjaśnienia. Jeszcze rok temu Fronda.pl chętnie powielała tezę ks. Henryka Zielińskiego z tygodnika „Idziemy” o tym, że „obecność w mediach uzależnia bowiem jak narkotyk. Daje poczucie znaczenia, a pęd do znaczenia jest według Ericha Fromma bardziej fundamentalny nawet od popędu seksualnego. Parcie na szkło, przed mikrofon, na łamy gazet czy na internetowe portale odbiera rozsądek i nawet księdza zmienia w klauna”. Dziś naczelny portalu wchodzi na salony, by wejść z nimi w dialog i dać chrześcijańskie świadectwo. Co się zmieniło?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i publicysta, zastępca redaktora naczelnego portalu Aleteia.pl, redaktor kwartalnika „Więź”, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2014