Kaczyński do Brukseli

Nie spodziewaliśmy się i jesteśmy zaskoczeni, jak komiczne może być uprawianie męczeństwa w każdym wymiarze, np. podczas odrywania od posad i wszelakich przywilejów.

06.02.2024

Czyta się kilka minut

Stanisław Mancewicz / Fot. Grażyna Makara / Katarzyna Włoch // Tygodnik Powszechny
Stanisław Mancewicz // Fot. Grażyna Makara / Katarzyna Włoch / Tygodnik Powszechny

Trzeba rzec, że vis comica polskiej prawicy w każdym detalu jej aktywności przekracza wszystko, cośmy za śmieszne uważali. Obawialiśmy się, że po utracie przez nią władzy popadniemy w koszmarną nudę. Nudę leżącą ciężką chmurą nad państwem rządzonym przez przewidywalną i cywilizowaną władzę.

Były to – jak widać – strachy na Lachy. Jest bowiem wciąż śmiesznie, a nawet jest śmieszniej. Nie spodziewaliśmy się i jesteśmy zaskoczeni, jak komiczne może być uprawianie męczeństwa w każdym wymiarze, np. podczas odrywania od posad i wszelakich przywilejów. Tego jeszcze nikt na świecie tak otwarcie, na taką skalę nie robił, nie robi i prędko nie zrobi, bo zapewne strach przed znalezieniem się na scenie kabaretu jest jednak w świecie polityków Zachodu powszechniejszy. Tylko Polska jest wolna od takiego lęku, chyba dlatego, że żaden polski polityk ani jego doradca od wizerunku, nigdy nie był w żadnej szkole, w której by mu wyjaśniono rolę polityka, ani co to jest państwo. Słowem: panuje tu w tej materii kapitalna wolność wyboru, a – jak powiada prastara polska mądrość – każdy ma prawo wybrać źle. Rzecz jasna towarzyszy temu takoż ślepota na efekty i brak zdolności do trzeźwej – za przeproszeniem – autorefleksji.

Ktoś powie, że całkiem niedawno jakoś to wszystko działało, wypada mu więc odpowiedzieć, że owszem – ale przestało. Pojawiło się pokolenie, które zamiast chowu klatkowego i ściółkowego woli wolny wybieg. Woli takoż paszę, owszem, przetworzoną, ale nie przez antycznych twórców i znawców polityki historycznej na miarę Geniusza z Żoliborza i jego licznych kolegów, obecnie tak straszliwie torturowanych, że nie bardzo wiadomo, które części ciała sanitariuszki mają im bandażować bądź jaki detoks, na co i gdzie im wstrzyknąć. Pojawia się wśród nich klasycznie polskie i nader częste pytanie: emigrować zewnętrznie czy wewnętrznie? Jest ono jak zawsze zasadne, ale zorientowaliśmy się, że jest aktualne, a dowodem jest zauważalna w mediach aktywność zagraniczna kilkorga z potężnie w Polsce prześladowanych postaci ubiegłej władzy.

Widać, że w tournée zagranicznym jest np. M. Morawiecki. Próbowaliśmy odsłuchać kilku jego relacji z tej wyprawy, ale wstyd przyznać, niewiele zrozumieliśmy. Najpewniej dlatego, że ów nie jest już premierem, więc się za mało staramy, by pojąć, o czym gwarzy. Tak. To wstyd, że nie czujemy potrzeby podjęcia elementarnego wysiłku zrozumienia torturowanej osoby ludzkiej. Torturowanej oczywiście w przyszłości, bo chyba jest pewne, że p. Morawiecki będzie w kilku sprawach  – jak to się zgrabnie powiada – wysłuchany. Rzecz jasna – tak nam się zdaje – p. Morawiecki jest w trasie za zachodnią granicą RP, ponieważ będzie niebawem startował w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Z naszego punktu widzenia mógłby tę kampanię zacząć i prowadzić za granicą wschodnią, ale jeżeli woli pojechać np. do Belgii, to niech mu tam. Niech jedzie.

Tu nam przyszła do głowy myśl zaiste złota, godna, jak sądzimy, rozpropagowania, a na pewno namysłu. By mianowicie wszyscy członkowie rządu M. Morawieckiego wystarali się o mandaty brukselskie. Łatwo sobie wyobrazić euforię elit Zachodu, gdyby mogły sobie na żywo, bez zniekształcających filtrów, posłuchać wschodnioeuropejskiej odmiany wielu ich własnych koncepcji. Nagle na ów znakomity złoty, jako się rzekło, pomysł nasunął nam się natychmiast pomysł brylantowy. By oto europarlamentarzystą został J. Kaczyński. Powiada się, że nie święci garnki lepią, może być w Brukseli posłanką B. Szydło, B. Mazurek, może być B. Kempa, mógłby być i J. Kaczyński. Przeniesienie na solidne forum międzynarodowe jego stylistyki i manier przyniosłoby naszemu krajowi tak upragnioną sławę, rozgłos i satysfakcję, jak ongiś sławna eksportowa Polish Ham.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Na eksport