Jeden siedział za rozboje, drugi był dobrym uczniem. W losach tych braci odbijają się dole i niedole francuskich blokowisk

Yazid i Lakdar Kherfi w nietypowy sposób chcą zapobiegać przestępczości wśród młodych ludzi z tzw. trudnych dzielnic. „Problemy przedmieść to bestia, która drzemie” – uważa Lakdar.
z Paryża

20.12.2023

Czyta się kilka minut

Bracia Yazid Kherfi (z lewej) i Lakdar, założyciele i szefowie stowarzyszenia Médiation Nomade, Bagnolet, Ile de France, France, listopad 2023 / fot. Idhir Baha dla "TP"
Bracia Yazid Kherfi (z lewej) i Lakdar, założyciele i szefowie stowarzyszenia Médiation Nomade, Bagnolet, Ile de France, France, listopad 2023 / fot. Idhir Baha dla "TP"

Jakże oni do siebie podobni! – chce się zawołać. Ale nie są bliźniakami: Yazid urodził się 10 miesięcy przed Lakdarem. 

Ten drugi wspomina do dziś epizod sprzed wielu lat, gdy dzięki ich fizycznemu podobieństwu jego starszy brat wymknął się z rąk policji. 

– Kiedy młody Yazid, poszukiwany przez żandarmów za rozbój, schronił się na południu Francji, uratowałem go, dając mu mój paszport. W ten sposób na moich papierach dostał się do Algierii – uśmiecha się Lakdar, który dziś ma 64 lata.

Przez długie lata każdy z braci, pochodzących z rodziny o algierskich korzeniach, chodził własnymi ścieżkami. 

Yazid – był wielokrotnym przestępcą. Lakdar – społecznym animatorem. 

Ich drogi spotkały się na dobre dopiero 11 lat temu, gdy obaj założyli stowarzyszenie Médiation Nomade. W nietypowy sposób zajmuje się zapobieganiem przestępczości wśród młodych ludzi w tzw. trudnych dzielnicach.

Furgonetka Yazida Kherfiego ze stowarzyszenia Médiation Nomade wykorzystywana do wyjazdów na mediacje i spotkania z mieszkańcami. Bagnolet, Ile de France, Francja. 8 listopada 2023 r. / Fot. Idhir Baha dla "TP"

Yazid jedzie na akcję

Kilka razy w miesiącu kolorowy camping car zatrzymuje się wieczorem na blokowisku, a pracownicy i wolontariusze Médiation Nomade ruszają na swoje nocne łowy.

Wypatrują grupek młodzieży przesiadujących przed blokami lub na klatkach schodowych budynków.

– Chcę ich namówić do rozmowy, wysłuchać, poznać ich problemy – wyjaśnia Yazid w rozmowie z „Tygodnikiem”. – Wieczorami młodzi w trudnych dzielnicach zostają całkiem sami. Wszystkie miejsca w okolicy są zamknięte, z wyjątkiem posterunków policji. Dlatego, gdy jest już ciemno, jadę tam moją ciężarówką. Wierzę, że słowo jest silniejsze niż przemoc.

Jego kolorową furgonetkę przecina graffiti z portretem Martina Luthera Kinga i dewizą amerykańskiego pastora: „Musimy nauczyć się żyć wspólnie jak bracia, inaczej wspólnie zginiemy jak głupcy”.

Jest jesienny wieczór, a samochód Yazida gości dziś w dzielnicy Cachin w Romainville, na wschodnich przedmieściach Paryża, administracyjnie położonych już w departamencie Seine-Saint-Denis. To region znany z dużego ubóstwa i równie wysokiej przestępczości.

Niewysoki i ruchliwy Yazid Kherfi, dziś kierowca i animator w jednej osobie, walczy z silnym wiatrem i deszczem. Razem ze swoim pomocnikiem Youvem wyciągają z furgonetki stoły, rozkładają wiatę, gry planszowe, chipsy. Nalewa nocnym gościom arabską słodką herbatę z miętą. Z głośników leci francuski hip hop i przebój grupy Daft Punk „Get Lucky”. 

Animatorom z Médiation Nomade towarzyszą pracownicy tutejszego merostwa, które współorganizuje tę nocną akcję.

Powoli przy stolikach robi się gwarniej i tłoczniej. Najpierw przybywają starsi mieszkańcy, zaintrygowani głośną muzyką. Rozgrzewają się herbatą, dyskutują, dzielą się swoimi codziennymi troskami. 

W pewnej odległości od ciężarówki, pod dachem biblioteki, stoją grupkami czarnoskórzy nastolatkowie w ciemnych kurtkach i kapturach. Youv, też o hebanowej skórze, zbliża się do nich. Zagaduje, zaprasza do stołów. Tamci nie kwapią się jednak, by podejść. Mija sporo czasu, zanim niektórzy z nich dołączą do grupy pod wiatą.

Jak wszędzie

Wokół nas rozciągają się podobne do siebie, wręcz banalne bloki z wielkiej płyty. Nad okolicą góruje 14-piętrowy wieżowiec. 

Dwudziestolatek – nazwijmy go Pierre (imię na jego prośbę zmienione) – zna tę dzielnicę od urodzenia. 

– Tu jest zwykle spokój. Jak wszędzie, również tu są drobni dilerzy narkotyków, mają tu swoje punkty „handlowe” na klatkach schodowych. Tacy młodzi, 16, góra 18 lat, żadnych twardych dragów – mówi. I od razu dorzuca: – Na co dzień to wcale nie przeszkadza mieszkańcom. Mało tego – twierdzi, wskazując ręką najwyższy wieżowiec. – Kiedy tam się zepsuła winda, to ci sami dilerzy pomagali starszym paniom wnieść zakupy na górę.

Pierre nie poważa zbytnio, delikatnie mówiąc, tutejszej policji: – Patrole pojawiają się raczej po to, żeby zatruwać życie młodym, niż żeby rozbić handel. Policjanci kontrolują dokumenty. Mają problem z innym kolorem skóry. No tak, niektórzy robią dobrze swoją robotę. Sprawdzą dowód osobisty, merci, au revoir, i po sprawie. Inni obrażają, zaczepiają, popychają bez powodu. Nie dziwię się, że potem młodzi mają dość. 

 W Romainville, jak w setkach innych francuskich miast, w czerwcu i lipcu tego roku doszło do gwałtownych zamieszek: młodzieżowe grupy zdemolowały wejście do ratusza, porozbijały witryny sklepów i bankomaty. Rozruchy były reakcją na śmierć w Nanterre 17-letniego Nahela, który zginął od policyjnej kuli po tym, jak nie chciał poddać się kontroli drogowej i próbował odjechać. 

Youv, członek stowarzyszenia Médiation Nomade, Bagnolet, Ile de France, Francja, listopad 2023 / fot. Idhir Baha dla "TP"

Ziomów żal

Przed furgonetką uwija się czarnoskóry Youv. Przerasta o głowę Yazida, mówi głośno, gestykuluje jak raper na scenie. 

Jak się okazuje, w Médiation Nomade kształci się na mediatora społecznego, aby pracować z trudną młodzieżą. Wszystko to brzmi dość banalnie, ale pozory mylą. 

Youv ma 45 lat, z czego połowę życia spędził w więzieniu za wielokrotne napady z bronią w ręku. Po raz pierwszy siedział za kradzież samochodu, kiedy miał 14 lat. 

– Co mnie uratowało? Instynkt przetrwania. W celi zacząłem pisać kronikę na Facebooku, zaprojektowałem swoją markę ciuchów. Reszta z moich dawnych ziomów z bandy albo nie żyje, albo jest w psychiatryku. Tylko ja jestem na wolności  – mówi. 

Gdy kilka lat temu po raz ostatni wyszedł z więzienia, założył własne stowarzyszenie. Zaczął chodzić po szkołach, opowiadać o swoim życiu za kratami, przestrzegać przed stereotypem „zajebistego” rzekomo życia bandyty. – Nie chcę, żeby młodzi przeszli przez to samo, co ja – mówi. Dziś jest ojcem trójki dzieci. 

Youv pochodzi z Mantes-la-Jolie, tej samej miejscowości co Yazid. Rok temu szef Médiation Nomade skontaktował się z nim, zaproponował szkolenie w jego stowarzyszeniu. – Mam do Youva pełne zaufanie. Jestem pewny, że nie wróci już do dawnego życia. Widzę, że on sprawdza się lepiej w pracy z młodymi niż wielu innych, choćby mieli najlepsze dyplomy – twierdzi Yazid. 

Dlaczego Yazid wyciągnął rękę do Youva? Kluczem jest jego poprzednie życie.

Korzenie

Bracia Yazid i Lakdar Kherfi dorastali w wielodzietnej rodzinie (mieli jeszcze pięcioro rodzeństwa) na gigantycznym osiedlu Le Val Fourré w podparyskiej miejscowości Mantes-la-Jolie, w ubogiej rodzinie imigrantów z Algierii.

Historia tego osiedla, pochodzącego z lat 60. i 70. XX w., jest typowa dla rozwoju francuskich miast. Wielkie zakłady przemysłowe z branży motoryzacyjnej, jak Renault i Peugeot, sprowadzały wtedy masowo tanią siłę roboczą z krajów Afryki. W pobliżu zakładów budowano mieszkania socjalne, przeznaczone głównie dla pracowników fabryk. 

Na początku obok klasy ludowej – i tej francuskiej, i tej napływowej – mieszkała rodzima klasa średnia. Z czasem biała ludność emigrowała do osiedli uważanych za lepsze. Już od lat 90. w Le Val Fourré zaczęli przeważać imigranci z Maghrebu czy Senegalu, a także z Portugalii (ten biedny wówczas kraj „eksportował” tanich pracowników po Europie). 

Potem dzielnica ubożała coraz bardziej, bo w okolicy zamykano fabryki. Rozkwitały przestępczość, gangi, handel narkotykami. 

Podobny proces zachodził wtedy na wielu blokowiskach – to korzenie problemów, z którymi zmaga się dzisiaj Francja. 

Wstyd

Lakdar wspomina: – Gdy byliśmy dziećmi, drobne kradzieże to było coś banalnego. Również nie byłem święty, trochę podkradałem. Czasem mleko czy masło dla rodziny, bo było biednie. Nasz ojciec, jak wielu innych, pracował w fabryce, a matka zajmowała się naszą gromadką i domem. Myśmy się wychowywali pod blokiem.

W opowieści Yazida o dzieciństwie wraca słowo „wstyd”. Z powodu biedy, ale także imigranckiego pochodzenia. W swojej książce „Cudem ocalony” – napisanej razem z socjolożką Véronique Le Goaziou – wspominał: „Często wstydziłem się własnej matki, kiedy przychodziła po nas do szkoły, bo miała arabskie ubrania, hennę na rękach i tatuaż na czole. Byłem też zakłopotany jej koślawym francuskim”. 

Dziś czuje się na równi Francuzem i Algierczykiem. Inaczej niż Lakdar – dla niego algierskie korzenie są mniej ważne. 

Lakdar przeprowadził się na mieszczańskie przedmieścia Paryża, czasem jednak odwiedza swoją dawną dzielnicę. 

– Dzisiejsze Le Val Fourré bardzo się zmieniło. Podzieliło się na małe wspólnoty, z których każda żyje osobno: Turcy sobie, Senegalczycy sobie, i tak dalej – mówi młodszy z braci. – W grupie każdy czuje się mocniejszy, rozumiem to. A mnie marzy się Francja, gdzie nie będzie się ciągle mówić o kolorze skóry i pochodzeniu. Przecież gdybym chciał mieszkać z Algierczykami, przeprowadziłbym się do Algierii.

Zjawisko, o którym opowiada Lakdar, francuscy socjolodzy nazywają komunitaryzmem: to umacnianie się w społeczeństwie podziałów na grupy etniczne czy religijne. Tendencja ta – jak wskazują jej krytycy – od dwóch-trzech dekad osłabia od wewnątrz francuskie państwo.

Strona ciemna, strona jasna

W dzieciństwie bracia trzymali się razem, ale potem ich drogi się rozeszły. Lakdar w szkole dobrze się uczył, zdał maturę. – Od początku wiele nas różniło, Yazid był fizycznie silniejszy, mnie po urodzeniu przez dwa lata umieszczono w szpitalu przez kłopoty zdrowotne. On postawił na ulicę, a ja na szkołę i sport – mówi Lakdar.

Uprawiał sztuki walki i biegi, i wcześnie został animatorem w dzielnicy. – Jako dwudziestolatek razem ze starszym bratem Madanim i młodszą siostrą Yasminą założyliśmy w naszej dzielnicy stowarzyszenie, żeby pomagać mieszkańcom – wspomina. – Yazida nie było z nami, bo narobił już sporo głupstw, że tak powiem. Kumplowałem się wtedy ze sportowcami, a on z chuliganami. I tak, kto z kim przestaje... - urywa Lakdar.

Jak mówi, w każdej dzielnicy są dwie strony: – Znałem dobrze stronę jasną, to sport, muzyka, stowarzyszenia, trzymałem się daleko od strefy ciemności, od gangów, dilerów. 

Yazid wspomina tamten czas zgoła inaczej: – Już w szkole nauczyciele powtarzali, że mi się nie uda. Od wszystkich słyszałem, że jestem do niczego. Dobrze czułem się tylko w środowisku dzielnicowych gangsterów. Tylko oni wyciągnęli do mnie rękę, kiedy byłem w potrzebie. Chciałem być kimś, więc dołączyłem do bandy.

Zaczęło się od ulicznych burd, potem były kradzieże i napady. Przestępcą został w wieku piętnastu lat, a skończył z tym po trzydziestce. W tym czasie cztery lata spędził w więzieniu za napady z bronią i kradzieże.

Co zawróciło go z tej drogi? Yazid: – Zdarzyły się dwie ważne rzeczy: straciłem najlepszego przyjaciela z rąk żandarmów. Po tym, jak zrobiliśmy razem skok. I drugie: kiedy miałem prawie 30 lat, władze chciały mnie deportować do Algierii jako przestępcę. Wtedy wielu obcych ludzi, oprócz mojej rodziny, broniło mnie. Byłem zaskoczony, że to zrobili.

To wtedy bracia pogodzili się. Na prośbę Lakdara i członków jego stowarzyszenia ówczesny mer Mantes-la-Jolie ujął się za Yazidem. Sprzeciwił się, by wymierzyć mu podwójną karę: i więzienie, i deportacja.

–To był dla mnie przełom – powtarza Yazid. – Żeby się zrewanżować, obiecałem merowi, że się zmienię. Dziś jestem tym samym człowiekiem, co kiedyś, z jedną różnicą: jestem uczciwy. 

Połączeni 

Po wyjściu z więzienia Yazid znalazł pracę w centrum dla młodzieży. Z biegiem lat doceniono go i został dyrektorem tego ośrodka. Później skończył studia z pedagogiki na uniwersytecie w Nanterre. Dzisiaj na tej uczelni prowadzi zajęcia z prewencji kryminalnej. 

– Tylko ja rozrabiałem w mojej rodzinie, a dziś mam najwięcej dyplomów z wszystkich moich bliskich – uśmiecha się Yazid. 

Przez wiele lat administracja więzienna zapraszała go do zakładów karnych jako prelegenta: – Opowiadałem więźniom moje życie. To do nich trafiało, bo wiem, o czym mówię, sam to wszystko przeżyłem. Powtarzałem: powróćcie do najprostszych rzeczy. Najważniejsze w życiu jest bycie na wolności i zdrowie. Rodzina. Mam żonę i trójkę dzieci. To się liczy, a nie ferrari czy dom z basenem. Większość więźniów chce mieć normalne życie. 

To Yazid wpadł na pomysł powołania Médiation Nomade, kupił furgonetkę i zaproponował pracę Lakdarowi.

 W stowarzyszeniu podzielili się obowiązkami. 

– Wcześniej przez trzydzieści lat zajmowałem się wnioskami o subwencje, wymyślałem projekty, kierowałem nimi. Byłem szefem projektów, do tego jestem stworzony. W stowarzyszeniu byłem głównym mechanikiem, ale to Yazid stał na mostku kapitańskim. On prezydent, ja premier – żartuje Lakdar, który niedawno przeszedł na emeryturę, choć ciągle wspiera akcje brata.

Polityka starszych braci

Yazid podkreśla, że władze potrzebują takich stowarzyszeń jak Médiation Nomade, bo nie radzą sobie z problemami przedmieść. 

– Nasze akcje mają konkretne efekty. Kilkanaście miast skopiowało nasz pomysł nocnych objazdów. Dzięki naszym interwencjom na innych przedmieściach zaczęto otwierać do późnych godzin domy młodzieży – wylicza.

Jego przejście na „jasną stronę mocy” można wiązać z tzw. polityką starszych braci (grands frères), którą w minionych dekadach stosowano na wielu francuskich osiedlach. Polegała ona na zatrudnianiu w charakterze osiedlowych mediatorów młodych mężczyzn, często z rodzin z korzeniami arabskimi czy afrykańskimi. Byli wśród nich skruszeni przestępcy, jak Yazid. Upatrywano w nich męskie autorytety dla młodych chłopców z rozbitych rodzin. 

Z czasem okazało się, że polityka grands frères miała swoje słabości i zaczęto od niej odchodzić. Przełomem był rok 2005, gdy w podparyskim departamencie Seine-Saint-Denis doszło do gwałtownych starć grup młodzieżowych z policją. Zarzucono wtedy niektórym samorządom, że rekrutowały czynnych przestępców pod pozorem szukania pokoju społecznego.

Jak uniknąć nowych zamieszek

W rozmowach z braćmi wracamy do zamieszek po śmierci Nahela – najbardziej gwałtownych starć tego typu we Francji od 18 lat. Co zrobić, by się nie powtórzyły?

Według francuskiego rządu priorytetem powinno być przywrócenie porządku. Cztery miesiące po rozruchach, w końcu października, premier Elisabeth Borne przedstawiła założenia nowego programu dla przedmieść, nazwanego „antyzamieszkowym”. Znalazła się w nim propozycja zaostrzenia kar dla młodych przestępców, łącznie z przymusowymi obozami reedukacji prowadzonymi przez wojskowych, a także powołanie mobilnych ekip złożonych z policjantów, prawników i pracowników socjalnych. 

Premier Borne ogłosiła, że rodzice uchylający się od obowiązków wychowawczych będą mogli być karani, np. pracą na cele społeczne.

Oprócz środków natury represyjnej rząd zaproponował też – jako drugą, socjalną „nogę” programu – szereg działań na rzecz tzw. dzielnic priorytetowych. Są wśród nich wsparcie dla edukacji, walka z ubóstwem (ogółem 300 mln euro, w tym połowa dla trudnych przedmieść), otwarcie w najbliższym czasie 60 przychodni i 100 żłobków na tych terenach. 

Lakdar podchodzi z rezerwą do tych społecznych obietnic: – Oczywiście popieram pomoc dla stowarzyszeń czy edukacji, to ważne rzeczy. Sęk w tym, że od 40 lat każdy rząd ogłasza kolejny plan wsparcia dla dzielnic, ale większych efektów nie widać. Problemy przedmieść to bestia, która drzemie. Nie można ich rozwiązać tylko przez wzmocnienie środków bezpieczeństwa. 

Przeciw nienawiści

Yazid uważa, że ostatnie zamieszki pokazały skrajną frustrację części młodzieży, o czym ma świadczyć demolowanie przez nią swoich własnych dzielnic – w tym sklepów, merostw, poczt, bibliotek.

– Młodzi z przedmieść nie widzą dla siebie żadnej przyszłości, więc niszczą wszystko wokół siebie. To autodestrukcja – ocenia. – Czy chcemy wciąż mnożyć kamery monitoringu i liczbę policjantów, czy wreszcie zainwestować pieniądze w działania zapobiegawcze?

Bracia Kherfi zgadzają się, że klucz leży w poprawieniu relacji między młodymi a policją. Lakdar zauważa przy tym, że wysyłani do podparyskich departamentów policjanci często pochodzą z odległej prowincji i nie znają „kodu” przedmieść. Postuluje, że powinni być oni lepiej szkoleni do nawiązywania kontaktów z mieszkańcami dzielnic. 

Innego zdania jest policja: dla niej głównym problemem przedmieść jest rosnąca wciąż – co najmniej od dekady – nienawiść części jej mieszkańców do mundurowych. Tak twierdzi na przykład komisarz policji David Le Bars, autor wydanej cztery lata temu książki „Nienawiść w oczach”. 

Le Bars spędził wiele lat w brygadzie antynarkotykowej. Pisze, że chociaż – wbrew stereotypom – we Francji „nie ma stref wzbronionych (dla policji), to jest coraz więcej dzielnic, gdzie funkcjonariusze mogą wejść tylko w pełnym uzbrojeniu i w dużej sile”.

***

Czy w tym klimacie wzajemnej wrogości można się spodziewać poprawy relacji między siłami porządku a młodymi ludźmi z przedmieść? Nic pewnego.

Yazid Kherfi ubolewa: – Zależy mi na współpracy z policją, wiele razy zapraszałem policjantów na nasze nocne mediacje. Bez efektu. Oni nie widzą sensu w rozmawianiu z młodymi. 

Yazid nie zraża się takimi niepowodzeniami. Powtarza, że nigdy nie znosił banalnej pracy. Ani kiedy był w gangu, ani teraz.

– Nie potrafię siedzieć w biurze, potrzebuję adrenaliny. Ciekaw jestem, co się jeszcze zdarzy tej nocy. I kogo tym razem spotkam pod blokiem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 52-53/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Nocni łowcy