Francja: szkoła albo śmierć

Jedną z głębszych przyczyn rewolty na francuskich ulicach jest zapaść systemu edukacji: przestał on spełniać funkcje, do jakich został powołany dwieście lat temu. Ale czy tylko we Francji?

08.07.2023

Czyta się kilka minut

Spalone samochody przed szkołą publiczną w Lormont na przedmieściach Bordeaux, 29 czerwca 2023 r. / PHILIPPE LOPEZ / AFP / EAST NEWS
Spalone samochody przed szkołą publiczną w Lormont na przedmieściach Bordeaux, 29 czerwca 2023 r. / PHILIPPE LOPEZ / AFP / EAST NEWS

Wielodniowe zamieszki we francuskich miastach, jak każdy taki dynamiczny protest społeczny, mają wiele przyczyn. W komentarzach na pierwszy plan wysuwają się etniczne czy wręcz rasowe (choć to słowo w samej Francji zakazane) źródła trwających niepokojów. Powód jest oczywisty: uczestnicy tej ulicznej rewolty to głównie niebiali obywatele, potomkowie imigrantów przybyłych nad Sekwanę kilkadziesiąt lat temu.

Kiedy jednak zadamy sobie pytanie, dlaczego to właśnie oni wyszli demolować i rabować sklepy, podpalać budynki użyteczności publicznej, w tym muzea czy szkoły, a także samochody, dostrzeżemy także problem narastających nierówności klasowych i społecznego wykluczenia. Z kolei prezydent Emmanuel Macron doszukuje się winy w mediach społecznościowych, które z jednej strony uzmysławiają młodym przepaść między oczekiwaniami a realnymi możliwościami ich zaspokojenia, z drugiej zaś strony ułatwiają koordynację działań protestujących. Inni mówią jeszcze o nieadekwatnej reakcji policji i nieuzasadnionej przemocy.

Nie można jednak wykluczyć, że swoją rolę odegrały także inne, bardziej błahe czynniki. Ot, choćby lato i koniec szkoły, który może generować zarówno stres związany z wystawianiem ocen, jak i (przed)wakacyjną nudę.

Francuska szkoła zawiodła

Choć ten ostatni ze wspomnianych powodów może wydawać się banalny – także w kontekście brutalności protestów i skali zniszczeń – nie ignorowałbym roli szkoły i całego systemu edukacyjnego w rewolcie na francuskich ulicach.

Szkoła jest bowiem nie tylko miejscem zdobywania kwalifikacji przez uczniów, ale odzwierciedla także w jakimś sensie stan całego społeczeństwa. Jednocześnie jest też bodaj ostatnią powszechną instytucją, która ma teoretyczny potencjał budowy tegoż społeczeństwa.

Przecież to właśnie francuska szkoła miała – w zamyśle – wyrównywać szanse dzieci wywodzących się z różnych klas społecznych i grup etnicznych. To szkoła miała stanowić jedno z głównych narzędzi integracji imigrantów. To wreszcie szkoła miała uczyć współpracy, komunikacji i rozwiązywania problemów bez użycia przemocy. Ogólnokrajowe zamieszki z przełomu czerwca i lipca 2023 r. pokazują więc, że francuska szkoła zawiodła, nie wywiązała się z postawionych jej zadań.

Nie powinno to być zaskoczeniem. Już kilkadziesiąt lat temu socjolog Pierre Bourdieu wskazywał, że francuska szkoła raczej utrwala klasowe nierówności i utrudnia awans po drabinie społecznej.

Możliwe nawet, że francuski system edukacji – przez krytyków zwany czasem „systemem ENArchicznym” (ENA to Krajowa Szkoła Administracji, założona w 1945 r., która wraz z innymi tzw. grandes écoles od lat stanowi kuźnię elit i przepustkę do establishmentu) – okazał się wyjątkowo skuteczny w tym procesie utrwalania struktur społecznych.

Degradacja instytucji

Problem dotyczy jednak nie tylko Francji. Również w wymiarze globalnym instytucja szkoły publicznej – tej, która w XIX stuleciu odgrywała istotną rolę w procesie demokratyzacji zachodnich społeczeństw – już jakiś czas temu przestała spełniać podstawową funkcję, do jakiej została powołana bez mała dwieście lat temu.

Zjawisko to dostrzegane jest zresztą od wielu lat. Równolegle do badań wspomnianego już socjologa Pierre’a Bourdieu pracował zespół pod kierunkiem Edgara Faure’a, byłego ministra edukacji i byłego premiera Francji. Na zlecenie UNESCO opracował on raport o wyzwaniach stojących globalnie przed systemem edukacji.

W dokumencie, który opublikowano w 1972 r. pod wiele mówiącym tytułem „Learning to be” (w wolnym przekładzie: „Jak uczyć się, aby być”), autorzy zwracali uwagę na wiele zjawisk dotykających tę sferę życia społecznego. Spośród nich warto wspomnieć dwa: deinstytucjonalizację edukacji oraz deskolaryzację społeczeństwa. Zespół ­Faure’a przewidywał, że za sprawą choćby zmian technologicznych czeka nas konieczność rewizji myślenia o kształceniu, które coraz częściej będzie odbywać się w sposób nieformalny, poza murami szkoły.

W efekcie szkoła przestaje odgrywać swoją rolę jako główna przestrzeń edukacyjna. A w ślad za spadkiem znaczenia szkoły w procesie kształcenia degradacji ulega też pozycja całej instytucji, której zadania wykraczają przecież daleko poza uczenie dzieci i młodzieży.

Przechowalnia wysokiego ryzyka

Choć od lat 70. XX w. szkoła fizycznie w wielu miejscach się nie zmieniła ­– nadal mamy wykładającego nauczyciela i uczniów w ławkach – to jednak funkcjonuje w nowej rzeczywistości, nie mając już takiego statusu jak wcześniej. Jednym zaś z najbardziej widocznych dowodów potwierdzających zapaść szkoły jest pauperyzacja nauczycieli, która z kilkoma wyjątkami (np. Finlandii i Luksemburga) stanowi zjawisko o charakterze globalnym.

Proces ten nie ominął Francji – coraz gorsze zarobki i niskie możliwości awansu zawodowego zniechęcają do pracy w oświacie, przez co francuski system edukacyjny jest jednym z najbardziej przeładowanych w Europie. Zgodnie z danymi Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (skupia ona 38 krajów wysokorozwiniętych) w roku 2019 na jednego nauczyciela przedszkolnego przypadało we Francji prawie 23 dzieci, a na szkolnego prawie 19 uczniów. Było to wyraźnie powyżej europejskiej średniej. Dla porównania, w Polsce na jednego nauczyciela przypadało wtedy niespełna 10 uczniów.

Skoro nawet w Polsce trudno mówić o zindywidualizowanym podejściu do ucznia, a lista wakatów nauczycielskich z roku na rok rośnie, to francuska szkoła w wielu miejscach musi przypominać bardziej przechowalnię dzieci niż placówkę oświatową z prawdziwego zdarzenia. W takich warunkach trudno mówić o realizowaniu funkcji zarówno edukacyjnych, jak i wychowawczych. O jakimkolwiek wyrównywaniu szans można w ogóle zapomnieć.

W sytuacji, gdy wielu francuskich nauczycieli musi mierzyć się z funkcjonowaniem w środowisku wielokulturowym, które rodzi dodatkowe wyzwania, problem ten przybiera dodatkowo na znaczeniu. We Francji pojawiają się badania mówiące o ogromnych problemach z zachowaniem dyscypliny w klasie. Związane z tym zagrożenie przemocą ze strony uczniów z pewnością nie zachęca do wyboru nauczycielskiej ścieżki kariery – i pogłębia problem niedoborów kadrowych.

Nastawieni na wyniki

W dyskusji o edukacji – i we Francji, i w wymiarze globalnym – często zapominamy o największym słoniu w pokoju, który determinuje nasze myślenie o szkole, a mianowicie o neoliberalnym kapitalizmie.

Nie przez przypadek jednym z głównych wyznaczników polityki edukacyjnej, który króluje w ostatnich dekadach, jest tzw. nurt neoliberalny. Jakie są jego cechy? Nadrzędnym celem edukacji w tym modelu jest przygotowanie uczniów do funkcjonowania na konkurencyjnym rynku pracy. Taka perspektywa determinuje cały proces edukacyjny, który jest zorientowany na wyniki (oceny), a tym samym na konkurencję między uczniami.

Tego zresztą oczekuje od szkoły spora część rodziców – ma ona przygotować ich dzieci do jak najlepszego zdania egzaminów końcowych, aby zwiększyć ich szansę dostania się do lepszej szkoły na kolejnym etapie edukacji. Oczywiście kosztem innych, bo przecież liczba miejsc jest ściśle ograniczona. Ważną rolę w tym procesie odgrywają rankingi uczelni i szkół.

W zaklętym kręgu

Skoro w centrum systemu postawione są wyniki egzaminów, na dalszy plan schodzi sam proces zdobywania wiedzy oraz inne ważne obszary funkcjonowania szkoły – jak formacja indywidualna (wychowanie do określonych wartości), budowanie wspólnoty czy wyrównywanie szans.

Jeśli dodamy do tego fakt, że wyniki egzaminacyjne zależą nie tylko od jakości kształcenia w danej szkole, ale także, a może przede wszystkim, od odziedziczonego przez dziecko kapitału symbolicznego (używając pojęcia wprowadzonego przez Bourdieu), trudno się dziwić, że współczesna szkoła raczej wzmacnia, niż osłabia podziały klasowe.

Tym bardziej że w przeładowanych szkołach dla dzieci z niższych klas społecznych (w edukacji doskonale odbijają się zmiany zachodzące w naszych miastach) także jakość kształcenia jest niższa. Również dlatego, że rodzice reprezentujący klasę ludową przeważnie mają znacznie mniej czasu, świadomości i kompetencji, by wpływać pozytywnie na sposób funkcjonowania szkoły, w której kształcą się ich dzieci.

Po co zresztą się starać, skoro niezależnie od takiego zaangażowania szansa awansu społecznego dziecka jest i tak relatywnie niska.

W wyścigu do grandes écoles

Problem ten jest szczególnie widoczny właśnie we Francji.

Decydującym elementem w procesie rekrutacyjnym do najlepszych francuskich szkół – tych zwanych grandes écoles, które dla swoich absolwentów są trampoliną do wielkiej kariery – jest egzamin ustny, gdzie ocena ma w praktyce charakter uznaniowy. Komisja może bowiem sprawdzać sposób wysławiania się kandydata, a ten w dużym stopniu zależy od statusu społeczno-ekonomicznego. Koło znów się zamyka.

Ta swoista „tyrania merytokracji”, na gruncie amerykańskim opisana przez filozofa Michaela Sandela – uważa on, że istotą problemu dzisiejszej Ameryki jest brak utożsamienia się dobrze wykształconych i rządzących krajem elit z większością społeczeństwa, która jest gorzej wykształcona i mniej zamożna [o książce Sandela pisaliśmy w „TP” nr 5/2022 , o poprzedniej jego książce „Czego nie można kupić za pieniądze”, pisał Ryszard Koziołek – red.] – także nad Sekwaną znajduje swoje odzwierciedlenie. Dzieci z Saint-Denis – najbiedniejszej dzielnicy Paryża, zamieszkanej przez potomków imigrantów – nie mają szans, żeby w ogóle wystartować w tym wyścigu po karierę.

Prywatna i publiczna

Skutkiem zaś tego wyścigu jest również postępująca prywatyzacja sektora edukacyjnego. Proces ten, przed którym w 1996 r. przestrzegał w swoim raporcie dla UNESCO były francuski przewodniczący Komisji Europejskiej Jacques ­Delors, stopniowo się materializuje.

Widzimy go już wyraźnie nad Wisłą, widać go także we Francji – tam szczególną estymą cieszą się prywatne szkoły katolickie, do których uczęszczają również osoby niekoniecznie przywiązane do Kościoła i chrześcijaństwa.

Szkoła staje się firmą, która ma produkować z uczniów kapitał ludzki. Już sam język, którego używamy do opisu systemu edukacyjnego – kapitał ludzki, kapitał kulturowy, kapitał symboliczny – pokazuje, jak wyglądają reguły rządzące naszym światem. Na pierwszym miejscu jest konkurencja. Prywatne szkoły ściągają nie tylko najlepszych uczniów i najbardziej zaangażowanych rodziców, ale także najlepszych nauczycieli.

W konsekwencji szkoła publiczna, pozbawiana nauczycielskiej elity (i tak już spauperyzowanej), w większości państw Zachodu ulega systematycznej degradacji i zanurza się w bezradności.

Przemoc jako alternatywa

A bezradność rodzi albo rezygnację i depresję, albo przemoc – wszystkich wobec wszystkich. Albo jedno i drugie.

Skoro bowiem nastolatek urodzony nad Sekwaną, posługujący się językiem francuskim jako ojczystym, będący w trzecim pokoleniu potomkiem imigrantów z byłych francuskich kolonii w Afryce, nadal traktowany jest jako obywatel drugiej bądź trzeciej kategorii i nie może w żaden sposób realnie myśleć o zmianie swojego statusu, trudno się dziwić, że przemoc stanowi dla niego alternatywę.

Naprawdę nie trzeba doszukiwać się tu wyjaśnień w kwestiach religijnych. Tym bardziej że ruch tzw. żółtych kamizelek – zapoczątkowany jesienią 2018 r. oddolny protest przeciwko rosnącym kosztom życia i szeroko pojętym elitom – zorganizowany został przez etnicznych Francuzów z klasy ludowej, którzy podobnie jak potomkowie imigrantów nie widzą szans na zmianę swojego statusu społeczno-ekonomicznego. Także demonstracje żółtych kamizelek miały często gwałtowny przebieg.

Neoliberalny zglobalizowany kapitalizm, generujący rosnące nierówności dochodowe i majątkowe, skutecznie rozprawił się zatem także z dziedzictwem państwa dobrobytu – w tym z egalitarną edukacją, która dawała ludziom z niższych klas choćby nadzieję na zmianę losu.

Gwarancja utrzymania systemu

Czy da się ten proces jakoś zatrzymać, a nawet odwrócić? Wydaje mi się, że w całości nie jest to już możliwe. Także dlatego, że skutkiem narastających nierówności jest osłabienie klasy średniej – w tym grupy, którą na polskim gruncie określa się mianem inteligencji.

Sercem kapitalizmu jest bowiem nowa grupa międzynarodowych, kosmopolitycznych profesjonalistów, którzy należą do klasy średniej wyższej. Jest ich relatywnie niewielu, mają bardzo indywidualistyczne podejście do życia i kariery, a nawet jeśli myślą wspólnotowo, to raczej w obrębie własnej klasy. To oni determinują dziś politykę publiczną swoich państw w taki sposób, aby za pomocą regulacji zabezpieczać interesy globalnego kapitału, który ich opłaca.

Dotyczy to także oświaty. „ENArchiczna” edukacja jest gwarantem utrzymania obecnego systemu merytokratyczno-klasowego, umożliwiającego jeszcze większą akumulację kapitału w rękach nielicznych. Trudno oczekiwać, aby tak rozumiana grupa interesu była zainteresowana odtworzeniem egalitarnej szkoły, która mogłaby na powrót odgrywać rolę budowniczego wspólnoty i narzędzia społecznego awansu, a jednocześnie tworzyć przestrzeń dla nowej i bardziej wspólnotowej siły politycznej. Im bardziej bowiem zatomizowana „społeczna masa”, tym mniejsze ryzyko utraty pozycji przez współczesną „arystokrację”.

Oczywiście trzeba się liczyć z rosnącymi wybuchami społecznego niezadowolenia, co obserwujemy obecnie na francuskich ulicach, ale nowa arystokracja dysponuje odpowiednimi zasobami, żeby dość skutecznie odseparować się od ulicznego motłochu.

Wyjście awaryjne

Co zatem zrobić, skoro potencjalna kontrelita, w postaci choćby nauczycieli, która mogłaby stworzyć polityczną alternatywę, jest słaba i podzielona?

Jedynym rozsądnym, choć zarazem utopijnym rozwiązaniem, jakie przychodzi mi do głowy, jest próba zasadniczej zmiany polityki edukacyjnej. Szkoła publiczna powinna porzucić nurt neoliberalny – także dlatego, że w jego obrębie nie jest już w stanie konkurować z prywatną edukacją. Alternatywą jest szkoła jako przestrzeń wspólnotowego uczenia i wielowymiarowej międzypokoleniowej formacji. Szkoła jako miejsce, które nadaje życiu sens nie tylko ekonomiczny, kapitalistyczny.

Nie zmniejszy to frustracji wynikających z nierówności. Ale może pomóc wygenerować siłę polityczną, która będzie w stanie choćby w umiarkowany sposób zagrać z globalnym kapitałem i przywrócić nadzieję ludziom spoza wąskiej merytokratyczno-arystokratycznej elity. Gdyby francuscy nastolatkowie, którzy dziś demolują obiekty użyteczności publicznej, rozumieli, że są komuś potrzebni, że ich życie ma sens, a oni sami mają polityczny potencjał, może byliby mniej skłonni do odwoływania się do argumentu nagiej przemocy.

Nie ma oczywiście pewności, że tak by się stało. Ale nie widzę dziś innej drogi do rozwiązania narastających napięć społecznych, jak tylko nadać nowe znaczenie szkole jako instytucji publicznej. Parafrazując klasyka: szkoła albo śmierć!©

 

Autor jest współzałożycielem Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego oraz członkiem Polskiej Sieci Ekonomii. Ekonomista, adiunkt w Katedrze Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Specjalizuje się w tematyce polityki edukacyjnej. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Szkoła albo śmierć