Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przegrani (kimkolwiek będą) będą zaskoczeni: jak to? Jest nas wielu, więcej niż ich, a w dodatku to my mieliśmy rację. Łączyła nas – przypomną – wola walki, pragnienie pokonania wroga, nie naszego osobistego, ale wroga ojczyzny. Może nawet powiedzą: „co za głupi naród” albo zakwestionują legalność wyborów. Walczyli o tron, jakby mieli do czynienia z monarchią absolutną, choć od początku było wątpliwe, czy wybrany na prezydencki fotel będzie w stanie spełnić wszystkie hojnie składane obietnice. Prezydent nie ma absolutnej władzy, a w czasie kampanii kandydaci czasem przemawiali tak, jakby nieco przeceniali swoje przyszłe możliwości. Co nie znaczy, że wybory A.D. 2020 nie są ważne.
Początkowo fascynujące zapasy dwóch kandydatów z czasem zrobiły się nieco nudne. Dzień po dniu słuchaliśmy przemówień budowanych według jednego schematu: 1. Ja jestem lepszy, nawet najlepszy. 2. Uważajcie, jeśli wybierzecie tego drugiego, to… 3. Obiecuję… dotrzymam… Konkurent nie dotrzyma, bo nigdy nie spełniał tego, co obiecał, a ja zawsze dotrzymuję. 4. Mój konkurent to straszny człowiek; oto spis jego grzechów, wręcz przestępstw. Zobaczycie, rządzić będzie nie on, lecz jego mocodawca (jedna strona) krajowy albo (druga strona) z wrażej zagranicy.
W kończącej się kampanii zdumiewają mnie dwie rzeczy: nachalne zachwalanie siebie jak – za przeproszeniem – towaru na straganie i zadziwiająca łatwowierność wyborców.
Czytaj także: Natalia de Barbaro: Kim jest pan z długopisem
A debata kandydatów, do której nie doszło? Pamiętam, jak w 1974 r. oglądałem debatę Valéry’ego Giscarda d’Estaing z François Mitterrandem. Rozmówcami byli wyłącznie oni dwaj. Organizatorzy czuwali nad ramami czasu przeznaczonego na poszczególne dziedziny. Obaj panowie (żaden drugiemu nie przerywał!) prezentowali swoje wizje prezydentury, państwa, świata. Nie było impertynencji ani osobistych wycieczek. Żaden nie zarzucał drugiemu obłudy czy kłamstwa, choć walka była mordercza. Humor był zaprawiony subtelną ironią, uprzejme, zadawane z troską pytania stawiały przeciwnika pod ścianą, zmuszając go do jasnych, jednoznacznych odpowiedzi. Kurtuazja, kompetencja i nieubłagana precyzja w zadawaniu ciosów… To u słuchaczy zapierało dech i trzymało w napięciu. Mówiono potem, że kiedy debata dobiegła końca, w Paryżu na moment zabrakło wody, bo w czasie trwania debaty nikt nie chciał nawet na moment odejść od odbiornika, choćby po to, by skorzystać z toalety. No i w chwili jej zakończenia już wszyscy musieli. Jak mogło nie zabraknąć wody, jeśli w tym samym momencie wszyscy (no, może prawie wszyscy) mieszkańcy ponad dwumilionowego miasta pociągnęli za łańcuszek?
Jak więc będzie „po” u nas? Albo będzie kontynuowana „dobra zmiana”, albo kohabitacja prezydenta Trzaskowskiego z PiS-em – tak czy tak wojna polsko-polska. Oba scenariusze aż strach sobie wyobrazić. A suweren będzie rozdarty na dwie równe, wrogie części, teraz, po kampanii, jeszcze bardziej zaciekłe i krwiożercze. Jeśli nie nastąpi jakiś cud, to będzie ciekawie, ale też bardzo nieprzyjemnie. ©℗