Inicjacje

Nagrodzona przez Fundację Kultury powieść jest nie tylko celna językowo i starannie skomponowana, ale też daje się odczytać na wiele sposobów - a przy tym mówi przejmująco o realnym współczesnym losie.

19.04.2007

Czyta się kilka minut

Na czym polega siła tej powieści? O czym ona jest? O miłości. Ale też o kryzysie w życiu czterdziestoparoletnich mężczyzn. O komunikacji międzyludzkiej: tej prawdziwej, prawie niedostępnej, wymagającej trudu. I fałszywej - mającej wiele odmian. O autentyczności człowieka, do której dąży. I o wolności, która poraża. Można też powiedzieć, że jej przedmiotem jest gra, manipulowanie innymi i sobą samym. A także gra literacka, sygnalizowana tu i ówdzie wprost przez autora, przede wszystkim jednak implikowana ostentacyjną sztucznością kompozycji, obecna też w ukrytych cytatach. Na inny sens gry wskazują dążenia teoretyczne muzyka, poszukującego brakującego tonu na skali dźwięków. Tyle możliwych odpowiedzi, a wszystkie mają mocne uzasadnienie w tym celnym językowo i starannie skomponowanym tekście.

Marek z części pierwszej i bezimienny muzyk-teoretyk z drugiej są swoimi przeciwieństwami. Marek, pracownik tak bardzo standardowy, że nie jest nawet ważne, gdzie pracuje, wraca do domu, do psa, dziecka, żony i telewizora (w takiej kolejności). Tryb jego życia jest bezpieczny i regularny. Przypadkiem jednak słyszy rozmowę dwóch młodych mężczyzn i orientuje się, że chodzi o zlecenie zabicia niewiernej dziewczyny. Postanawia śledzić tego, kto podjął się zlecenia i udaremnić mord. Zaczyna się cały ciąg przygód: sztuczki perwersyjnych kobiet, bójki, pogoń, szaleńczy, wyzwalający bieg. Bohater przechodzi inicjację, odkrywa tłumione rezerwy. Nabiera chęci do życia w odkrytej przez siebie perspektywie miłości i śmierci.

Główna postać drugiej części to muzyk, "singiel" zajęty problemami teoretycznymi. Wchodzi w liczne krótkotrwałe związki z kobietami. Nieoczekiwanie spotyka po wielu latach swą dawną miłość i proszony przez nią pomaga jej w kłopocie. Wplątuje się przez to w te same wydarzenia, o których mowa w pierwszej części. I jak Marek musiał wyjść z domu, z fałszywego w gruncie rzeczy bezpieczeństwa, tak muzyk odwrotnie - chce dającego stabilność i wzmacniającego uczucie związku z ukochaną, co okazuje się zresztą niemożliwe.

Obaj są w swoich narracjach postaciami głównymi, świat kształtuje się z ich punktów widzenia, z ich sposobów odczuwania, nasyca ich doświadczeniami. Mówią o nim - pierwszy w pierwszej osobie, a drugi przeważnie w drugiej czasu przeszłego - tymi samymi zdaniami (często to zresztą cytaty z książek), lecz jednym epitetem zmieniają wartościowanie, przesunięcie kontekstu przekształca sens cytatu... Panują - wykorzystując ją - nad biblioteką, a nie ona nad nimi.

Łączy obu bohaterów niewątpliwa sprawność fizyczna: wytrzymałość w biegu, umiejętność radzenia sobie w bójkach i (baśniowe) lekceważenie przez autora skutków urazów. Z głęboką zanieczyszczoną raną z pewnością spuchniętego śródstopia Marek dziarsko przeskakuje płoty. Ta sprawność ma świadczyć, że czterdziestolatkowie nie dają się wiekowi. Przede wszystkim jednak wynika z konwencji paru rodzajów literatury sensacyjnej, które tu są wykładnikami tempa psychicznych procesów (bardzo ważna rola), ale również stają się rytuałem inicjacji współczesnych mężczyzn, chcących się sprawdzić, marzących o nowym, autentyczniejszym życiu.

Próba zaczyna się od sztuczek dwu kobiet: Kornelii i Pauli. Poddają one kolejnych uwodzonych temu samemu scenariuszowi, w tym samym ozdobnie umeblowanym mieszkaniu, przy pomocy tych samych wypowiadanych mechanicznie kwestii zaczerpniętych z książek. Kornelia ubrana w coś kosztownego, "przypominającego skórę węża", kusi tych, którzy prawdziwie nie kochają. Marek częściowo daje się uwieść. Pociąga go erotyczna przygoda, przeczuwa inicjację, z natury podlegającą mitowi, szuka więc znaczeń mitycznych - dopełnień. Muzyk zaś odkrywa tandetę zarówno w meblach, obrazach, łatwym jazzie, zagrywkach dwu kobiet. Kornelia zgromadziła moc książek, w których napisano o miłości. Znajdzie w nich najwyżej repertuar uwodzenia, nie będzie mogła właściwie z nich skorzystać.

W pewnym momencie bohater drugiej części pyta: kto jest reżyserem tych wszystkich wypadków. Podejrzewa, że gra prowadzona przez owe kobiety to cząstka nadrzędnego scenariusza, który ktoś inny ułożył i realizuje, ten, kto kieruje inicjacją. To fałszywa przenikliwość. Nie ma takiego scenariusza. Jest wielość opowieści, w których stale bierzemy udział, rzadko jako postacie z pierwszego planu, najczęściej jako epizodyczne. Tyle tych historii, ilu bliźnich, w których życiu występujemy. A w nich poddani jesteśmy daleko idącej schematyzacji - jak schematyzują ksywki w grupie koleżeńskiej lub w zespole muzycznym. (Dla muzyka kolega perkusista zawsze będzie Cielakiem, a "cielak" ewokuje niezaradność, gamoniowatość, gdy dla innych to oszalały Ziółko, postrach okolicy, złodziej planujący morderstwa.)

Każdy gra w paru, a nawet w wielu scenariuszach jednocześnie, w tylu, ilu jest ludzi, z którymi się spotyka. Marzymy o tekście ostatecznym, jak roi bohater drugiej części - muzycznym, "z samego oddechu". Nie ma takiego tekstu. W każdym razie nigdy go nie poznamy. Czasem wpadną nam w ręce ukradzione teki z tajemnicą naszego losu, nigdy ich jednak nie przeczytamy - jak główni bohaterowie w powieści nie przeczytali swoich.

Tytuł składa się z inicjałów tytułów dwóch części: "P [au]" i "T [ony]", połączonych spójnikiem "i". "PIT" zaś to osobiste zeznanie podatkowe. Nie przed urzędem skarbowym ani w konfesjonale, ani u psychoanalityka, ani w sądzie. Przed czytelnikiem, sobą samym, trybunałem literatury. Bardzo aktualne (rzecz dzieje się w roku 2005 lub 2006) i poruszające zeznanie sporządził z maestrią Jacek Bierut, pisząc tę nagrodzoną przez Fundację Kultury powieść, która nie jest alegoryczna, choć jest w niej alegoria, ani psychologiczna, choć jest w niej psychologia, ani sensacyjna, choć ma sensacyjne motywy, ani realistyczna, choć mówi przejmująco o realnym współczesnym losie.

Jacek Bierut, "PiT", Wrocław 2007, Oficyna Wydawnicza ATUT.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (15/2007)