Impeachment w Gruzji się nie udał. Prezydent Zurabiszwili dalej walczy o proeuropejski kurs kraju

Rządząca od dekady partia Gruzińskie Marzenie chciała odwołać prezydent Salome Zurabiszwili za to, że latem wybrała się w podróż do Europy, gdzie starała się przekonać przywódców, by przyjęli do swojego grona i Gruzję.
w cyklu STRONA ŚWIATA

20.10.2023

Czyta się kilka minut

Prezydent Gruzji Salome Zurabiszwili podczas sesji parlamentarnej w sprawie swojego impeachmentu . Tbilisi, 18 października 2023 r. / FOT. VANO SHLAMOV / East News

Integracja z Europą, z Unią Europejską i Sojuszem Północnoatlantyckim została zapisana w gruzińskiej konstytucji jako zasadnicze zadanie i powinność wszystkich rządzących w Tbilisi. Choć ten konstytucyjny zapis wprowadzono dopiero w 2018 roku, za rządów „marzycieli”, wszyscy przywódcy Gruzji, która w 1991 roku odzyskała niepodległość, stawiali sobie za cel upodobnienie ich kraju do Europy i związania go z nią strategicznymi sojuszami.

Pierwszy prezydent, Zwiad Gamsachurdia, gruziński narodowiec, rządził ledwie od wiosny do zimy 1991 roku i zanim posmakował władzy, stracił ją podczas wojny domowej z przełomu lat 1991-92. Eduard Szewardnadze (1992-2003), dawny komunistyczny sekretarz i ostatni minister dyplomacji Związku Sowieckiego, który wrócił z Moskwy, by zastąpić Gamsachurdię i jego pogromców, kierował Gruzję ku Europie, usiłując jednocześnie nie rozjuszyć za bardzo Rosji.

Kolejny prezydent, Micheil Saakaszwili (2003-2012), wywołał przeciwko Szewardnadzemu uliczną rewolucję róż i odebrał mu władzę zarzucając staremu władcy nadmierną ostrożność i opieszałość w marszu na Zachód. Samemu przejąwszy stery państwa, Saakaszwili rzucił się na Zachód bez wahania, jak straceniec. Przerobił kraj na zachodnią modłę, zgłosił akces do Unii Europejskiej, a zwłaszcza do Sojuszu Północnoatlantyckiego (tak naprawdę zależało mu na NATO i USA, Europę lekceważył). Rozgniewał Rosję, która w 2008 roku wciągnęła Gruzję w wojnę graniczną, rozgromiła ją i odebrała zbuntowane prowincje: Abchazję i Osetię Południową, które uznała za niepodległe państwa.

Zmęczeni rządami przemądrzałego raptusa Saakaszwilego, po wyborach w 2012 roku Gruzini powierzyli władzę w kraju „marzycielom” i ich założycielowi i przywódcy, bogaczowi Bidzinie Iwaniszwilemu, który obiecywał, że poprowadzi Gruzję zachodnią drogą, ale spokojnie i może nawet nieco wolniej, za to bez gwałtownych zwrotów i karamboli. To za trwających do dziś rządów „marzycieli” wpisano do konstytucji zachodni kierunek cywilizacyjnego marszu.

Jeden krok na Zachód, dwa kroki na Wschód

Pod rządami „marzycieli”, zwłaszcza po najeździe Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku, Gruzja bardzo zwolniła w jej marszu na Zachód. Już wcześniej, w Gruzji i w Europie, zarzucano „marzycielom” nieskrywany wstręt do wynalazków liberalnej demokracji, swobód obywatelskich, samorządu, wolności słowa. Bliższy był im konserwatyzm, przymierze z Cerkwią, a przede wszystkim prawicowy populizm, uzurpujący sobie jedyną prawdę i prawo do patriotyzmu, a także widzący w Zachodzie jedynie zgorszenie i zagrożenie. Jeszcze przed rosyjskim najazdem na Ukrainę Europa wytykała „marzycielom”, że wzorując się na głosicielach tzw. suwerennej demokracji, przede wszystkim Węgrzech i Turcji, zawłaszczają dla swojej partii kolejne instytucje państwa, podporządkowują partyjnym interesom sądy, telewizje, rozgłośnie radiowe i gazety, podgrzewają spory z polityczną opozycją, by w czas wyborów odwołać się do gruzińskich lęków i fobii.

Kiedy Rosja napadła na Ukrainę, Gruzja nie przyłączyła się do zachodnich sankcji, tylko odpierając kierowane do niej o to pretensje, twierdziła, że Zachód chce ją wplątać w wojnę z Rosją, wykorzystać jako „drugi front”, by Rosję wykrwawić. 

Wiosną zeszłego roku Ukraina i Mołdawia, także zagrożona rosyjskim najazdem, wystąpiły o przyjęcie ich do Unii Europejskiej. Kiedy podanie o przyjęcie napisała też Gruzja, na Zachodzie uznano, że Gruzini próbują skorzystać z okazji i drogi na skróty. Bruksela przyznała Ukrainie i Mołdawii oficjalny status kandydata do Unii, ale Gruzinom go odmówiono. Wręczono im listę 12 warunków i powiedziano, że dopiero gdy je spełnią, Unia także ich kraj uzna za kandydata do przyjęcia do wspólnoty.

Decyzję w tej sprawie przywódcy Unii mają podjąć pod koniec roku. Gruzini twierdzą, że spełnili wszystkie warunki i nadają się do Europy. Innego zdania są jednak unijni kontrolerzy, którzy w czerwcu, sprawdzając, z czym Gruzini się już uporali, a co wciąż mają do zrobienia, orzekli, że w najważniejszych sprawach – niezależności sądów, wolności słowa, ostudzenia politycznych emocji – wiele albo wszystko jest wciąż do zrobienia. Do kolejnej kontroli dojdzie jeszcze w październiku, ale do listy pretensji dopisano już dodatkowo coraz bliższą i bogatszą współpracę z Rosją (m.in. przywrócenie połączeń lotniczych) i przyjmowanie praw wzorowanych na rosyjskich przepisach, krępujących swobody obywatelskie i wolność słowa.

Po co „marzycielom” z Tbilisi Europa?

Przeciwnicy gruzińskich „marzycieli” zarzucają im, że ani myślą spełniać unijne warunki, bo tylko utrudni to im rządy, i w ogóle nie zależy im na przyznaniu Gruzji statusu kandydatki do Unii Europejskiej, gdyż narzuciłoby to im obowiązek remontu państwa i gospodarki. „Marzyciele” zaś nie chcą niczego zmieniać, bo tak, jak jest, najbardziej im odpowiada i daje największe szanse na zachowanie władzy.

Trzy czwarte Gruzinów wciąż jednak opowiada się za integracją z Zachodem, a ponieważ w przyszłym roku Gruzję czekają nowe wybory, „marzyciele”, żeby utrzymać rządy, nie mogą sobie pozwolić, by oskarżono ich o sabotaż marszu na Zachód. Głoszą więc, że nic z ich strony gruzińskiej demokracji ani praworządności nie grozi, a liberalni unijni przywódcy są do nich uprzedzeni i traktują ich niesprawiedliwie.

Ale Unia, choć tak wiele ma Gruzji do zarzucenia, nie chce, by po kolejnej odmowie zniechęciła się ona do Zachodu i jeszcze bardziej poddała Rosji, by zamiast zmierzać na Zachód, nie skierowała wzroku na Wschód (w lipcu rząd „marzycieli” zawarł „strategiczne przymierze” z Chinami). 

Szykując się do przyszłorocznej, wyborczej batalii o władzę, „marzyciele”, zaprzyjaźnieni z Węgrami, których przywódca spotkał się właśnie w Pekinie z Władimirem Putinem i Turcją, wychodzą więc ze skóry, by przypisać sobie całą zasługę, jeśli Unia postanowi jednak przyznać Gruzji status kandydacki, a jeśli go odmówi, zrzucić całą za to winę na zachodnich przywódców.

Wojna z Salome

Latem temu misternemu planowi zagroziła prezydent Salome Zurabiszwili. Wybrana na urząd w 2018 roku jako kandydatka „marzycieli” (choć do ich partii nie należy), w przeciwieństwie do jej dobrodziejów, jednoznacznie opowiada się za Zachodem (urodziła się w 1952 roku w Paryżu, w rodzinie gruzińskich emigrantów), a kiedy rządzący z Tbilisi coraz bardziej zaczęli skręcać na Wschód, głośno i gwałtownie wytykała im zmianę kierunku. W maju, podczas Dnia Niepodległości, wygarnęła im wprost z trybuny, z której wygłosiła okolicznościowe przemówienie. Korzysta też z przysługującego jej prawa weta i próbuje utrącać najbardziej antydemokratyczne i wzorowane na rosyjskich przyjmowane przez władze przepisy.

Odkąd w 2010 roku Saakaszwili kazał poprawić konstytucję i władzę, którą miał prezydent, oddać premierowi (po drugiej, ostatniej dozwolonej kadencji, zamierzał panować dalej, ale jako premier), prezydent w Gruzji panuje, ale nie rządzi. Jeśli chce wybrać się w oficjalną podróż za granicę, musi prosić o zgodę premiera i ministra dyplomacji.

Uznając, że „marzyciele” sabotują starania o przyjęcie do Unii, Zurabiszwili sama postanowiła przekonać przywódców Europy, by ulitowali się nad Gruzją i mimo jej wszystkich niedoskonałości przyjęli ją do europejskiej wspólnoty, ale tak, by „marzyciele” nie mogli tego przedstawić jako swoją zasługę i wykorzystać w wyborczej walce o władzę. Rządzący odmówili jej zgody na kolejne podróże do Niemiec, Belgii, Danii, Czech, Bułgarii, Polski, Szwajcarii i do Ukrainy, a także do Izraela i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Odmówili też, gdy pod koniec sierpnia poprosiła o zgodę na oficjalną podróż do Brukseli, Berlina i Paryża. Tym razem jednak Zurabiszwili postanowiła ruszyć w podróż za własne pieniądze i nie rządowym samolotem, ale zwykłymi, rejsowymi.

W Brukseli rozmawiała właśnie z przewodniczącym Rady Europejskiej Charlesem Michelem, gdy doniesiono jej, że w Tbilisi oskarżono ją, że złamała gruzińską konstytucję i po powrocie zostanie pozbawiona prezydentury. Zanim wróciła do Gruzji, Salome Zurabiszwili odwiedziła jeszcze w Berlinie niemieckiego prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera, a w rodzinnym Paryżu prezydenta Francji Emmanuela Macrona.

Czas Salome

Po raz pierwszy od prawie tysiąca lat, od czasu królowych Tamary i Rusudan, przywódczynią gruzińskiego państwa została kobieta. Jednak Salome Zurabiszwili trudno będzie nawiązać do osiągnięć swych wielkich poprzedniczek.

Widoki na Europę

W Tbilisi „marzyciele” czekali już na nią z najcięższymi zarzutami. 1 września zapowiedzieli, że zostanie postawiona w parlamencie w stan oskarżenia i posłowie pozbawią ją prezydentury. Wpierw jednak – zapowiedział 12 września jej główny oskarżyciel, szef „marzycieli” Irakli Kobachidze, wszczynając procedurę impeachmentu  – w jej sprawie wypowie się Trybunał Konstytucyjny.

W dziewięcioosobowym trybunale dwie trzecie składu stanowią sędziowie obsadzeni przez „marzycieli”, więc wyrok wydawał się oczywisty. I rzeczywiście, w poniedziałek 16 października, po dwutygodniowych obradach, sześciu z dziewięciu sędziów Trybunału orzekło, że wyjeżdżając w zagraniczną podróż mimo braku zgody rządu prezydent złamała konstytucję, a więc można ją usunąć z urzędu. Do odsunięcia urzędującego prezydenta trzeba, by opowiedziało się za tym dwie trzecie posłów w 150-osobowym parlamencie.

W środę 18 października w parlamentarnych ławach stawiło się jednak tylko 90 posłów, z których tylko 86 zagłosowało za tym, żeby rozpocząć procedurę usuwania prezydent z urzędu. Plan „marzycieli” udaremniła opozycja, która odpowiedziała na wezwanie Salome i zbojkotowała posiedzenie parlamentu (opozycja do ostatniego dnia bała się, że „marzyciele”, którzy mają w parlamencie 76 posłów, a dziewięciu z innej partii ich wspiera, będą próbować korumpować posłów opozycyjnych).

„Gdyby miała pani choć resztki honoru, sama złożyłaby pani urząd” – grzmiał szef „marzycieli” Irakli Kobachidze i obwieścił, że choć nie dało się usunąć prezydent ze stanowiska, to pozostanie ona na nim jedynie formalnie, a „marzyciele” już dopilnują, by została ubezwłasnowolniona.

„Ustępować ani myślę! – odparła w telewizyjnym orędziu Zurabiszwili. – Nadal będę walczyć o to, o co walczyłam zawsze, i po co przyjechałam tu z Francji: żeby Gruzja była krajem europejskim i demokratycznym. To nie ja złamałam konstytucję, zabiegając o przyjęcie Gruzji do Europy, ale wy, sabotując cel zapisany w konstytucji. Obrażacie tym obywateli i Europę. Nigdy na to nie pozwolę! Kraj, w którym sądy nie są niezależne, nie ma prawa nazywać się krajem demokratycznym”. A przywódców Europy wezwała, by nie porzucali Gruzji: „Nie wolno pozwolić, by Rosja zwiększyła tu swoje wpływy” – ostrzegła Zurabiszwili.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej