Hiszpańska zupa z cytryn

Na początku tego roku bezrobotna była tutaj co trzecia osoba poniżej 25. roku życia. A potem przyszła pandemia i nowe masowe zwolnienia.
z Barcelony

29.06.2020

Czyta się kilka minut

Carmen del Rosal (z prawej) i Nire Benito na planie serialu „Sopa de limón”, grudzień 2019 r. / LA CHAVALA / MATERIAŁY PRASOWE
Carmen del Rosal (z prawej) i Nire Benito na planie serialu „Sopa de limón”, grudzień 2019 r. / LA CHAVALA / MATERIAŁY PRASOWE

We wtorek uderzasz po raz pierwszy. Czemu nie w poniedziałek? – Guifré powtarza pytanie i od razu odpowiada: – A kto lubi poniedziałki? No właśnie, panie z pośredniaka też nie. Dlatego wtorek. Ważna jest godzina: jeśli zaczynają o dziewiątej, to nie należy już kilka minut później wisieć im nad głową. Środa? Odpuść sobie, nic nowego ci nie powiedzą. Czwartek, możesz spróbować. No i piątek. Wszyscy już myślą o weekendzie, niewiele zdziałasz. Piątek to moim zdaniem taki poniedziałek, tylko na odwrót.

Guifré mógłby mieć dyplom z szukania. Wie, do kogo najlepiej zagadać. Wyczuwa, gdy pani z okienka ma zły dzień. A jednak, z jakiegoś powodu, od początku tego roku znowu szuka. Tak jak w czerwcu zeszłego. Oraz w listopadzie dwa lata temu. Odkąd skończył 17 lat, Guifré ma wrażenie, że szuka bez końca.

Lodówka dla mamy

Wszystko zaczęło się od przeprowadzki. Wybrali dom w mniejszej katalońskiej miejscowości. Mniej więcej wtedy ojciec nagle stracił pracę. Dlatego zamiast na zajęcia Guifré chodził roznosić CV. Pierwsza praca: u kolegi mamy, w firmie produkującej okna i drzwi. Przeszedł próbne trzy miesiące, kolejne trzy na umowie tymczasowej, a gdy miał zostać przyjęty na rok, okazało się, że nie jest już potrzebny. Wiadomo, mechanizacja produkcji. Wspomnienia ma stamtąd głównie pozytywne. Rodzice kolegi robili mu kanapki, nie zarabiał tak źle. Przełożony bywał trudny, ale teraz Guifré myśli, że chyba nie bez powodu – nastolatka trzeba trochę utemperować.

– Ale wiesz, co było w tym najlepsze? Duma. Nawet jeśli na pięcioosobową rodzinę mieliśmy tylko 700 euro miesięcznie. Bo gdy mama mówiła, że zepsuła się lodówka, to ja kupowałem jej nową – mówi.

A mamę Guifré ma „włoską”. Co to znaczy? Że jak w dzieciństwie przyprowadzał z podwórka ośmiu kolegów, to sadzała ich na krzesłach i każdemu dawała porcję macarrones. Że do teraz wszystko mu pierze i układa na półkach, choć Guifré ma już 24 lata i powtarza „mamo, zostaw”. Chciała, by odkładał sobie na prawo jazdy. – Dobra, ale jak? Skoro w połowie miesiąca już przychodziła do mnie, bo brakowało na jedzenie.

Koniec pracy przy oknach oznaczał wyprowadzkę. Dwa lata spędził z rodzicami i rodzeństwem w okupas, pustostanach należących do banków. Bo, jak mówi Guifré, jeśli już zajmować mieszkanie, to tylko takie. Irytowało go użeranie się z policją, która co kilka dni dobijała się do drzwi (policji nie znosi dziś chyba bardziej od banków). Ale nawet wtedy, nie płacąc czynszu, mieli nóż na gardle. Pracował przy zbiorach winogron, rozładowywaniu towaru, w magazynach. A przez rok nigdzie, bo akurat w Hiszpanii hulał największy od lat kryzys. „Nigdzie” – to w życiu Guifré taki refren.

Pięćdziesiąt procent

Czy Guifré żałuje, że zrezygnował ze szkoły? – Pytasz! Ja się świetnie dogaduję z ludźmi, myślałem: może będę psychologiem? Albo coś z muzyką, mógłbym mieć własny program radiowy. I taka dziennikarska praca jak twoja też by mi pasowała, lubię prowokować!

Kilka pomysłów na siebie miała też Cecilia, 26-latka z Barcelony. W dzieciństwie chciała pracować w warzywniaku albo w mięsnym. W niektórych sklepach pozwalano jej nawet wchodzić za ladę. Później interesowała się modą, myślała, aby zostać masażystką. Gdy w wieku 16 lat odeszła ze szkoły, zorientowała się, że żaden z tych scenariuszy szybko się nie spełni.

Przez następne cztery lata nie pracowała: – Ale to nie znaczy, że się obijałam! Robiłam wolontariaty, praktyki, kursy. Ale nic, za co ktoś chciałby mi zapłacić.

Cecilia nie wiedziała może jeszcze, że jest jedną z „wielkich przegranych kryzysu gospodarczego”. Ale zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Pocieszenie (wątpliwe) mogła jej przynieść jedynie myśl, że nie była sama: na początku 2013 r. bezrobocie wśród osób poniżej 25. roku życia wynosiło w Hiszpanii już ponad 50 proc.

– Kryzys dotknął wszystkich młodych, to oczywiste – mówi Joan Miquel Verd Pericàs, socjolog z Uniwersytetu Autonomicznego w Barcelonie. – Ale niektórych szczególnie. To prawda, że ci z wyższym wykształceniem emigrowali w poszukiwaniu pracy, ale później ich sytuacja w kraju zaczęła się poprawiać. Sektory, w których zatrudniano tych mniej wykształconych, podnoszą się dłużej.

Co nie znaczy, że sytuacja nie idzie ku lepszemu. Na początku roku 2020, gdy nikt w Hiszpanii nie myślał jeszcze o pandemii, bezrobocie w tej najmłodszej grupie wiekowej wynosiło 32 proc. – to wciąż o kilkanaście punktów procentowych więcej niż europejska średnia.

Na ten wynik może mieć wpływ fakt, że to właśnie młodzi Hiszpanie najchętniej w Europie rezygnują z nauki. Przed rokiem 2008, gdy zaczął się kryzys finansowo-gospodarczy, takie osoby jak Guifré czy Cecilia, z wykształceniem podstawowym lub niepełnym średnim, mogły z powodzeniem szukać zatrudnienia w budownictwie albo usługach. Później wielu z tych miejsc pracy zabrakło.

– Atrakcyjne oferty sprzed kryzysu z pewnością wpłynęły na decyzję wielu osób o zrezygnowaniu ze szkoły – przyznaje Verd Pericàs. – Ale nie powiedziałbym, że to był główny powód. Na problem abandono escolar [porzucenia szkoły] składa się wiele czynników, jak sztywny system nauczania, nastawiony bardziej na uczniów planujących studia, więc dla pozostałych niezbyt atrakcyjny.

Cecilia myśli o powrocie do nauki. Ale dla niej przydatniejszy byłby kurs masażu, taki z prawdziwego zdarzenia. Może kiedyś się zdecyduje – najpierw musi na niego zarobić.

Słowo na „m”

Guifré swoje dotychczasowe prace opisuje krótko: una mierda (gówno). To, nie da się ukryć, wulgarne określenie może by się tutaj nie pojawiło, gdyby nie było tak konsekwentnie używane w kontekście pracy.

Weźmy choćby takie „Mierdajobs” (Gówniana praca): konto na Instagramie, na którym dziennikarka Alejandra de la Fuente umieszcza relacje wyzyskiwanych pracowników. Albo słowa jednej z bohaterek internetowego serialu o życiu milenialsów, które kieruje do przyjaciółki w tarapatach: „Spójrzmy prawdzie w oczy, twoje życie to i tak była una mierda”.

Ale to wszystko za chwilę. Wróćmy jeszcze na moment do Guifré.

– Kiedyś przy zbieraniu winogron zarabiałem nieco ponad pięć euro na godzinę. Nie muszę ci chyba mówić, że to nie są wymarzone zarobki za taką wykańczającą pracę.

To wtedy Guifré powiedział sobie: „Za mniej niż siedem pracować nie będę”. Cały czas marzy mu się jedenaście. Podobno niektórzy rzeczywiście tyle zarabiają.

– W magazynie, jeśli zdarzy się zatrudnienie na dłuższy czas, mogę wyciągnąć 1200 euro na miesiąc. Można powiedzieć, że nie tak źle. Ale wyobraź sobie teraz, że decyduję się na dziecko. Jak je utrzymać przy takich kosztach wynajmu?

Najdrożej jest w Madrycie i Barcelonie: tu w 2019 r. za wynajem płaciło się średnio 819 i 769 euro. Do tego dochodzą klasyczne zagrania pracodawców: niewypłacane nadgodziny, mobbing, nieprzestrzeganie przepisów BHP. Jedyna praca, z której Guifré sam zrezygnował, to ta, w której szef kazał mu wspinać się na półki po towar bez żadnego zabezpieczenia.

„Mierdajobs” to skarbnica takich historii. Właścicielka konta wrzuca tu głównie relacje z życia wzięte i trochę nagłówków z prasy. Są ogłoszenia „Praca szuka człowieka”. Np. takie: „W magazynie, cztery euro na godzinę, doświadczenie niewymagane, ważny jest entuzjazm”. Są prywatne wiadomości od szefów, jak ta: „Martina, rozumiem, że wyrobiłaś już swoje godziny, ale wiesz, że w naszej firmie doceniamy, kiedy pracujecie dłużej. To tylko taka rada”. Wreszcie trochę newsów z kraju: „Pracownicy firmy Alimerka chcą zarabiać przynajmniej 14 tys. euro rocznie. Nie chcą natomiast dalej odpracowywać swojej jedynej 20-minutowej przerwy w ciągu dnia”.

A co w tym wszystkim jest najgorsze? Dla Guifré to proste: la temporalidad. Robota tymczasowa. – Dzwonią w środę, czy będę mógł przyjść w piątek, jest praca na kilka dni. Co mam powiedzieć? Mówię, że mogę, przecież zawsze mogę.

Cztery dni tu, cztery tam, czasem coś na tydzień – Guifré przepracował tak całe lata. Gdy znajdzie coś na kilka miesięcy, świętuje.

Bez stabilizacji

Patri, 33-latka z Galicji, najkrócej pracowała kilka godzin. Najdłużej rok, ale tylko na pół etatu. Skończyła oceanografię i jest żywym dowodem na to, że choć bezrobocie rzeczywiście maleje w Hiszpanii równolegle do poziomu wykształcenia, to studia – nawet w połączeniu z doświadczeniem – nie gwarantują stabilizacji.

– W trakcie studiów dostawałam „prace dla studentów”, na krótko albo na część etatu – mówi Patri. – Problem w tym, że funkcjonuję tak do teraz. Żeby znaleźć coś lepszego, może bliżej mojego kierunku studiów, musiałabym zacząć od stażu. A to oznacza zarabianie pół tysiąca przez kilka miesięcy.

Krótkoterminowość umów to jeden z głównych problemów tutejszych pracowników. W 2019 r. było tak zatrudnionych aż 26 proc. Hiszpanów.

– To pamiątka po uelastycznieniu rynku pracy w latach 80. XX stulecia – zaznacza Verd Pericàs. – I choć zwykle uznaje się za normalne, że młody człowiek na początku kariery nie dostaje umowy długoterminowej, tutaj ten okres często się wydłuża. Dodatkowo rozwiązania wprowadzone w 2012 r. pogłębiły problemy młodych: firmom jeszcze bardziej ułatwiono zwolnienia i ograniczono działalność związków zawodowych.

Elena Álvarez jest koordynatorką jednego z takich związków: Avalot zrzesza pracowników między 16. a 32. rokiem życia. – Jesteśmy najlepiej wykształconym pokoleniem w historii – opowiada. – Problem w tym, że w kraju mamy masę ludzi po studiach, którzy często zajmują kluczowe stanowiska w firmach, a nie mają nawet umowy o pracę. Później zarzuca się nam, że przedłużamy sobie dzieciństwo, ale prawda jest taka, że te problemy i brak stabilizacji czasem towarzyszą nam nawet do czterdziestki.

Po humanistycznych, ale robię wszystko

O tym, jak może wyglądać życie młodego absolwenta w Madrycie, opowiada nakręcony w domowych warunkach serial komediowy „Sopa de limón” („Zupa z cytryn”).

Jeśli wykluczymy wątek ukrywania ciała angielskiego turysty, problemy rezonują pewnie z niejednym dwudziestokilkulatkiem. Bohaterki dzierżą wszystkie insygnia współczesnego prekariusza: 28 metrów kwadratowych wynajmowanego mieszkania, zerowe oszczędności i po kilka słabo opłacanych prac, które nijak nie wiążą się z ich wykształceniem. „Jestem po humanistycznych, ale robię wszystko” – opowiada entuzjastycznie Adela, bohaterka serialu. „Rozdaję ulotki, atakuję przechodniów flakonikiem Fragrance pour Homme albo opowiadam turystom o centrum Madrytu, choć jestem z Guadalajary”. Jej współlokatorka Montse, po ekonomii i niekończących się praktykach, „zebrała resztki godności i poprosiła w firmie o umowę o pracę”. I co? Teraz dostarcza jedzenie. Za to punktem odniesienia jest sąsiadka, która ze swoim stałym zatrudnieniem w międzynarodowej firmie i wysokimi zarobkami przypomina, że mogłoby być zupełnie inaczej.

Carmen del Rosal i Nire Benito, które serial napisały i wyreżyserowały, nie musiały szukać inspiracji daleko. Fabuła w dużej mierze bazuje na ich życiu. – Trzeba mieć dużo szczęścia albo kontakty, żeby dostać dobrą pracę, która miałaby coś wspólnego z twoim kierunkiem studiów – mówi Carmen.

Tak jak ich bohaterki, Carmen i Nire w pewnym momencie wróciły do rodzinnych miejscowości. Z nadzieją, że może tam się uda. Jeśli nie znaleźć pracę, to chociaż odpocząć.

Na powrót do domu zdecydowała się też Patri. – Jeśli w mojej miejscowości mnie nie zatrudnią, wyjadę za granicę – mówiła jeszcze w marcu.

Skoro życie daje cytryny

Gdy dzwonię do Guifré na początku czerwca, znów używa słowa na „m”: – W marcu dostałem w końcu pracę, przedłużyli na kolejny tydzień. A później przyszła epidemia i mnie zwolnili, jak wszystkich. Teraz znalezienie czegoś graniczy z cudem.

Z wyjazdu Patri też nic nie wyszło, utknęła w Galicji u rodziców.

Za to historia Cecilii ma szczęśliwe rozwiązanie: choć na początku epidemii straciła pracę w firmie ochroniarskiej, w maju przyjęto ją z powrotem.

Masowe zwolnienia w trakcie kryzysu sanitarnego dotykają nie tylko młodych Hiszpanów: według Międzynarodowej Organizacji Pracy przez pandemię pracę straciła w skali globalnej jedna na sześć osób między 18. a 25. rokiem życia. Ale Joaquín Nieto z hiszpańskiego biura organizacji przestrzega, że tutaj bezrobocie wśród młodych może się zamienić w problem strukturalny. Potrzebne są reformy, które pomogłyby szczególnie tym bez studiów i zatrudnienia.

– To prawda, że z europejskiego funduszu wsparcia (Youth Guarantee) w Hiszpanii skorzystały głównie osoby po uniwersytetach. Te pieniądze są, ale niekoniecznie trafiają do najbardziej potrzebujących. A ci najbardziej potrzebujący to wśród młodych zwykle osoby niewykształcone, zagrożone wykluczeniem, a także częściej kobiety i imigranci – przyznaje Verd Pericàs, który nadzieje na realne zmiany wiąże z obecnym lewicowym rządem.

Za to Guifré nadziei już nie ma: – Gdyby nie rodzina, już dawno bym wyemigrował. Dla mnie normalny świat kończy się na południu Francji.

Zmęczone są też Carmen i Nire. Ze zmęczenia powstał zresztą ich serial. Również ze zmęczenia tym, że starsze pokolenia często wydają się nie dostrzegać problemu. Mówią młodym, że wszystko zdobywa się ciężką pracą. – To często te same osoby, które za pełen etat proponują nam 300 euro – mówi Carmen.

Jak to było? Kiedy życie daje ci cytryny, zrób z nich lemoniadę? Dzisiaj w karcie niestety chyba tylko zupa. Kwaśna i ciężko ją przełknąć. ©


CZYTAJ WIĘCEJ: AKTUALIZOWANY SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2020