Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Liczące prawie ćwierć wieku „Oczy szeroko zamknięte” to już klasyk – niedawno powrócił nawet do kin celebrując setne urodziny producenta, czyli Warner Bros. Co ciekawe, twórca uważał swe ostatnie dzieło za najlepsze w karierze (zmarł na atak serca niedługo przed premierą), choć co najmniej pół tuzina filmów Stanleya Kubricka dużo mocniej zapisało się w historii kina. I nie jest to z pewnością familijny „kocyk”, a choinkowe światełka migoczą w nim chwilami wręcz perwersyjnie. Warto jednak, kiedy dzieci pójdą spać, powrócić do niego i zobaczyć w nim coś więcej niż mokrą fantazję mieszczańską o ucieczce z domowego ciepełka.
- OCZY SZEROKO ZAMKNIĘTE – reż. Stanley Kubrick. Wielka Brytania/USA 1999. Premiery CANAL+, Prime Video, Apple TV, Rakuten, Player, TVSmart.
„Jak we śnie” – brzmiał polski tytuł noweli Arthura Schnitzlera z 1926 roku, która stała się kanwą scenariusza. Podobnie wspominali film współtwórcy i odtwórcy: powstawał bardzo długo, w aurze tajemnicy, zwodząc nawet bezpośrednich uczestników procesu twórczego. Barwne legendy z planu dziś byłyby uznane za nadużycia reżyserskiej władzy, wyrosłe zarówno z obsesji perfekcjonizmu, jak i z ówczesnej postawy aktorów, gotowych na wszystko, by zadowolić mistrza. Na przykład grający główne role Nicole Kidman i Tom Cruise, małżeństwo w filmie i naonczas w życiu, zostali wysłani na psychoanalizę, zgodnie z duchem literackiego pierwowzoru – i mistrz towarzyszył każdemu z nich w tych arcyintymnych sesjach. Kontrowersje wzbudzać mogą także sceny erotyczne. Bo jakkolwiek rozgrywają się raczej w wyobraźni nowojorskiego lekarza, to balansują na dość cienkiej granicy między paniką moralną i autentyczną grozą a ekscytacją i nadmierną estetyzacją.
Szczególnie pamiętna orgia, na którą trafia bohater – scena iście operowa czy raczej baletowa, porównywana do rytuałów masońskich, chociaż obecnie bardziej kojarzy się ze stręczycielskimi wyczynami w stylu Jeffreya Epsteina. Zapewne nie miałaby takiej mocy, gdyby nie towarzysząca jej muzyka Jocelyn Pook, konkretnie zaś rumuńska pieśń liturgiczna, puszczona – po diabelsku – od tyłu. Zresztą ścieżka dźwiękowa do „Oczu szeroko zamkniętych” to osobna uczta, na której walc Szostakowicza spotyka się z minimalizmem Györgya Ligetiego, a popularna piosenka Chrisa Isaaka z tradycyjną pieśnią tamilską. W tym filmie, pełnym karnawałowych masek, każdy nieomal szczegół, jak choćby „kieślowska” symbolika kolorów czy hasło „fidelio”, gdzieś nas odsyła. Czasem także do innych dzieł Kubricka, a on sam pojawia się, niczym maestro Hitchcock, w jednej ze scen, jakby chciał naznaczyć osobistym stemplem tę mroczną bajkę o zazdrości i niewierności małżeńskiej, rozpiętą pomiędzy jawą, snem i marihuanowym dymkiem.
Ów bardzo nowojorski film, kręcony głównie w Wielkiej Brytanii (ojczyźnie cierpiącego na aerofobię reżysera), rozgrywający się w przededniu nowego millenium, ma w gruncie rzeczy bardzko konserwatywne przesłanie. Finałowe „fuck” nigdy nie brzmiało tak prorodzinnie. Jednakże obraz Kubricka doczekał się wielu interpretacji: czysto obyczajowej (najczęściej krytykującej go za anachroniczność), ale też religijnej (z dosłownym motywem ofiary), społecznej (wymierzonej w zdemoralizowane elity, do których aspiruje młody lekarz) i oczywiście psychoanalitycznej (bohater grany przez Sydneya Pollacka jako klasyczny „cień” protagonisty, pogrążonego w głębokiej nieświadomości i ukrytych pragnieniach).
Dzisiaj szczególnie rezonuje interpretacja stricte świąteczna. „Bo pożądanie jest niczym Gwiazdka: zawsze więcej obiecuje, niż dostarcza” – pisał dekadę temu krytyk Lee Siegel w entuzjastycznej polemice z wczesnymi, zwykle negatywnymi recenzjami „Oczu”. Czy sam film Kubricka również jest taką mrugającą światełkami i w gruncie rzeczy sztuczną choinką? Czy rzeczywiście sprowadza wszystko do zeświecczonej, głównie konsumpcyjno-dekoracyjnej wizji Bożego Narodzenia? Bynajmniej, aczkolwiek dziś mruga do nas na pewno inaczej niż w 1999 roku. Jeszcze bardziej widać w nim całą erotyczną maskaradę, uwikłanie w role płciowe, w „męskie spojrzenia” i podwójną rzeczywistość, a przy tym mocniej wybrzmiewa zabawa w palimpsesty czy ukryta autoironia. I jednocześnie całkiem nieironiczna wiara w nowy początek.