Griot z dyskoteki

Mory Kanté, który w zeszłym tygodniu pożegnał się ze światem, wywodził się z griotów, wędrownych śpiewaków i poetów, którzy opowiadając o starych dziejach pomagają ludom zachodniej Afryki zapamiętać ich dzieje. Sam jednak występował w dyskotekach i przygrywał głównie do tańca.
w cyklu Strona świata

26.05.2020

Czyta się kilka minut

Mory Kanté podczas koncertu w Budapeszcie, 2008 r. / Fot. Attila Kisbenedek / AFP / East News /
Mory Kanté podczas koncertu w Budapeszcie, 2008 r. / Fot. Attila Kisbenedek / AFP / East News /

Chorował od dawna. Odkąd wrócił do Afryki z Europy, gdzie zdobył sławę i majątek, mieszkał w gwinejskiej stolicy, Konakri, a w podmiejskiej wiosce Nongo zbudował wielkie centrum rozrywkowe z salą koncertową na półtora tysiąca ludzi i nowoczesnymi studiami nagraniowymi. Ilekroć zapadał na zdrowiu, jeździł na leczenie do Francji, swojej przybranej ojczyzny. Wybuch epidemii COVID-19 zamknął jednak granice państw, uziemił samoloty, udaremnił wszelkie podróże i Mory Kanté musiał kurować się w domu. W piątek zaczął uskarżać się na tak silne bóle w piersiach, że rodzina zawiozła go do szpitala. Umarł we śnie, jeszcze tego samego dnia, przeżywszy 70 lat. „Kultura całej Afryki pogrążyła się w żałobie” – powiedział na wieść o śmierci pieśniarza gwinejski prezydent Alpha Condé. „Był dla afrykańskiej kultury jak baobab – napisał senegalski muzyk Youssou N’Dour. – Pozostawił po sobie wielką pustkę”.

Pamięć ludów

Sztuka i śpiew była Mory'emu Kanté pisana od dnia narodzin w osadzie Albadarya pod Kissidougou we wschodniej Gwinei. Przyszedł bowiem na świat w rodzinie griotów, wędrownych pieśniarzy i poetów, wśród których zawód ten – czasami będący zwykłym rzemiosłem, a niekiedy najwyższą sztuką – przekazywany jest od wieków z pokolenia na pokolenie.

Wtajemniczyć w zawód griota może tylko inny griot, mistrz. Sztuka ta wymaga umiejętności oratorskich, aktorskich, śpiewaczych, gry na tradycyjnych instrumentach: korze (harfie), balafonie (rodzaj ksylofonu), koni (lutni), a także znajomości starych dziejów, imion i osiągnięć wielkich władców, wierzeń, kultury, obyczajów, mitów i legend. Przekazując z pokolenia na pokolenie wiedzę o przeszłych czasach i kulturowych korzeniach ludów zachodniej Afryki, grioci nazywani są pamięcią, zwierciadłem i głosem ludów, w których się narodzili i wśród których żyją. Najlepsi, najsławniejsi grioci (nazwę tę – pochodzącą według jednej wersji z języka francuskiego, a innej z portugalskiego, albo ze zniekształconego słowa któregoś z afrykańskich języków – nadali zachodnioafrykańskim pieśniarzom, poetom i gawędziarzom przybysze z Europy) byli towarzyszami, a nawet doradcami wielkich władców dawnych imperiów Ghany (VIII-XI wiek) i Mali (XIII-XVII wiek), istniejących na obszarze dzisiejszych Mauretanii, Mali, Senegalu, Gwinei i Ghany. Nieraz zdarzało się, że władcy posyłali griotów w dyplomatyczne misje, zawierali w ich imieniu pakty z przywódcami innych państw.


Czytaj także: Wojciech Jagielski: Muzyka buntowników


Za najprawdziwszych griotów uważa się w zachodniej Afryce ród Kouyate, potomków Bali Fasekego, sługi i nadwornego śpiewaka-poety średniowiecznego władcy imperium Mali, Sundjaty Keity. Z czasem do fachu dopuszczani byli przedstawiciele innych rodów, których imiona przypisane były wykonywanym zawodom, Doumbiów, Sissoko, Diabate, Kante. Właśnie z tego ostatniego, związanego z kowalstwem, wywodził się ojciec Mory'ego Kanté, świętobliwy el hadżi Djeli Fode Kanté, griot z ludu gwinejskich Mandingów. Griotką była także jego matka, Fatoumata Kamissoko (u malijskich Bambarów i Malinke griotami bywają także kobiety).

W pogoni za sukcesem

Wychowywany na griota najpierw w Gwinei, wśród Mandingów, już jako siedmiolatek Mory Kanté został odesłany do rodziny matki, do Mali, żeby od najlepszych mistrzów nauczyć się gry na korze. Muzykę i religię poznawał pilnie aż do połowy lat 60., gdy nad zachodnią Afrykę dotarły z Europy burze młodzieżowego buntu i rewolucji. Nastoletni Mory Kanté chłonął nowe mody, smaki, swobody w malijskim Bamako. Zetknął się z muzyką rozrywkową i taneczną; przekonał się, jak wiele oferuje. Skuszony mirażem sławy, kariery i pieniędzy przystał do zespołu Apolla (od amerykańskich statków kosmicznych), jednego z wielu, które w tamtych czasach grały na potańcówkach w Bamako. Wkrótce przeszedł do najpopularniejszego wówczas w mieście zespołu Rail Band, w którym głównym wokalistą był słynny dziś pieśniarz Salif Keita. Kiedy Keita odszedł, żeby poświęcić się karierze solowej, Mory Kanté zastąpił go w roli wokalisty. „Byliśmy młodzi, niczym się nie przejmowaliśmy, nie myśleliśmy o pieniądzach – wspominał tamte czasy. – Liczył się tylko sukces!”.

Odszedł od „Kolejarzy” i wyjechał do Abidżanu, gdzie zakładał kolejne zespoły. Były to czasy zachodniej fascynacji Wschodem i eksperymentów z orientalnymi instrumentami, których symbolem stał się indyjski sitar, przeszczepiony przez Beatlesów do muzyki rockowej. Zarażony przykładem Mory Kanté zaczął eksperymentować z korą, którą jak gitarę podłączył do prądu. „Dobry Bóg dał mi szansę, żeby unowocześnić nieco nasze stare instrumenty” – wspominał. Zaczął też wpasowywać afrykańskie rytmy i pieśni Mandingów w instrumentarium i style zachodniej muzyki rozrywkowej. W Abidżanie grywał w knajpach udrapowane na afrykański styl przeboje zachodnich muzyków, przygrywał też tym, którzy przyjeżdżali do Afryki z występami. Znajomość z Barrym White'em zaowocowała propozycją nagrania płyty, wydanej w niewielkiej wytwórni w Los Angeles. Ale pierwsza próba podboju Zachodu zakończyła się niepowodzeniem. 


Czytaj także: Wojciech Jagielski: Bob Marley wraca do Zimbabwe


Sukcesem okazały się za to przenosiny do Paryża w latach 80. Wydawane we Francji płyty zyskiwały mu coraz większy rozgłos. Na upajającym się wizją globalizacji Zachodzie, między rewolucją rocka a buntem w stylu punk, zapanowała moda na dyskotekę i fascynacja rytmami z innych kontynentów. W Afryce krytycy muzyki Mory'ego Kanté utyskiwali, że strywializował sztukę griotów, sprowadził ją do muzyki na potańcówki, że wyrzekł się duchowości dla dyskotekowych błyskotek. Gwinejczyk nie przejmował się tym i upajał sławą „elektronicznego griota”.

Yeke Yeke

Nagrana i wydana w 1987 r. płyta „Akwaba Beach”, a zwłaszcza pochodzący z niej utwór „Yeke Yeke” okazały się strzałem w dziesiątkę. Przerobiona na dyskotekową modłę pieśń zbierających proso gwinejskich żniwiarzy przez wiele tygodni królowała na radiowych listach przebojów w wielu krajach Afryki, a także Belgii, Holandii, Hiszpanii, Finlandii, Izraelu, a „Akwaba Beach” stała się pierwszą płytą afrykańskiego artysty, która sprzedała się na Zachodzie w milionowym nakładzie. Własne wersje „Yeke Yeke” nagrywały zespoły przygrywające w dyskotekach w chińskim Kantonie, tureckich Stambule i Izmirze, indyjskiej fabryce snów Bollywood z Bombaju (noszącym dziś nazwę Mumbaju) czy wykonawcy niemieckiej muzyki techno.

Adres URL dla Zdalne wideo

Obok Salifa Keity, Youssou N’Doura czy Nigeryjczyka Kinga Sunny’ego Ade, Mory Kanté wszedł do elitarnej grupy muzyków z zachodniej Afryki, którzy zyskali światową sławę i wprowadzili muzykę Sahelu pomiędzy europejski czy amerykański pop. Youssou N’Dour występował z Bruce'em Springsteenem i Stingiem, nagrywał z Neneh Cherry i Peterem Gabrielem, a Mory Kanté – z Carlosem Santaną i z Talking Heads.

Po pięćdziesiątce zwolnił tempo. Stopniowo rezygnował z elektroniki, syntezatorów i wzmacniaczy, wracał do tradycyjnych instrumentów, akustyki i starego stylu. Na początku stulecia wyprowadził się nawet z Paryża i wrócił do Gwinei, do Konakri, gdzie angażował się w działalność dobroczynną – w 2013 r. występował z Salifem Keitą i Oumou Sangare, żeby zebrać pieniądze na pomoc dla ofiar epidemii eboli w zachodniej Afryce.

Śmierć Mory'ego Kanté powiększyła i tak już liczną rzeszę muzyków, którzy odeszli tej wiosny i zimy. W Kamerunie umarł Manu Dibango, w Paryżu jeden z nigeryjskich ojców afrobeatu Tony Oladipo Allen, w Algierii – Hamid „Idir” Cheriet. Pożegnaliśmy Billa Withersa, Little Richarda, Kenny’ego Rodgersa i Johna Prine’a. Umarli Florian Schneider, jeden z założycieli Kraftwerku, i Dave Greenfield z The Stranglers, jazzmani trębacz Wallace Rooney, kontrabasista Henry Grimes, gitarzysta i wokalista John Pizzarelli, saksofoniści Lee Konitz i Giuseppi Logan i pianista Ellis Marsalis, ojciec sławnych braci Wyntona i Branforda.

Polecamy: Strona świata - specjalny serwis "TP" z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej