Godność chińskiej zupki

18.07.2022

Czyta się kilka minut

 / GRAŻYNA MAKARA
/ GRAŻYNA MAKARA

Cztery złote, mniej więcej, wynosi koszt surowców niezbędnych, by zrobić kryzysowy ramen według przepisu opublikowanego parę dni temu w „New York Timesie”. Artykuł, w którym przepis się znalazł, powinien wzbudzić żywe zainteresowanie również w nadwiślańskich kręgach abonentów tej globalnej gazety. Oto „Dziewiętnaście łatwych i tanich pomysłów na kolację w czasach inflacji” okazuje się prawie w całości wykonalne także dla nas, wędrujących po bokach trójkąta Biedronka–Żabka–bazarek.

Dlaczego akurat dziewiętnaście? Sądzę, że miało być ich dwadzieścia, poradniki i utylitarna literatura nadal operują pełnymi dziesiątkami. Być może stażysta, któremu polecono dokonać szybkiej selekcji z przepastnego archiwum sekcji kulinarnej, był roztargniony i dopiero redaktor prowadzący zrobił drakę: „Co na tej liście robi potrawka z resztek wczorajszego homara?!”. „Podmieńmy na paluszki krabowe i będzie na ubogo” – zasugerował przytomnie korektor, ściągnięty do newsroomu odgłosami awantury. Czas gonił, ale nigdy nie jest za późno, by zabezpieczyć sobie tyły, napisali więc na wewnętrznym czacie do szefa działu. „Po moim trupie będą tu takie paskudztwa” – odparł impulsywnie, zapominając chyba, że jego rubryka poleca takie killery wątroby, jak np. smażone w głębokim oleju kulki z purée ziemniaczanego zagęszczone skrobią (tater tots – uważane przez Amerykanów za ich kopernikańskie odkrycie; Francuzi zauważą, że pierwsze były ich podobne w składzie pommes noisettes).


SMAKI. Czytaj felietony kulinarne Pawła Bravo w "Tygodniku"


Zostało więc dziewiętnaście i trzeba przyznać, że poza przepisem na instant ramen z plasterkami tostowego sera nie ma tam praktycznie żadnych półfabrykatów i gotowców, raczej dużo klusek, jajek, prostych warzyw, mielonego mięsa (zemleć, powiada gazeta, to jakby „rozciągnąć funt mięsa” – zamiast kotleta dla jednej osoby, mamy danie dla pięciu). Ale i te nieszczęsne kluski instant mają swoją godność, której chcę bronić.

Kiedy Polska poznawała je ze dwadzieścia lat temu jako „chińskie zupki” firmy Vifon w nieśmiertelnej wersji żółtej i czerwonej (potem doszlusowały koreańskie i japońskie marki o większych ambicjach), był to już gigantyczny wszechświatowy biznes liczony w dziesiątkach miliardów porcji i setkach milionów ludzi wdzięcznych panu Momofuku Ando za wynalazek, który pozwala w nieraz naprawdę podłych warunkach zjeść coś, co przypomina porządny, ciepły obiad. Sekretem smakowitości cienkich, ułożonych w kształt cegiełki klusek (jest ich zwykle 8-9 nitek długości 40 cm każda) okazało się nie tylko obgotowanie w wywarze, lecz także krótkie przesmażenie w oleju przed wysuszeniem.

Geniusz tego pomysłu i wytrwałość w jego propagowaniu docenił „Economist”, drukując w 2007 r. wspomnienie pośmiertne pana Ando w rubryce zwykle zarezerwowanej dla mężów stanu, dyktatorów, czarodziejów pieniądza i koryfeuszy nauki. Zaczyna się tak: „Przez stulecia ludzie szukali na Wschodzie tajemnicy życia, zdrowia i szczęśliwości. Momofuku Ando nauczył nas, że nie trzeba wspinać się półnago na górski szczyt, medytować godzinami na macie czy zaplątywać sobie nogi na szyi. Starczy bowiem: zdjąć pokrywkę, wlać wrzątek, zostawić na trzy minuty, zamieszać i podać”. Autor wspomnienia miał na myśli wersję w styropianowym kubeczku – nie wymaga ona nawet posiadania miski. Ja wolę tę w paczkach, bo wtedy mogę użyć tylko torebki ze sproszkowanym bulionem, a odrzucić drugą z „aromatycznym olejem”, który trudno mi strawić.

Może i to przesada z tą szczęśliwością, ale jednak jest w cegiełce zygzakowato ułożonych klusek coś, co w losach wielu mocno splotło się z poczuciem zadowolenia z pełnego brzucha oraz spokoju. Spokoju, którego zaczyna nam teraz brakować, kiedy jako tako zrównoważone budżety naszych domowych spiżarni oraz wypadów na miasto zaczynają się kruszyć. Niedawno jeden z tabloidów wybił na pierwszej stronie słowa pewnego prominenta o tym, że mamy jeść mniej i taniej. Minister prostował, że wypowiedź była osadzona w innym kontekście i nie miała stanowić rady dla tych obywateli, którzy już naprawdę nie mają jak zejść niżej z kosztami wyżywienia. Cóż, to nie pierwsza jego ponura gafa. Ale co do sedna, to się niestety z nim zgadzam: kto ma jeszcze z czego ciąć, będzie niedługo zwalniał kroku przy regale z chińskimi zupkami. ©℗

Zanim jeszcze przeczytałem w zamorskiej gazecie, jak podrasować ramen z paczki, robiłem, jak zapewne wielu z was, różne eksperymenty z polskimi vifonami. Najlepszą częścią zestawu są kluski i jeśli mamy pod ręką coś na podmianę firmowego proszku, choćby lekki wywar z warzyw albo resztkę wczorajszej pomidorowej, to jesteśmy po lepszej stronie mocy. Nauczyłem się też wrzucać pokruszony makaron do duszonych na patelni warzyw: jeśli są wystarczająco mokre, to po przykryciu para wodna wystarcza. A przepis z „NYT”? Przepiszę go wam, ale dla spokoju sumienia zachęcę z całego serca, byście wykupili abonament do serwisu „Food” – jest to tak, jakbyście sobie fundowali co miesiąc wspaniałą i zabawną książkę kucharską. A więc zalewamy w garnuszku paczkę makaronu (plus „dodatki”) ok. 500 ml wrzątku, gotujemy ok. minuty, wyłączamy ogień, ostrożnie wbijamy jajko, staramy się delikatnie „przykryć” je kluskami, czekamy minutę, aż się zetnie. Przelewamy do miski, dodajemy pół łyżki masła i plasterek tostowego sera, posypujemy uprażonym sezamem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2022