Generał prezydenem

Jedni twierdzą, że wybór Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta był korzystny dla wychodzenia z komunizmu. Inni - że gdyby Jaruzelski przepadł, historia III RP potoczyłaby się lepiej. Pewne jest jedno: sposób, w jaki Jaruzelski został prezydentem, przetrącił mu polityczny kręgosłup.

01.06.2009

Czyta się kilka minut

Trudno o lepszy przykład pyrrusowego zwycięstwa niż wybór Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta PRL 19 lipca 1989 r. Nie z powodu symbolicznej większości jednego głosu, jakim to nastąpiło, ale z uwagi na fakt, że głos ten oddał 79-letni senator Stanisław Bernatowicz z Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego. Był to jedyny z 260 parlamentarzystów Solidarności, który zagłosował wprost na generała. Jednak gdyby nie zachowanie jego 17 kolegów, którzy oddali głosy nieważne lub nie wzięli udziału w głosowaniu, Jaruzelski nie zostałby prezydentem. W ten sposób - dzięki grupie swych dotychczasowych przeciwników, w której główną rolę odegrał senator Andrzej Wielowieyski - ostatni komunistyczny dyktator otrzymał szansę, by stać się jednym z "ojców" polskiej demokracji.

"Bo się układ rozleci"

Generał potrafił skorzystać z tej okazji, choć nie udało mu się już odegrać roli głównego rozgrywającego na scenie politycznej, jaką wynegocjowali dla niego kilka miesięcy wcześniej przy Okrągłym Stole jego współpracownicy. Wprawdzie w Magdalence nigdy nie uzgodniono, że prezydentem - wyposażonym w bardzo szerokie kompetencje i wybieranym na 6 lat przez Zgromadzenie Narodowe - zostanie właśnie Jaruzelski. Ale w sytuacji, gdy PZPR i jej sojusznicy mieli w nim zagwarantowaną większość, było to oczywiste.

Potem jednak nastał 4 czerwca - i sprawy zaczęły się komplikować, już między pierwszą a drugą turą wyborów, gdy niektórzy kandydaci na posłów z ramienia SD, ZSL, a nawet PZPR otrzymali poparcie Solidarności. Niektórzy z posłów koalicji rządowej, wybrani dzięki takiemu wsparciu, zaczęli odżegnywać się od poparcia kandydatury Jaruzelskiego.

Poinformowany o tym, zwołał on 29 czerwca w nagłym trybie posiedzenie Biura Politycznego KC PZPR, na którym oświadczył, że rezygnuje z ubiegania się o stanowisko prezydenta. Twierdził, że jego kandydatura "może nie uzyskać odpowiedniego poparcia Zgromadzenia Narodowego", a "nie można w żadnym przypadku podejmować ryzyka przegranej kandydata koalicji". W związku z tym Jaruzelski zaproponował wysunięcie kandydatury Czesława Kiszczaka, który "nie napotka tak mocnego oporu opozycji".

Decyzja Jaruzelskiego wywołała konsternację. Bezskutecznie próbowano przekonać generała do zmiany zdania. Janusz Reykowski dowodził, że "z podobnymi zagrożeniami będzie musiał się liczyć każdy kandydat na prezydenta z ramienia koalicji". Przewidywał też, że "20-30 posłów z opozycji nie będzie brało udziału w Zgromadzeniu Narodowym. Trzeba nad tym popracować". Zdaniem Kazimierza Barcikowskiego "nieprzejście kandydatury gen. Jaruzelskiego to początek rozkładu całego obecnego układu politycznego". Także w ocenie Władysława Baki decyzja generała doprowadzi do "załamania obecnego układu politycznego".

Solidarność się spiera

W tym czasie w klubie OKP bezskutecznie próbowano wypracować jednolite stanowisko w sprawie prezydentury. 1 lipca w trakcie wielogodzinnej dyskusji proponowano różne rozwiązania. Tadeusz Kaszubski, Janusz Rożek i Gabriel Janowski oraz kilku innych parlamentarzystów było zdania, że OKP powinien wysunąć kandydaturę Lecha Wałęsy. Jednak większość była przeciwna, uważając - jak to sformułował Karol Modzelewski - że "nie możemy uczynić takiego gestu, który by sprawiał wrażenie, że staramy się przejąć władzę. To oznacza, że nie możemy wysuwać naszego kandydata na prezydenta. Nie pozwala nam na to układ zewnętrzny, ale również wewnętrzny układ sił".

Podobne stanowisko zajął Wałęsa, który stwierdził: "Nie chcę być prezydentem, ponieważ umiem liczyć i wyliczyłem. Trzeba myśleć i brać decyzję za Polskę. Mam poparcie wśród was, wśród robotników, z Zachodu - ale żadnego ze Wschodu". Przekonywał też OKP do poparcia kandydatury Kiszczaka: "Robiłem sobie zdjęcie z wami, jak będzie trzeba, to zrobię sobie zdjęcie z Kiszczakiem". Zapowiedź tę przewodniczący Solidarności zrealizował trzy dni później, spotykając się z Kiszczakiem w willi MSW przy ul. Zawrat. Nie tylko zadeklarował poparcie dla jego kandydatury, ale obiecał mu wsparcie OKP: "W przeddzień wyborów zbierze się nasz Klub, gdzie padnie poparcie dla kandydatury pana generała" - oświadczył.

Jednak większość posłów i senatorów OKP była daleka od poparcia Jaruzelskiego lub Kiszczaka. Tylko nieliczni - obawiający się, że jednomyślny sprzeciw OKP może doprowadzić do upadku kandydatury obu generałów - skłonni byli udzielić im poparcia pośredniego, oddając głos nieważny lub rezygnując z udziału w głosowaniu, co obniżyłoby próg niezbędny do wyboru. Niektórzy proponowali wysunięcie "kandydatur kompromisowych", możliwych do przyjęcia dla obu stron. Padły nazwiska Tadeusza Fiszbacha, Jana Janowskiego, Aleksandra Gieysztora i Jana Szczepańskiego. Pomysł nie zdobył jednak wielu zwolenników: uznano, że jego realizacja nie daje gwarancji utrzymania przez prezydenta kontroli nad siłami zbrojnymi.

Jednak Jaruzelski

Duże emocje wywołała przedstawiona 1 lipca przez Jacka Kuronia na posiedzeniu OKP koncepcja zaoferowania kierownictwu PZPR transakcji wiązanej. "Nie jest w naszym interesie - przekonywał Kuroń - niewybranie prezydenta. Wtedy dalej działałaby Rada Państwa z Jaruzelskim na czele, a przestałby obowiązywać układ Okrągłego Stołu. (...) Dlatego nie powinniśmy głosować przeciw, tylko poprzeć takiego prezydenta, który obieca, że odda »Solidarności« rządy". Propozycję, którą poparł wyraźnie jedynie Adam Michnik, skrytykowało kilku członków OKP, m.in. Wielowieyski. Dwa dni później, 3 lipca, w artykule "Wasz prezydent, nasz premier" Michnik zdecydował się na upublicznienie na łamach "Gazety Wyborczej" lansowanej przez siebie i Kuronia koncepcji podzielenia władzy wykonawczej.

13 lipca ZOMO rozpędziło w Warszawie kolejną demonstrację przeciwników prezydentury Jaruzelskiego. Tego samego dnia generał spotkał się z marszałkiem Senatu Andrzejem Stelmachowskim, którego poinformował o zmianie swego stanowiska w sprawie kandydowania. Wydaje się, że na decyzję Jaruzelskiego o kandydowaniu wpłynęło głównie poparcie udzielone mu przez Michaiła Gorbaczowa (podczas narady Układu Warszawskiego) i prawie równocześnie przez prezydenta USA George’a Busha, który 10-11 lipca był w Warszawie. "Powiedziałem, że jego odmowa kandydowania może mimo woli doprowadzić do groźnego w skutkach braku stabilności i nalegałem, aby przemyślał ponownie swoją decyzję" - napisał potem Bush o swej rozmowie z Jaruzelskim.

Jeszcze przed przyjazdem Busha do poparcia generała przekonywał grupę parlamentarzystów OKP ("nazwisk lepiej nie wymieniać") ambasador USA Davis. W depeszy informował Waszyngton, że podczas kolacji "zapisałem im kilka liczb na naszym firmowym pudełku od zapałek. Wprowadziłem ich też w tajniki zachodniej praktyki politycznej zwanej liczeniem głów". Sprowadzała się ona do obniżenia - poprzez absencję opozycyjnych posłów i senatorów - liczby głosów niezbędnych do wybrania generała. Sądząc po raportach Davisa, Amerykanie obawiali się, że upadek kandydatury Jaruzelskiego załamie proces demokratyzacji w Polsce, co zaszkodzi pozycji Gorbaczowa w ZSRR; jego ochrona była dla USA priorytetem.

18 lipca, na poprzedzającym wybory zebraniu OKP, odrzucono - po burzliwej dyskusji - wniosek o dyscyplinę głosowania przeciw Jaruzelskiemu. Ale nie udało się wypracować jednolitego stanowiska w sprawie ewentualnych ustępstw, jakich należy żądać od PZPR w zamian za pomoc w wyborze Jaruzelskiego, do czego dążyła część członków OKP. Przepadły m.in. propozycje wprowadzenia urzędu wiceprezydenta (zgłoszona przez Lecha Kozioła), przyspieszenia wyborów do rad narodowych (Andrzej Kern) i przejęcia przez opozycję misji tworzenia nowego rządu (Jacek Kuroń). Nie zdołano nawet ustalić, jak ma się zachować klub w przypadku porażki kandydatury generała. W sumie oznaczało to sukces Jaruzelskiego i zwolenników jego prezydentury w szeregach OKP.

***

Andrzej Wielowieyski do dziś utrzymuje, że zorganizowana przez niego akcja, która umożliwiła wybór Jaruzelskiego, była korzystna dla ewolucyjnego sposobu wychodzenia z dyktatury komunistycznej. Z kolei Jan Rokita stwierdził niedawno, że gdyby Jaruzelski przepadł w głosowaniu, to prezydentem wybrano by Wałęsę, a cała historia III RP potoczyłaby się lepiej. To spór nierozstrzygalny. Ale jedno nie ulega wątpliwości: sposób, w jaki Jaruzelski został prezydentem, przetrącił generałowi polityczny kręgosłup, nie pozwalając wykorzystać olbrzymich uprawnień, w jakie wyposażyły ten urząd ustalenia Okrągłego Stołu.

Dr hab. ANTONI DUDEK (ur. 1966) jest politologiem i historykiem, pracownikiem naukowym UJ oraz doradcą prezesa IPN. Opublikował m.in. "Historię polityczną Polski 1989-2005" (2007) i "PRL bez makijażu" (2008).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2009