Garść odpadów

Ktoś ładnie powiedział, że w reaktorach jądrowych palimy głównie intelektem. Tylko 5% kosztów wytwarzania energii to uran. Rozmawiał Rafał Motriuk

20.10.2010

Czyta się kilka minut

Rafał Motriuk: Jeszcze kilka lat temu energia atomowa była w wielu krajach tematem tabu. Obawy o skażenie pozostają te same, a jednak mówi się o renesansie energetyki jądrowej. Skąd ta zmiana?

Prof. Grzegorz Wrochna, dyrektor Instytutu Problemów Jądrowych im. Andrzeja Sołtana, Otwock-Świerk: Energia jest potrzebna do rozwoju gospodarczego i dotychczasowe jej źródła albo są na wyczerpaniu, albo zanieczyszczają atmosferę. Wiele się mówi o źródłach odnawialnych, ale one mogą dostarczyć zaledwie kilka, najwyżej kilkanaście procent zapotrzebowania na energię elektryczną. Trzeba czymś zapełnić powstającą lukę. Energetyka jądrowa jest metodą sprawdzoną i znaną od wielu lat. Na świecie działa ponad 440 reaktorów i zsumowane doświadczenie ich pracy to ponad

14 tysięcy reaktorolat, więc dlaczego takiej energii nie wykorzystywać? Paliwa wystarczy na dziesiątki lat, a wykorzystując reaktory nowej generacji - na tysiąclecia. Jest to też energia najtańsza. Regres, który nastąpił w energetyce jądrowej na przestrzeni ostatnich 20 lat, był skutkiem katastrofy w Czarnobylu. Ludzie przestraszyli się, że technologie, których używamy, nie są wystarczająco bezpieczne. Ale to był alarm w dużej mierze fałszywy. Nie był to bowiem reaktor projektowany do celów cywilnych i bezpieczeństwo nie było tam najwyższym priorytetem. Takich reaktorów już nie budujemy, opieramy się na zupełnie innych systemach bezpieczeństwa. Przenoszenie tamtego doświadczenia na dzisiejsze reaktory jest nieporozumieniem. Ale zanim to dotarło do polityków, do decydentów i opinii publicznej, minęło trochę czasu.

Pięć lat temu z prognoz Międzynarodowej Agencji Energii wynikało, że do roku 2030 zapotrzebowanie na energię jądrową nie zmieni się, teraz uważa się, że będzie ono znacznie większe niż dziś.

Właśnie na tym polega ów jądrowy renesans. Niezwykle dynamiczny rozwój gospodarek krajów takich jak Chiny czy Indie powoduje szybki wzrost zapotrzebowania na energię. Same Chiny mają dziś 12 reaktorów, w budowie jest kolejnych 24, a wkrótce rozpocznie się budowa następnych. Także Stany Zjednoczone i Europa dokonują istotnego zwrotu w kierunku energetyki jądrowej. Ale trzeba pamiętać, że już dziś energia jądrowa dostarcza ponad 16 proc. energii elektrycznej - jeśli pogrupujemy te źródła pod względem surowców, z jakich korzystamy.

Jak wyglądają koszty energii jądrowej? Krytycy mówią, że wcale nie jest ona najtańsza, jeśli weźmiemy pod uwagę fundusze potrzebne na budowę i likwidację elektrowni, koszt składowania odpadów czy problemy finansowe operatorów; w Wielkiej Brytanii w minionym dziesięcioleciu wydano grube miliony funtów na ratowanie tamtejszej energetyki jądrowej.

Wyniki wielu analiz, m.in. OECD, pokazują, że energia z elektrowni jądrowych jest nieco tańsza od tej z elektrowni gazowych czy węglowych. Jeśli ponadto będziemy zmuszeni do wysokich opłat za emisję CO2, energetyka jądrowa zyska dodatkową przewagę. Warto pamiętać, że analizy te nie opierają się na niepewnych prognozach, tylko rzeczywistych kosztach wytwarzania energii w różnych krajach. W analizach dotyczących energetyki jądrowej uwzględnia się koszty związane z budową i likwidacją elektrowni, aż do "zielonej trawki", jak to się potocznie mówi. Firma budująca elektrownię ma obowiązek odłożenia pieniędzy na jej likwidację, więc nawet w przypadku bankructwa firmy, te fundusze są zabezpie-

czone. Takich metod nie stosuje się jednak w przypadku innych źródeł energii. Weźmy chociażby wiatraki. To, co widzimy nad ziemią, musi mieć solidny fundament pod ziemią. To trochę tak jak w przypadku drzew, które mają system korzeniowy większy niż korony, żeby w ogóle mogły się utrzymać. W przypadku wiatraków też musimy pamiętać o kosztach utylizacji tych betonowych fundamentów, masztów, łopat itd.; a w przypadku wyliczania kosztów energii wiatrowej tych kwestii nie bierze się pod uwagę.

Mimo wszystko w wartościach bezwzględnych to są olbrzymie pieniądze. Nie lepiej byłoby zainwestować te same kwoty - to jest argument ekologów - w rozwój energetyki odnawialnej, na przykład coraz wydajniejsze ogniwa słoneczne?

Brzmi to pięknie, ale nie zdołamy zmusić Słońca do tego, by wysyłało w stronę Ziemi więcej światła. Jeżeli chcielibyśmy stworzyć elektrownie słoneczne porównywalne mocą do jądrowych, musielibyśmy pokryć istotną część powierzchni planety, w tym naszego kraju, bateriami słonecznymi. Oczywiście jest to straszna dewastacja środowiska, bo zamiast pięknych łąk i lasów mamy całe hektary paneli słonecznych. Są takie pomysły, żeby to zrobić na przykład na Saharze i kablem przesyłać energię do Europy. Ale tu problemem pozostają po pierwsze duże straty wynikające z przesyłu elektryczności, po drugie - bezpieczeństwo dostaw. Nie można uzależnić połowy Europy od jednego kabla, który może ulec uszkodzeniu z powodu katastrofy naturalnej czy ataku terrorystycznego. Więc to są raczej mrzonki, choć mówi się o nich bardzo dużo. Baterie słoneczne mają oczywiście olbrzymią przyszłość i prace związane ze zwiększeniem ich wydajności są bardzo cenne, ale trzeba pamiętać, że są one ekonomicznie uzasadnione tylko tam, gdzie bardziej się opłaci je zainstalować, niż ciągnąć długie linie energetyczne. Lokalne, rozproszone źródła są bardzo cenne, ale one nie mogą zastąpić tzw. baseload, czyli podstawowego źródła zasilania danego kraju.

Wspominał Pan o tym, że od czasów Czarnobyla technologia posunęła się do przodu. Najnowocześniejsze reaktory określane są mianem "walk-away reactors". Naprawdę cała załoga może zastrajkować albo pójść do domu, a reaktor sam się wyłączy?

Rzeczywiście zabezpieczenia są obecnie w energetyce jądrowej kluczową sprawą - przywiązuje się do nich dużo większą wagę niż w innych dziedzinach gospodarki. Zawsze kiedy budujemy jakieś duże urządzenie - samolot, most czy elektrownię, to może ono zawieść. Wykorzystanie dobrodziejstw cywilizacji zapewnia warunki do życia milionom ludzi. Zdarzają się jednak katastrofy, w których czasem giną ludzie. Zwykle wynikają one nie z samej zasto­-

sowanej technologii, tylko z ludzkich błędów i zaniedbań. Weźmy chociażby ostatnią katastrofę na Węgrzech, gdzie doszło do wycieku chemikaliów, czy wyciek ropy w Zatoce Meksykańskiej. Gdyby tam stosowano takie reżimy technologiczne jak w elektrowniach jądrowych, z całą pewnością do katastrof by nie doszło. W energetyce jądrowej, nie licząc Czarnobyla, żadnych ofiar śmiertelnych nie było. Był wypadek w elektrowni Three Mile Island w USA, gdzie doszło do najgorszej rzeczy, jaka może się zdarzyć z reaktorem, czyli częściowego stopienia rdzenia. I tam, o ile pamiętam, jedna osoba zmarła na zawał serca z powodu stresu. Nikt nie stracił życia z powodu napromieniowania, bo obudowa bezpieczeństwa była tak skonstruowana, że nie doszło do istotnego wycieku substancji radioaktywnych poza elektrownię.

A mimo to te systemy bezpieczeństwa są dalej doskonalone. W Europie na przykład obudowa elektrowni musi wytrzymać uderzenie jumbo jeta ze zbiornikami wypełnionymi paliwem - to na wypadek ataku terrorystycznego. Coraz częściej przechodzimy na tzw. pasywne systemy bezpieczeństwa, czyli takie, które nie wymagają udziału człowieka, zasilania elektrycznego czy jakichkolwiek automatów sterujących. Po prostu działa konwekcja czy grawitacja, której nie da się w żaden sposób uszkodzić czy wyłączyć. W razie czego coś spada, coś samo płynie, coś się blokuje samoczynnie.

Bardzo różne szacunki dotyczą uranu - jego ilości i dostępności. Zdaniem niektórych uran może się w przewidywalnej przyszłości wyczerpać; z drugiej strony same reaktory są coraz wydajniejsze.

W Europie przywiązuje się do tego bardzo dużą wagę. Powstała organizacja o nazwie Europejska Platforma Zrównoważonej Energetyki Jądrowej, która opracowuje strategię rozwoju nowych technologii w tej dziedzinie. W jej skład wchodzą producenci i właściciele reaktorów, instytuty badawcze, instytucje kontrolujące bezpieczeństwo itp. Pośród około 80 instytucji, pięć jest z Polski. Przewiduje się rozwój energetyki jądrowej w trzech kierunkach. Po pierwsze chodzi o przedłużenie życia już działających reaktorów, poprzez unowocześnienie ich niektórych elementów, zwłaszcza systemów sterowania i bezpieczeństwa. Po drugie, rozwijane będą reaktory prędkie, które pozwolą lepiej wypalać uran. Paliwo wypalone już w standardowych reaktorach będzie można wypalać dalej. Zysk jest podwójny: raz, że lepiej wykorzystujemy uran, dwa - zmniejszamy ilość odpadów promieniotwórczych. Trzecia gałąź to kogeneracja - czyli wykorzystanie energii jądrowej nie tylko do produkcji elektryczności, ale także do wytwarzania ciepła na przykład do procesów chemicznych, które dziś pochłaniają spore ilości ropy czy gazu. Warto wspomnieć, że rząd Francji przeznaczył niedawno miliard euro na badania cywilne w zakresie energii jądrowej i z tego ok. 600 mln euro ma być przeznaczone na reaktor prędki chłodzony ciekłym sodem. Rząd Belgii przeznaczył kilkaset milionów euro na reaktor prędki chłodzony ciekłym ołowiem. Węgry, Czechy i Słowacja zgłosiły zainteresowanie budową reaktora prędkiego chłodzonego helem. Warto, by Polska nie przegapiła szansy, jaką daje ten zwrot dokonujący się w Europie, i aktywnie włączyła się w rozwój reaktorów nowej generacji.

Obok doskonalenia metod "spalania" uranu doskonali się też metody jego wydobycia. Polska także posiada rudy uranu, ale na tyle ubogie, że dotychczas nie opłacało się ich eksploatować. Teraz technologia poszła na tyle do przodu, że gdyby cena uranu na rynkach wzrosła dwukrotnie, wydobycie mogłoby być opłacalne. W tym sensie możemy nawet w naszym kraju spać bezpiecznie: gdyby na rynkach światowych coś się wydarzyło, to zawsze możemy zacząć wydobywać paliwo. Będzie trochę drożej, ale nie oznacza to, że cena samej energii będzie znacznie większa.

Faktycznie wadą jest to, że przy budowie elektrowni trzeba najpierw duże pieniądze wyłożyć, ale jednocześnie jest to zaleta, bo później produkcja elektryczności jest już "prawie darmowa". Dwukrotny wzrost ceny paliwa spowodowałby tylko kilkuprocentowy wzrost cen elektryczności. Ktoś ładnie powiedział, że w reaktorach jądrowych palimy głównie intelektem. Tylko 5% kosztów wytwarzania energii to cena uranu. Pozostałe 95% to technologia reaktorowa rozwinięta dzięki postępowi naukowo-technicznemu, czyli - naszym mózgom.

Ale odpady radioaktywne to ciągle nierozwiązany problem.

Niezupełnie. Faktycznie w Europie wciąż nie ma głębokiego długoterminowego składowiska odpadów, ale nie dlatego, że problem jest technologicznie nierozwiązany, tylko dlatego, że odpadów jest bardzo mało. Więc na razie po prostu nie opłacało się tego robić. Musimy pamiętać, że efektywność energetyczna tego paliwa jest nieporównywalnie wyższa niż jakiegokolwiek innego, z którym mamy do czynienia. Porównajmy uran z węglem: wagowo, do wyprodukowania tej samej ilości energii potrzebujemy 80 tysięcy razy więcej węgla niż uranu. Do elektrowni węglowej musi przyjeżdżać kilka pociągów węgla dziennie - do elektrowni atomowej o porównywalnej mocy 30 ton paliwa rocznie. Taką ilość wraz z pojemnikami transportowymi można załadować na kilka ciężarówek. Podobnie jest z odpadami. W ciągu całego życia człowiek zużywa tyle energii, że gdyby do jej wyprodukowania użyto wyłącznie uranu, to odpady zmieściłyby się w garści. Dlatego niezależnie od tego, jak byłyby one szkodliwe, można sobie z nimi poradzić, bo jest ich po prostu bardzo mało.

Jednak ktoś może wziąć tę garść odpadów i rozrzucić w centrum dużego miasta...

Ale ciągle są one tak dobrze zabezpieczane, że wydobycie tych odpadów ze składowisk byłoby być może trudniejsze niż wzbogacenie samej rudy. Odpady zatapia się w specjalnym szkliwie, umieszczanym w betonowych pojemnikach. Robi się próby, w których pociąg jadący z prędkością kilkudziesięciu kilometrów na godzinę zderza się ze ścianą. Wagon rozsypuje się w strzępy, a taki pojemnik pozostaje praktycznie nietknięty. Nawet odpady w Różanie, mimo że 90% z nich to produkty technologii medycznych, są zabezpieczane w opisany przeze mnie sposób. Jeśli ktoś chciałby zobaczyć, jak to wygląda, to zapraszam do nas, do Instytutu Problemów Jądrowych w Świerku, gdzie mamy specjalną wystawę i pokazujemy cały ten proces - można obejrzeć, w jaki sposób te odpady są składowane i zabezpieczane w takich właśnie pojemnikach. Poza tym pamiętajmy, że odpady te są bardzo promieniotwórcze i nie można ich wziąć ot tak sobie w garść, nie narażając się na chorobę popromienną i rychłą śmierć.

A co z energetyką jądrową w Polsce? Jaka jest Pana wizja?

Jeżeli wyobrażamy sobie Polskę jako kraj dynamicznie rozwijający się, to potrzeba będzie więcej energii. Doświadczenia innych krajów wyraźnie na to wskazują. Niektórzy wprawdzie używają argumentu, że rozwijając się odchodzimy od przemysłu ciężkiego i wprowadzamy nowe technologie, które są mniej energochłonne. To prawda, ale jednocześnie wytwarzamy coraz bardziej zaawansowane technologicznie urządzenia. Do zrobienia telefonu komórkowego potrzeba więcej energii niż do wyprodukowania taczek, mimo że taczki są dużo większe. Pytanie, skąd tę energię brać.

Już musimy powoli zamykać elektrownie, które były budowane 50-60 lat temu. Na ich miejsce musimy budować coś nowego. Na razie ciągle stawiamy elektrownie węglowe i zapewne w najbliższej przyszłości dalej tak będzie, bo polska energetyka opiera się głównie na węglu. Ale to paliwo jest coraz droższe, w tej chwili Polska więcej węgla importuje niż eksportuje. Węgiel trzeba wydobywać z coraz większych głębokości, nawet ponad 1 km, a to coraz mniej się opłaca. Źródła odnawialne zaspokoją kilka, góra kilkanaście procent zapotrzebowania. Nawet gdybyśmy maksymalnie rozwijali technologie odnawialne i utrzymali wydobycie węgla na dotychczasowym poziomie, to i tak będzie nam tej energii bardzo brakowało. A tę dziurę musi zapełnić energia jądrowa, bo po prostu innej nie mamy.

Oczywiście słychać głosy sceptyczne, ale pochodzą one zwykle od małych grup nacisku, powołujących się na argumenty ekologiczne lub katastroficzne. Moim zdaniem takie naciski nie powinny mieć wpływu na decyzje dotyczące strategii gospodarczej naszego państwa. Każdy głos powinien być w debacie wysłuchany, ale o aspektach ekologicznych niech wypowiedzą się leśnicy, biolodzy czy geolodzy, a o technicznych - inżynierowie. Znamienne, że polscy politycy są w kwestii energetyki jądrowej jednogłośni i parlamentarzyści wszystkich ugrupowań zgadzają się, że jest ona konieczna do rozwoju Polski.

Jeśli jednak chcemy mieć taką energię za kilkanaście lat, to już dziś musimy ciężko pracować. 18 sierpnia Ministerstwo Gospodarki opublikowało projekt programu polskiej energetyki jądrowej, opóźniony o dwa lata w stosunku do pierwotnych zamierzeń. Pierwsza elektrownia jądrowa ma ruszyć według niego w roku 2022. Moim zdaniem to program jak najbardziej realny. Elektrownię da się wybudować w cztery lata. Opóźnienia, jakie obserwujemy np. w Finlandii, wynikają z faktu, że przemysł jądrowy trzeba było w Europie odbudować po długiej przerwie. Japonia, Korea czy Chiny budują kolejne elektrownie zgodnie z budżetem i harmonogramem. Więcej obaw mogą budzić działania przygotowawcze. Przed rozpoczęciem budowy trzeba dostosować prawo, przygotować lokalizacje, wybrać tech­­nologię i dostawcę. Historia budowy polskich autostrad pokazuje, że działania organizacyjno-administracyjne przy realizacji wielkich inwestycji nie są naszą mocną stroną. Ale spojrzenie na rosnące przed Euro 2012 stadiony napawa optymizmem. Oby tylko kolejne rządy zadbały o polską energetykę z równie wielkim entuzjazmem i determinacją.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „W stronę atomu 3 (43/2010)