Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bardzo dobrze, że Papież podarował nam kolejną encyklikę, tym razem poświęconą Eucharystii. Dobrze, że znalazły się tam słowa: „Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać w naszych czasach przede wszystkim »sztuką modlitwy«, to jak nie odczuwać odnowionej potrzeby dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie na duchowej rozmowie”. Niestety, w mojej parafii podczas Mszy św. zazwyczaj trafiam na księdza, który ma zwyczaj „przegadywania” liturgii. Wygłasza co najmniej trzy kazania: na wstępie blisko 5-minutowe, potem „właściwe” kazanie (minimum 20 minut) i na zakończenie, po ogłoszeniach parafialnych, znowu ok. 5-minutowe. W Niedzielę Palmową kazań było pięć (choć pamiętam z dawnych lat, że tego dnia w ogóle nie ma kazania; tekst Ewangelii mówi sam za siebie), a Msza trwała 70 minut, z czego większość była zwyczajnym gadulstwem. Z modlitwy i adoracji, Msza zamienia się niemal w świeckie zebranie, na którym mówca upaja się własnym głosem.
W Beskidzie Niskim bywam na Mszach greckokatolickich. Jakże inny panuje na nich nastrój: kapłan przewodzi wspólnej modlitwie i prowadzi modlitewny dialog z wiernymi. Do tego wspaniałe śpiewy i płonące przed ikonostasem świece. Kazanie zazwyczaj krótkie, po nim znowu wspólne modlitwy. Daje mi to poczucie uczestniczenia w czymś niezwykłym, ukierunkowuje na przeżywanie Tajemnicy, a nie osoby księdza, który ma potrzebę publicznego wygadania się.
WOJCIECH ZAJĄCZKOWSKI
(Łódź)
O encyklice „Ecclesia de Eucharistia vivit” pisali na łamach „TP”: ks. Adam Boniecki (nr 17/ 2003) i ks. Stanisław Czerwik (nr 19/2003).