Führer: opowieść bez końca

Tylko Napoleon doczekał się większej liczby filmów niż niemiecki „wódz”. Ale wyścig się nie skończył. Właśnie zaczął się jego kolejny etap.

18.10.2015

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu o „przebudzonym” Hitlerze pt. „Er ist wieder da”. / Fot. Materiały dystrybutora
Kadr z filmu o „przebudzonym” Hitlerze pt. „Er ist wieder da”. / Fot. Materiały dystrybutora

Spacerując po Berlinie w te jesienne, deszczowe już dni, można doświadczyć niemiłego, w pierwszym odruchu, zaskoczenia. Człowiek przystaje, mruga oczami, w konfuzji szuka odpowiedzi. Bo oto na skwerach metropolii, która podobno nigdy nie zasypia, na słupach ogłoszeniowych i z plakatów nagle spogląda na nas – on. W dużym powiększeniu wielkoformatowego plakatu jego twarz robi piorunujące wrażenie. Czy to naprawdę on? Adolf Hitler?

Chcąc nie chcąc, zbliżamy się do plakatu, szukamy wyjaśnień. „Er ist wieder da” – czytamy wielkimi literami. On powrócił. On, czyli, jak zapowiada plakat, „Führer”, wkrótce powróci do Berlina i do Niemiec.

Musi minąć chwila, zanim uświadamiany sobie, że on jednak nie wróci, że to tylko reklama. Niesmaczna, wywołująca obrzydzenie w pokoleniu, które pamięta czasy, gdy on rządził Niemcami. Tylko reklama. Mająca zwrócić uwagę na ekranizację powieści pod tym samym tytułem, autorstwa Timura Vermesa, która trzy lata temu była przez chwilę bestsellerem. Premiera filmu odbędzie się w 18 stołecznych kinach naraz.

Wiele hałasu o nic – tak można by podsumować książkę, która być może nie wywołałaby aż takiego zamieszania, gdyby nie postać jej głównego protagonisty: „wodza” III Rzeszy.

Hitler się budzi

Film zaczyna się w sercu Berlina, w pobliżu Pomnika Pomordowanych Żydów Europy – tam, gdzie ponad 70 lat temu znajdował się słynny „Führer-Bunker”: podziemny bunkier, zbudowany na osobisty użytek Hitlera, w którym w kwietniu 1945 r. popełnił samobójstwo.

Właśnie w tym miejscu pojawia się nagle, znikąd, dziwny człowiek: brudny, w porwanym nazistowskim mundurze. Mamy wrażenie, że w tym momencie odzyskał świadomość. Rozgląda się, wstaje, rusza i, zataczając się, zmierza w stronę Bramy Brandenburskiej, po drodze zaczepiając przechodniów – nie aktorów, lecz zwykłych ludzi – i zadając im pytanie, po którym ci spoglądają na niego jak na szaleńca: „Jak dojść do bunkra Führera?”.

Jak zawsze w tym miejscu ludzi jest pełno, głównie turystów. Początkowo są zdumieni, zaskoczeni. Ale potem widzą kamerę i pojmują, że to prace nad filmem. Nie wiedzą, że sami będą w nim występować... Cieszą się więc, żartują z „Hitlerem”, obejmują go przyjacielskim gestem, robią sobie z „Führerem” selfie... Ten wzbudza wszelako pewne zamieszanie, gdy z uporem powtarza, że jest... prawdziwym Hitlerem, i że musi iść, bo czekają na niego w bunkrze dowodzenia, wszak Rosjanie stoją już pod Berlinem... Potem, w dalszej części tej opowieści, filmowy Hitler – gra go znany wiedeński aktor Oliver Masucci – zrozumie wreszcie, że mamy rok 2014... I zauważy przy okazji, że mimo wszystko Niemcy nadal chcą go słuchać...

Film, nakręcony po części w konwencji dokumentu (jedynie o tych scenach można powiedzieć, że mają pewną „wartość dodaną” – np. gdy „przebudzony” Hitler spotyka sympatyków skrajnie prawicowej partii NPD), sugeruje, że Hitler nie popełnił samobójstwa, a minionych 70 lat przetrwał jakby w „zamrażarce”. Cały żart zasadza się na sytuacjach znanych z filmów o „zamrożonych”: Hitler musi zaprzyjaźnić się z osiągnięciami nowoczesnej techniki, takimi jak internet, a na koniec robi nawet karierę w telewizyjnych talk-shows.

Hitler się sprzedaje

Śmiać się z ludobójcy Hitlera? Czy to w ogóle uchodzi? Odpowiedzi udzielono już dawno temu.
Pierwszym, który wyśmiewał publicznie niemieckiego dyktatora, był Charlie Chaplin: już w 1940 r. wyreżyserował komedię „Dyktator”, w której zagrał główną rolę. Z Hitlera-Chaplina śmiał się cały (wolny) świat – przynajmniej do czasu. Potem, w 1968 r., śmiała się Ameryka – z parodii Hitlera w filmie „Producenci”, który wyszedł spod ręki amerykańskiego reżysera i aktora Mela Brooksa.

Natomiast ponad dekadę temu kapitalny szwajcarski aktor Bruno Ganz w niemieckim filmie „Upadek”, opowiadającym o kilkunastu ostatnich dniach życia Hitlera, stworzył tyleż straszną, co śmieszną postać „wodza” III Rzeszy. Niektóre sceny z udziałem Ganza-Hitlera stały się potem kultowym materiałem wyjściowym dla różnych internetowych przeróbek i memów.

Hitler sells” – Hitler się sprzedaje, mawiano kiedyś w Hollywood. Ale czas przeszły byłby tu, jak widać, nieuzasadniony. Jak dotąd tylko Napoleon doczekał się większej liczby filmów niż niemiecki dyktator. Ale wszystko przed nami, wyścig jeszcze się nie skończył.

Adolf Hitler to najwyraźniej opowieść, która co chwila musi ożywać na nowo. Pytanie tylko dlaczego? Berliński politolog Daniel Erk, który w książce pt. „So viel Hitler war nie” (w wolnym przekładzie: „Tak wiele Hitlera nigdy jeszcze nie było”) zajął się fenomenem wszechobecności tej postaci w sferze publicznej i (pop)kulturze, wyjaśnienia szuka w „banalizacji zła” (odwołując się do żydowskiej filozofki Hanny Arendt). 70 lat po tym, jak III Rzesza skonała, wcześniej zabijając miliony ludzi, Hitler został zredukowany do swego rodzaju kalkomanii: czasem strasznej, a czasem zabawnej, ale tak czy inaczej niegroźnej postaci, zapełniającej książki, telewizję, kino i internet.

Hitler się drukuje

A końca tego fenomenu nie widać. Przykładowo: tylko w ostatnich miesiącach ukazały się w Niemczech kolejne książki o Hitlerze – w jednej przedstawiany jest jako polityk uzależniony od narkotyków, w innej jako domniemany homoseksualista. Prywatna telewizja RTL zamierza na nowo zekranizować jego biografię – i stara się przy tym stworzyć wrażenie, jakby można tu było jeszcze coś odkryć.

Jeszcze bardziej zdumiewająco postępuje amerykański kanał telewizyjny History Channel. Niedawno prezentował on w Berlinie swą najnowszą produkcję: ośmioodcinkowy serial dokumentalny „Ucieczka Hitlera – prawda czy legenda”. Zespół dokumentalistów, którym kierował były pracownik CIA, a obecnie autor książek Robert Baer, miał podążać domniemanymi śladami Hitlera przez wiele krajów, zwłaszcza Ameryki Łacińskiej. Specjaliści od reklamy przekonują, że serial opiera się na licznych tajnych dokumentach FBI, które mają zawierać wskazówki, iż Hitler przeżył i mieszkał po wojnie w Argentynie i Brazylii. Słysząc to, poważni historycy kręcą głowami...

Wiele jeszcze przed nami. A przyszły rok może przynieść pewne zaskoczenie. Oto od stycznia 2016 r. wolno będzie swobodnie dystrybuować „Mein Kampf”: tę biblię narodowych socjalistów, programową publikację Hitlera, zwaną niegdyś „książką wszystkich Niemców”, która po 1945 r. stała się symbolem niemieckiej hańby. W tym bowiem momencie, 70 lat po śmierci twórcy, wygasają prawa autorskie do „Mein Kampf”. A rząd landu Bawaria, który je dotąd posiadał, konsekwentnie zakazywał drukowania i dystrybuowania w Niemczech tej książki.

Ciąg dalszy nastąpi?

Ale czy „Mein Kampf” jest dziś jeszcze zagrożeniem? Czy ma jakiś potencjał propagandowy? Aby zapobiec ewentualnemu niebezpieczeństwu oraz szkodom wizerunkowym, monachijski Instytut Historii Najnowszej zamierza wydać „Mein Kampf” w postaci edycji komentowanej przez historyków. Typowo niemieckie, skomplikowane rozwiązanie problemu, który, miejmy nadzieję, nie jest już problemem.

Autor tego tekstu miał kiedyś możliwość wertowania „dzieła” Hitlera – wiele lat temu, na pchlim targu w Polsce, która wtedy jeszcze nazywała się „ludową”. Kosztowało jakieś grosze. Najwyraźniej, uciekając w 1944-45 r. z Polski, niemieccy okupanci woleli zabierać ze sobą inne, cenniejsze rzeczy... Książki nie kupiłem. I trudno sobie wyobrazić, aby dziś znalazła w Niemczech wielu nabywców. ©


Przełożył WP



CZYTAJ TAKŻE:

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2015