Energia zza morza. I przepis na niewyszukany placek, zwany u mnie w domu „słoneczkiem”

W czas kulminacji mroku i zestresowanej wsobności, w jaką popadamy w obliczu świąt, zacznijmy się chociaż widzieć.

29.11.2023

Czyta się kilka minut

Paweł Bravo - Smaki - Felieton w "Tygodniku Powszechnym"
fot. Shutterstock

Czterdzieści sześć tysięcy mieszkańców szwedzkiego miasta Luleå miało się przez cały listopad w kółko pozdrawiać – to znaczy każdą napotkaną osobę, nie tylko znajomych i rodzinę. Na tym polegała kampania „Powiedz: cześć!”, którą włodarze chcieli podnieść poziom kapitału społecznego w powierzonym im zakątku hen na czubku Zatoki Botnickiej – czyli, patrząc z perspektywy grajdoła na Helu, na drugim końcu Bałtyku.

O tej porze roku słońce łaskawie pokazuje się tam na trzy godziny na dobę. W tak ekstremalnych warunkach żadnego pomysłu na znośniejsze życie nie należy z góry uznawać za głupi. Przyjdzie jeszcze czas na podsumowania socjologiczne akcji oraz analizę statystyk wizyt u psychiatrów, sprzedaży antydepresantów oraz wódki w jedynym w mieście stoisku monopolowym, przypominającym, jak to w Szwecji, więzienny sklepik. A ile potencjalnie było tych pozdrowień? Mam zbyt lichy komputer, by ustalić liczbę kombinacji dwuelementowych bez powtórzeń przy n=46000. Chcąc zgodnie z zapamiętanym z liceum wzorem podstawić silnię tej liczby, trzeba by procesorów, na jakich geniusze z firmy OpenAI hodują swoją sztuczną inteligencję. 

Przy okazji pasjonującej sagi przewrotu pałacowego w tej firmie – z pewnością najbardziej brzemiennego w skutki newsa ostatnio – dowiedzieliśmy się mimochodem, że na szczytach tej kapitalnej firmy jest sporo Polaków, w tym jeden o nazwisku nomen omen Mądry i z tego kuchennego kącika, gdzie jedyny obwód scalony tkwi w tranzystorowym radyjku na parapecie, niech popłynie apel do jego i kolegów mądrości. I tak już, panowie i panie, jesteście największymi bystrzakami tej dekady, może więc nie aż tak bystro pędźcie kobyłę historii ku zatraceniu naszej poczciwej ludzkiej inteligencji przez coraz mniejsze i. Swoją drogą, czy ubocznym skutkiem dominacji narzędzi mających dostęp wyłącznie do policzalnych aspektów istnienia będzie dowartościowanie tzw. serca przez coraz większe S, bo tyle nam łaskawie AI zostawi?

Przyznajmy jednak, że wyższa matematyka jest zdolna otworzyć wrażliwą duszę na sprawy, które zazwyczaj się oswaja poezją. Jeśli w wiosce liczącej 46 mieszkańców liczba możliwych par, które codziennie mogą sobie pomachać na przywitanie, wynosi 1035, to w miasteczku Luleå, liczącym tysiąc razy więcej dusz, słowo „cześć” miało szansę zabrzmieć tak wiele razy, że żadne słowo normalnego języka ani ekran telefonu nie pomieszczą tych wszystkich zer biegnących szeregiem poza horyzont ludzkiego pojęcia. Taki jest, śmiem przypuszczać, powód owej zorzy polarnej, jaką widywałem na Instagramie w minionych tygodniach fotografowanej głupim telefonem na polskich plażach. Suma wszystkich iskierek, jakie przeskakiwały na ulicach, gdy obcy ludzie się pozdrawiali, musiała wpłynąć na balans jakiejś niechwytanej przez stacje badawcze energii.

Nie ma co oczywiście przesadzać w entuzjazmie, nie chodzi przecież o to, że ludzie naraz zaczęli padać sobie w ramiona i wybaczać wzajemnie winy przodków na trzy pokolenia wstecz. Mówimy o iskrach o znikomym napięciu. A jednak. „Badania pokazują, że słabe więzi – powierzchowne relacje między ludźmi – są ważniejsze, niż nam się wydaje. Drobne codzienne kontakty zostają wyparte przez rozwiązania technologiczne. Bycie rozpoznawanym i widzianym sprawia, że ludzie czują się dowartościowani. Jest to szczególnie ważne dla osób samotnych, ale ma też znaczenie dla poczucia przynależności i bezpieczeństwa dla wszystkich. Im więcej słabych więzi istnieje w sąsiedztwie, tym mniej będzie konfliktów, a konflikty, które się pojawią, będą łatwiejsze do rozwiązania” – napisał ktoś mądry z lulejskiego magistratu, kreśląc obywatelom socjologiczne tło całej akcji. 

Można by przytomnie zauważyć, że coś jest nie tak, skoro trzeba ich namawiać do widzenia i bycia widzianym. Ciemności i paskudny ziąb nie skłaniają, by się rozglądać po drodze i emitować jakieś dźwięki, takie być może jest częściowe usprawiedliwienie. A co usprawiedliwia nas, zamieszkujących o tyleż hojniej oświetloną i mniej wymrożoną okolicę? Ktoś może policzył, jaki jest w Polsce próg wielkości wioski, powyżej którego ludzie przestają się po drodze pozdrawiać. Przypuszczam, że niski. W czas kulminacji mroku i zestresowanej wsobności, w jaką popadamy w obliczu świąt (chyba tylko uczestnikom rorat obcy jest neurotyczny wymiar adwentu), zacznijmy się chociaż widzieć, nawet bez witania. Zorzy polarnej przy tym nie wygenerujemy, ale może będzie o jeden lumen jaśniej.

Oto przepis na niewyszukany deser, który przywołuję dziś, bo w moim domu ten prosty i szybki placek jogurtowy dzieci zwykły nazywać „słoneczkiem” z racji wyglądu. 4 jajka ubijamy krótko z 150 g cukru, dodajemy kapkę esencji waniliowej, następnie wkręcamy stopniowo 400 g gęstego kremowego jogurtu (niekoniecznie typu greckiego, ale też nie najrzadszy). Na koniec dodajemy 75 g skrobi kukurydzianej i porządną szczyptę soli. Wlewamy do tortownicy o średnicy 22-24 cm wyłożonej papierem do pieczenia. Pieczemy w 190 stopniach 30-40 minut, aż mocno „spuchnie” i się skarmelizuje na powierzchni. Studzimy – wtedy ciasto mocno opadnie, stanie się dość zwarte, na podobieństwo flanu. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Energia zza morza