„Pragnęłam zrobić film, który w wieku 10 czy 11 lat sama chciałabym zobaczyć” – wyznawała w wywiadzie Aga Borzym, twórczyni „Dziewczyńskich historii”. Postanowiła nakręcić dokument o dziewczynkach wchodzących właśnie w okres dojrzewania, choć przeznaczony nie tylko dla nich. Taki, który nie byłby podglądacki i jednocześnie nie suflował bohaterkom gotowych tekstów. Który mówiłby o „trudnych sprawach” i pozwalał na spontaniczność. A przede wszystkim był zapisem świata dotychczas słabo przedstawionego, gdzie dzieciństwo traci swoją naiwność i beztroskę, by zderzyć się z czymś zupełnie nowym. Debiutującej reżyserce w znacznej mierze się to udało.
Z pewnością forma dokumentalna okazała się dużo większym wyzwaniem aniżeli historia fikcyjna na podobny temat. W końcu Jagoda, Zuzia i inne występujące w filmie dzieciaki są tutaj po prostu sobą, a na dodatek dzielą się tym, co bardzo intymne i ciągle jeszcze wstydliwe.

Na przykład rozmawiają o pierwszej miesiączce – najpierw jak o czymś tajemniczym i nieznanym, potem już z perspektywy własnych doświadczeń (kamera towarzyszyła im przez dwa lata). Nie trzeba tutaj dodawać, iż takim występem narażają się na rówieśnicze komentarze, dlatego twórcy dokumentu dołożyli wszelkich starań, by film nie przekraczał określonych granic. Zwłaszcza że mamy do czynienia z pokoleniem TikToka, które czuje się dość swobodnie przed kamerą.
Tym razem jednak nie chodzi o wizerunkową kreację, lecz o to, co wydaje się najważniejsze w wieku wczesnonastoletnim – zmieniające się ciało i towarzyszące temu kompleksy, coraz bardziej odczuwalne ciśnienie ze strony rodziców i szkoły, pierwsze erotyczne zauroczenia i stany depresyjne. A gdy chwilami można podejrzewać, iż są to tematy z góry zadane na potrzeby filmu, jedna z przyjaciółek pięknie rozbraja je słowami: „Czemu my jesteśmy takie krindżowe?”.


Wiele w tym dokumencie dziecięcego i typowo dziewczyńskiego żywiołu: jazda na deskorolce, buszowanie po ciucholandach, robienie sobie makijażu i selfie. Ze względu na główną grupę docelową, nieskłonną raczej do koncentracji na „gadających głowach”, Borzym sięga po inne języki filmowe, jak choćby plastelinowe animacje. Mają uatrakcyjnić tę opowieść, ale przy okazji oddają specyficzne nastroje bohaterek.
Jeszcze lepszym pomysłem wydają się robione przez Jagodę smartfonowe filmiki, w których dziewczynka zadaje dorosłym tzw. niewygodne pytania. Widać wtedy niczym na dłoni, kogo bardziej peszy kamera i nazywanie pewnych rzeczy po imieniu. Albowiem wiele jeszcze historii, nie tylko dziewczyńskich, pozostaje nieopowiedzianych.
Ten godzinny i w dużej mierze pionierski film jest znakiem czasu, którego nie da się już zawrócić żadnym kijem – politycznym, obyczajowym czy religijnym. Po pierwsze dlatego, że ktoś wreszcie podjął w polskim kinie dokumentalnym tabuizowane dotychczas tematy, ale także dlatego, że młodziutkie bohaterki zdają się dużo bardziej otwarte i świadome niż pokolenie ich rodziców czy nawet starszych sióstr.
Oczywiście, należą do wielkomiejskiej dobrze sytuowanej klasy średniej, z dużym kapitałem kulturowym i rozbudzonymi aspiracjami, nie mogą więc stanowić próbki reprezentatywnej, lecz czuje się w powietrzu klimat większej zmiany.
W którymś momencie Zuzia, szykująca się na bal ósmoklasistów, krzywi się, że przyjdzie jej zatańczyć poloneza z koleżanką – chodzi do żeńskiej klasy w szkole katolickiej. Dokument Borzym powstał na przekór tej symbolicznej segregacji płci i kojarzeniu dziewczyńskości z czymś gorszym, wzbudzającym zawstydzenie bądź pobłażliwe wzruszenia ramion.
Nie zmienia to faktu, że trzeba będzie jeszcze poczekać, zanim wreszcie ktoś nakręci „Chłopackie historie”, utrzymane w podobnym, wyzwalającym duchu.

DZIEWCZYŃSKIE HISTORIE – reż. Aga Borzym. Prod. Polska 2023. Nowe Horyzonty VOD. Film pokazywany jest w ramach festiwalu Młode Horyzonty. Zalecana kategoria wiekowa 9+.