Dziesięć reguł na czas chaosu

Fundamentalną ludzką potrzebą, a zarazem warunkiem możliwości sensownego działania jest rozumienie. Zwłaszcza w czasie, kiedy naszą teraźniejszość opisuje słowo dawno odesłane do historii: wojna.

28.03.2022

Czyta się kilka minut

Fot. Karol Paciorek /
Fot. Karol Paciorek /

Wybitny mitoznawca Joseph Campbell zwykł mawiać, że w okresach chaosu i kryzysu należy przede wszystkim czytać książki. Idąc tym tropem przygotowałem 10 reguł – i 10 ilustrujących je lektur – które mogą pomóc stawić czoło lękowi, pomieszaniu i dezorientacji.

1. Zachowuj proporcje

Zachodnia wyobraźnia, ufundowana w ogromnym stopniu na symbolice i mitologii chrześcijańskiej, od dawna przeniknięta była lękiem i oczekiwaniem na finalną zagładę wszystkiego. W ostatnich latach koniec świata stał się dyżurnym tematem nie tylko politycznych debat i naukowych sympozjów. Ziemię, doszczętnie zdewastowaną przez serię eksplozji nuklearnych albo spaloną na popiół wskutek upałów, oglądamy w niezliczonej ilości seriali. W naszych smartfonach nieustannie przewijają się tysiące obrazów przedstawiających agonię cywilizacji, ludzkości i planety.

Kiedy zatem wydarza się coś, o czym wszyscy sądzili już, że nigdy się nie wydarzy, a co zarazem wpisuje się doskonale w apokaliptyczny scenariusz – czyli wojna – trudno zachować proporcje w ocenie tego, co się dzieje. Przesiąknięta apokaliptycznymi wizjami psychika reaguje niejako automatycznie, spodziewając się, że oto nadeszło najgorsze, że za moment świat zniknie. W przywróceniu proporcji i uświadomieniu sobie, że nie jest to ani pierwszy, ani ostatni moment takiego wzmożenia – bo radykalne załamanie poczucia bezpieczeństwa i przewidywalności zawsze prowokuje podobne fantazje – pomóc może lektura pracy francuskiego historyka Jeana Delumeau „Strach w kulturze Zachodu” (przeł. Adam Szymanowski, Oficyna Wydawnicza Volumen 2011).

2. Ogranicz dostęp do mediów społecznościowych

U początków internetu łudzono się, że sieć będzie przestrzenią, w której znikną podziały, konflikty i bolączki charakterystyczne dla świata analogowego. Komercjalizacja, a przede wszystkim pojawienie się mediów społecznościowych rozwiały te marzenia. Po krótkotrwałej euforii, kiedy wydawało się, że oto dostaliśmy do rąk narzędzie otwierające zupełnie nową jakość komunikacji (co skądinąd jest prawdą, tyle że nie całą), przyszło rozczarowanie. Zamiast sferą powszechnej i cywilizowanej wymiany różnorakich dóbr, media społecznościowe stały się terenem wojen tożsamościowych, baniek informacyjnych i wirtualnych linczów. Zamiast środkiem łagodzenia drugorzędnych różnic, stały się polem, w którym różnice intensyfikują się do postaci skrajnej. Zamiast domeną wolną, kształtowaną przez użytkowniczki i użytkowników zgodnie z ich najlepszym interesem, stały się terytorium kolonizowanym przez rozmaite agendy wpływów, od wielkich korporacji po partie polityczne i tajne służby.

Odkąd Putin rozpętał wojnę, widać to jeszcze wyraźniej. W mediach społecznościowych – oprócz festiwalu dobroczynności i wsparcia dla Ukrainy – trwa festiwal fake newsów, egzaltacji, moralizowania, rosyjskiej propagandy i dezinformacji oraz wzajemnego oskarżania się i wyzywania przez zwolenników różnych opcji politycznych. O tym, jak media – nie tylko społecznościowe – stały się terenem, a zarazem generatorem współczesnych politycznych i tożsamościowych wojen, traktuje książka Matta Taibbiego „Nienawiść sp. z o.o.” (przeł. Tomasz S. Gałązka, Czarne 2020).


Justyna Dąbrowska, psychoterapeutka: Żeby komuś pomóc, naprawdę musisz być w dobrym stanie. Musisz odpoczywać, spać, ładować baterie.


 

3. Korzystaj wyłącznie ze sprawdzonych źródeł informacji

Odróżnienie prawdy od fałszu jest dziś zadaniem niebywale trudnym. Nie tylko dlatego, że z pomocą nowoczesnych urządzeń daje się generować doskonałe imitacje rzeczywistości (raczkujące dopiero możliwości deepfake to tylko jeden z przykładów). Także, a może przede wszystkim dlatego, że dewaluacji uległo samo pojęcie „prawdy”. Czy winić za to należy filozofów postmodernistycznych, którzy kilkadziesiąt lat temu dowodzili, jak bardzo niebezpieczna to kategoria? Czy stoi za tym raczej kryzys tradycyjnych mediów, dla których nie klikalność, lecz rzetelność była fundamentalną ­wartością? A może odpowiedzialnością należałoby obciążyć ideologię neoliberalną, propagującą specyficzny pragmatyzm, w myśl którego nie to się liczy, co adekwatne i uczciwe, lecz to, co rynkowo skuteczne? Bez względu na to, który wariant tu wchodzi w grę, fakty (sic!) są takie, że codziennie zalewają nas potoki informacji, których ­wiarygodności nie jesteśmy w stanie zweryfikować. A wiele z nich produkowanych jest właśnie po to, żeby wprowadzić nas w błąd.

Dlatego – zwłaszcza podczas wojny, która wszak toczy się także w sferze wirtualnej – najlepiej polegać wyłącznie na sprawdzonych źródłach informacji. W pierwszej kolejności na tytułach od dawna obecnych na rynku, mediach opartych na tradycyjnej strukturze, czyli redakcji, w której pracują profesjonalni dziennikarze i redaktorzy, wyspecjalizowani w weryfikowaniu fake newsów. O skali tego zjawiska, a także o tym, jak istotne jest dbanie o zachowanie różnicy pomiędzy faktem a fikcją, traktuje książka Ralpha Keyesa „Czas postprawdy” (przeł. Paweł Tomanek, PWN 2017).

4. Nie szukaj pewności

Im bardziej niepewny staje się świat, tym większe w nas pragnienie pewności. Tą dialektyczną zależnością tłumaczy się m.in. rosnącą popularność teorii spiskowych. Nieprzypadkowo powiada się o nich, że to współczesne utopie à ­rebours – gdyby wyekstrahować z nich zawartość pozytywną, byłaby to wizja życia mlekiem i miodem płynącego. Za wszelkie dyskomforty i w ogóle całe zło odpowiadają tu jakieś ukryte grupy nacisku. W czasach, w których – m.in. dzięki rozwojowi nauki – rzeczywistość jawi się jako bezprecedensowo skomplikowana, narracje spiskowe muszą zyskiwać zwolenników.

Wojna to wprost idealny czas na ich rozprzestrzenianie się. I w ogóle na rozprzestrzenianie się rozmaitych bezdyskusyjnych tez, radykalnych interpretacji oraz mniej lub bardziej afektowanych proroctw. Jednak tłumienie lęku za pomocą spiskowych zagłuszaczy przypomina gaszenie pożaru benzyną. Niepewność i niestabilność fundamentalnie wpisane są w ludzkie życie. O tym, że nie tylko da się z tym żyć, ale że z tym żyć trzeba, dobitnie pisał XX-wieczny niemiecki filozof i teolog Paul Tillich w książce „Męstwo bycia” (przeł. Henryk Bednarek, Rebis 1994).

5. Poddawaj refleksji emocje i odruchy

Relacja na żywo z całego świata, dostępna 24 godziny na dobę w smartfonie, i emocje w mediach społecznościowych – wszystko to sprawia, że żyjemy w stanie permanentnego przyspieszenia. Czujemy się zobowiązani nie tylko do przyswajania ogromu wiadomości – żeby nie przegapić Czegoś Niezwykle Ważnego – ale także do posiadania opinii na każdy temat. Rytualne grupowanie się wokół tych czy innych przekonań i ocen, aprobata lub dezaprobata wobec jakichś postaci czy zdarzeń – koniecznie wyrażana bezpośrednio, przy pomocy emotikonów, postów i udostępnień – stały się jedną z podstawowych form manifestowania ­społecznych ­afiliacji. A zatem potwierdzania swojej tożsamości i wartości. W języku psychoterapeutycznym pojawiają się na opisanie tej specyficznej kondycji nowe terminy, np. FOMO (z ang. fear of missing out), czyli właśnie lęk przed tym, że nas coś ominie.

Wojna w Ukrainie jest bodaj pierwszą, którą obserwujemy w tego typu warunkach, zjawiska opisane powyżej to wszak kwestia ostatnich kilkunastu lat. Siłą rzeczy intensywność naszego przeżywania tego, co się tam dzieje, czy wręcz poczucie bezpośredniego uczestnictwa – choć od frontu dzielą nas spore odległości – osiągają skalę niespotykaną. Jeszcze zanim Rosja dokonała napaści, w naszym świecie nie było zbyt wiele miejsca na refleksję, dziś jest go jeszcze mniej. Tymczasem dystans, myślenie, zanim się coś powie i zrobi, to praktyki niebywale potrzebne zwłaszcza w czasach chaosu, kiedy miotają nami skrajne emocje. Doskonałym ćwiczeniem z refleksji, a zarazem pasjonującym opisem niezliczonych rozmyślań i rozmów – odbywanych skądinąd u schyłku epoki, niedługo przed wybuchem wojny – jest „Czarodziejska góra” Tomasza Manna (przeł. Józef Kramsztyk i Jan Łukowski, Czytelnik 1998 i inne wydania).


Czytaj także: Potrzebny jest post, i to wielki, lecz taki, który nie będzie umartwieniem. Post od przytłaczających informacji, z którymi nie mamy co zrobić – one tylko wyczerpują naszą psychikę.


6. Kultywuj konflikt wewnętrzny

Jedną z konsekwencji kompulsywnego poszukiwania pewności – a zatem niezgody na niepewność – jest wrogi stosunek do różnorodności i pluralizmu. Jeśli bowiem przywiązanie do takich czy innych poglądów przestaje być efektem wysiłku na rzecz poznania świata – staje się natomiast metodą niwelowania lęku przez wznoszenie tożsamościowych fortyfikacji na jego chwiejnym gruncie – wówczas wszelka inność niejako z definicji zaczyna być zagrażająca. W polskiej sferze publicznej, spolaryzowanej do granic możliwości, możemy obserwować to zjawisko w stanie, jak mawiają chemicy, czystym do analizy. Dwa zwaśnione obozy polityczne – niezależnie od tego, kto ma w konkretnych sprawach więcej racji, bo przecież nie jest ona rozłożona po równo – uprawiają specyficzną grę, w ramach której obciążają się wzajemnie odpowiedzialnością za całe zło. Uczestniczymy w tym, chcąc nie chcąc, wszyscy. A odkąd wybuchła wojna – choć wydawałoby się, że powinien być to czas taktycznego rozejmu i zwarcia szeregów – ta gra zrobiła się bardzo niebezpieczna. Głębokie przekonanie, że wszystko, co złe, jest wyłącznie na zewnątrz – np. w politycznym przeciwniku – często bywa pierwszym krokiem do realnej przemocy.

Wielki szwajcarski psycholog Carl Gustav Jung twierdził, że najlepszym, co można w takiej sytuacji robić, to uświadamiać sobie własny konflikt wewnętrzny. Wytrącać się ze złudnego poczucia spoistości. Szukać w sobie ambiwalencji, zamiast lokować całą agresję w innym. Społeczeństwa, które potrafią to robić – przekonywał Jung – są znacznie mniej narażone na to, że konflikt przeniesie się na zewnątrz. A także na to, że w wyborach zagłosują na polityków, którzy zechcą kiedyś rozpętać wojnę. Kto ma ochotę przeczytać o tym więcej, niech sięgnie po wybór pism Junga „Przełom cywilizacji”, a w szczególności po dwa pomieszczone tam, napisane po II wojnie światowej eseje: „Po katastrofie” i „Walka z cieniem” (przeł. Robert Reszke, KR 2009).7. Przeżywaj lęk, rozpacz i smutek – to normalne

Wychowani w kulturze, która nie daje przestrzeni na porażkę, bo głosi kult sukcesu, dotkliwie przeżywamy konfrontację z ciemnymi wymiarami życia. Od dziecka przyzwyczajani do tego, że „każda trudność to wyzwanie”, a „negatywne emocje są przeszkodą na drodze do zwycięstwa”, postrzegamy przygnębienie albo smutek jako coś, czego nie powinniśmy doświadczać. I co zatem – jeśli się pojawia – wymaga takiej czy innej korekcji. Wyjściowy ludzki krajobraz emocjonalny – wierzymy – zawiera wyłącznie takie elementy jak zadowolenie, optymizm, radość, nadzieję, poczucie sensu życia i świata. Jeśli pojawiają się w nim dyskomforty, znaczy to, że jest z nami coś nie tak. Nie ze światem, nie ze strukturą społeczną obejmującą takie zjawiska jak nierówności, gloryfikację egoizmu czy bezrobocie, lecz z nami.

Absurdalność tego ujęcia odsłoniła pandemia, teraz odsłania je wojna. „Trzeba myśleć pozytywnie”, „wszystko zależy od nastawienia”... Naprawdę? A może po prostu trudne emocje informują – podobnie jak te przyjemne – o położeniu, w jakim się znajdujemy? Może stanowią tak samo uprawnioną część naszego doświadczenia, jak wszystkie inne jego aspekty? Może właśnie teraz, kiedy tuż obok giną ludzie, nie mamy zbyt wiele powodów do radości, a lęk, przerażenie, rozpacz i poczucie bezsensu to w pełni uzasadnione reakcje (co oczywiście nie znaczy, że kiedy cierpienie emocjonalne staje się nie do wytrzymania, nie należy skorzystać z pomocy psychiatry lub terapeuty)? O tym, jak kultura i ekonomia modelują nasze emocje i sposób postrzegania siebie, traktuje książka Evy Illouz „Uczucia w dobie kapitalizmu” (przeł. Zygmunt Simberowicz, Oficyna Naukowa 2010).


ATAK NA UKRAINĘ | WOJENNE KORESPONDENCJE I ANALIZY | CZYTAJ NA BIEŻĄCO W SERWISIE SPECJALNYM >>>


 

8. Nie bierz na siebie odpowiedzialności za całe zło tego świata

Jednym z najdotkliwszych przeciążeń, jakim współcześnie podlegamy, jest przeciążenie jednostkową odpowiedzialnością. Nie tylko za nasze samopoczucie i miejsce w hierarchii społecznej, ale także za np. stan planety. To właśnie w twoich rękach – przekonują liczni świeccy moraliści – spoczywa los ludzkości. Ten dyskurs, przekonujący, że dysponujemy jako jednostki niebywałą wprost sprawczością, może oczywiście motywować do pożytecznych działań. Może jednak także powodować frustrację i prowadzić do apatii. Zwłaszcza kiedy zderzymy się z własnymi nieprzekraczalnymi ograniczeniami oraz prawdą tyleż oczywistą, co dziś obrazoburczą: jednostka przeważnie może mało, a niekiedy po prostu nic nie może, bo żeby zmienić świat, potrzeba zmian systemowych.

Wojna przyniosła wiele wezwań do działania oraz smutnych konstatacji, że „wszyscy ponosimy odpowiedzialność za to, co się dzieje na Ukrainie”. Otóż – nieprawda. Odpowiedzialność ponosi przede wszystkim Putin, jego otoczenie oraz – do pewnego stopnia – popierające go rosyjskie społeczeństwo. ­ Pogrążanie się w poczuciu winy za cudze czyny, branie na barki zła całego świata jest nie tylko nieadekwatne, ale osłabia zdolność do rozpoznawania zakresu swojej realnej odpowiedzialności i pożytecznego działania tam, gdzie faktycznie jest taka możliwość. O tym, jak rozróżniać to, co od nas zależy, od tego, co nie zależy, traktują nieśmiertelne „Rozmyślania” Marka Aureliusza (przeł. Marian Reiter, PWN 1988).

9. Pomagaj w miarę możliwości

Rozmaite organizacje zajmujące się pomocą uchodźcom apelują o działania przemyślane i rozsądne. Znaczy to przede wszystkim: takie, które są faktycznie potrzebne innym, nie zaś takie, których głównym celem jest zaspokojenie własnego poczucia sprawczości. Bez wątpienia jesteśmy dziś moralnie zobligowani do pomagania ludziom uciekającym przed wojną, nie tylko z Ukrainy. Ale decyzja o tym, w jaki sposób działać na rzecz innych, musi obejmować nie tylko rozeznanie w cudzych potrzebach, ale także we własnych możliwościach i zasobach. Zarówno materialnych, jak i psychologicznych. Inaczej grozi to kryzysem, którego skutki dotkną zarówno potrzebujących, jak i pragnących pomóc.

Najgorzej jest jednak wtedy, kiedy pomaganie staje się – a media społecznościowe znów mają z tym wiele do czynienia – pretekstem do wzajemnych połajanek. Zamieniając kwestię elementarnie ludzką – podanie ręki potrzebującemu – w instrument do okładania się po głowach, dewaluujemy głęboki sens pomocy. Pogrążając się w jałowych ­egzaltacjach, zakłamujemy kwestię podstawową: przyjeżdżają do nas miliony ludzi, którzy z powodu napaści Rosji na Ukrainę szukają schronienia. Potrzebne im są leki, jedzenie, dach nad głową, nie zaś nasze kłótnie i emocjonalna ekwilibrystyka. O tym, że pomoc to zarazem obowiązek moralny i zwyczajna pragmatyka, opowiada „Dżuma” Alberta Camusa (przeł. Joanna Guze, PIW 2017 i inne wydania).

10. Memento mori

Jednymi z najmocniej uwidocznionych ostatnio – przez pandemię i wojnę – aspektów ludzkiej egzystencji są jej kruchość i skończoność. Wydawałoby się, że tak fundamentalnego składnika życia jak śmiertelność nie trzeba dodatkowo uwidaczniać, trudno bowiem o coś bardziej widocznego. Tymczasem rozmaici badacze zajmujący się historią ludzkiego stosunku do śmierci są zgodni, że współczesna epoka – co jest, nawiasem mówiąc, sytuacją bez precedensu – stara się wytworzyć w nas wrażenie, że będziemy tu bezterminowo. Pragnienie nieskończoności w połączeniu z nieodwołalną skończonością, fantazja o nieograniczeniu w połączeniu z ograniczeniem sprawiają jednak, że nasze położenie w świecie jest tragiczne. Oznacza to tyle, że jesteśmy nieuchronnie skazani na stratę, bo fundamentalne konflikty, których doświadczamy, są nierozwiązywalne. Nie chcemy o tym tragizmie pamiętać. Uwierzyliśmy, że nasze doświadczenie lepiej charakteryzują takie pojęcia jak „lekkość”, „ironia”, „zabawa”, „samorealizacja” albo „wieczna młodość”. Straciliśmy czujność, ale i zdolność do doceniania wartości tego, co ulotne i kruche, a nam się wydawało, że dane raz na zawsze: poszanowania jednostki, praw człowieka, demokracji.

Brutalny, niesprawiedliwy i nieuzasadniony atak na naszych sąsiadów boleśnie przypomina, że nic nie jest dane raz na zawsze. Że ludzkie życie można zdmuchnąć w jednej chwili, niczym pyłek. I że także dzisiaj o pewne wartości trzeba walczyć tak, jak to robią właśnie mieszkańcy i mieszkanki Ukrainy, dający nam niebywałą lekcję dzielności, odwagi i poświęcenia. Wiele powstało genialnych tekstów o znikomości ludzkiego życia i nieuchronności śmierci, ale jednym z najwybitniejszych są „Myśli” Blaise’a Pascala (przeł. Tadeusz Boy-Żeleński, PAX 1998 i inne wydania). ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Eseista i filozof, znany m.in. z anteny Radia TOK FM, gdzie prowadzi w soboty Sobotni Magazyn Radia TOK FM, Godzinę filozofów i Kwadrans Filozofa, autor książek „Potyczki z Freudem. Mity, pokusy i pułapki psychoterapii”, „Co robić przed końcem świata” oraz „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2022