Dwa obce słowa

Włosi zdejmują maseczki i korzystają z odzyskanej swobody. Poczucie letniego odprężenia zaburza jednak lęk przed Deltą.
z północnych Włoch

05.07.2021

Czyta się kilka minut

Ostatni poniedziałek czerwca był pierwszym dniem, gdy we Włoszech nie obowiązywał nakaz noszenia maseczek także na wolnym powietrzu. Plac Hiszpański w Rzymie, 28 czerwca 2021 r. / CECILIA FABIANO / LAPRESSE / EAST NEWS
Ostatni poniedziałek czerwca był pierwszym dniem, gdy we Włoszech nie obowiązywał nakaz noszenia maseczek także na wolnym powietrzu. Plac Hiszpański w Rzymie, 28 czerwca 2021 r. / CECILIA FABIANO / LAPRESSE / EAST NEWS

Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda normalnie. Wrócił chaos w ciasnych uliczkach, które w kraju nietraktującym prawa do auta z aż takim nabożeństwem byłyby dawno wyłączone z ruchu. Między południem a pierwszą ciężko wejść do taniej restauracji czy samoobsługowego bistra, gdzie można zjeść zestaw obiadowy za 11 euro. Bary znów są pełne, zwłaszcza późnym popołudniem, gdy nadchodzi pora aperitifu, który jednak nie jest wstępem do posiłku, lecz sposobem na zamknięcie pierwszej połowy dnia i okazją do przedłużenia rozmów toczonych przez osiem godzin w biurze.

INSTYNKT STADNY, potrzeba bycia, picia i jedzenia w gromadzie, nie opuścił Włochów, przynajmniej wielkomiejskich. W tym narodzie godzina policyjna, zaczynająca się o dwudziestej pierwszej, była aktem destrukcji więzi społecznych. Ostatnie z najbardziej widomych i dotkliwych znamion pandemii zniknęło dopiero pod koniec czerwca: obowiązek noszenia maseczki na ulicy, który przy temperaturach powyżej 30 stopni wymagał samozaparcia, a jednak był respektowany w stopniu wyższym, niż sugerowałby stereotyp lekceważących prawo Włochów (wyższym znaczy tyle, że maseczki nosiła mniej więcej połowa). Rozstanie z maseczkami było świętem, jedna z głównych gazet dała na czołówce wielki tytuł: „Cześć, miło cię znów widzieć”.

W przeciwieństwie jednak do zeszłego lata – gdy Włosi, najciężej w Europie doświadczeni pierwszą falą, byli przekonani, że celebrują „powrót do normalności” (o czym przypominały reklamy eksploatujące to hasło) – dziś ta normalność zniknęła z rozmów w barach oraz z mediów. Słychać za to co i rusz dwa obce słowa.

Pierwsze to recovery. Chodzi o plan odbudowy, podobny do polskiego, tyle że zwany z angielska. Po to w lutym wzięto na premiera Maria Draghiego, b. szefa Europejskiego Banku Centralnego i ostatniego ogólnie szanowanego technokratę. Po to główne partie schowały na moment za plecami długie noże i poparły rząd „techniczny”, aby ktoś dał godną zaufania twarz planowi ratunkowemu i skoordynował wydanie ok. 200 mld euro. Przy czym 80 mld z nich to dotacje, a reszta pożyczki, tyle że na korzystniejszych warunkach, niż gdyby zaciągało je włoskie państwo, mające kiepskie ratingi.

KAŻDY TAKI MILIARD jest przedmiotem ożywionych dyskusji. Już u progu 2020 r. sytuacja była zła, a wiele wskaźników makroekonomicznych było chronicznie fatalnych przez całą poprzednią dekadę. Teraz, w czerwcu, duże spory budziła kwestia, czy i jak przedłużyć wyjątkowy na skalę Europy mechanizm, który zakazuje pracodawcom zwalniania pracowników w zamian za dość łatwy dostęp do funduszu osłonowego. Była to zresztą bardzo dziurawa tarcza; ochrona dotyczyła tylko etatów, nie skorzystały więc osoby najsłabsze na rynku pracy – młodzi i kobiety na umowach czasowych i śmieciowych. Na każde cztery miejsca pracy utracone w 2020 r. trzy zajmowały kobiety. Po długich deliberacjach zakaz zwolnień utrzymano dla większości dotychczasowych beneficjentów. Wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że pogłębi to tylko dysproporcje między tymi, którzy najmocniej płacą za kryzys, a tymi, którzy przechodzą go lżej.

Draghiemu dość łatwo udało się wymusić ten kompromis na swoim rządzie – w tej chwili cieszy się względnym spokojem. Wrogie wobec siebie partie czekają, aż wynajęty „technik” poradzi sobie z dystrybucją pierwszej transzy unijnej manny z nieba, po czym się go zwolni. Najprostszym scenariuszem pozbycia się Draghiego byłoby wybranie go na prezydenta w lutym 2022 r. Ma to zresztą pewien sens, bo cieszy się on autorytetem, a na horyzoncie nie widać dobrych alternatyw.

POZORNIE STABILNA sytuacja polityczna jawi się uczestnikom gry – i wyborcom – jako chwilowe zawieszenie broni o nieokreślonym terminie ważności. Poczucie niepewności wzmaga całkowita już degrengolada Ruchu Pięciu Gwiazd, formalnie nadal największej siły w parlamencie, ale tracącej bardzo w sondażach. Na tle tego spadku poparcia rozgrywa się bezwzględna walka o kontrolę nad masą upadłościową między ojcem założycielem Ruchu, komikiem Beppem Grillo, a byłym premierem Giuseppem Contem. To też uboczny skutek koronawirusa – Conte zaczynał jako bezwolna marionetka, wyciągnięta przez Grilla z kapelusza, ale okazał się sprawnym zarządcą w pierwszym roku pandemii i zasmakował we władzy.


CZYTAJ WIĘCEJ: AKTUALIZOWANY SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>


Przetasowania w wielkich partiach (poważne kłopoty ma też Liga, do niedawna najsilniejsze w całej Europie ugrupowanie tzw. populistycznej prawicy) to jednak czynnik destabilizujący w długiej perspektywie. Na razie polityka znalazła się jakby w hibernacji – wybory dopiero za półtora roku.

BARDZIEJ NAMACALNY i dotykający codziennych decyzji jest lęk, który budzi drugie obce słowo, tym razem greckie – „Delta”. Wprawdzie gdyby spojrzeć na tabele, to ze szczepieniami nie jest najgorzej. Po chaosie pierwszego kwartału dziś w pełni zaszczepione jest 31 proc. populacji, w tym 90 proc. osób po osiemdziesiątce. Wielkie obawy rządowych ekspertów budzi jednak 15-milionowa zupełnie niezabezpieczona grupa w wieku 12-40 lat – oni tworzą te wieczorne rozbawione tłumy na ulicach i placach, które określa się zapożyczonym z hiszpańskiego słowem movida (w wolnym przekładzie: „najbardziej mobilni”). I to oni mogą okazać się dogodnym podglebiem dla mutacji Delta, o której wiadomo, że jest bardziej zaraźliwa.

Rządowy cel, powtarzany przez ministra zdrowia Roberta Speranzę, zakłada zaszczepienie 80 proc. uprawnionych do końca września i wydaje się realny. Tyle że wrzesień nikogo nie satysfakcjonuje. Dla kraju żyjącego z turystyki liczą się dwa najbliższe miesiące. Ale jasne jest, że ten wyścig z czasem – czyli błyskawiczne zaszczepienie młodszych, by nie roznosili Delty – jest raczej przegrany. Owszem, pewne miejsca łatwo zabezpieczyć, np. sławne wyspy Capri, Procida i Ischia już od maja są covid-free – zaszczepiono tam ogromną większość dorosłych. Ale to są promile całego ruchu turystycznego.

WŁOSI ODKRYWAJĄ w ten sposób mimochodem, do jakiego stopnia centra ich historycznych miast zamieniły się w ostatnich latach w parki rozrywki dla cudzoziemców – teraz, gdy przyjeżdża ich mniej, można swobodnie chodzić po średniowiecznych zaułkach i moczyć nogi w fontannach w spokoju i ciszy. Starsi przypominają sobie, jak wyglądały najbardziej atrakcyjne dzielnice ich miast, a muzea można zwiedzić bez stania w kolejce. Można też poleżeć na plaży w umiarkowanym tłoku, a nie w dzikim wielojęzycznym tłumie.

Tyle tylko, że ta cisza i względny luz mogą cieszyć jedynie tych, którzy na zwiedzanie Włoch się wybiorą (co jest tym bardziej wygodne, że przynajmniej do niedawna służby graniczne starały się nie zniechęcać cennych turystów i nie kontrolowały praktycznie nikogo). Ale dla kraju jako całości ów lęk i potencjalne problemy w podróżach, jakie wywoła Delta, to najgorsza wiadomość. Jedyną nadzieją, jaką mają, to ta z nazwiska ich ministra zdrowia: Speranza to po włosku „nadzieja”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2021