Droga do Indii

Na całym świecie trwa boom na współczesną sztukę z Indii. Dziś możemy ją oglądać na wystawie w warszawskiej Zachęcie.

18.10.2011

Czyta się kilka minut

Indie intrygują. Fascynuje ich historia, kultura, ale też współczesność. To kraj, który aspiruje do roli nowego światowego gracza, demokracja z ponad miliardem mieszkańców, jedna z największych gospodarek świata. Odszedł w przeszłość opisywany przez wiekiem w "Drodze do Indii" E. M. Forstera świat skolonizowanej krainy rządzonej przez cudzoziemców. Jednak Indie pozostały krajem kontrastów. Choć to wytarty slogan, trudno bez niego się obejść. Są krajem zróżnicowanym nie tylko geograficznie, kulturowo czy religijnie, ale też społecznie. To kraj podziałów kastowych, obszarów niebywałego bogactwa i nie mniej szokującej biedy, kraj wielkich namiętności znanych z filmów bollywoodzkich i nowej Doliny Krzemowej.

Mitologia i Bollywood

Indyjscy artyści mierzą się zatem z bardzo różnymi wizerunkami. Na wystawie w Zachęcie znaleźli się reprezentanci młodego i najmłodszego pokolenia. Większość z nich urodziła się w latach 60. i 70. Mieszkają w Indiach, ale też w Europie i Stanach Zjednoczonych. To jest tytułowe pokolenie przemiany, czyli ci, którzy dorastali w zmieniającym się gwałtownie - ekonomicznie, ale też obyczajowo i kulturowo - kraju. To pokolenie sportretował Anay Mann. Na czarno-białych zdjęciach widzimy młodych mieszkańców indyjskich miast. Ubrani są na zachodnią modłę, przeciętni, nie różnią się specjalnie od swoich europejskich czy amerykańskich rówieśników. Te same kroje ubrań, te same gadżety. Próżno tu szukać jakiejś egzotyki.

Czym zatem dziś jest indyjskość? Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. Na wystawie szczególną uwagę przykuwają prace poświęcone indyjskiej tożsamości. Niektóre z nich przywołują miniony czas, jak wystudiowane wideo Nikhila Chopry, w którym niczym duchy przewijają się postacie z dawnych, kolonialnych czasów. Można odnieść wrażenie, że za chwilę pojawią się tu bohaterowie Forstera...

Jednak to nie postkolonialna przeszłość jest dla artystów podstawowym problemem, lecz zderzenie dawnych tradycji i globalnej kultury masowej. Symbolem tych nowych Indii stała się bollywoodzka produkcja filmowa, która zdaje się w znacznej mierze kształtować tożsamość, a także budować wizerunek kraju. Nie dziwi, że po te filmy sięgają także artyści, chociażby Vishavas Kulkarni, który parodiuje tamtejsze kino i obyczajowość. W jego krótkich filmach hinduska mitologia świetnie miesza się ze stylistyką rodem z Bollywood. Nandini Vall Muthiah zajęła się innym fenomenem: popularnymi w szkołach konkursami na najlepsze przebranie. Na jej zdjęciach, niewielkich, oprawionych w ramki i wyglądających, jakby zostały wypożyczone z prywatnych domów, widzimy dzieci w zaskakujących strojach: raz jest to tradycyjny hinduski kostium, innym razem zwierzęce przebranie lub bohater komiksu. W tle - jak to było w zwyczaju w dawnych studiach fotograficznych - jest wymalowany sztuczny, naiwny pejzaż. W tym świecie dawność i współczesność zaskakująco dobrze ze sobą współżyją.

Przenikliwe spojrzenie

Co kilka minut w gmachu Zachęty rozlega się głuchy huk. W jednej z sal zainstalowano wielką bramę, którą wprawia w ruch mechanizm. Brama "otwiera się", a następnie z impetem uderza w ścianę. Za każdym razem pozostaje na niej ślad, który w zarysie przypomina jeden z zapalnych regionów kraju: Kaszmir, a może Zachodni Bengal. To instancja Shilpy Gupty, artysty często dotykającego konfliktów politycznych czy religijnych. Powoli przyzwyczajamy się do hałasu, podobnie jak przywykliśmy do trwających dziesiątki lat konfliktów. Nie oznacza to - zdaje się przypominać Gupta - że są one naturalnym stanem. Zawsze pozostaje ślad, coraz trudniejszy do usunięcia.

Nie konflikty polityczne, lecz społeczne przykuwają uwagę. Artyści nie tylko dotykają tradycyjnych problemów nierówności, ale też nowych przejawów wykluczeń, często związanych z przemianami społeczno-ekonomicznymi. Gauri Gill sfotografowała mieszkańców Radżastanu. Opowiada m.in. o codzienności życia samotnej matki i jej dwóch córek mieszkających na pustyni. Komentarzem do czarno-białych fotografii są wiersze pisane przez jedną z nich, a także petycje matki do władz. Powstał smutny, intymny zapis walki o lepszy byt.

Sharmili Samant nie tylko chce zapisywać los biednych, ale też go zmieniać. Na wystawie znalazły się jej prace poświęcone mieszkańcom slumsów Bombaju, ludziom wyrzucanym z centrum miast na peryferie (w 2004 r. wysiedlono 85 tys. osób!). "Zbyteczni" muszą odbudowywać swoje życie: domy, ale też np. szkoły. W ramach jednej ze swych akcji Samant zaprojektowała przenośne ławki-tornistry, bardzo przydane dla uczniów tymczasowej szkoły. Nie są kolejnym dziełem sztuki, lecz bardzo pożytecznym przedmiotem.

Gdy oglądamy prace w Zachęcie, przypominają się nadwiślańskie dyskusje o sztuce zaangażowanej. Artyści z Indii pokazują prace o dużym ładunku politycznym, nie ukrywają tego i nie próbują za to przepraszać. Ich dzieła prowokują do stawiania pytań dalece wykraczających poza obszar sztuki. Coraz częściej podkreśla się, że zachodni model rozwoju przestaje być atrakcyjnym wzorcem dla innych regionów świata, Podważa bezpośredni związek między wolnym rynkiem a demokracją. Casus Chin pokazuje, że możliwy jest rozwój gospodarczy bez swobód politycznych. Więcej, państwo autorytarne może być bardziej sprawne w sferze ekonomicznej. Coraz ważniejsze staje się pytanie: czy to Chiny staną się modelem modernizacji, czy też Indie z ich ugruntowaną demokracją i imponującym wzrostem gospodarczym?

Często mówi się o niesłychanym wzroście udziału Indii w rynku zaawansowanych technologii i usług, ale - o czym warto pamiętać - tylko 1,4 miliona z pośród 400 milionów tamtejszych pracowników znalazło w nich zatrudnienie. Przykład Indii może być zatem punktem wyjścia do szerszej debaty o tym, w jak sposób w ogóle można definiować rozwój. Nieprzypadkowo wybitny indyjski ekonomista i noblista Amartya Sen stale podkreśla, że jego oceny nie można oddzielić od jakości życia i poziomu wolności.

Barbie i Tadż Mahal

Artyści z Indii patrzą także na Zachód, a to spojrzenie bywa frapujące. Prasad Raghavan stworzył serię obrazów inspirowanych klasycznym plakatem filmowym. Cofnął się do czasu sprzed ery multipleksów, przywołuje głośne tytuły: "Nóż w wodzie", "Czerwony", "Rublow", "Na zachodzie bez zmian". Natomiast Baptista Coelho przypomniał nieżyjącego już Kattingeriego Krishnę Hebbara, uczestnika zbiorowej wystawy sztuki indyjskiej zorganizowanej w 1953 r. w warszawskim Muzeum Lenina. Na wystawie znalazła się reprodukcja wykonanego wówczas przez niego widoku odbudowywanej stołecznej Starówki. Obok, w specjalnie zaaranżowanym przez Coelho labiryncie znalazły się rysunki współczesnych przechodniów, przedstawiające ten sam widok. Chyba niewielu z ich autorów zdaje sobie sprawę, że w znacznej mierze widzi miasto stworzone na nowo przed zaledwie kilkoma dekadami.

Do historii Warszawy odwołał się także Mithu Sen. W salach Zachęty można znaleźć delikatne rysunki na ścianach, przedstawiające fragmenty architektury: wycinek ściany, strzelisty minaret... Sen przywołuje słynny Tadż Mahal, ale też Taj Mahal Palace w Bombaju - hotel, który stał się w listopadzie 2008 r. obiektem terrorystycznego ataku. Przypomina o nietrwałości, agresji, wojnie.

Na przełomie lat 20. i 30. XIX w. gubernator William Bentinck ponoć chciał rozebrać słynne indyjskie mauzoleum. Dziś jest ono uznawane za jeden z cudów świata. Zmienił się też stosunek do samych Indii. Czy stał się jednak mniej stereotypowy? Kontrapunkt do prac zgromadzonych w Zachęcie przygotował Janek Simon. Wcielił się - jak podkreśla Magda Kardasz, kuratorka - w rolę "artysty z Indii". A może raczej starał się pokazać, jak wyobrażamy sobie ten kraj. Zebrał rozmaite gadżety, miniatury tamtejszych pojazdów. Jest Barbie in India i menu z hinduskiej restauracji. Takie przedmioty kreują nasz obraz kraju nad Gangesem. Obiegowy i nieznośnie sztampowy. Warto zobaczyć więcej, przyglądając się temu, co mówią o swym kraju współcześni artyści.

"Pokolenie przemiany. Nowa sztuka z Indii", Warszawa, Narodowa Galeria Sztuki Zachęta, kurator: Magda Kardasz, wystawa czynna do 6 listopada 2011 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2011