Długa przeprowadzka

Jan M. Małecki, historyk: Na przełomie XVI i XVII w. w ogóle nie zauważono, że stało się coś istotnego: że nastąpiło przeniesienie najważniejszego ośrodka władzy do Warszawy. Rozmawiała Agnieszka Sabor

29.05.2009

Czyta się kilka minut

/rys. Mateusz Kaniewski /
/rys. Mateusz Kaniewski /

Agnieszka Sabor: Czy w tym roku mamy okazję do świętowania (albo do smutnej refleksji, w zależności od małopolskiego albo mazowieckiego adresu) 400-lecia przeniesienia stolicy z Krakowa do Warszawy? W maju 1609 r. król Zygmunt III Waza wyjechał z Wawelu, by nigdy już nie wrócić.

Prof. Jan M. Małecki: O rocznicy raczej mówić nie można. I to z kilku względów. Po pierwsze, pojęcie "stolica" - rozumiane tak jak dzisiaj: jako siedziba władz centralnych - jeszcze nie istniało. Królowie przemieszczali się bez przerwy. Zygmunt Stary, najbardziej związany z Wawelem, spędził w nim jakieś 45 proc. swojego panowania. Jego syn Zygmunt August Krakowa nie lubił i od 1559 r. do śmierci (w 1572 r.) w ogóle się tu nie pojawiał. Stefan Batory przeważnie był na wojnie. Natomiast Zygmunt III Waza do 1609 r. przebywał na Wawelu częściej niż w Warszawie (choć okres krakowski to i tak ponad 40 proc. pierwszych

22 lat jego panowania). W odniesieniu do tamtych czasów bardziej adekwatne wydaje się pojęcie "główna rezydencja królewska" niż "stolica". Tak więc, jeżeli mówimy o przeniesieniu, to raczej rezydencji królewskiej, a nie stolicy.

Jest jeszcze drugi aspekt sprawy: współcześni w ogóle nie zauważyli, że stało się coś istotnego, że najważniejszy ośrodek władzy przeniósł się do Warszawy.

Może Zygmunt III Waza, wyjeżdżając, czuł szczególną antypatię do Krakowa?

W Wiedniu zachowała się obfita korespondencja jego dwóch żon, Anny i Konstancji Habsburżanek oraz ich dworzan. Wynika z niej, że król się do końca zastanawiał, czy do Krakowa nie wrócić. Jednocześnie zachowywał rezerwę - od czasu rokoszu Mikołaja Zebrzydowskiego, wojewody krakowskiego. Tym bardziej że rokoszanie, wywodzący się głównie spośród panów małopolskich, zarzucali mu m.in. kazirodztwo, ponieważ ożenił się (zresztą za zgodą papieża) z siostrą swojej pierwszej żony. To musiało być bolesne. Być może król nie chciał po prostu spotykać się z tymi, którzy zranili jego uczucia.

A jak to jest z datami? One też wydają się kontrowersyjne.

No właśnie. Debata zaczęła się na początku wieku XIX, kiedy uczeni dostrzegli, że na przełomie wieku XVI i XVII rzeczywiście coś się wydarzyło. Historycy warszawscy, mówiąc o przeprowadzce królewskiej, wskazywali na rok 1596, krakowianie woleli rok 1609.

Skąd ta rozbieżność?

Długo szukano argumentów. Znaleziono nawet jakiś przywilej dla Warszawy, który okazał się tylko brudnopisem. Wreszcie w aktach podskarbińskich odkryto informację, że w 1596 r. król z królową wyjechali z Krakowa do Warszawy, a rzeczy królowej zostały spławione Wisłą.

Uznano to za dowód przeprowadzki. Jako przyczyny podawano pożar północnego skrzydła zamku wawelskiego i fakt, że Mazowsze leży bliżej Sztokholmu, a Zygmunt III

mocno był przecież wtedy zainteresowany koroną szwedzką. No dobrze, ale w takim razie dlaczego król raz po raz wracał potem do Krakowa? Dlaczego pomieszkiwał u biskupów krakowskich na ul. Kanoniczej i w podkrakowskim Łobzowie, gdzie urodził mu się syn, późniejszy król Władysław IV? Dlaczego podjął wysiłek finansowy związany z odbudową północnego skrzydła zamku wawelskiego, dopiero co strawionego przez pożar (i zachowującego do dziś barokowy, "wazowski" charakter)? Bliskość Warszawy i Sztokholmu też wydaje się problematyczna - w końcu chodzi tylko o 300 km różnicy, w dodatku tak czy siak trzeba przepłynąć morze.

Skąd zaś wziął się rok 1609? Zachowała się notatka w kronice jezuickiej przy kościele

św. Barbary w Krakowie, zapisana niewątpliwie już po śmierci Zygmunta III, głosząca, że 28 maja tego roku król jegomość udał się na Litwę i na ziemie moskiewskie, i do końca życia już na Wawel nie wrócił. Trudność polega na tym, że Zygmunt III nie przeniósł się wtedy z Krakowa bezpośrednio do Warszawy, ale wyruszył pod Smoleńsk, gdzie stały wojska polsko-litewskie. Z wyprawy wojennej przyjechał do Warszawy dopiero w 1611 r.

Więc może tę właśnie datę należy uznać za koniec stołeczności Krakowa?

Ależ skąd! Kraków dalej był nazywany stolicą - zarówno w korespondencji, w relacjach odwiedzających Polskę cudzoziemców, jak i w oficjalnych dokumentach. Warszawa pojawiała się tymczasem albo jako stolica Mazowsza, albo jako siedziba króla. Tak było do końca I Rzeczypospolitej. Po raz pierwszy Warszawa nazwana została stolicą w jednym z dokumentów Sejmu Grodzieńskiego

1793 r., a więc w czasie ostatniego sejmu Rzeczypospolitej!

Ale Kraków stopniowo przestawał być najważniejszym ośrodkiem życia politycznego.

Centrum musiało się przesunąć: Kraków po Unii Lubelskiej pozostawał na południowo-zachodnich rubieżach państwa polsko-litewskiego. Jeżeli coś się działo, to albo na północy, albo na wschodzie. W tym kontekście przeniesienie rezydencji królewskiej miało charakter długotrwałego procesu, którego chronologię można by właściwie zacząć od czasów panowania Zygmunta Augusta.

Sejmy od dawna odbywały się gdzie indziej.

Właśnie. Istnieje teoria, zaproponowana przez austriackiego historyka, prof. Waltera Leitzscha, głosząca, że tak naprawdę to szlachta przeniosła główny ośrodek życia politycznego do Polski centralnej. Król musiał iść jej śladem. W wieku XVI sejm był już organem decydującym, władza królewska zaś - stosunkowo niewielka. Sejmy walne rzadko kiedy zwoływano do Krakowa. Odbywały się najczęściej w Piotrkowie, a także w Lublinie, Warszawie, Toruniu, Bydgoszczy, a nawet w Parczewie. To oczywiste, że przedstawicielom różnych ziem Rzeczypospolitej dalej było do Krakowa niż do Piotrkowa. Król podążał śladem szlachty, a permanentne podróże z całym dworem były kosztowne i męczące (tym bardziej że zazwyczaj towarzyszyła mu żona i dzieci).

Na sejmie lubelskim w 1569 r., którego efektem była unia realna z Litwą, uchwalono, że sejmy walne będą się odtąd odbywać w Warszawie (potem Litwini wywalczyli, że co trzeci będzie w Grodnie). Kilka lat później wolną elekcję też postanowiono przeprowadzać pod Warszawą. W ten sposób Kraków tracił ważną funkcję jako ośrodek polityczny.

Nadal nazywano go jednak stolicą.

Właśnie. Pojęcie "stolica" miało długo znaczenie ideowe, a nie polityczne. Tymczasem w Krakowie do 1734 r. odbywały się koronacje, które symbolizowały jedność państwa. Tu grzebano władców Polski i ich rodziny (tylko kilka królowych pochowanych jest gdzie indziej; zazwyczaj te, które zmarły poza Krakowem, jak Bona; wyjątek stanowi Barbara Radziwiłłówna, która zmarła w Krakowie, ale chciała być pochowana w Wilnie). Tu znajdowały się relikwie św. Stanisława, patrona Polski, Ołtarz Ojczyzny, przy którym przynajmniej od czasów Władysława Łokietka składano zdobyczne sztandary. A także skarbiec koronny, w którym przechowywano insygnia koronacyjne władców, a przy nim główne archiwum państwowe. Kraków był więc symbolem suwerenności, jedności, potęgi państwa. Pod koniec XVIII w. Franciszek Salezy Jezierski nazwał Kraków "stolicą opuszczoną" i wydaje mi się, że to bardzo trafne określenie. Choć stopniowo miasto traciło także atrybuty symboliczne. Owszem, nadal koronowano tutaj królów (z wyjątkiem Stanisława Leszczyńskiego, ale o jego koronacji w Warszawie zadecydowała skomplikowana sytuacja polityczna, i Stanisława Augusta Poniatowskiego, co uznano jednak za wyjątek, zaś insygnia koronacyjne wróciły po ceremonii do Krakowa), a z dwoma wyjątkami także królowe. Po 1764 r. przeniesiono do Warszawy archiwum. Insygnia pozostawały w Krakowie aż do okupacji pruskiej po insurekcji kościuszkowskiej. Prusacy wywieźli je wtedy w tajemnicy. I to był koniec.

Więc nie ma żadnej konkretnej daty przeniesienia stolicy do Warszawy?

Nie. Na jakimś odczycie powiedziałem nawet przewrotnie, że równie dobrze można by wybrać rok 1569, kiedy uchwalono Unię Lubelską. Albo rok 1764, kiedy Stanisław August za zgodą sejmu został koronowany w Warszawie.

Czy po I wojnie światowej, kiedy Polska odzyskiwała niepodległość po zaborach, nie pojawił się pomysł powrotu stolicy do Krakowa? Przecież w XIX w. miasto to pełniło funkcję "polskiego Piemontu", w zaborze austriackim obowiązywały jakieś formy demokracji.

To ciekawe zagadnienie. Ze zdziwieniem zauważyłem, że przy całym antagonizmie krakowsko-warszawskim, przy wszystkich kompleksach, których początki sięgają połowy XVIII w., po I wojnie światowej w ogóle nie pojawiły się pod Wawelem tego typu ambicje. Pamiętajmy przy tym, że pod zaborem austriackim nie zawsze było tak dobrze. Do powstania listopadowego większą niezależnością cieszyło się Królestwo Polskie. Ale od 1866 r. rzeczywiście Kraków był oazą polskości. Wystarczy przypomnieć zapiski Stefana Żeromskiego, który po pierwszej wizycie pod Wawelem wspominał własne wzruszenie na widok pamiątek narodowych. Za drugim razem zauważył już jednak krakowskie zadęcie, niepasujące do prowincjonalności, biedy i zapuszczenia...

Jak to jest z tymi krakowsko-warszawskimi uprzedzeniami?

Już w XIX w. warszawiacy używali wobec krakusów określenia "centusie". W rewanżu doczekali się oskarżeń o cwaniactwo. Ale jednocześnie za tymi animozjami kryje się też jakiś rodzaj wzajemnego szacunku. My zauważamy heroizm walczącej Warszawy. Warszawiacy dostrzegają nasz racjonalizm i styl życia. Nie jest tak źle.

Prof. JAN M. MAŁECKI (ur. 1926) jest historykiem specjalizującym się w historii społecznej i gospodarczej oraz dziejach polskich miast. W latach 1981-84 rektor Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Współautor "Dziejów Krakowa", członek PAU, honorowy członek Towarzystwa Miłośników Historii i Zabytków Krakowa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2009