Dlaczego po zmianie rządu muszą się zmieniać lektury

W kraju, w którym poziom czytelnictwa winduje lektura instrukcji obsługi sprzętu AGD, dywagacje na temat obecności Szekspira czy Mickiewicza w szkole muszą robić wrażenie sztuczności.

20.02.2024

Czyta się kilka minut

Stanisław Mancewicz / Fot. Grażyna Makara / Katarzyna Włoch // Tygodnik Powszechny
Stanisław Mancewicz // Fot. Grażyna Makara / Katarzyna Włoch / Tygodnik Powszechny

Dochodzą nas głosy krytyczne, że mianowicie zbyt wiele uwagi i zasobów naszego niezrównanego talentu poświęcamy b. Gospodarzowi i jego torturowanym kolegom. Zaiste rzec trzeba, że zarówno b. Gospodarz i jego torturowani koledzy to tematyka powabna. Też dlatego, że nie trudna. Oczywiście wyłaniający się tu zarzut łatwości musi dawać do tzw. myślenia, zwłaszcza nieprzebranym rzeszom, oczekującym tu literatury ambitnej i oryginalnej.

No więc, prócz owej łatwości – trudno jej przeczyć – mamy jednak do czynienia z nieczęstą jak kwiat paproci okolicznością, będącą dla nas, jak tu ponuro siedzimy, bezspornym usprawiedliwieniem uprawiania tej tematyki. Jest to okoliczność klasy premium. Oto nie przypominamy sobie, by kiedykolwiek, od początków istnienia rodzimego piśmiennictwa (Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj) można było z gracją, lekkością, w oparze absurdu, w kaskadach perlistego śmiechu, pisać o torturach i torturowanych. Każdy przyzna, że jest to tematyka z gruntu niewesoła i nigdzie na świecie nie nadaje się do żartowania, a jednak w Polszcze, krainie bezbrzeżnego uśmiechu, aktywność zarówno umysłowa, jak i fizyczna torturowanych stała się zdarzeniem z pogranicza burleski i kankana na świeżym powietrzu. Chciałoby się rzec, że nie tylko ręce składają się tu do oklasków. Każdy – czy to starzec, czy młodzieniaszek, czy to filut, czy ponurak, i piśmienny, i analfabeta – każdy chętnie chwyta za pióro, by sobie te czasy utrwalić, bądź potrenować gibkość stylistyczną i satyryczną. Tak jest po prostu, więc oddalamy niniejszym zarzuty, że sfiksowaliśmy i poza b. Gospodarzem świata nie widzimy.

Otóż widzimy. Choć rzecz jasna czujnie słuchamy, co tam w PiS-ie słychać, a zwłaszcza w pisowskiej polityce zagranicznej. Uwielbiamy politykę zagraniczną PiS. Uwielbiamy pisowskich myślicieli i ekspertów oraz ich fantastyczne miny. Tak, to akt strzelisty, zgadza się. No więc, możemy bez ustanku słuchać ich imperialnych projekcji oraz wykutych na pamięć diagnoz dla świata i wszechświata, wykoncypowanych w omszałej żoliborskiej willi. Można rzec szczerze, że jesteśmy uzależnieni. Dlatego nie mogła nam umknąć zmiana na intelektualnych szczytach owego koncypowania.

Z szefowania zagranicznej reprezentacji PiS-u do Europy został właśnie – z niejasnych przyczyn – usunięty gigant pisowskiego pomyślunku i widzenia rzeczywistości p. Legutko z Krakowa, a jego miejsce zajął człowiek o podobnych manierach i intelekcie, ale bardziej umięśniony, czyli p. Tarczyński z Lublina. Jest to, rzec trzeba twardo, zmiana, która nam się bardzo podoba. Słowem: każdy widzi, że mimo próśb i gróźb, nie jesteśmy w stanie przestać, bo i b. Gospodarz, i byli tajniacy, obecnie torturowani, oraz zdezaktualizowani intelektualiści i myśliciele przykuwają narkotycznie naszą uwagę i potrzebę czynienia notatek.

No dobrze. Spróbujmy teraz – dla świętego spokoju – zająć się aktywnością władzy obecnej. To, co nas zawsze w ramach zmian powyborczych w Polsce frapuje, a jest to reguła, to zażarte dyskusje dotyczące listy lektur szkolnych. Tak jest i teraz. Nadaje to krajowi naszemu pewnego i metafizycznego, i intelektualnego konturu, a słowo kontur wydaje nam się szczególnie tu pasujące. W kraju, w którym poziom czytelnictwa winduje lektura instrukcji obsługi sprzętu AGD, dywagacje na temat obecności Szekspira czy Mickiewicza w szkole muszą robić wrażenie sztuczności. Z jakichś powodów zainteresowanie dorosłych tym, co czyta młodzież, jest tak ważne, że dochodzi na tym tle do rytualnych naparzanek. Lubimy ten moment cyklu, bo jakoś pół roku po objęciu władzy temat znika.

No więc jest jak zwykle: jedni powiadają, że stara literatura jest dla naszej znakomitej młodzieży niezrozumiała z wielu powodów, głównie słownikowych, że jest szkodliwa, bowiem nie pasuje do obowiązującej obyczajowości, a drudzy wołają, że literatura nowa jest zwyrodniała w każdym sensie. Dużo można usłyszeć o kodzie kulturowym, który się ponoć nie starzeje. Bardzo to są fajne dyskusje, zaznaczyć trzeba, że równie interesująco mówią zarówno ci, którzy czytają, jak i owi, którzy tego za skarby świata nie robią.

Ktoś może nas teraz zapytać o nasze tu zdanie w tej kwestii. Dla przykładu: co sądzimy o planach usunięcia z listy lektur szkolnych „Janka Muzykanta”. Trudno nam zebrać myśli, ale spróbujemy i odpowiemy pytaniem na pytanie: jeżeli miałoby to uruchomić protesty środowisk antyszczepionkowych, to może lepiej zostawić?  W imię spokoju społecznego oczywiście.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Janko Muzykant