Co o nas mówią wiktorianie

W nowej serialowej adaptacji zobaczymy bohatera „Opowieści wigilijnej” na miarę czasów katastrofy klimatycznej i zaciskania pasa. Z Sherlockiem Holmesem i Draculą jest podobnie.

10.02.2020

Czyta się kilka minut

Serial „Opowieść wigilijna” pokazywany przez BBC i HBO / MATERIAŁY PRASOWE HBO
Serial „Opowieść wigilijna” pokazywany przez BBC i HBO / MATERIAŁY PRASOWE HBO

Epoka królowej Wiktorii skończyła się 119 lat temu, wiktoriańskie wartości dawno temu odesłane zostały do lamusa, nostalgię za wiktoriańską polityką żywią tylko najbardziej zacięci konserwatyści, do stosunków społecznych z epoki nie tęskni chyba nikt. Zupełnie inaczej rzecz ma się z wiktoriańskim światem w kulturze popularnej. Ten ciągle ma się świetnie i wraca w kolejnych odsłonach: w kinie, grach wideo, telewizji.

W zeszłej dekadzie mieliśmy w telewizji dwie uwspółcześnione ekranizacje przygód Sherlocka Holmesa, amerykańskie „Elementary” (2012-19) i brytyjskiego „Sherlocka” (2010-). Początek tego roku zaczął się w telewizji od nowej wersji dickensowskiej „Opowieści wigilijnej” oraz kolejnej adaptacji „Drakuli” Brama Stokera, wyprodukowanej przez BBC wspólnie z Netfliksem. W marcu światową premierę ma nowa, osadzona we współczesnych czasach wersja „Niewidzialnego człowieka” H.G. Wellsa. Skąd te nieustanne powroty postaci i motywów sprzed ponad stu lat?

Człowiek, który wynalazł Boże Narodzenie

Odpowiedź jest prosta. To właśnie wiktoriańskie narracje ciągle w dużej mierze organizują to, jak opisujemy sobie świat – przynajmniej w zachodnim kręgu kulturowym. Weźmy „Opowieść wigilijną” i Boże Narodzenie. Brytyjscy historycy lubią powtarzać, że to właśnie opowiadanie Dickensa, opublikowane we wczesnej epoce wiktoriańskiej, w grudniu 1843 r., stworzyło Boże Narodzenie, jakie dzisiaj znamy.

Dickens miał skromniejsze ambicje. W 1843 r. jego dobrze rozwijająca się kariera spowolniła, żona oczekiwała kolejnego dziecka, wydatki rosły. Młody pisarz szybko potrzebował kolejnego literackiego hitu. Zdecydował się więc na dwie rzeczy szczególnie interesujące publiczność początków lat 40. XIX w.: historię o duchach i bożonarodzeniowy temat.

To czas, kiedy pierwsza fala rewolucji przemysłowej w Anglii jest już w zasadzie zakończona. Kilka poprzednich dekad radykalnie zmieniło gospodarkę i życie społeczne kraju. W tym również sposób podchodzenia do organizujących niegdyś kalendarz chrześcijańskich świąt. Stare sposoby świętowania, praktykowane w wiejskich społecznościach, okazywały się coraz mniej praktyczne w świecie powstającym wokół fabryki – w epoce, w której niespotykanej w historii ekspansji sił wytwórczych towarzyszył masowy wyzysk i nędza.

Wcześni wiktorianie mieli poczucie, że święta, w tym Boże Narodzenie, trzeba wymyślić na nowo, jeśli nie mają wkrótce zmienić się w kolejny zwykły dzień roku. Na początku lat 40. ukazuje się kilka popularnych książek opowiadających o zapomnianych w uprzemysłowionej Anglii bożonarodzeniowych tradycjach. Dickens wstrzelił się w ten trend, a jego książka natychmiast okazała się wydawniczym hitem. Skutecznie zaproponowała wiktoriańskiemu społeczeństwu nową bożonarodzeniową narrację.

Jej sednem jest nie tyle religia i tajemnica Wcielenia, ile celebracja międzyludzkich więzi, zwłaszcza tych rodzinnych. Dickens zdefiniował Boże Narodzenie jako rodzinne – a nie, jak wcześniej, wspólnotowe – święto. Jako moment, gdy każda rodzina, niezależnie od codziennych problemów i finansowych trudności, siada razem przy stole, by celebrować łączące ją więzi. Opisując przemianę Ebenezera ­Scrooge’a – starego skąpca i zgorzkniałego mizantropa – który nawiedzany przez duchy w świąteczny czas odkrywa znaczenie przyjaźni, miłości i braterstwa, Dickens stworzył model bożo- narodzeniowej opowieści, jaki powraca regularnie we współczesnej kulturze popularnej w kinie i telewizji.

W zasadzie każdy współczesny film bożonarodzeniowy opowiada o tym samym, co dzieło z 1843 r. O bohaterach, którzy dzięki „magii świąt” wychodzą poza własny egoizm i uprzedzenia, przekonują się, jak bardzo potrzebują swoich najbliższych, w tym tych, którzy na co dzień wydawali się wyłącznie uciążliwi i irytujący. O tym mówią najpopularniejsze w Polsce świąteczne hity. „Kevin sam w domu” – gdzie chłopiec marzący, by uwolnić się na chwilę od licznej rodziny, w święta przekonuje się, jak bardzo jej potrzebuje. Albo „Szklana pułapka”, w której przeżywające poważny kryzys małżeństwo McClane’ów, uwięzione w Wigilię w opanowanym przez terrorystów wieżowcu, uświadamia sobie ponownie wartość łączącej je relacji.

Scrooge ery austerity

A przy tym „Opowieść wigilijna” otwarta jest na różne współczesne odczytania. Pokazuje to nowa adaptacja opowiadania, trzyodcinkowy serial pokazany przez BBC i HBO.

Jego autorem jest Steven Knight, specjalista od odważnej artystycznie telewizji w historycznym kostiumie. Jego najsłynniejszy serial „Peaky Blinders” (2013-) to historia tytułowego gangu z Birmin­gham, który sprytem i przemocą próbuje wywalczyć sobie pozycję w brytyjskim społeczeństwie międzywojnia. W innym projekcie twórcy, napisanym wspólnie z aktorem Tomem Hardym „Tabu” (2017), bohaterem jest młody mężczyzna, awanturnik i odkrywca James Delaney, który pod koniec wojen napoleońskich wraca z Afryki do Londynu, gdzie rzuca wyzwanie wszechwładnej, faktycznie rządzącej Imperium Brytyjskim Kompanii Wschodnioindyjskiej.

W obu produkcjach Knight portretuje bohaterów skonfrontowanych z brytyjskim establishmentem i jego instytucjami, rzucających im wyzwanie ze społecznych dołów lub pozycji outsiderów. Choć Delaney i gangsterzy z „Peaky Blinders” stawiają raczej na twardą walkę o własny interes, nie na oddolną solidarność uciśnionych i polityczny opór, to obie produkcje pokazują brytyjską historię z krytycznej perspektywy, eksponując obecną w niej przemoc i niesprawiedliwość.

Tym tropem idzie też przygotowana przez Knighta „Opowieść wigilijna”. Wyostrza motywy już obecne u Dickensa, autora patrzącego z wielką empatią na wszystkich tych, których wiktoriański kapitalizm spychał na dno nędzy i rozpaczy. Scrooge jest u Knighta nie żałosnym starcem, ale potężnym i niebezpiecznym człowiekiem interesu – lepiej nie stawać na jego drodze. W Scrooge’a wciela się ze świetnym efektem australijski aktor Guy Pearce – młodszy, „bardziej męski”, energetyczny i agresywny niż zwyczajowe filmowe reprezentacje tej postaci.

Spotkanie z duchem przeszłości pokazuje skalę biznesów Scrooge’a. Scrooge i jego partner w interesach, Jacob Marley, są wszędzie. W Manchesterze kupują fabrykę od młodego, niedoświadczonego przedsiębiorcy, który odziedziczył po ojcu zadłużony majątek, i zwalniają pracowników, by z zyskiem sprzedać maszyny i ziemię. W Walii wchodzą w posiadanie przynoszącej straty kopalni, by natychmiast zmienić ją w zyskowne przedsięwzięcie – oszczędzając na bezpieczeństwie górników. Scrooge i Marley reprezentują w serialu cały dwuznaczny, jednocześnie twórczy i skrajnie destrukcyjny potencjał kapitalizmu. Wszędzie tam, gdzie się pojawiają, wywracają do góry nogami dotychczasowe sposoby życia, spędzania czasu wolnego i pracy, zastępując tradycję racjonalną kalkulacją, a społeczne więzi logiką zysku. Akumulując kapitał, zostawiają za sobą zgliszcza, nie ma też żadnej katastrofy, na której nie potrafiliby zarobić. Taki obraz Scrooge’a wydaje się bardzo współczesny. To ­Scrooge stworzony na miarę czasów zbliżającej się katastrofy klimatycznej i dekady polityki zaciskania pasa, która po wielkim kryzysie roku 2008, zamiast pomóc gospodarce, zubożyła brytyjskie społeczeństwo, zwłaszcza jego najsłabsze warstwy.

Bardzo współczesny jest też obecny w serialu motyw przemocy seksualnej. Scrooge jest tu jednocześnie sprawcą i ofiarą. Wiktoriańskie społeczeństwo układa się w adaptacji Knighta w błędne koło, gdzie władza pieniądza nad ciałem – w wymiarze ekonomicznym i seksualnym – niszczy życie kolejnych pokoleń. Tę sztafetę nieszczęść przerywa dopiero przemiana Scrooge’a w Boże Narodzenie – choć kwestią otwartą pozostaje, czy swój zakumulowany na nieszczęściu i katastrofach kapitał będzie on teraz w stanie zmienić w narzędzie służące dobru.

Socjopatyczna osobowość naszych czasów

Prawicowa prasa w Wielkiej Brytanii zaatakowała produkcję Knighta jako przykład „lewicowego skrzywienia BBC”. „Nawet świątecznej klasyki nie da się obejrzeć bez współczesnej polityki” – narzekali zawiedzeni. Jednak to właśnie ten współczesny wątek czyni „Opowieść wigilijną” Knighta tak istotną i ciekawą, prowadząc nas przez znaną wszystkim historię i kompensując często nieznośny sentymentalizm oryginału.

Podobnie uwspółcześnione podejście podjęli autorzy innej świąteczno-noworocznej adaptacji wiktoriańskiej klasyki – „Drakuli”, koprodukcji BBC i Netfliksa. Także za tym trzyodcinkowym projektem stanęli doświadczeni autorzy: Mark Gatiss i Steven Moffat. Ta dwójka znana jest przede wszystkim ze wspomnianej uwspółcześnionej adaptacji przygód Sherlocka Holmesa, przeniesionych do współczesnego Londynu, także wyprodukowanej przez BBC.

Choć Wielka Brytania drugiej dekady XXI wieku wydaje się być w zupełnie innym miejscu niż w czasach Arthura Conana Doyle’a, Holmes okazał się figurą doskonale pasującą do naszych czasów. Być może wynika to z tego, że postać słynnego detektywa można uznać za jedną z emblematycznych figur całej nowoczesnej kultury popularnej. W swojej książce „Énigmes et complots”, poświęconej analizie kryminału i powieści szpiegowskiej, francuski socjolog Luc Boltanski zwraca uwagę, że wiktoriańska proza detektywistyczna rodzi się mniej więcej w tym samym momencie, co socjologia jako nauka. Obie łączy przekonanie, że społeczeństwo jest czymś, co daje się racjonalnie pojąć. Detektyw w typie Holmesa, tak jak socjolog, bada to, co kryje się za społeczną fasadą. Uczony chce odkryć rządzące społeczeństwem prawidłowości, niedostępne oku nieuzbrojonemu w naukową metodę. Detektyw posługując się osiągnięciami nauki i racjonalnym rozumowaniem wyjaśnia zbrodnię, by wszystko znów mogło działać prawidłowo. Przekonanie o pewnej minimalnie racjonalnej pojmowalności społeczeństwa ciągle wiąże nas z wiktorianami na tyle, że postacie typu Holmesa przemawiają także do naszej wyobraźni.

Zwłaszcza że w literackim oryginale Conana Doyle’a Holmes to również zaskakująco współczesna nam postać. Słynny detektyw to przecież seksualnie niejednoznaczny stary kawaler mieszkający z przyjacielem, pracoholik, wspomagający się w pracy silnie uzależniającymi substancjami (głównie nikotyną i kokainą), osoba całkowicie nastawiona na cel (wyjaśnienie zbrodni), społeczne normy traktująca w najlepszym wypadku z obojętnością. Gatiss i Moffat nie musieli wiele dopisywać, by aktor Benedict Cumberbatch stworzył z Holmesa fascynującego, niezwykle inteligentnego socjopatę, typ osobowości szczególnie chętnie celebrowany przez współczesną popkulturę: od doktora ­House’a, przez Iron Mana z uniwersum Marvela, po finansowego geniusza ­Bobby’ego Axelroda z serialu „Billions”.

Czy kiedyś przestaliśmy być wiktoriańscy?

W „Drakuli” postać tytułowego wampira nie zostaje uwspółcześniona – ale twórcy konfrontują go w końcu z Anglią XXI wieku. Odtwarzający transylwańskiego hrabiego Claes Bang przypomina w wielu miejscach – zwłaszcza ubrany w czarną pelerynę z czerwonym podbiciem – najsłynniejszego brytyjskiego odtwórcę tej roli, Christophera Lee. Drakula w kreacji Lee z serii filmów kręconych dla wytwórni Hammer w latach 50. i 60. jest przede wszystkim symbolem nieskrępowanej seksualnej energii, rozsadzającej wszelkie społeczne normy, zwiastunem rewolucji obyczajowej, która w latach 60. odmieni nie tylko brytyjskie społeczeństwo.

Drakula w kreacji Banga tylko marginalnie przywołuje te konteksty. Nawiedzający współczesny Londyn rumuński arystokrata jest w produkcji Netfliksa przede wszystkim symbolem władzy i przywileju, skoncentrowanym i reprodukującym się w kolejnych pokoleniach na bogactwie, którego siła jest równie odporna na wszelkie przemiany społeczne, co wampir na upływ czasu. Gdy hrabia budzi się we współczesnej Anglii po latach śpiączki, jego majątek okazuje się być ciągle nienaruszony, sprawnie zarządzany przez działającą nieprzerwanie od czasów królowej Wiktorii szacowną kancelarię prawniczą. W nowej ojczyźnie zachowuje się jak poradziecki oligarcha albo szejk znad Zatoki Perskiej, wykupujący kolejne nieruchomości w zamożnych zachodnich demokracjach.

Być może ten trop to kolejny klucz do popularności wiktoriańskiej prozy w kinie i telewizji. W epoce, gdy społeczne nierówności w krajach Zachodu znów szybują ku tym znanym sprzed I wojny światowej, gdy socjalne zdobycze XX wieku są coraz częściej kwestionowane – coraz więcej z nas czuje, że mimo wszystkich kluczowych zmian ostatnich stu lat z kawałkiem, być może przestaliśmy być wiktoriańscy w znacznie mniejszym stopniu, niż się nam to wydawało. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2020