Desperaci z Golden Gate

Most nad zatoką San Francisco to jedno z najpopularniejszych miejsc wśród samobójców. W ciągu 83 lat życie odebrało tu sobie ponad 1700 osób.
z San Francisco

03.02.2020

Czyta się kilka minut

 / MARTA ZDZIEBORSKA
/ MARTA ZDZIEBORSKA

Często wygląda to podobnie, jak w tamten poranek 29 stycznia 2008 r. Siedemnastoletnia szatynka o równo przystrzyżonej grzywce wychodzi z samochodu przy punkcie widokowym na wiszący most Golden Gate. Lekko zdenerwowana, zapala papierosa i idzie w stronę chodnika prowadzącego na drugą stronę zatoki San Francisco. Gdy dziewczyna jest już na miejscu, gasi niedopałek. Następnie wspina się na barierkę mostu i po chwili wahania skacze do wody.

Z raportu policyjnego, którego autorzy zrekonstruują później przebieg tego dramatu – oparto go m.in. na miejskim monitoringu, stąd jego szczegółowość – wynika, że między zaparkowaniem auta a skokiem minęło zaledwie pięć minut.

Jednak rodzice Casey (tak nastolatka miała na imię) długo nie chcą w to uwierzyć. Przecież tak szybko giną, zdawałoby się, tylko desperaci. Tymczasem ich córka miała dobre życie: wychowywała się w kochającej rodzinie na bogatych przedmieściach San Francisco, w liceum miała grono przyjaciół. Niedługo przed śmiercią dostała się na prestiżowe studia w Bennington College w stanie Vermont i planowała przeprowadzkę na Wschodnie Wybrzeże USA. Nie musiała się nawet martwić o wysokie czesne, bo za wszystko mieli płacić rodzice. Można by powiedzieć, że Casey była w czepku urodzona. Ona czuła jednak inaczej.

NASZA CÓRECZKA Casey urodziła się jako Joanna gdzieś na Mazurach. W tym czasie John i Erika ­Brooks od kilku lat starali się o adopcję. Gdy procedura w Stanach przedłużała się, zaczęli myśleć o adop­cji w Polsce. Był to dla nich naturalny wybór, gdyż Erika ma polskie korzenie.

W lipcu 1990 r. w końcu dostali zielone światło i polecieli do Polski, gdzie mieli umówione spotkanie w domu dziecka w Mrągowie. Poznali tam 14-miesięczną dziewczynkę, która niedługo potem stała się Casey Joanną Brooks (polskie imię nadała jej biologiczna matka i Brooksowie to uszanowali). John i Erika dowiedzieli się, że dziewczynka była wcześniakiem, i że miała siostrę bliźniaczkę, która urodziła się martwa. Casey Joanna została porzucona przez matkę niedługo po porodzie.

– Gdy po raz pierwszy wziąłem naszą córeczkę na ręce, wpatrywała się we mnie oczami wielkimi jak spodki – wspomina w rozmowie z „Tygodnikiem” John ­Brooks. – Zachowywała się tak, jakby nigdy wcześniej nie widziała mężczyzny. W domu dziecka opiekunkami były tylko kobiety. Casey trafiła tam prosto ze szpitala, gdzie jako wcześniak spędziła dwa miesiące w inkubatorze. Pewnie dlatego była nieco opóźniona w rozwoju.

– Kiedy ją adoptowaliśmy, była na poziomie półrocznego dziecka – mówi dalej ojciec. – Nie potrafiła siedzieć ani raczkować. Trudno jej było nawiązać kontakt z innymi ludźmi. Lekarze nie wykluczali, że cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Tuż po adopcji wydarzył się jednak cud. Po kilku dniach Casey zaczęła sama siadać. Pomyśleliśmy wtedy, że wystarczy okazać dziecku miłość, a wszystkie problemy znikną.

OSTATNIA KŁÓTNIA Problemy jednak nie zniknęły. Casey od najmłodszych lat miała niekontrolowane ataki złości. Wystarczyło, że zdenerwował ją jakiś drobiazg, a płakała i krzyczała przez kilka godzin. Lata mijały, a Casey nie potrafiła zapanować nad emocjami. W liceum zachorowała na bulimię i zaczęła się ciąć. Psychologowie i psychiatrzy powtarzali, że ma trudny wiek i jak każdą zbuntowaną nastolatkę trzeba ją trzymać krótko.

Może nikt nie brał pod uwagę, że Casey jest adoptowanym dzieckiem i porzucenie przez biologiczną matkę mogło odbić się na jej psychice? Po latach John mówi, że córka zachowywała się tak, jakby wciąż jej w życiu czegoś brakowało. Że choć oni otaczali ją miłością, ona traktowała ich jak wrogów i wciąż miała do nich pretensje.

W noc przed tragiczną śmiercią miała z nimi burzliwą kłótnię. – Casey jak zwykle pyskowała, a my krzyczeliśmy, że wymagamy szacunku – wspomina John. – Na koniec zamknęła się w swoim pokoju i groziła, że wyprowadzi się z domu i nigdy jej nie zobaczymy. Odpowiedziałem, że droga wolna i nie będziemy znosić jej kolejnych ataków złości. Kilka godzin po kłótni poszedłem do kuchni nalać sobie lampkę wina. Casey siedziała w salonie i oglądała program „America’s Next Top Model”. Pamiętam, że wymieniliśmy gniewne spojrzenia. Żałuję, że jej wtedy nie przeprosiłem. Przez lata czułem się tak, jakbym swoim zachowaniem sam zepchnął ją z mostu – mówi z płaczem.

Gdy następnego dnia rano wszedł do jej pokoju, na biurku znalazł notkę pożegnalną: „Samochód jest zaparkowany przy moście Golden Gate. Przepraszam”. Kluczyki od auta policja znalazła na barierce mostu.

Mimo trwających kilka dni poszukiwań ciała Casey nie odnaleziono. Jedynym śladem po nastolatce jest dziś tablica pamiątkowa w kościele episkopalnym, do którego należą jej rodzice. John napisał też o córce książkę „The Girl Behind the Door” (polskie wydanie „Mogło być inaczej”) i stworzył poświęconą jej stronę internetową Iheartcasey.com.

Tak wspomina córkę w internetowym epitafium: „Bardzo liberalna – na pewno zagłosowałaby na Baracka Obamę. Lubiła przytulać drzewa i kochała filmy z Johnnym Deppem. Niezależna i zdecydowana kobieta spod znaku byka, jednak z konfliktem wewnętrznym między tym, czego potrzebuje i chce, a tym, co myśli i czuje”.

MIEJSCE OPTYMALNE Casey jest jedną z ponad 1700 osób, które od otwarcia mostu Golden Gate w 1937 r. odebrały sobie tutaj życie. Do lodowatych wód Zatoki San Francisco skoczyli m.in. Roy Raymond, założyciel firmy bieliźniarskiej Victoria’s Secret, i Marc Salinger, syn ­Pierre’a Salingera, sekretarza prasowego prezydenta Johna F. Kennedy’ego.

Golden Gate jest jednym z najbardziej popularnych wśród samobójców mostów na świecie. Z ich perspektywy konstrukcja łącząca San Francisco z hrabstwem Marin to miejsce optymalne. Trwający od czterech do pięciu sekund skok z wysokości 67 m oznacza niemal pewną śmierć – ciało uderza w wodę z prędkością 120 km na godzinę i jeśli nawet ktoś przeżyje upadek, zwykle umiera w wyniku utonięcia lub hipotermii. O desperatach z Golden Gate opowiada dokument filmowy „The Bridge”. Jego twórca, amerykański reżyser Eric Steel, przez rok obserwował most i zarejestrował większość z 24 popełnionych w tym czasie samobójstw (film wywołał duże kontrowersje i dyskusje nad etycznością postępowania reżysera).

W 2018 r. na Golden Gate zginęło 31 osób, a policja powstrzymała przed skokiem 187 osób. Oznacza to, że patrolujący most policjanci co 2–3 dni spotykają człowieka, który chce tu odebrać sobie życie. Na co dzień, gdy na wydzielonym dla pieszych chodniku roi się od rowerzystów i turystów, o mrocznym obliczu tego miejsca przypominają gęsto ustawione budki telefoniczne: można z nich dzwonić na infolinię kryzysową lub wysłać esemesa na bezpłatny numer 741741. Jeśli ktoś ma szczęście, przed skokiem powstrzymają go funkcjonariusze. Podczas półgodzinnego marszu na drugą stronę zatoki San Francisco mijam trzy małe wozy policyjne, które przeciskają się wśród turystów na chodniku o szerokości 3 metrów.

O to, jak rozpoznać potencjalnego samobójcę, pytam funkcjonariusza patrolu drogowego. Nazwijmy go Mike – barczysty mężczyzna rozmawia bez zgody przełożonych i prosi o ­anonimowość. Spotykam go na parkingu przy punkcie widokowym, który znajduje się w Sausalito, po drugiej stronie mostu. To tu 17-letnia Casey zaparkowała samochód, podobnie jak wielu innych.

Mike mówi, że podczas patrolu zwraca uwagę na osoby, które nie wpisują się w profil turysty. Np. ktoś kręci się bez celu przy barierkach, nie robi zdjęć i wpatruje uporczywie w wodę. Ktoś inny rozmawia nerwowo przez telefon lub płacze. Niektórzy noszą bluzę z kapturem, kryjąc twarz.

– Gdy widzę kogoś podejrzanego, łączę się z centralą i mówię, by skierowano na tę osobę kamerę – tłumaczy Mike. – Na moście jest 130 latarni, więc nie ma problemu z podaniem lokalizacji. Zwykle proszę też o wysłanie dodatkowego patrolu. Pytasz, jak rozmawiam z potencjalnymi samobójcami. Czasem miękko, czasem szorstko. To zależy od człowieka. Najważniejsze, by wybić taką osobę z transu i odwieść od skoku. Wystarczy nawet drobiazg. Np. pytam, co ktoś jadł na obiad. To zaskakujące, ale wiele osób otwiera się i zaczyna opowiadać o swych problemach. Najgorsze, gdy trafi się trudny przypadek i konieczna jest interwencja z użyciem siły. Miałem kilku, którzy stali już na platformie za barierkami. Jeśli coś wtedy schrzanisz, trudno potem uciec od poczucia winy – dodaje Mike.

RĘKA SIĘ POLUZOWAŁA Mike wyznaje, że nie może sobie wybaczyć sytuacji sprzed kilku lat. Podczas patrolu mijał dwie kobiety spacerujące z niemowlakiem w wózku. Nie dojechał do końca mostu, gdy jedna z nich skoczyła. Potem okazało się, że miała depresję poporodową; na Golden Gate wybrała się w towarzystwie teściowej. – Powinienem był wtedy zareagować – wyrzuca sobie Mike. – Przecież kto idzie z małym dzieckiem w zimowy poranek na most? Takie sceny zostają w człowieku.

– Nie zapomnę też, gdy na początku pracy na Golden Gate dostałem wezwanie do zabrania zwłok – wspomina. – Samobójca skoczył, została z niego miazga. Na miejscu okazało się, że w trakcie skoku jego noga zaplątała się w konstrukcję mostu i trzeba było ją ściągnąć. Pierwsze, co pomyślałem, to do jakich służb powinienem zadzwonić. Szybko jednak dotarło do mnie, że to moja robota.

Mike mówi, że rozumie desperację samobójców. – Ale nikt nie zastanawia się, z jakimi traumami musimy się przez nich zmierzyć – dodaje. – Jeden z kolegów z policji opowiadał mi o kobiecie, którą złapał za rękę w ostatnim momencie. Jej ciało zwisało w powietrzu, a on mocował się, by wciągnąć ją z powrotem na most. Pech chciał, że jej ręka poluzowała się w uścisku i kobieta spadła do wody. Jak można pójść po czymś takim na kolejny patrol? Każdy z nas musi tę robotę jakoś odreagować. Ja na przykład dużo piję. Niby mogę iść w pracy do psychologa, ale on nie zrozumie mnie tak, jak koledzy przy piwie.

Mike przerywa, bo obok przejeżdża radiowóz na sygnale. To pościg za złodziejem, który włamał się do auta na parkingu przy Golden Gate. Z ­Mikiem ruszamy na obchód w poszukiwaniu okradzionego pojazdu, temat samobójców schodzi na plan dalszy. Na pożegnanie Mike pyta, czy chcę zrobić zdjęcie jego wozu patrolowego. – Tylko proszę, nie cytuj mojego imienia – upewnia się ponownie.

BRZYDKI WIDOK Choć mogą być tak obciążające dla służących tu policjantów, stałe patrole prewencyjne na Golden Gate to właściwie jedyny skuteczny sposób na powstrzymanie potencjalnych samobójców przed skokiem.

W 2008 r. lokalne władze zgodziły się na budowę ogrodzenia na moście, ale projekt realizowany jest powoli i efekty będzie można zobaczyć najwcześniej w 2023 r. W ramach inwestycji kosztującej 211 mln dolarów – most ma aż 2,7 km długości – po obu jego stronach, sześć metrów poniżej chodników dla pieszych, będzie instalowana metalowa siatka. W trwającej od lat burzliwej debacie nie brakowało przeciwników budowy tego zabezpieczenia, mającego uniemożliwić skok. Argumentowali, że oszpeci widok z kultowego mostu i za bardzo obciąża lokalny budżet. Natomiast rodziny ofiar przekonywały, że gdyby taka konstrukcja powstała wcześniej, powstrzymałaby ich najbliższych. Dziś jedynym zabezpieczeniem jest tymczasowe ogrodzenie na obu krańcach mostu.

KULA ZAMIAST KOZETKI Jak wynika z danych Bridge Rail Foundation, statystyczny samobójca z Golden Gate nie skończył czterdziestki i mieszka nie dalej niż godzinę drogi od mostu. Wśród desperatów przeważają studenci i nauczyciele, a ponad 10 proc. to nastolatki.

Można powiedzieć, że osoby skaczące z tego mostu to samobójcy nietypowi. American Foundation for Suicide Prevention podaje, że co drugi samobójca w USA ginie przez zastrzelenie się. Co czwarty się wiesza, a co siódmy umiera przez otrucie. Codziennie odbiera sobie życie średnio 129 Amerykanów.

W 2017 r. zginęło tak 47 tys. osób: to trzy razy więcej niż pod koniec lat 90. XX w. Zdaniem socjologów i ekonomistów winna temu jest m.in. recesja, zapoczątkowana kryzysem z lat 2008/2009. Według badań czasopisma „Social Science and Medicine” wzrost liczby samobójstw dotyczy szczególnie białych Amerykanów, którzy coraz częściej zaglądają do kieliszka i biorą narkotyki. Anne Case i Angus Deaton, ekonomiści z Princeton University, piszą o „zgonach z desperacji” wynikających z pogorszenia sytuacji gospodarczej białej klasy pracującej.

Fala samobójstw najsilniej uderza w prowincję, która zmaga się z biedą i beznadzieją. Wśród stanów z największą liczbą samobójstw królują Montana (średnio 28,9 samobójstw na 100 tys. mieszkańców), Alaska (27 na 100 tys.) i Wyoming (26,9 na 100 tys.). Sytuacji nie ułatwia, że w takich miejscach jak Wyoming pomoc psychologiczna jest tematem tabu. Dla kowbojów ze Środkowego Zachodu niekiedy łatwiejszy od rozmowy na kozetce wydaje się samobójczy strzał.

Ci Amerykanie, którzy zdecydują się zwrócić o pomoc, mogą zadzwonić na ogólnokrajową infolinię kryzysową. Dziennik „Wall Street Journal” podaje, że w czerwcu 2018 r. infolinia przeżywała oblężenie tuż po głośnych samobójstwach projektantki mody Kate Spade i mistrza kuchni Anthony’ego Bourdaina. Liczba dzwoniących wzrosła wówczas o jedną czwartą.

***

Ricardo, który od 15 lat sprząta przy punkcie widokowym na most, twierdzi, że tutejszych potencjalnych samobójców można podzielić na dwie grupy. Pierwsi snują się, wyraźnie szukając pomocy. Drugich przed skokiem nie powstrzyma nawet patrol policji. – Nie rozumiem, czemu ludzie ulegają romantycznej wizji śmierci na Golden Gate – komentuje Ricardo. – Przecież można zabić się w domu. Za każdym razem, gdy widzę na parkingu stojący od kilku dni samochód, zastanawiam się, czy jego właściciel nie jest już topielcem. Gdy czasem przychodzi do mnie w tej sprawie policja, odpowiedź jest raczej oczywista. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2020