Daniel W.

Brodski nigdy nie szeptał. Przeciwnie. Do końca życia recytował mocnym, czystym, silnym głosem. No to dlaczego przypomina Danielowi W. żydowskiego ojca?

21.06.2021

Czyta się kilka minut

Po raz pierwszy spotykają się w Londynie na festiwalu poezji. Trwa przerwa, obaj stoją w audytorium Queen Elizabeth, w pobliżu sceny. Rozmawiają o tłumaczeniu poezji (ulubiony temat Daniela W.).

– Gdybyś miał jutro umrzeć – pyta Brodski – chciałbyś, żeby cię według tego tłumaczenia oceniano?

Ma na myśli wiersze Natalii Gorbaniewskiej, przełożone przez Daniela W.

Wiersze nie były polityczne. Były poezją bólu, samotności i rozpaczy, napisał o nich tłumacz we wstępie. Do wierszy dołączył protokół procesu Gorbaniewskiej, dokumentację medyczną szpitala psychiatrycznego i opinię brytyjskich psychiatrów o dokumentacji.

Pytanie zaskakuje Daniela W.

Brodski jest na Zachodzie od niedawna, od pięciu miesięcy. Zdążył przeczytać jego książkę?

I co właściwie ma na myśli?

Jest to krytyka?

Może refleksja ogólna?

Postanawia nie słyszeć krytyki i chyba ma rację. Tego samego dnia Brodski wręcza mu swoje wiersze z dedykacją – From Russian with Love.

Taki tytuł nosi książka Daniela W. poświęcona Josifowi Brodskiemu.

Więc znajomość zaczęła się od Gorbaniewskiej.

Ciekawe…

W książce Daniela W. w charakterze zakładki mam fotografię. Przyplątała się przez przypadek, musiała być pod ręką. Małe czarno-białe zdjęcie kobiety i dwóch chłopców. Na odwrocie po polsku:

Do powitania w Warszawie.

Natasza.

Maj 1973

(Chłopiec po prawej to uczestnik demonstracji na placu Czerwonym. W wózku, w sześćdziesiątym ósmym, w wieku trzech miesięcy).

1973…

Rok po psychuszce i po więzieniu na Butyrkach, dwa lata przed wyjazdem z Rosji.

Jak mi przysłała to zdjęcie?

Pocztą? Przez wspólnych znajomych?

Młoda była, nie wyglądała na trzydzieści siedem lat. Raczej na studentkę, poważną, sumienną okularnicę.

Nie powitałam jej w Warszawie.

Witam ją w książce Daniela W.

Daniel W. zastanawia się, co łatwiej tłumaczyć na angielski, polską czy rosyjską poezję. Dochodzi do wniosku, że polską.

Dochodzi do wniosku, że rosyjskiej poezji w ogóle nie da się dobrze przetłumaczyć, a zmagania Brodskiego z tłumaczami są daremne.

Brodski tłumaczy Brodskiego i proponuje Danielowi W., by jeden z tych wierszy podpisał swoim nazwiskiem. Daniel W. odmawia. Po pierwsze – nie byłoby to w porządku. Po drugie – nie zachwyca go przekład Brodskiego.

Różnią się we wszystkim, a zwłaszcza w traktowaniu rymów i asonansów.

Brodski jest głuchy na perswazję Daniela W., Daniel W. odrzuca argumenty Brodskiego. Daniel W. jest nieco zirytowany uporem poety, obaj są rozżaleni i nieustępliwi. I bezsilni. I nadal się przyjaźnią.

Brodski rozmawia z kotem Daniela W. Z wszystkimi kotami ma świetny kontakt, ale zwłaszcza z białą kotką Daniela W. o oryginalnym imieniu Osgood.

Daniel W. ma wrażenie, że Brodski i Osgood są do siebie podobni. W każdym razie podobnie się uśmiechają.

Daniel W. dziwi się, że Brodski pali papierosy, chociaż miał operację serca. Jakby prowokował śmierć! Jakby życia nie kochał. Albo – kochał, owszem, ale tylko w napięciu, w poczuciu zagrożenia.

Kiedy Daniel W. zachorował na raka, rzucił palenie na drugi dzień.

Daniela W. operował przyjaciel-chirurg.

Prababka przyjaciela uzdrawiała chorych dotknięciem rąk. Poza tym udzielała rad i przeganiała demony. Nazywano ją Ludmere Mojd, Dziewicą Włodzimierską – w Włodzimierzu Wołyńskim to się działo, w końcu dziewiętnastego wieku.

Przyjaciel-chirurg operuje w amerykańskim szpitalu twarze i szyje. Jego operacje zawsze się udają, a pacjenci szybko wracają do zdrowia.

Przyjaciel-chirurg nie wierzy w przeganiane demony. W geny wierzy. W te, które odziedziczył po pra- babce.

Dzięki rękom Ludmere Mojd wyzdrowiał i Daniel W. Po operacji będzie żył osiemnaście lat i już nigdy nie zachoruje na raka.

Brodski nie przywiązuje wagi do swego żydowskiego pochodzenia. W żydowski los wpisana jest ofiara, a bycie ofiarą jest Brodskiemu całkowicie obce. Tak przypuszcza Daniel W., ale może się myli.

Mimo to Brodski przypomina Danielowi W. jego ojca. Zwłaszcza kiedy śpiewnie recytuje swoje wiersze.

Ojciec Daniela W. pięknie się modlił. To głośno śpiewał, to cichł i zniżał głos do szeptu. Jakby całkiem prywatnie rozmawiał o czymś z Panem Bogiem.

Brodski nigdy nie szeptał. Przeciwnie. Do końca życia recytował mocnym, czystym, silnym głosem.

No to dlaczego przypomina Danielowi W. żydowskiego ojca?

Ojciec urodził się w Sosnowcu, matka w Warszawie. Świat, z którego przybyli, nie interesował Daniela W. O nic ich nie pytał, żył miłością, nieszczęśliwą na ogół, i pisał o niej długie wiersze.

Po śmierci rodziców zaczął pisać o niezadanych pytaniach. O ulicę, o sąsiada, o dom naprzeciwko. Mamo… pisał. Nie mów mi ważnych rzeczy, opowiadaj o małych.

Ojciec miał na East Endzie fabrykę ubrań. Był pracowity, nie opuścił w swojej fabryce jednego dnia. Wolnego nie wziął nawet na śmierć, umarł podczas urlopu.

Ostatnie słowa ojca Daniela W. brzmiały – Oj wej.

Daniel W. napisał o tym wiersz. Oj wej przybrało w wierszu angielską formę: oy vay.

Czy na pewno oy vay jest westchnieniem Żyda z Sosnowca?

Daniel W. urodził się w Londynie, ukończył Cambridge, tłumaczy wiersze na język angielski i przyjaźni się z wybitnymi angielskimi poetami. Mimo to nie czuje się Anglikiem.

Jest profesorem na amerykańskim uniwersytecie, ale i Amerykaninem się nie czuje.

Miał nadzieję, że w Sosnowcu poczuje się polskim Żydem. Nie poczuł się.

Pytam Daniela W., co jest jego ojczyzną. Nie waha się z odpowiedzią, zna ją od dość dawna.

Moją ojczyzną są wiersze o niezadanych pytaniach, mówi mi na spacerze nad rzeką Iowa, która jest dopływem Missisipi.

W historii literatury Daniel W. pozostanie tłumaczem i przyjacielem Josifa Brodskiego. A także współtwórcą pisma „Modern Poetry in Translation”. Redagował je przez czterdzieści lat, razem z Tedem Hughesem, poetą, mężem Sylvii Plath. Którego w filmie o Sylvii zagrał osobiście sam Daniel Craig.©

Daniel Weissbort „From Russian with Love. Joseph Brodsky in English” , London 2004 Daniel Weissbort „Inscription”, New York 1993

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i reporterka związana z „Życiem Warszawy”, „Polityką” i „Gazetą Wyborczą”, a od grudnia 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Laureatka wielu nagród, odznaczona Orderem Ecce Homo za „popularyzację uniwersalnych wartości moralnych”,więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2021