Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zaś iżbym to wiedział, niezbędna jest wiedza na temat koalicji, która utworzy przyszły rząd. Jak wiemy, wiedzę taką znacznie ułatwiają wybory większościowe czy chociażby proporcjonalno-większościowe, jak przy ordynacji francuskiej, ale ordynacji wyborczej już się przed tymi wyborami nie da w Polsce zmienić. A zatem to, czego domagam się od polityków, to obliczalność w tworzeniu koalicji, a nie całkowite zdanie się na arytmetykę wyborczą.
Dotychczas słyszymy głosy, które świadczą o tym, że arytmetyka wyborcza ma zatryumfować. Raz już w historii arytmetyka wyborcza doprowadziła do tego, że partie polityczne zakpiły sobie ze swojego elektoratu, a mowa o rządzie utworzonym przez Hannę Suchocką, kiedy to Unia Wolności, na którą wówczas głosowałem, zawarła koalicję z ZChN, na które specjalnie nie głosowałem. Zresztą zwolennicy ZChN, a wówczas oznaczało to niemal na pewno przeciwników Unii Wolności, mieli prawo do podobnych odczuć: że mianowicie sobie z nich zakpiono. Inaczej się jednak nie dało, bo tak wskazywała arytmetyka wyborcza, czyli rachunek mandatów przeprowadzony po wyborach parlamentarnych.
Obawiam się, że podobnie będzie w nadchodzących wyborach, co z góry powoduje zniechęcenie znacznej części wyborców i dodatkowo wpłynie na obniżenie frekwencji. Słyszymy bowiem, a to dopiero początek prawdziwej kampanii wyborczej, jedynie głosy niechętne w stosunku do innych partii. Nawet Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość, które - wydawałoby się - są skazane na współpracę, wolą podkreślać to, co je dzieli, niż to, co jest im wspólne. Rozumiem, że toczy się walka o stanowisko premiera, ale ta walka może obie partie kosztować utratę głosów na rzecz innych ugrupowań. Ponadto wyborca do niedawna już przekonany, że będzie nami rządziła koalicja PO-PiS, gubi się, skoro partie te tak się między sobą różnią i tak się atakują przy każdej możliwej okazji (absolutoria w Gdańsku czy w Warszawie). A co będzie, jeżeli się okaże, iż nawet te dwie partie razem nie zdobędą nieco ponad połowy mandatów? Z kim zawrą rządową koalicję?
Dzisiaj nie słyszymy odpowiedzi na to pytanie, jednak najbardziej prawdopodobna jest koalicja z PSL lub PD, jeżeli jedna z tych partii przekroczy próg 5 procent. A jeżeli nie? To trzeba będzie prawdopodobnie budować koalicję z LPR, a to już byłby zupełnie inny rząd i zupełnie inna Polska.
Apeluję zatem nie tylko o deklaracje współpracy, ale o rzeczywiste wspólne deklaracje programowe. Zgoda buduje, spór niszczy. Ale przede wszystkim obowiązuje elementarna uczciwość czy też obliczalność w stosunku do wyborców, którzy nie są głupi i im bardziej będą przez spory partyjne skołowani, tym mniej chętnie pójdą do wyborów.