Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie chodzi o mniej lub więcej znaczące przesunięcia personalne, jak z Gomułki na Gierka, ani o jakieś korekty systemu, ale o zmiany „wszystkiego”.
Pierwsza przeżyta przeze mnie taka zmiana nastąpiła w roku 1939. Świat, który się wydawał pewny i bezpieczny, przestał istnieć. Czas „przed wojną” i czas okupacji oddzieliła przepaść.
Druga zmiana to Polska Ludowa, której narodzinom czy instalowaniu towarzyszyłem od początku: hasła sprawiedliwości, równości i rozkwitu, które, jak wiadomo, przyciągnęły ludzi całkiem porządnych, hasłami pozostały, a rzeczywistość okazała się ponurą, chwilami straszną egzystencją. Aż do kolejnej zmiany w roku 1989.
Ta zmiana, wreszcie na lepsze, okazała się trudna. Rozpoczęło się budowanie normalnego, demokratycznego, niepodległego państwa ze społeczeństwem, które przez pół wieku żyło w państwie nienormalnym. Nad nami unosił się duch homo sovieticus. Na państwo, pewnie mimo woli, patrzyliśmy wedle starych przyzwyczajeń, jak na „onych”. Mówiliśmy wtedy, na początku przemian, że prawdziwa zmiana wymaga – jak u Żydów w drodze z „domu niewoli” do Ziemi Obiecanej – czterdziestu lat, czyli wymiany pokoleń, by się odmienić i unieść „nieszczęsny dar wolności”. Upłynęło 26 lat i dzisiaj, gdyby prezydenta wybierali ludzie w wieku 18–29 lat, zostałby nim Paweł Kukiz, który – jak trafnie powiedział dr hab. Rafał Chwedoruk – „po prostu krzyczał: »Precz ze wszystkimi«”. W rozmowie z „Newsweekiem” tak to skomentował: „Ci młodzi ludzie przez ostatnie ćwierć wieku, czyli w przypadku wielu z nich od urodzenia, byli wychowywani w duchu pogardy dla instytucji publicznych. Ich zdaniem państwo, poza policją i wojskiem, jest niepotrzebne. Dlatego Kukiz to inny wariant Janusza Korwin-Mikkego, trochę bardziej dostosowany do realiów popkultury”.
Bez doświadczeń poprzedniego pokolenia, ze słabą formacją historyczną, ci młodzi ludzie głosowali na Kukiza tak, jak w wyborach do Parlamentu Europejskiego na Korwina-Mikkego, a w przeszłości na Palikota. Wszyscy ci kandydaci czarowali tym jednym słowem: „zmiana wszystkiego”. Bo przecież chyba nie byli i nie są zapamiętałymi zwolennikami JOW (Jednomandatowych Okręgów Wyborczych), systemu zresztą o dość wątpliwej w odniesieniu do ich oczekiwań skuteczności.
Klasa polityczna, wiadomo, nie budzi najlepszych uczuć. Nie wszystkie reformy wprowadzane przez kolejne ekipy przyniosły pozytywne rezultaty, a niekiedy wprost przeciwnie, nie dziwi więc oczekiwanie „zmiany wszystkich”, wyrażone w głosach młodego elektoratu. Pomijając zakres konstytucyjnych możliwości prezydenta oraz ograniczone środki, jakimi dysponuje nasze państwo – frustrację młodych można zrozumieć.
Pozytywnie należy też ocenić to, że bój toczy się przy urnach wyborczych, a nie na ulicach. Jeśli dzisiaj młody elektorat ulega czarowi utopijnych obietnic nie do spełnienia albo urokowi nowej na politycznym forum, uśmiechniętej twarzy, to za lat kilka ten sam elektorat już nie będzie młody. Można mieć nadzieję, że zachowa pasję ulepszania kraju, a na własnej skórze się nauczy, że same zmiany, zwłaszcza „zmiany wszystkich i wszystkiego”, niekoniecznie zawsze są zmianami na lepsze. Czasem wprost przeciwnie. W nie tak odległej przyszłości oni, dzisiejsi wyborcy Kukiza, nie tylko będą wyborcami – będą rządzić Polską. Wtedy przyjdą nowi młodzi z krzykiem, że wszystko i wszystkich trzeba zmienić. ©℗