Stowarzyszenie domaga się odszkodowania „z tytułu niezapewnienia przez państwo polskie godziwej rekompensaty za korzystanie z utworów w ramach dozwolonego użytku osobistego”. Mówiąc wprost, chodzi o prawo do dochodów z nowego pola eksploatacji, jakie stworzył internet. „Pozornie taki system istnieje także w Polsce, jednak (…) opłaty przeznaczone dla autorów i producentów filmowych naliczane są od urządzeń i nośników, które w zdecydowanej większości od dawna nie są już używane i nie znajdują się w sprzedaży. Są to m.in. płyty DVD, kasety magnetofonowe czy nawet kasety VHS. Z kolei urządzenia najpowszechniej obecnie stosowane, takie jak smartfony, tablety, laptopy pozostają od lat poza listą urządzeń objętych opłatą" – zauważają przedstawiciele SFP.
Lukę miała załatać właśnie ustawa o artystach zawodowych, a dodatkowe dochody z opłaty reprograficznej, którą uiszczaliby wyłącznie producenci sprzętu, zasiliłyby fundusz, który miał z kolei dofinansowywać składki emerytalne twórców kultury. Przedstawiciele środowisk twórczych przekonują, że specyfika zawodów artystycznych sprawia, że większość artystów nie jest w stanie oszczędzać systematycznie na emeryturę. Odchodzący rząd PiS nie kwapił się jednak z pracami nad nowymi przepisami, wiedząc, że opłatę reprograficzną producenci elektroniki przerzucą na klientów.
Pozew SFP może mieć właśnie takie skutki. W razie przegranej, na odszkodowanie dla twórców zrzucą się podatnicy.