Czy dwudziestolatka uległa presji i wpisała się na Volkslistę? Oto historyczno-rodzinne śledztwo

„Przeciwstawia się niemieckości”, ale jest jeszcze szansa – pisał o niej gestapowiec.

27.05.2023

Czyta się kilka minut

Fotografia maturalna klasy z żeńskiej Szkoły Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej. Anna znajduje się w pierwszym rzędzie stojących dziewcząt, druga od prawej. Gdynia, 1939 r.  / ARCHIWUM RODZINNE AUTORA
Fotografia maturalna klasy z żeńskiej Szkoły Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej. Anna znajduje się w pierwszym rzędzie stojących dziewcząt, druga od prawej. Gdynia, 1939 r. / ARCHIWUM RODZINNE AUTORA

Fotografię maturzystek z prywatnej żeńskiej Szkoły Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej zrobiono w Gdyni wiosną 1939 r. Jest wśród nich Anna, rocznik 1921 – siostra mojego ojca, najstarsza z trojga rodzeństwa.

Wiedziałem o niej, że ukończyła wspomnianą szkołę, i że zmarła podczas II wojny światowej. Ojciec udzielał skąpych informacji o losach swej rodziny, która pochodziła z pogranicza Pomorza i Mazur. Co było powodem jego przemilczeń? Po śmierci ojca długo trwało poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie.

Wyjątkowe miasto, niezwykła szkoła

Na atmosferę w gdyńskiej szkole wielki wpływ miał duch rodzącego się miasta (ustawę o budowie portu w Gdyni Sejm przyjął w 1922 r.). O tej dynamice pisano wówczas, że „dużą rolę odgrywał (...) nacechowany sentymentem pęd ku morzu, jaki daje się zauważyć wśród społeczeństwa polskiego po odzyskaniu niepodległości”. Gdynia stała się symbolem jednoczenia się kraju po rozbiorach. Miała pokazać prężność państwa i jego prawo do istnienia. W zbiorze artykułów z 1932 r. jeden z autorów określa Gdynię mianem „chluby i dumy młodej Rzeczypospolitej”, inni „cudem nadmorskim Polski odrodzonej”.


ZOBACZ TAKŻE:

DRUGIE ŻYCIE FANI LEWANDO. Żydowska kucharka w przedwojennym Wilnie robiła to, co dziś wegetarianie i weganie: bezmięsne warianty znanych potraw, jak gefilte fisz bez ryby. Dziś jest odkrywana na nowo >>>>


Na temat kształcenia w szkole urszulanek kronikarze piszą, że „społeczne wychowanie młodzieży zakładało wszechstronny rozwój osobowości drogą kształcenia religijnego, moralnego, umysłowego i fizycznego”, i że „w Gdyni wychowanie patriotyczne i społeczne miało swoisty koloryt umiłowania niepodległej Polski nad Bałtykiem i związania mieszkańców miasta z polskimi Kaszubami”.

W artykule s. Darii Klich w „Zeszytach Gdyńskich” czytamy, że wyjątkowość szkoły sprawiała, iż „uczennice były dumne z przynależności do niej”. Cytowana jest opinia jednej z uczennic o pedagogach: „Nauczyli nas, że najważniejszy jest człowiek, jego stosunek do drugiego człowieka”.

Kilkoro z tych nauczycieli zasiada w pierwszym rzędzie na maturalnej fotografii Anny. Są to m.in.: s. Mieczysława Dzionara (prefektka), ks. Zygmunt Wiecki (przeżył potem obozy koncentracyjne Stutthof, Grenzdorf, Sachsenhausen i Dachau), s. Alojza Bańkowska (dyrektorka szkoły w latach 1933-39 i polonistka), a także nauczycielka historii s. Urszula Bazali. Ich podpisy widnieją na maturalnym świadectwie Anny, odnalezionym w skrywanych przez ojca rodzinnych dokumentach.

Cytaty

Wśród tych dokumentów są też zdjęcia Anny w szkolnym stroju. „Urszulański mundurek – pisze s. Daria Klich – składał się z ciemnogranatowej spódniczki układanej w fałdy oraz bluzy tego samego koloru z wykładanym kołnierzem marynarskim, obszytym trzy razy białym sutaszem. W porze letniej i w czasie uroczystości uczennice nosiły białe bluzy tego samego kroju. Marynarski kołnierz obszyty był trzy razy tasiemką granatową, a wkładka z przodu miała wyhaftowany wianuszek otaczający literę »U«. Oprócz tego każdą uczennicę obowiązywał beret granatowy z odznaką metalową z blachy tłoczonej, podobną jak na wkładce, a także tarcza szkolna na lewym rękawie. Do całości stroju należał odpowiedni płaszcz, buty i pończochy”.

Pamiątką po szkolnych latach Anny są dwa tomy dzieł zebranych Słowackiego i Mickiewicza, wydane przez warszawską Księgarnię Przeworskiego, z tłoczonymi na płóciennych okładkach podobiznami autorów i rycinami Andriollego. Na pożółkłych stronach w wielu miejscach widnieją zapisane ołówkiem komentarze i podkreślenia. Szczególnie dużo jest ich w mickiewiczowskich „Księgach Pielgrzymstwa Polskiego”.

Aby zobaczyć, co kształtowało Annę, odnotujmy dwa zaznaczone przez nią cytaty: „Kto nie wyjdzie z domu, aby zło znaleźć i z oblicza ziemi wygładzić, do tego zło samo przyjdzie i stanie przed obliczem jego”. Oraz: „Kto odrzuca wezwanie wolności, odrzucony będzie od oblicza jej”.

Kantoristin z Bodenamtu

Po wybuchu II wojny światowej i zajęciu Gdyni przez Niemców Annę z rodzicami i braćmi wysiedlono. Schronienia udzieliła im rodzina z ziemi lubawskiej. Jesienią 1939 r. ziemię tę wraz z całym polskim Pomorzem Niemcy anektowali do III Rzeszy pod nazwą Reichsgau Danzig-Westpreussen (Okręg Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie). W zapowiedzi Hitlera okręg ten miał się stać kristalldeutsch, kryształowo niemiecki.

W archiwum ojca zachowały się dokumenty Anny z tego czasu, m.in. zgłoszenie z prowadzonego przez niemiecką policję spisu ludności i zaświadczenie o zatrudnieniu. Oba związane są z Ciechanowem, przemianowanym na Zichenau, do którego Anna się przeniosła w poszukiwaniu pracy. Po aneksji Ciechanów stał się centrum rejencji (jednostki administracyjnej) Regierungsbezirk Zichenau. Rejencję wykrojono z północnego Mazowsza i przyłączono do prowincji Prusy Wschodnie.

W zgłoszeniu policyjnym Anna zadeklarowała narodowość polską. Na pytanie, jakiego języka używa się w jej domu, napisała „polnisch”. Na dole dokumentu widnieje odcisk linii papilarnych kciuka prawej dłoni (stąd dokumenty te zwano „palcówkami”). W zaświadczeniu o pracy, w punkcie dotyczącym zawodu, podano: „Kantoristin” (urzędniczka), a miejscem pracy jest „Bodenamt” (urząd ziemski).

Aby zostać na miejscu

Dzięki zachowanym zdjęciom i listom udało mi się odnaleźć wojennego narzeczonego Anny: Stanisława Borodzicza. Przedstawił się, że był oficerem Narodowych Sił Zbrojnych o pseudonimie „Wara” i pełnił funkcję adiutanta dowódcy północnego okręgu NSZ pułkownika Nakoniecznikoffa-Klukowskiego. Po wojnie za antykomunistyczną działalność skazano go na 15 lat więzienia.

W trakcie rozmowy Borodzicz wyjaśnił, że Annę zatrudniono w Bodenamt, gdyż dobrze znała niemiecki.

Wspomniawszy o ojcu Anny, mówił: – Chciałem, żeby on był spokojny, bo tam zmuszali ich do tak zwanej czwartej kategorii. To cała jest tragedia, bo część z tych ludzi, młodych, brano później do wojska niemieckiego. Oni byli wychowani w duchu polskim. Nawet Kaczmarek za to siedział. Ten biskup. Dlatego, że on wtedy powiedział, że ­Polacy za wszelką cenę ­powinni starać się zostać w tych miejsca ch, czyli być na placówce na tej ziemi, to znaczy przyjąć obywatelstwo niemieckie i być [tam]. Ja przesłałem ojcu od pułkownika, mojego dowódcy, blankiet z pełnym zezwoleniem na to, żeby mógł mieć ten angedojcz [Eingedeutschte to III grupa Volkslisty]. Że do władz, które będą [w przyszłości], żeby mu nie robili jakichś trudności.

System Volkslisty

Jak działała Niemiecka Lista Narodowościowa (Deutsche Volksliste, DVL), obejmująca kilka grup, tłumaczy „Encyklopedia konspiracji wielkopolskiej 1939--1945”: „Wprowadzony jesienią 1939 w Kraju Warty, został w marcu 1941 rozciągnięty na cały obszar ziem wcielonych. (...) Grupa I była przeznaczona dla członków przedwojennych niemieckich organizacji oraz osób, których dzieci chodziły do niemieckich szkół; II – dla obywateli polskich, którzy nie objawiali ostentacyjnie swej niemieckiej przynależności narodowej (...); III – obejmowała osoby pochodzenia niemieckiego (...), żyjące w związku małżeńskim z Niemcem lub Niemką, także osoby, które określały siebie jako Ślązaków, Kaszubów i Mazurów (...); IV grupa (...) była przeznaczona dla tej samej kategorii osób co poprzednia, jeśli brały udział w polskim życiu politycznym, a nawet występowały przeciw Niemcom, gdyż »żadna kropla niemieckiej krwi nie powinna zginąć«”.


ZOBACZ TAKŻE:

CZAS GRUZOBETONU. JAK WYGLĄDAŁA ODBUDOWA WARSZAWY. ADAM PRZYWARA, historyk, badacz architektury: Botanicy twierdzili, że gdyby nie było ingerencji człowieka, po roku 1945 zrujnowana lewobrzeżna Warszawa zamieniłaby się w las >>>>


Dalej czytamy: „Wobec osób, które uchylały się od złożenia wniosku, stosowano przymus, najpierw w postaci pouczenia przez Gestapo, potem przez dwutygodniowy pobyt w obozie policyjnym, wreszcie przekazanie do obozu koncentracyjnego. Grupa I i II otrzymały pełną niemiecką przynależność państwową (...), grupa III – ograniczoną przynależność państwową z chwilą wpisu na listę. Osobom z grupy IV mogła być ona nadana tylko indywidualnymi aktami”. Osoby z III i IV grupy podlegały „różnym ograniczeniom, szczególnie wielkim w grupie IV. Ograniczone obywatelstwo mogło być odwołane w ciągu 10 lat, ale zobowiązywało do służby wojskowej”.

Liczba wpisów na Volkslistę była znacznie większa na Pomorzu niż na innych terenach wcielonych do Rzeszy. To efekt polityki, jaką prowadził tu wobec Polaków Albert Forster, namiestnik Pomorza. W 1942 r. wezwał on wszystkich ludzi z podległego sobie terenu do wpisywania się na Volkslistę. „Forster zakładał, że każdy mieszkaniec Pomorza jest kandydatem na Niemca”, a tym, którzy nie złożą wniosku, groził surowymi konsekwencjami – pisał w „Tygodniku” historyk Tomasz Chinciński, który badał realia okupacyjne na tym terenie [„TP” nr 9/2022 – red.].

Na Pomorzu panował więc powszechny przymus wpisywania się na Volkslistę – inaczej niż na pozostałych terenach anektowanych i inaczej niż w Generalnym Gubernatorstwie. Tymczasem to zwłaszcza realia GG zdominowały polską pamięć o czasach okupacji – co sprawiło, że w powszechnym osądzie utrwaliły się krzywdzące zarzuty wobec osób, które na Pomorzu poddano działaniu systemu DVL.

Sprawia wrażenie Niemki…

Zamieszczony w „Tygodniku” wywiad z historykiem z warszawskiego IPN Marcinem Przegiętką na temat Intelligenz­aktion w Ciechanowie [„TP” nr 10/2021 – red.] naprowadził mnie na przypuszczenie, że w zachowanej dokumentacji ciechanowskiego Gestapo mogę znaleźć ślady, które pomogą w wyjaśnieniu informacji uzyskanych od Borodzicza.

Trop był trafny: z archiwum IPN otrzymałem akta sprawy Anny z 1941 r.

W sierpniu tamtego roku Geheime ­Staatspolizei w Zichenau przesłało do Stapostelle w Schroettersburgu (tj. do delegatury Gestapo w Płocku), jednostki nadrzędnej, kopię listu otrzymanego z ciechanowskiego Bodenamtu. Pewien SS-Untersturmführer donosił w nim, że zatrudnioną w tym urzędzie Annę zbadano pod kątem umieszczenia jej na Volksliście. Ustalono, że jej rodzice powinni zostać przyjęci do III grupy, a ona sama wykazuje się bardzo dobrym wychowaniem oraz wykształceniem i „zdecydowanie sprawia wrażenie Niemki”. Poinformowano ją, że w związku z uznaniem za etniczną Niemkę musi natychmiast zrezygnować ze wspólnego mieszkania z innymi Polkami. Ponieważ Anna mimo licznych upomnień nie zgodziła się na to, odpowiadając, że chce pozostać Polką, założono, że znajduje się ona pod jakimś wpływem i uznano, że należy ją natychmiast z urzędu usunąć.

W odpowiedzi Gestapo w Zichenau dostało ze Schroettersburga polecenie przesłuchania Anny i jej aresztowania, jeśli okaże się wrogo nastawiona do Niemiec.

Protokół przesłuchania podaje, że z uwagi na wychowanie i wykształcenie w szkole urszulanek Anna podtrzymała wolę pozostania Polką, gdyż czuje i myśli po polsku, jest też przekonana, że byłaby złą Niemką. Miała też zeznać, że nic nie wie o tym, aby jej rodzice wystąpili o przyjęcie do III grupy Volkslisty, i nie widzi powodu, żeby wobec złej sytuacji Polaków stać się nagle Niemką, by dzięki temu poczuć się lepiej.

„Jeśli w efekcie jej postawy będzie miała jakieś problemy – notował przesłuchujący – godzi się z tym i nazywa to losem. Stąd zauważa się, że (...) jest niewątpliwie narodowości polskiej. Ze względu na wykształcenie można ją (...) zaliczyć do grona inteligencji. (...) Z całą pewnością można przyjąć, że winę za jej obecną postawę ponosi wychowanie (...) w dawnym polskim instytucie kościelnym”.

...ale się przeciwstawia

Potem trwały konsultacje i spory, co z Anną zrobić – między Gestapo, Boden- amtem, biurem Komisarza Rzeszy ds. Umacniania Niemczyzny, powiatowym przywódcą NSDAP i Służbą Bezpieczeństwa SS. Wystosowano też pytanie do biura DVL, czy jej rodziców zaliczono do III grupy (w aktach jest informacja, że złożyli jakieś pismo w tej sprawie). Ich niemieckie pochodzenie potwierdzać miało, że ojciec urodził się w Prusach Zachodnich i podczas I wojny służył w niemieckiej armii, a matka urodziła się w Prusach Wschodnich, i że oboje mieszkają w Reichsgau Danzig-Westpreussen. Stało się to podstawą do uznania, że także Anna jest „niewątpliwie pochodzenia niemieckiego”.

We wnioskach z przesłuchania śledczy zanotował w sprawie Anny, że „nawet jeśli [jej] postawa z czysto ludzkiego punktu widzenia może być uznana za dobrą cechę charakteru, to (...) nie można jej zaakceptować”, i że „choć (...) nie dochodzi z jej strony do bezpośredniego wyrażenia wrogości [wobec państwa niemieckiego], to jednak biernie przeciwstawia się ona niemieckości, a tym samym znajduje się poza niemiecką wspólnotą narodową”.

Jego zdaniem Anny ze względu na młody wiek nie należy objąć Inschutz- haftnahme, „aresztem ochronnym” (czyli zesłaniem do obozu koncentracyjnego), natomiast „wydaje się celowe wydalenie jej z miejscowych terenów i ewentualne skierowanie przez Arbeitsamt [Urząd Pracy] do Altreich [Starej Rzeszy]”. Z Bodenamtu należało ją natychmiast zwolnić.


ZOBACZ TAKŻE:

NOC SIĘ ROZPRASZA. ŻYCIE I ŚMIERĆ JOCHENA KLEPPERA. Wiedział, że żona i córka zginą, bo są Żydówkami. Razem podjęli decyzję o samobójstwie. Bytom Odrzański, gdzie Jochen Klepper się urodził, odkrywa dziś tego ewangelickiego pisarza >>>>


Obóz, wydalenie do GG lub do Alt- reichu, gdzie zapewniono by Annie „ukształtowanie” przez „odpowiednie kierownictwo okręgu NSDAP w zakresie narodowego socjalizmu” – wokół takich rozwiązań toczył się spór.

W piśmie skierowanym do Sicher- heitsdienst des RFSS-SD – Abschnitt Zichenau (Służby Bezpieczeństwa SS, Oddział Ciechanów) funkcjonariusz Gestapo, sprzeciwiając się naciskom, by umieścić Annę w obozie, argumentował, że jego zdaniem jest „nie do przyjęcia z punktu widzenia dążeń niemieckich na Wschodzie, aby takie działania stwarzały wśród polskiej ludności wrażenie zmuszania do przechodzenia na niemieckość”.

Poinformował też, że „zgodnie z zawiadomieniem otrzymanym w międzyczasie z Bodenamt w Zichenau, urząd ten zamierza przenieść [Annę] do Białegostoku, aby zatrudnić ją w tamtejszym swoim urzędzie” (on sam nadal optował za wysłaniem jej do Altreichu).

Możemy mówić o szczęściu

W lutym 1942 r. Gestapo w Zichenau poinformowało Stapo w Schroettersburgu, że od listopada 1941 r. Anna pracuje w oddziale Bodenamt Zichenau w Białymstoku, i że „podobno zmieniła swój dotychczasowy pogląd” oraz „można się spodziewać, że (...) będzie się teraz ubiegać o wpisanie na Niemiecką Listę Narodowościową, zwłaszcza że jej rodzice zostali w międzyczasie wpisani do Niemieckiej Listy Narodowościowej w grupie III”. Na tym kończą się akta ciechanowskiego Gestapo.

Czy Anna uległa presji i wpisała się na Volkslistę? Nie wiadomo. W 1943 r. zmarła w Białymstoku na tyfus.

W archiwum rodzinnym jest dokument wydany w 1945 r. dla jej ojca: „Wymieniony przez cały czas okupacji niemieckiej pod względem narodowościowym zachowywał się dobrze. Nie działał na szkodę Narodu ani Państwa Polskiego”. To ślad po tzw. procesach rehabilitacyjnych, które po wojnie prowadzono na terenach wcielonych podczas okupacji do Rzeszy. Brunon Zwarra, autor książek o historii Gdańska, wspominał na ten temat: „Jakież to było dla nas obraźliwe. (...) Teraz władze polskie zaszeregowały nas jako niepełnoprawnych Polaków. (...) Możemy mówić jeszcze o szczęściu, że nie uznano nas za Niemców”.

Realia pojałtańskiej Polski, w tym powojenna nienawiść do wszystkiego, co niemieckie, a także tropienie folksdojczów oraz dominujący przekaz o warunkach okupacji pochodzący z terenu GG – wszystko to sprawiało, że ludzie, którzy przeżyli ją na Pomorzu, bali się mówić o swych doświadczeniach z opresyjnym systemem Volkslisty. Woleli milczeć. Jak mój ojciec.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Anna w obliczu zła