Czujność

Proza Hanny Krall jest oszczędna i elegancka, precyzyjnie i dyskretnie zakomponowana, oparta na szczególe, przechwyconym głosie.

15.06.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Albert Zawada / AGENCJA GAZETA
/ Fot. Albert Zawada / AGENCJA GAZETA

Hanna Krall jest pisarką wyspecjalizowaną. Ma swoją tematykę i poetykę – rozpoznawalne, wypracowane w kolejnych zbiorach „holokaustowych reportaży”. Zapis doświadczenia nie-do-pomyślenia, zbrodni ludobójstwa, opiera na pamięci swoich bohaterów, pełnej niespójności, luk, a nawet zmyśleń. Punktem zaczepienia pamięci jest szczegół: przedmiot lub konkretne miejsce.

Samą reporterkę właściwie trudno w tekście wyśledzić. Wyobrażamy ją sobie siedzącą w milczeniu obok swojej rozmówczyni czy rozmówcy, słuchającą i uważną. Poprzez to uważne słuchanie i zapis Krall nadaje ciężar nawet bezładnej, fragmentarycznej historii. Nie potrzebuje ich uważniać komentarzem, uogólnieniem, wytłumaczeniem, bo już samo spotkanie niesie ze sobą napięcie. Napięta uwaga i napięte nerwy (czytelnika) to efekt powściągliwości. Paradoksalnie? A może po prostu logicznie – napięcie wiąże się z sytuacją nieprzepracowaną. Krzyk, wybuch emocji, oskarżenie mogą wyrazić rozpacz, ale napięcie eliminują. W tekście Krall, złożonym z tych wszystkich krótkich zdań bez wykrzykników, napięcie cały czas będzie rosło. Będziemy myśleć, że „jakiś potwór tu nadchodzi”, zbliża się, choć nie zobaczymy go nigdy wyraźnie. Proza oszczędna i elegancka, precyzyjna i dyskretna, oparta na rekwizycie, szczególe, przytoczonym głosie, a zarazem wartka, nawet dynamiczna – tak się czyta książki Hanny Krall o losach ocalonych i wymordowanych.

Formuła

Siła tej formuły okazuje się także jej ryzykiem. Czy recepta Krall nie sprawdza się aż za dobrze – za łatwo – w odniesieniu do tematu, o którym pisać, czytać i pamiętać właśnie powinno być trudno? Jeśli znalazł się sposób, który pozwala za każdym razem skutecznie opowiadać o Zagładzie – to potencjalnie zły sposób, jakby niestosowny, gdyż pomijający to, co kluczowe: skandal zła, traumę, porażenie języka i niemożliwość przejścia nad tym do porządku dziennego. Takie jest podłoże zarzutów, które kierowali pod adresem Krall komentatorzy naszej literatury. Piotr Śliwiński: „Krall uwodzi nas natrętnie, narzuca się z pięknościami, czaruje bez umiaru, wzrusza się ostentacyjnie, zwierza ponad potrzebę, mówi za dużo, a co gorsza wtedy, gdy należałoby raczej milczeć”. Przemysław Czapliński: „pisarka rozgrzesza mnie jako czytelnika z wysiłku rozumienia – pozwala mi kontentować się nastrojem melancholii, wytwarzanym przy użyciu Holocaustu”. Maria Janion, jakby w odpowiedzi i w obronie: „nie idzie o zrozumienie (...), lecz o współczucie, które stanowi podstawę tragedii”. To współczucie nie jest możliwe w chaosie i krzyku, bo tragedia musi mieć konstrukcję, do której potrzebny jest „konieczny dystans artystyczny” – powściągliwość i forma.

Zastanawiam się jednak nad możliwością odejścia od tej dyskusji i trochę innego spojrzenia na prozę Krall, by uchwycić jej siłę, gotowość pójścia pod prąd. A więc Krall poza swoją specjalizacją? Tak naprawdę jej pierwszy książkowy „holokaustowy reportaż” to „Hipnoza” (1989). A potem cały szereg (sugestywnie zresztą pomyślanych, zapadających w pamięć) tytułów: „Taniec na cudzym weselu” (1993), „Dowody na istnienie” (1995), „Tam już nie ma żadnej rzeki” (1998), „To ty jesteś Daniel” (2001), aż do „Białej Marii” (2011). Wbrew pozorom szeregu tego nie rozpoczyna sporo wcześniejsze „Zdążyć przed Panem Bogiem” (1977), sławne trochę dwuznaczną popularnością na liście lektur szkolnych. W tekście tym najważniejsza jest intensywna osobowość rozmówcy. Marek Edelman zmaga się ze swoją pamięcią, próbuje ją pobudzić i opracować. Najsłynniejsza książka Krall stanowi część jej wcześniejszego (powstałego przed 1989 r.) pisarstwa, jeszcze sprzed wynalezienia formuły. Powrót do tego okresu twórczości osłabia wprawdzie poczucie eleganckiej spójności, ale w zamian dostarcza innych kluczy i kontekstów (i czytelniczych atrakcji).

Nic o wojnie

„Zamierzam napisać książkę, w której nie będzie o wojnie, najlepiej, gdyby to słowo w ogóle w niej nie padło. Oraz parę innych słów, na przykład »Żyd«. Napisać książkę bez słów »Polak«, »Niemiec«, »Żyd« i »wojna«, to byłoby niezgorsze” („Okna”, 1987).

Pierwszą – poza praktycznie dziś niedostępnymi opowiadaniami dla młodzieży publikowanymi jeszcze w latach 60.przez Państwowe Zakłady Wydawnictw Szkolnych, poprzednika WSiP – książką Hanny Krall, wówczas dziennikarki współpracującej z „Polityką”, było „Na wschód od Arbatu” (1972), tom reporterskich tekstów z podróży do ZSRR. Równolegle ze „Zdążyć...” ukazała się jeszcze poruszająca ten sam temat „Dojrzałość dostępna dla wszystkich” (1977). W zestawieniu ze słabiutką „Dojrzałością...”, napisaną w stylu niby-socjologizujących uogólnień, „Arbat” to debiut niezwykle frapujący. Nie tylko ze względu na kunsztowne „mylenie [cenzorskiej] pogoni”, o którym pisze Mariusz Szczygieł we wstępie do tegorocznego wznowienia książki. Tom otwiera pasjonujący „Kawałek chleba”, reportaż o Wierszynie, polskiej osadzie na Syberii. A właściwie o czymś innym – o tym, jak z biegiem lat sieć, jaką jest kultura, słabnie, ale jeszcze się temu słabnięciu opiera.

Konstrukcja tekstów jest przemyślna: Krall nie tyle poddaje się politycznym ograniczeniom, ile je wykorzystuje. Dlatego mówi skrótowo, nieraz z wystudiowaną naiwnością, a cytując język oficjalny, upraszcza go i zderza z konkretem. Dziś czyta się to jak zapis czujnej obserwatorskiej, intelektualnej i stylistycznej pracy. Tak intensywnej, że broni się nią niemal każdy z tekstów.

Nowe wydanie książki ukazało się w serii Dowody na Istnienie – powstała w zeszłym roku wydawnicza inicjatywa Instytutu Reportażu, która przyjmując za nazwę jeden z tytułów Krall, nieformalnie mianowała ją swoją patronką. Pisanie, publikowanie i czytanie reportaży ma więc tworzyć „dowody na istnienie” – istnienie świata, jego wnikliwych obserwatorów, a także rozumiejących czytelników. Wydawnictwo przygotowuje publikację-hołd dla „najsłynniejszej polskiej reporterki”: książkę Krall, złożoną z wywiadu rzeki z pisarką przeprowadzonego przez Wojciecha Tochmana oraz przeglądu jej archiwum. Oprócz tego jednocześnie z „Arbatem” przypomniany został drugi obszar reporterskiego pisarstwa Krall sprzed wynalezienia formuły.

„Sześć odcieni bieli i inne historie” zawiera krajowe reportaże pisarki (z tomu pod tym samym tytułem z 1978 r. oraz z książki „Trudności ze wstawaniem”), częściowo przypomniane dziesięć lat temu dzięki wydawnictwu a5 w „Spokojnym niedzielnym popołudniu”. W tych tekstach pisarka osiąga chyba apogeum swojej zwięzłości. Przeważnie kilka stron wystarcza jej na to, by zapisać i rozszyfrować języki, które przejmuje od swoich bohaterów, a do tego jeszcze poddać je eksperymentom. Pisząc, sprawdza, co się da nimi wyrazić, jak widzą rzeczywistość ich właściciele, w jakim świecie żyją.

Kiedy czyta się naraz więcej tekstów Krall, historie bohaterów mogą zacząć się mieszać, zwłaszcza że mniej i bardziej aluzyjnie powracają oni w kolejnych utworach (dotyczy to też autobiograficznych „Różowych strusich piór” z 2009 r.). Możemy ich rozróżnić właśnie po językach, które zakreślają kształty przedstawionych światów.

Półfikcje

Punkt trzeci, czyli dwie książki z lat 80., którym najbliżej z całej tej twórczości do powieściowej fikcji: słynna „Sublokatorka” i mniej słynne, a nie mniej zajmujące „Okna”. Ciekawe, że właśnie w tych niereportażach (początkowo wydanych w drugim obiegu) najobficiej – choć nadal nie wprost – zastanawia się Krall nad tym, jaki sens ma pisanie, będące w jej wypadku zawsze zapisywaniem. To refleksje nad jego metodami i zasadami. Wikła w nich autobiograficzne ślady. Życiorysy wielu kobiecych postaci brzmią echem jej własnego, słychać tu także aluzje do jej własnej twórczości. Pisarka rozszczepia się na nie i rozgrywa między nimi swoje dylematy.

Marzenie o książce „bez słowa wojna” wyraża narratorka „Okien”, przedstawiająca się wprost jako autorka-fabulatorka, stwórczyni przedstawionej rzeczywistości. Czasem wyobraża sobie, że „wygrywa walkę” ze światem, czyli wciąż od nowa odpowiada według swojego pomysłu na pytanie: „Jak mogło lub powinno być?”. O przechowywaniu rzeczywistości myśli natomiast Celina, bohaterka książki, trochę nieudana artystka, trochę niespełniona kobieta, trochę outsiderka, której wszystko przytrafia się przypadkiem. To właśnie jej „życie podsuwa rzeczy warte zapisania”, ale jednocześnie to ona „dzielnie broni się (...) przed podejrzeniem, że pomysł z zapisywaniem świata pozbawiony jest większego sensu”. Celina nieco sceptycznie komentuje też pracę powieściowej dziennikarki (kolejnego wcielenia Krall), czyli „ideologię przedstawiania świata przez szczegół”, misterny obraz „prawdziwszy od prawdziwego”. A jeżeli czasem nie trzeba cyzelować, tylko dzwonić na alarm?

„Okna” to osobliwy tekst, trochę jak notatki do powieści, pełen skrótów fabularnych i myślowych, nieprecyzyjnych opisów i niedokonanych czynności (raczej o tym, co się działo z bohaterką, niż o tym, co się ważnego w jej życiu wydarzyło), rozedrgany i niezdecydowany. Trzy kobiece głosy, mimochodem poruszające pytania o to, czy i jak przedstawiać w języku świat, nie uzgodnią żadnego ostatecznego wniosku. Żadna nie ma też „racji”, na każdą z tych postaci patrzymy trochę ironicznie.

Kobieca?

Kobiece głosy. To punkt czwarty na mojej liście: spójrzmy na te książki jako na opowieść o kobiecym punkcie widzenia. Interpretacja nie najpopularniejsza: w końcu postać samej reporterki usuwa się zwykle w cień. Tym bardziej w jej traumatycznej holokaustowej narracji płeć nie jest, i być nie może, pierwszoplanowa.

„Literatura kobieca” – to nie brzmi zbyt poważnie. Czy mogłoby zabrzmieć? Czy kobiecość może być literacko ciekawym sposobem pisania: przemyślna struktura, sugestywność, przemycanie (jako „przemyt” metodę reporterską Krall określił z kolei Szczygieł) swojego punktu widzenia.

Poszukałabym dalej. Bohaterki „Sublokatorki” rozmawiają o fragmencie z dziennika Nałkowskiej, która notuje, że oglądała „swoje starzejące się ciało”, ale wspomina wprost tylko o wyglądzie szyi, dyskretnie zatrzymuje się przed opisem piersi, brzucha, nóg. „To cenna wskazówka dla nas wszystkich – dodałabym z naciskiem – szczerość szczerością, są jednak granice dobrego smaku, których nie należy przekraczać, w literaturze zwłaszcza. – W przypadku starzejącej się kobiety taką granicą jest szyja?”. Tekst literacki jest w tej scenie jak kobiece ciało, powinien być odpowiednio okryty i przyozdobiony. Powściągliwość stylu jest jak podporządkowanie się opresyjnej regule, że ciał starych kobiet nie wypada pokazywać. To, co dozwolone kobiecie – kobieca rola – staje się odpowiednikiem tego, co dozwolone w tekście. Ale znów bohaterka, która mówi o „cennej wskazówce”, nie jest wyrazicielką głosu autorki. To postać-fantazja o „jasności”, czyli nieżydowskości, „dobrym wyglądzie”, hiperpoprawnej realizacji polskiego i kobiecego ideału. Połowa prawdziwej osoby, nieistniejąca bez tytułowej „sublokatorki”.

Kobieca perspektywa to w tym wypadku wyczulenie na reguły. Nie po to, żeby je zaraz koniecznie łamać, ale też niepo to, aby je skwapliwie spełniać. Kultura szczególnie dyscyplinuje kobiety („granicą jest szyja”!) – kobiecość to też wprawa w życiu wśród ograniczeń, a czasem w ich przezwyciężaniu.

Literatura może na tej wyprawie skorzystać. W fikcjonalnej prozie Hanny Krall postaci działają według zasad, które uosabiają, pokazując zarazem ich konsekwencje. Pisarka z kolei w każdym tekście ostrożnie wypróbowuje, na ile elastyczne są reguły (języka, literatury, reportażu, relacji z drugim człowiekiem): co da się powiedzieć, zapisać, o co zapytać, kiedy się zatrzymać. Jej powściągliwość i ostrożność to nie konformizm, to czujność, która z niezwykłą precyzją pozwala badać ograniczenia. ©

HANNA KRALL (ur. 1932) jest wybitną pisarką i dziennikarką. Urodziła się w Warszawie w żydowskiej rodzinie. Podczas wojny wielu jej bliskich zostało zamordowanych, jej samej udało się uciec z transportu do getta. Po ukończeniu studiów dziennikarskich zaczęła pracować w „Życiu Warszawy”, a później w „Polityce”, której była korespondentką w ZSRR w latach 1966-69. Reportaże z tego okresu ukazały się w debiutanckim tomie „Na wschód od Arbatu” (1972). Pięć lat później ukazała się książka-wywiad z Markiem Edelmanem „Zdążyć przed Panem Bogiem”. Autorka dwóch powieści, „Sublokatorka” (1985) i „Okna” (1987). W swoim dorobku ma kilkanaście książek prozatorskich i reporterskich, jak „Hipnoza” (1989), „Dowody na istnienie” (1995), „Wyjątkowo długa linia” (2004), „Król kier znów na wylocie” (2006), „Różowe strusie pióra” (2009) i „Biała Maria” (2011). Jest laureatką wielu ważnych nagród, m.in. Nagrody Literackiej im. Władysława Reymonta i Nagrody Literackiej im. Juliana Tuwima. Nominowana do Nagrody Nike i Literackiej Nagrody Środkowoeuropejskiej Angelus.

MARIA KOBIELSKA (ur. 1985) jest badaczką literatury. Obroniła doktorat na Wydziale Polonistyki UJ, napisała książkę o poezji Jerzego Ficowskiego. Zajmuje się najnowszą literaturą i kulturą polską w kontekście pamięci, przeszłości i polityki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „Conrad (01/2015): Pod prąd