Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W mowie do narodu Putin przedstawił w istocie program polityki zagranicznej Rosji. Niedługo przyszło czekać na przełożenie słów na czyny: prezydent odwiedził Egipt, Izrael i Palestynę. Była to wizyta historyczna. Rosjanie przez ostatnie dziesięciolecia wspierali kraje arabskie, a dziś Rosja i Izrael zobowiązały się działać na rzecz pokoju na Bliskim Wschodzie oraz współpracować w “prowadzeniu bezkompromisowej walki z terroryzmem". Izraelowi chodzi o “powstrzymanie ekstremizmu palestyńskiego", Putin pod tym hasłem toczy ludobójczą wojnę w Czeczenii. Dla jej legitymizacji gotów był stanąć pod Ścianą Płaczu.
Wewnętrzna polityka Rosji oddala ją od Unii Europejskiej. W raporcie Cecilii Malmstroem, eurodeputowanej i znawczyni problematyki wschodniej, skrytykowano łamanie praw człowieka w Czeczenii, cenzurę w mediach, traktowanie państw “bliskiej zagranicy" jako strefę wpływów. Nazajutrz po obchodach Dnia Zwycięstwa w Moskwie ma się odbyć szczyt Unia-Rosja. Planuje się na nim podpisanie porozumień dotyczących współpracy. Nie udało się to rok temu. Dziś też porozumienie stoi pod znakiem zapytania. Rosji może wystarczyć podtrzymywanie tradycyjnej przyjaźni z Francją i Niemcami, których polityka zamyka się w słowach: “nie drażnić Rosji". Czyli: nie zadawać trudnych pytań.
Gogolowskie pytanie: “Rosjo, dokądże pędzisz, daj odpowiedź" można powtórzyć i dziś. Putin wybrał drogę: budowa mocnego państwa, odrzucanie krytyki, podkreślanie znaczenia Rosji na arenie międzynarodowej, demokracja sterowana. Tylko czy idąc tą drogą rzeczywiście można zbudować imperium?