Czasy dla świadków

Jeśli przez sekularyzację rozumieć odchodzenie od religii w miarę poprawy sytuacji życiowej, to o Kościół polski możemy być spokojni. A nie powinniśmy.

15.04.2008

Czyta się kilka minut

Optymistyczny" - tak brzmi powracające jak mantra słowo, którym specjaliści określają omawiany dwa tygodnie temu na łamach "TP" raport o religijności Polaków, przygotowany przez socjologów związanych z Centrum Myśli Jana Pawła II. Z badań miałoby wynikać, że sekularyzacja w Polsce nie przebiega według wzorców, których doświadczył Zachód. Dariusz Karłowicz w czasie konferencji prezentującej raport stwierdził wręcz, że Polska sfalsyfikowała teorię sekularyzacji. Chodzi o powstały na bazie doświadczeń Europy Zachodniej model, który można streścić tak: im wyższa jakość życia, tym niższe zaangażowanie w religię. Autorzy raportu dowodzą, że choć w Polsce poziom życia się podnosi, do sekularyzacji nie doszło - wskaźniki religijności, choć nieco spadają, to nie tak dramatycznie, jak to miało kiedyś miejsce w Niemczech czy Irlandii.

Polska odnalazła najwyraźniej własny sposób na połączenie postępującej od 20 lat modernizacji z wysokim poziomem religijności. Czy jednak teoria sekularyzacji, która widzi w upadku praktyk religijnych warunek rozwoju państwa i społeczeństwa, naprawdę jej nie dotyczy? Czy z badań wynikają zapowiedzi tego, jak będzie wyglądał stosunek Polaków do wiary za kilka kilkanaście lat?

Praktyki spadają

- W myśleniu europejskich socjologów tkwią stereotypy - przekonuje dr Barbara Fedyszak-Radziejowska, socjolog z PAN. - Takie były doświadczenia ich społeczeństw. Ale ja patrzę na Polskę i analizuję nasze doświadczenia. Modernizacja była lansowana przez wszystkie lata PRL jako projekt rzeczywistości, w której nie ma miejsca na religię. Podobnie rozumiana jest teoria sekularyzacji, czyli zaniku religii jako niezbędnego warunku rozwoju społeczno-gospodarczego.

Nie zgadza się z tym prof. Józef Baniak, socjolog religii z Uniwersytetu Adama Mickiewicza: - Głosi się tezę, że sekularyzacji nie ma, następuje tylko lekkie zachwianie, z którego potem się wyjdzie - mówi. - Tymczasem Polska niczego nie falsyfikuje. Sekularyzacja była, jest i będzie, bo pewne problemy zawsze będą wyłączone ze sfery religijnej.

- Na pewno nie powiedziałbym, że Polska sfalsyfikowała teorię sekularyzacji - mówi prof. Jan Grosfeld, politolog z UKSW. - Przede wszystkim, jest ona widoczna: wskaźniki religijności jednak spadają, chociaż wolno.

Wiarę katolicką niezmiennie deklaruje

90 proc. Polaków. Wyraźnie niższy jest jednak poziom praktyk religijnych. Zeszłoroczne badania tzw. dominicantes, czyli uczestniczących w niedzielnej Mszy, wskazały, że do kościoła chodzi 46 proc. wiernych do tego zobowiązanych. Nadal jednak stawia to Polskę w czołówce Europy.

- Co ciekawe - mówi prof. Grosfeld - mniej ludzi chodzi do kościoła, ale większa niż dotąd liczba przystępuje do komunii. Spadają też wskaźniki powołań. Czy to dobrze? Być może tak, jeśli Kościołowi nie chodzi o liczbę, lecz o dojrzałość i samodzielność takich decyzji.

Religijność A la carte

Wobec tej różnicy perspektyw nie sposób mówić o sekularyzacji, nie rozdzieliwszy dwóch pojęć: wiary i religijności.

- Religijny jest każdy człowiek - tłumaczy prof. Grosfeld. - Traktować religijnie można także rzeczywistość doczesną: dla jednych największą wartością jest zdrowie, dla innych pieniądze. I oczywiście bycie religijnym nie musi oznaczać, że spotkaliśmy Boga. Do tego dochodzi się na drodze wiary. Nawet Abrahamowi Bóg nie powiedział od razu, że innych bogów nie ma, lecz że On jest od nich silniejszy.

Ks. Andrzej Draguła pisał na łamach "W drodze" (nr 11/07) o sekularyzacji pojmowanej jako zeświecczenie - "utrata religijnej kontroli na rzecz władzy cywilnej, zarówno w przestrzeni politycznej, jak i kulturowej czy moralnej". Jak się wydaje, kontrowersje wokół wniosków z raportu CMJP2 mogą wynikać właśnie z różnego rozumienia terminu "sekularyzacja". Druga perspektywa przeciwstawia "świeckości" nie tyle "religijność", co "wieczność". Świeckość znaczy tu tyle co doczesność i nie jest przeciwieństwem tego, co religijne, lecz tego, co - w perspektywie wiary - ma nadejść. Rozumienie sekularyzacji jako "utraty kontroli" byłoby więc anachronizmem, bo odwoływałoby się do wizji świata ukonstytuowanej dzięki cesarzowi Konstantynowi, który chrześcijaństwo przypisał państwu.

Wydaje się, że rozróżnienie znaczeń sekularyzacji pokrywa się z rozróżnieniem między wiarą a religijnością. Jeśli wartością ma być status quo polskiej religijności i jeśli rozlicza się ją na poziomie praktyk religijnych czy deklaracji, rzeczywiście można się cieszyć. Należy jednak zadać pytanie o treść tej religijności. Bo tu rysują się trendy, które każą się zastanawiać nad przyszłością polskiego Kościoła.

W perspektywie tych rozróżnień nieoczywisty może się okazać nawet jeden z głównych zarzutów stawianych dzisiejszej - także polskiej - religijności: że jest to "religijność ? la carte", zwana inaczej "religijnością supermarketu". Polega ona na samodzielnym akceptowaniu lub odrzucaniu elementów wiary i nauczania Kościoła: wierzę w niebo, lecz już nie w piekło, w zmartwychwstanie, ale też trochę w reinkarnację, uznaję nauczanie Kościoła, ale z wyjątkiem etyki seksualnej...

Trzy czwarte Polaków zgadza się z nauczaniem Kościoła na tematy duchowe, połowa - z głoszonymi wartościami moralnymi. Prawie dwie trzecie odrzuca nauczanie na tematy publiczne, dotyczące sprawowania władzy. Od 10 lat jesteśmy jednak coraz bardziej krytyczni: wskaźniki akceptacji nauczania Kościoła spadły o ok. 10-20 proc.

Przykładem jest stosunek do rozwodów: w ciągu dekady dwukrotnie wzrosło przyzwolenie na rozpad małżeństwa. W 1999 r. 43 proc. respondentów twierdziło, że rozwodu nie da się usprawiedliwić nigdy,

25 proc. miało nastawienie liberalne. Dzisiaj 44 proc. Polaków usprawiedliwia rozwód, a 23 proc. trwa przy negacji takiego rozwiązania. Wzrosła też liczba rozwodów: w 1989 r. było ich 47 tys., w 2007 r. - 65 tys.

Grosfeld proponuje takie ujęcie problemu, w którym religijność selektywna niekoniecznie musi być zła sama w sobie: - W pewnym sensie każdy wierzy selektywnie, bo wiara nie polega na przyjmowaniu od razu wszystkiego, lecz na przebywaniu długiej drogi.

Może być tak, że optymizm badaczy zderza się z tym, czym religijność jest wypełniona.

- Polacy są mocni w rytualizmie - mówi prof. Baniak. - Ilu ludzi chodzi ze święconką, a ile na Triduum? Z drugiej strony religijność jest często podbudowana lękiem przed sankcją społeczną. Mówiąc prościej: przed tym, co ludzie powiedzą.

- Można funkcjonować w ramach tzw. religijności naturalnej, ale spełnianie rytuałów czy uczynków nie czyni religijności chrześcijaństwem - dodaje Grosfeld.

Indywidualizacja

Pytani o najważniejsze w życiu wartości, Polacy wymieniają rodzinę (99 proc.), kontakty z przyjaciółmi (95 proc.), pracę (86 proc.). Religia znajduje się na szóstym miejscu (81 proc.). - Jesteśmy społeczeństwem ceniącym wartości wspólnotowe - twierdzi dr Fedyszak-Radziejowska. - Stawiamy rodzinę na pierwszym miejscu, nisko ceniąc politykę, karierę i sukces. Zauważam, że chrześcijaństwo, a w szczególności katolicyzm, jest religią silnie wspólnotową.

Czy powyższy ranking nie dotyczy jednak bardziej deklaracji niż rzeczywistości? Prof. Grosfeld dostrzega problem indywidualizacji polskiej religijności właśnie w tej sferze. - Mówi się, że religijność umacnia jednostkę. Owszem, ale na poziomie tożsamości. Tymczasem w Polsce mamy do czynienia z potężną indywidualizacją religijności w takim sensie, że nie widzi się nikogo poza sobą - tłumaczy. - Spowiednicy opowiadają, że penitenci nie widzą społecznego, wspólnotowego wymiaru swoich grzechów.

- Wśród intelektualistów przez lata toczyła się debata nad tym, kiedy Kościół ludu stanie się w Polsce Kościołem wyboru - mówi dr Fedyszak-Radziejowska. - Wiele wskazuje na to, że coś takiego właśnie się dokonuje. Raport CMJP2 pokazał rzecz nową i ciekawą: jak Polacy postrzegają Kościół.

W badaniach CMJP2 okazało się, że przede wszystkim widzimy aspekt mistyczny Kościoła, łączący człowieka z Bogiem. Respondenci mogli wybrać więcej niż jedną odpowiedź i przynajmniej jedną dotyczącą tego aspektu wybrało 70 proc. badanych. Odpowiadali tak zwłaszcza Polacy młodzi, dobrze wykształceni, mieszkający w dużych miastach. Na drugim miejscu znalazły się odpowiedzi wskazujące na postrzeganie Kościoła jako wspólnoty wiernych, dopiero na trzecim - jako hierarchicznej instytucji.

Grosfeld: - Powstaje właśnie klasa średnia i to ona będzie decydowała o kształcie polskiej religijności. Przemiany widać również na wsi. Rysuje się trend pozwalający przypuszczać, że ludzie będą coraz bardziej samodzielni, a nie aktywni w wierze w sposób zawieszający się na autorytetach, zwłaszcza duchownych.

- Fakt, że ludzie wybierają przede wszystkim aspekt mistyczny Kościoła, nie oznacza, że odchodzą od wspólnoty - podkreśla dr Fedyszak-Radziejowska. - Właśnie wspólnotowy charakter Kościoła wybierany był przez respondentów na drugim miejscu. To tłumaczy, dlaczego błędy Kościoła jako instytucji, tak często obecne w mediach, nie wpływają w większym stopniu na poziom religijności Polaków. Bo nie wynika ona z posłuszeństwa wobec hierarchii, lecz jest budowana na więzi z Bogiem.

Tylko jeden na trzech Polaków nie ufa Kościołowi - wynika z badań CMJP2. Pytanie jednak, który aspekt pojmowania Kościoła mieli na myśli respondenci? Kilka tygodni temu pisaliśmy w "Tygodniku" o międzynarodowych badaniach Instytutu Gallupa: tylko 8,8 proc. mieszkańców naszego kraju (z dużych miast) deklaruje zaufanie do władzy religijnej. Wyniki badań krajowych są mniej niepokojące, ale potwierdza się trend spadkowy: według Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego z 2002 r. biskupowi ufało 45 proc. respondentów, Episkopatowi - 42 proc., proboszczowi - 56 proc. W 2006 r. podobne badania ISKK przeprowadził w stolicy: zaufanie wobec biskupa deklarowało 41 proc. warszawiaków, Episkopatu - 36,2 proc. Wygląda więc na to, że ufamy Kościołowi jako wspólnocie, jeśli jednak spytać o hierarchię - wskaźniki spadają.

Pytani o propozycje zmian w Kościele, Polacy chcieliby, by księża "starali się być bardziej ludźmi świętymi niż administratorami" (81 proc.), by biskupi szybko wyjaśniali skandale obyczajowe (76 proc.) i sprawy współpracy księży z SB (64 proc.) oraz informowali wiernych o stanie finansowym diecezji (74 proc.). Wynika z tego, że problemy nękające Kościół są widoczne. Zmian domagają się przede wszystkim osoby najbardziej religijne, ale także te od Kościoła oddalone. Ten zaskakujący alians świadczy o tym, że ludzie najwierniejsi Kościołowi potrafią mówić o nim krytycznie.

Indywidualizacja przejawia się tak w Kościele, jak w życiu codziennym. Widać to choćby w mizernym poziomie postaw obywatelskich wśród Polaków. A aktywność społeczna, zdaniem wielu badaczy, również jest kształtowana przez tradycję religijną. - Pytanie, czy każda aktywność społeczna jest rzeczą dobrą, sam ruch nie jest wszystkim - komentuje prof. Grosfeld, parafrazując zdanie Eduarda Bernsteina. - Na spotkania z Jerzym Robertem Nowakiem przychodzi masa aktywnych ludzi.

Bóg tak, ale...

Najbardziej niepokoją uzyskane przez prof. Baniaka wyniki badań gimnazjalistów. Większość młodych nie tyle kontestuje religijność, co jest im ona obojętna.

- Śmieją się z tego - mówi gorzko socjolog. - Ponad połowa nie zna elementarnych modlitw. Ponad 95 proc. odrzuca naukę Kościoła o seksualności i małżeństwie. Połowa postuluje "wolną miłość", zakaz antykoncepcji odrzuca grubo ponad 60 proc. Wyjątkiem jest kwestia aborcji, którą ośmiu na dziesięciu gimnazjalistów uznaje za zabicie człowieka. Jednak najwyżej jedna piąta żyje w zgodzie z nauczaniem Kościoła - mówi. - Tak, to wyjątkowo trudny wiek, badani nie są już dziećmi, ale nie rozumieją jeszcze do końca, na czym polega dorosłość. Pytanie, jacy wyjdą z okresu buntu.

- Młodość nie jest moim zdaniem zaczynem nieuchronnych zmian, a raczej fragmentem biografii - mówi zdecydowanie

dr Fedyszak-Radziejowska. - Widać wśród młodzieży charakterystyczne dla tego momentu życia selektywne podejście do nauczania Kościoła, szczególnie w sferze seksualnej [co ciekawe jednak, sprzeciw wobec aborcji i rozwodów jest tu wyższy niż w innych grupach wiekowych - red.]. Ta faza życia tak wpływa na system wartości. Mam wrażenie, że nie doceniamy mediów i kultu młodości starszego pokolenia. Ostatnie 20 lat pokazuje, że kolejne pokolenia z wiekiem wracały do nauczania Kościoła. Przypuszczam, że z dzisiejszą młodzieżą będzie podobnie, bo dlaczego miałoby być inaczej?

Nie zgadza się z tym prof. Baniak: - Nie wolno przyjąć, że po okresie buntu wraca się do punktu wyjścia - protestuje. - Młodość, jak podkreślają psychologowie rozwoju, nie jest małym huragankiem, to etap przejścia. Każdy kryzys to moment załamania, lecz i przełamania, poszukiwania wyjścia z impasu. W życiu dojrzałym człowiek ma większe szanse na pozytywne rozstrzygnięcie kryzysu. W przypadku młodego człowieka ważne jest to, czy otrzyma pomoc i od kogo. Z badań wynika, że młodzież chciałaby się zwrócić do rodziców, ale nie zawsze może uzyskać pomoc. Wielu odnajdzie inne wzorce: pójdzie do silniejszych i bardziej cwanych. Może się zdarzyć, że z kryzysu religijności przejdzie w kryzys wiary.

W przypadku młodzieży, jak wynika z badań prof. Baniaka, wyjątkowo silnie zaznacza się rozróżnienie między wiarą a religijnością. Ośmiu na dziesięciu badanych gimnazjalistów wierzy w Boga.

- Ale nie w taki obraz Boga, jaki przedstawia im Kościół - mówi socjolog. - Oni uważają, że wiara to coś ważnego, lecz własnego. Odrzucają religijność instytucjonalną, oceniając ją zresztą przez to, co oglądają w mediach. Wielu deklaruje, że po pomoc udałoby się do, jak mówią, "porządnego księdza". Zapytani, co to znaczy, uściślają, że chodzi o ludzi próbujących żyć tak, jak głoszą, pokazujących Boga przykładem własnego życia.

- Kryzys zawsze niesie w sobie zaczyn uzdrowienia i odnowy - konkluduje prof. Grosfeld. - Powołujemy się często na to, jak radykalnie przebiegła sekularyzacja we Francji. Tymczasem to właśnie tam powstały przestrzenie głębokiej odnowy Kościoła. Podobnie jest w Hiszpanii. U nas zakłada się szkoły liderów katolickich, co jest nieadekwatne do istoty chrześcijaństwa: to forma na wzór organizacji świeckich. Żyjemy raczej w czasach świadków i świadków potrzebujemy. Ostatnie, co można powiedzieć o Matce Teresie czy Bracie Rogerze, to że byli liderami.

***

Wskaźniki nie spadają drastycznie. Jednak statystykom frekwencji na Mszach czy deklarowanej religijności wymyka się to, co dotyczy nie religijności, lecz wiary. Najgorszym, co można by teraz powiedzieć, byłaby konkluzja: "jest dobrze". - Poziom religijności - mówi prof. Grosfeld - nie znaczy jeszcze, że nie potrzebujemy nowej, a nawet pierwszej ewangelizacji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2008