Country: prosto w serce

Agata Karczewska nie myśli wcale o country jako określonym brzmieniu. Dla niej to synonim wrażliwości i otwartości wobec ludzi, którzy niekoniecznie są z naszego świata, wyznają inne wartości.

09.10.2023

Czyta się kilka minut

Prosto w serce
Koncert Agaty Karczewskiej na festiwalu Pol’and’Rock. Kostrzyn nad Odrą, 3 sierpnia 2019 r. / MICHAŁ „GOLDMOON” KWAŚNIEWSKI / MATERIAŁY PRASOWE OFFBEAT AGENCY

Klub Stodoła, Warszawa. Na początku widzę jedynie kształt jej kapelusza i pochyloną sylwetkę mężczyzny. Zanim reflektory wyłonią z mroku wąskiej sali ich twarze, na publiczność spada elektryczny prysznic dźwięków. Już wiadomo: po prawej – John Porter, walijski gitarzysta o zamglonych oczach. Ciepłe światło ślizgające się po gryfach gitar przypomina mi nie tylko ten fragment o jego spojrzeniu, ale całą scenę z ostatniej książki Katarzyny Kubisiowskiej, gdy przed jednym z nadmorskich koncertów – gdzieś w końcówce lat 70. – John leży z Korą na rozgrzanej łasze piachu. Uczą się wzajemnie słów w obcych językach. Ona spontanicznie śmieje się wprost do słońca.

Porter towarzyszy Korze i Markowi Jackowskim w pierwszych latach istnienia Maanamu – jadą razem na kilka występów z repertuarem Leonarda Cohena, goszczą w modnych audycjach radiowych. Szybko zdają sobie sprawę, że mają inną wrażliwość, inne podejście do pracy. „Ja nigdy i nigdzie się nie dopasowałem, ostatecznie także z nikim” – przyzna Porter wiele lat później.

Dziś – także na własnych zasadach – gra z wokalistką i gitarzystką country Agatą Karczewską, która cztery lata temu zadebiutowała świetnym, wydanym przez niezależną oficynę OFFbeat, nominowanym do Fryderyka albumem „I’m Not Good at Having Fun”. Od premiery wspólnej płyty Portera i Karczewskiej „On The Wrong Planet” do pierwszego koncertu w stołecznej Stodole mijają całe wakacje. Duet pracuje we własnym, niespiesznym rytmie.

– Poznawanie Johna było ciekawym doświadczeniem – mówi „Tygodnikowi” Agata przed występem. – Pochodzimy z innych światów, dzieli nas spora różnica wieku. Mamy różne opinie na wiele tematów, choć na szczęście oboje kibicujemy Manchesterowi United – uśmiecha się. – Pierwsze pytanie podczas naszego pierwszego spotkania brzmiało: „komu kibicujesz?”. Gdybym wybrała Manchester City albo Liverpool, ta płyta by nie powstała i oboje doskonale o tym wiemy. A poważnie: szanujemy siebie nawzajem, nawet jeśli nie docieramy w dyskusjach do kompromisu. Nieustannie wymieniamy się doświadczeniami. Przykład? Nauczyłam go słuchać ­Orville’a ­Pecka.

THE CHICKEN RANCH, NEVADA  | Na początku wzrok przykuwa scenografia przywodząca na myśl pracę Franka Silvy na planie „Miasteczka Twin ­Peaks”: senne, prawie nagie kobiety kołyszące się w tańcu, a między nimi tajemniczy typ w masce i stroju kowboja. Potem pojawia się czerwone światło i zbliżenie na mięsiste usta wokalisty oraz jego trzydniowy, niechlujny zarost. A za moment widzimy już pustynny krajobraz Nevady, niedaleko granicy z Kalifornią – to droga przez kanion Red Rock na obrzeżach Las Vegas. Pick-upy, stare chaty z wybitymi szybami w oknach, pustka i pięknie ubrani, ale w jakimś sensie bierni, prawie nieżywi ludzie.

Piosenka „Dead of Night” Orville’a Pecka z płyty „Pony”, której teledysk ­właśnie opisałam, to romantyczna ballada o skomplikowanej miłosnej relacji dwóch mężczyzn, utrzymana w przewrotnie westernowej stylistyce oscarowych „Psich pazurów” Jane Campion. Peck bawi się tutaj obrazem maczo, umacniającym w amerykańskiej ­popkulturze ­patriarchalne wzorce. Wbrew pozorom całkiem odważnie, bo historia coming-outów w country jest dość krótka – liczy zaledwie kilkanaście lat.

Prosto w serce

Co wiemy o samym Pecku? To pochodzący z Republiki Południowej Afryki artysta mieszkający w Kanadzie, naprawdę nazywa się Daniel Pitout.

– Totalnie przegięty, dzięki czemu swoim wizerunkiem trafia w sedno stereotypowo kowbojskiego vibe’u, kompletnie go rozbijając – opowiada Karczewska. – Jest kwintesencją queerowego country, a jednocześnie, dla Kanadyjczyków, ikoną stylu. Występuje w maskach i śpiewa jak Elvis Presley.

W jego muzyce słychać również nawiązania do Johnny’ego Casha, a krytycy lubią go porównywać do Roya Orbisona. Najważniejsze jest jednak to, że kryjąc się za doskonale dopracowaną kreacją i skórzanymi akcesoriami, Peck otwiera się przed słuchaczami, opisując swoją samotność skontrastowaną z gnającym do przodu, skąpanym w świetle księżyca światem.

Balansuje przy tym na granicy uniwersalności tekstów country i homoerotyzmu kryjącego się w gatunkowym żargonie (wszak to koń jest przedłużeniem mężczyzny, jak słusznie zauważył country-Ken w ostatnim filmie Grety Gerwig). Niedługo po premierze albumu „Pony” Peck powie, że to, czym się aktualnie zajmuje (wcześniej związany był ze sceną punkową), jest „naprawdę najszczerszą rzeczą” w jego artystycznym życiu.

BAR STUDIO, WARSZAWA | Zaręczam, przeczytacie i usłyszycie o tym wszędzie: przejmująca, szczera opowieść i proste aranżacje to kwintesencja muzyki ­country. Jaka historia jest zatem najlepsza?

– Oczywiście: prosta – odpowiada bez namysłu Agata. – Weźmy klasyków, czyli Johna Prine’a albo Dolly Parton: po trzech wyśpiewanych przez nich wersach mamy doskonale zarysowaną sytuację i zbudowane napięcie. Wiemy, gdzie jesteśmy, jak się mają sprawy, kto jest bohaterem i co się wydarzyło. A muzyka? Wystarczy nauczyć się trzech akordów, żeby napisać świetną piosenkę, i właśnie to najbardziej mnie w country ujmuje. Piosenki Patsy Cline albo Hanka Williamsa mają bardzo proste melodie, zawierające jednocześnie gigantyczny ładunek emocjonalny. Chwytają za serce.

RICHMOND, WIRGINIA  | Młody mężczyzna w skropionej deszczem szarej koszulce mówi wprost do kamery telefonu, siedząc za kierownicą kampera. Czasem przysłania go kierownica. Na Wschodnim Wybrzeżu musi być chłodno, szyby auta są zaparowane. Za pożogą rudej brody kryje się sympatyczna twarz. Uroku dodają jej idealnie zielone oczy.

W momencie, w którym oglądam to nagranie, Oliver Anthony jest najpopularniejszym wykonawcą w Stanach. Został pierwszym artystą, któremu udało się wskoczyć na szczyty list przebojów bez wcześniejszej muzycznej historii. Z przeróżnych rankingów, które pączkują teraz na stronach muzycznych portali, wynika, że pokonał już takie supergwiazdy jak Taylor Swift. Nagrany telefonem filmik, na którym wykonuje swój najpopularniejszy utwór, obejrzano na YouTubie ponad 70 mln razy. Na Spotify ta sama piosenka (wrzucona do serwisu w sierpniu) ma ponad 80 mln odtworzeń.

Prosto w serce

Jako nastolatek Christopher Anthony Lunsford (bo tak się naprawdę nazywa) rzucił szkołę, by pracować w fabryce. Country komponuje i gra od mniej więcej dwóch lat, muzyka pomogła mu wyjść z nałogu. Unika rozgłosu, nie lubi udzielać wywiadów. Jeśli ma coś do powiedzenia, wrzuca to bezpośrednio do mediów społecznościowych. Zabiega, by bilety na jego koncerty nie kosztowały więcej niż 25, góra 40 dolarów. Piosenki, które umieszcza w sieci, są w dużej mierze krytyką tego, jak urządzony jest świat, atakują polityków, układy, krytykują system podatkowy. Opowiadają o sytuacji finansowej przeciętnego obywatela, utrudnionym dostępie do opieki zdrowotnej itd.

Wszystko zaczęło się od kawałka „Rich Men North of Richmond”, antyrządowego hymnu wymierzonego w Waszyngton. I mimo że przeróżni politycy nieustannie próbują rozgrywać jego popularność, otwarcie deklaruje, że ma dość zarówno Republikanów, jak i Demokratów. Jak zdecydowana większość jego rodaków – wedle niedawnych sondaży jedynie 20 proc. Amerykanów liczy na reelekcję Bidena, a o zaufaniu do Trumpa nie ma co mówić.

„Jesteśmy zwykłymi ludźmi, a nie Republikanami czy Demokratami” – relacjonują wypowiedzi wielbicieli Anthony’ego amerykańskie dzienniki. „Miło jest mieć w głównym nurcie kogoś, kto ma dość odwagi, żeby to powiedzieć” – słychać podczas koncertów. „Jest jak Bob Dylan lat 20. XXI wieku” – wierzą sąsiedzi z rodzinnego Farmville. „Oliver Anthony jest teraz latarnią morską” – nie szczędzą pochwał ludzie z branży. Prasa obwieszcza wielki renesans muzyki country.

BAR STUDIO, WARSZAWA  | Co ciekawe, Agata Karczewska nie myśli wcale o country jako określonym brzmieniu. Dla niej to synonim wrażliwości i otwartości wobec ludzi, którzy niekoniecznie są z naszego świata, wyznają inne wartości. Postawa sprzyjająca łamaniu stereotypów, przejawiająca się poszukiwaniem wspólnego języka. Porter powtarza w wywiadach, że wszystko, co komponuje, pochodzi „prosto z jego serca”, stara się pisać bez oceniania i moralizowania, bo „życie jest takie, jakie jest”.

– Na płycie „On The Wrong Planet” opowiadamy o tym, co nas boli – uzupełnia Agata. – Dla Johna to manifest naszej emocjonalności i wrażliwości muzycznej, naszego spojrzenia na świat. Czasem rzeczywiście czujemy się, jakbyśmy byli z innej planety, obcy albo raczej wyobcowani.

W radzeniu sobie z tym uczuciem pomaga muzyka nagrana przez kogoś, kto czuje jak my.

– Kiedy pierwszy raz słuchałam debiutanckiej płyty Julien Baker [młodej piosenkarki z Tennessee – red.], pomyślałam: „Boże, to jest dokładnie to, co czuję, i dokładnie to, co sama chciałabym napisać i opowiedzieć innym”. Byłam szczęśliwa, że ktoś czuje jak ja – to daje siłę. Jest jakaś ulga w tym, że nie jest się jedyną osobą na świecie, która myśli i czuje w określony sposób.

Agata Karczewska

Gdy pytam o muzyczne korzenie wychowanej na warszawskim Wilanowie dziewczyny, Karczewska odwołuje się do klasycznych rockowych zespołów, których słuchał jej tata – Beatlesów, Rolling Stonesów, Led Zeppelin i Deep Purple.

– Pierwsza piosenka, którą nauczyłam się grać? „Mr. Tambourine Man” Boba Dylana. Byłam bardzo dumna, że udało mi się opanować trzy najprostsze akordy, z których składa się ten utwór, a później już poszło.

Dla Johna Portera country to pierwsze, najważniejsze dźwięki, słuchał tej muzyki jako dzieciak – fanem country był jego ojciec. „Wiadomo, później odkryłem lawinę pięknej muzyki, zaczynając od The Beatles, ale country to jest szczera i prosta muzyka, która trafia prosto w serce” – powtarza w wywiadach.

SPOTIFY, ŚWIAT  | W epoce przeróżnych cudów, gdy z zaświatów na scenę w formie hologramów trafiają Whitney ­Houston czy Amy Winehouse, a sztuczna inteligencja jest w stanie wygenerować nowe utwory Nirvany czy Johna Lennona albo zmusić papieża, by wcielił się w gwiazdę rapu, autentyczność – a czasem także oczywiście jej iluzja – staje się coraz bardziej pożądanym towarem.

Być może to jeden z głównych powodów, dla których przez większą część tegorocznego lata muzyka country – prosta, szczera historia – królowała na najwyższych pozycjach list przebojów, nie tylko w Stanach. U podstaw pragnienia przeżycia i przekazania innym czegoś autentycznego – zarówno u Olivera Anthony’ego, Orville’a Pecka, jak i duetu Karczewska-Porter – leży wyczerpanie pośpiechem, znudzenie pop-powierzchownością oraz tym, jak na tej planecie mają się przeróżne sprawy. Okazuje się, że są jeszcze tacy, którzy wierzą, że cennych rzeczy w życiu nie da się kupić ani sprzedać. Przynajmniej w tym sezonie. ©℗

 

AGATA KARCZEWSKA POLECA

▪ TOWNES VAN ZANDT „TOWNES VAN ZANDT” (1969)Album doskonały. Wystarczy posłuchać „Fare Thee Well, Miss Carousel”, żeby zorientować się, że Townes to najwyższa songwriterska półka.

Prosto w serce

▪ ORVILLE PECK „PONY” (2019)Tak wyobrażam sobie przyszłość muzyki country. Hipnotyzująca, intrygująca płyta, która bezczelnie queeruje kowbojskie stereotypy.

Prosto w serce

▪ SIERRA FERRELL „LONG TIME COMING” (2021)Jeden z najciekawszych głosów nowego pokolenia country. Niepokorna, charyzmatyczna osobowość, która tworzy muzykę jakby nie z tej epoki.

Prosto w serce

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Od 2018 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, dziennikarka i redaktorka Działu Kultury, wydawczyni strony TygodnikPowszechny.pl. W 2019 r. nominowana do nagrody Polskiej Izby Książki za najciekawszą prezentację książek i czytania w mediach drukowanych. Od… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Prosto w serce